Strona główna ZSPiT

Wiek - wiekowi, człowiek - człowiekowi światło podaje.

ZESPÓŁ SZKÓŁ PEDAGOGICZNYCH I TECHNICZNYCH

im. Komisji Edukacji Narodowej

Lublin ul. Krzywa 6 ( 1962 - 1993 )

 

www.zspit.com

       

 

     

Nasi okupanci 1932 - Tadeusz Żeleński (Boy)

Tadeusz Zelenski, pseudonim Boy (1874-1941), syn W. Zelenskiego, krytyk literacki i teatralny, publicysta, satyryk, tłumacz. 1892-1900 studiował na UJ medycynę. 1901-1906 pracował jako lekarz, specjalizując się w pediatrii. Od 1906 współautor programów kabaretu Zielony Balonik. 1915 powołany do armii austriackiej. Do zakończenia I wojny światowej był lekarzem kolejowym. 1922 zamieszkał w Warszawie. 1914 odznaczony przez Akademię Francuską, 1922 Krzyżem Kawalerskim Legii Honorowej za liczne i znakomite przekłady (przełożył ponad 100 tomów klasyki literatury francuskiej). 1933 członek Polskiej Akademii Literatury. Po wybuchu II wojny światowej we Lwowie, gdzie został kierownikiem katedry historii literatury francuskiej na tamtejszym uniwersytecie. Zamordowany po zajęciu Lwowa przez Niemców.

Termin użyty w tytule nasunął mi się, kiedy czytałem enuncjację ks. prymasa Hlonda. Istotnie, kiedy się czyta ten list w sprawie nowej ustawy małżeńskiej, przechodzący w gwałtowności swojej znane orędzie dwudziestu pięciu biskupów, ma się wrażenie, że to mówi przedstawiciel postronnego mocarstwa, rezydujący w naszym kraju, ale obcy, przemawiający tonem władcy. Mamy już w naszej historii takie smutne wspomnienia...

"Już z okazji ostatniego święta papieskiego - pisze ks. prymas - napiętnowałem niesłychany projekt ustawy o małżeństwie jako zamach... jako zuchwałą próbę... wydania rodziny na bezeceństwa bolszewizmu... Komisja Kodyfikacyjna ośmieliła się jednak zlekceważyć... Nie, można dość stanowczo odeprzeć tych haniebnych zakusów..." I tak dalej.

Napiętnowałem... zuchwałą... bezeceństwa... ośmieliła się... haniebne zakusy... Co słowo, to obelga; i to, dzięki duchownemu charakterowi ks. prymasa, wolna od rygorów Boziewicza. Tak przemawia rzymski dygnitarz do wielkiego ciała najpoważniejszych prawoznawców, powołanych przez polski rząd celem przygotowania nowych ustaw!

"Bolszewizm"... Wszystko bolszewicy. Wiemy już teraz, co pod tym tak nadużywanym słowem rozumieć. Rektorowie, profesorowie uniwersytetu, sędziowie i prezesi Sądu Najwyższego - to wszystko są bolszewicy, nie mający innej troski, jak tylko wydać rodzinę polską na bezeceństwa. Wszyscy - bo projekt ustawy przeszedł jednomyślnie. Nawet najwierniejszy z wiernych, cnotliwy prof. Makarewicz, też odtrącony i pohańbiony jako bolszewik! Któż tedy został sfanatyzowanym biskupom? Święta Tulia i święta Żyta. Ale nie lekceważmy tego. Wspominałem o swoistym sposobie, w jaki niegdyś ksiądz Stojałowski poddawał wnioski pod głosowanie na wiecach. Nie przeczuwałem, że tak wiernie skorzystają księża biskupi z jego recepty: już zarządzono we wszystkich kościołach śpiew Pod Twoją obronę przeciw projektowi Komisji Kodyfikacyjnej...

Są w tej sytuacji osobliwe paradoksy. Oto np. państwowe radio nadaje obelżywe kazania, wymierzone przeciw projektowi państwowej Komisji. Rząd najwyraźniej wydaje na łup swoją Komisję Kodyfikacyjną. "Oni jej nie uważają za swoją (tak mi tłumaczył ktoś znający stosunki); w tej Komisji nie ma ani jednego pułkownika." Zapewne, to jest argument; niemniej ta miękkość rządu, który aż nadto twardą ręką umie bronić swego autorytetu, musi tutaj zastanowić.

Milczą wszystkie pisma; albo milczą, albo zachowują wstydliwy obiektywizm. Nawet nasze sławne dzienniki - Boże, zmiłuj się! - masońskie. Milczy socjalistyczny "Robotnik", który, odkąd został ciurą klerykalnej endecji, pilnie się strzeże, aby niczym nie zamącić harmonii "wspólnego frontu". Słowem, dzienniki informują nas co dzień o wszystkich najdalszych wypadkach i katastrofach, ale nie mówią o tym, co społeczeństwa najbliżej dotyczy.

A biskupi szaleją. Niedługo czekaliśmy na skutki konkordatu, owego niepoczytalnego konkordatu, dającego biskupom przywileje, jakich nie mieli w Polsce nawet w średniowieczu, konkordatu, który czyni z nich wyłącznie przedstawicieli Rzymu, luźnie związanych z naszym społeczeństwem, czujących się ponad naszym prawem.

I kiedy się czyta te orędzia, które spadają teraz jedno po drugim, uderzyć musi ich obcość, twardość. Nikt by nie pomyślał, że to chodzi przecież o dobro ludzi, ich owieczek. Oto np. orędzie w sprawie nowego projektu kodeksu karnego. Zupełnie słusznie mógłby ten projekt zainteresować naszych biskupów. Mogłoby ich np. poruszyć wprowadzenie kary śmierci, tak sprzecznej z przykazaniem "nie zabijaj"; mogłaby ich uderzyć bezsilność pewnych dążeń kodeksu wobec braku odpowiednich instytucji humanitarnych. Cóż za pole dla działania chrześcijańskiego! Otóż nic z tego wszystkiego nawet nie zwróciło uwagi naszych prałatów; w całym kodeksie zainteresował ich tylko jeden punkt: mianowicie to, że w pewnych wypadkach nieszczęśliwa kobieta może być - o zgrozo! - zwolniona od kilkuletniego więzienia. Przeciw tej kobiecie wyruszyło aż dziewięciu biskupów z pastorałami. Poza tym - zdają się mówić - męczcie się, wieszajcie, więźcie, katujcie, co nas to obchodzi!

Druga rzecz - ustawa małżeńska. Kto zna nastrój i skład Komisji Kodyfikacyjnej, jej oględność i umiarkowanie, ten zrozumie, że Komisja ta aż nadto była skłonna iść na rękę rzecznikom Kościoła w sprawie tej ustawy. Nawet jej projekt w tym właśnie wypadł niezręcznie, że chciał być zanadto bezkompromisowy; że zamiast jasno i stanowczo oddzielić stronę cywilną od kościelnej, starał się te dwie rzeczy, o ile można, skojarzyć. I jeżeli nasi kodyfikatorzy zdecydowali się w końcu wypuścić swój projekt bez aprobaty kleru, to widać dlatego, że wszystkie próby porozumienia okazały się daremne. A to, co ks. prymas Hlond i 25 biskupów przedstawiają jako "bolszewickie bezeceństwa", to jest po prostu zbliżenie się do tego, co istnieje we wszystkich krajach, co Królestwo Polskie miało przed stu laty, co b. zabór pruski - własna diecezja prymasa Hlonda - ma jeszcze dziś... Gdyby wierzyć ks. prymasowi, w całej Europie ludzie żyją jak zwierzęta! I tam jakoś Kościół godzi się z istniejącym stanem rzeczy. Ale bo też w innych krajach nie ma mowy o tej okupacji, znanej tylko w Polsce i - do niedawna - w... Hiszpanii.

O co zresztą chodzi? Jeżeli formuła Komisji Kodyfikacyjnej jest nie po myśli Kościoła, można by się wszak porozumieć co do jej zmiany; ale cała rzecz w tym, że kler nie chce żadnego porozumienia, nie chce unormowania tej sprawy, nawet dzisiejszy chaos i chroniczny skandal stosunków prawnych są mu milsze niż jakiś porządek, o ile by ten porządek nie przyznawał mu absolutnego monopolu, cła i myta we wszelkich sprawach małżeńskich. Chodzi oto "ucho igielne", przez które, wbrew słowom Pisma, przechodzą jedynie bogacze...

I znów uderzyć musi ten twardy, nieludzki ton. Nic ich nie obchodzą cierpienia ludzi, demoralizacja, krzywda, zamęt prawny. Nigdy w tych orędziach nie zabrzmi nuta współczucia. Cierpieć, męczyć się i... płacić to jedyna rola człowieka na tym ziemskim padole. Zwłaszcza płacić.

I to jest charakterystyczne: o wszystkim mówią te orędzia, tylko nie o kwestiach materialnych. Utarła się taka kurtuazja, bardzo wygodna; wobec kleru, który - zbiorowo czy pojedynczo - jest najbardziej nieubłagany, gdy idzie o sprawy pieniężne, stale przystoi udawać, że te rzeczy nie istnieją, że wszystko rozgrywa się w wymiarach zaziemskich.

Tak więc, o cokolwiek chodzi, o szkolnictwo czy o kodeks karny, czy wreszcie o nową ustawę małżeńską, wszędzie ci nowi wielmoże przeciwstawiają się jakiejkolwiek zbawczej i koniecznej reformie, wszędzie nieubłaganie ścigają własne "mocarstwowe" cele, obce społeczeństwu, w którym żyją. Wiemy, czym straszą i co robią; ale co dają? Czym zamanifestowali swój udział, swoje istnienie w ciężkim okresie, jaki przechodzimy? Msza na intencję bezrobotnych; zeszpecenie jednego z placów projektem brzydkiego pomnika i - przede wszystkim - wyciskanie ostatniego grosza z biedoty na wszystkie sposoby. A grosz, który dostanie się do tego mieszka, już stracony jest dla obiegu!

A ich sposoby? Dość zajrzeć do pism i pisemek klerykalnych; miarę tego daje zresztą sama Katolicka Agencja Prasowa! Wstyd powiedzieć, ale wystarczy ujrzeć ten podpis KAP, aby mieć uczucie, że człowiek dotyka się czegoś oślizgłego, brzydkiego; aby wiedzieć, że "komunikat", sączony na całą Polskę jak ślina, zawiera potwarz lub kłamstwo, czelne, obliczone na najniższy poziom odbiorcy.

Dam drobny przykład, sam w sobie mało ważny, ale charakterystyczny. Świeżo całą Polskę zalały komunikaty KAP o tym, że mariawicki arcybiskup Kowalski entuzjazmuje się Boyem i tytułuje go w swoich artykułach "kochany kolego". Ambo meliores, dwaj koledzy - haftuje na ten temat za Kapem parę tuzinów gazetek. W istocie zaś był w mariawickim "Głosie Prawdy" artykuł, ale nie za mną, tylko przeciw mnie, nie przez arcybiskupa Kowalskiego, tylko przez nie podpisanego autora, i nie autor artykułu mówi tam "kochany kolego" do mnie, tylko ja mówię "kochany kolego" w fikcyjnej rozmowie do fikcyjnego literata... Oto próbka "katolickiego" systemu prasowego. Ale jak to zorganizowane! Wystarcza zełgać w centrali w Warszawie, a już echa tego wracają z najdalszych zakątków Polski przez cały miesiąc. Warto się abonować w Informacji Prasowej Polskiej, aby studiować proces krążenia potwarzy.

Tak, organizacja znakomita. I na niej zasadza się siła tej prepotencji z jednej strony, z drugiej zaś na rozproszkowaniu, na bierności oświeceńszych żywiołów, na tchórzostwie prasy, tej nawet, która uchodzi za wolnomyślną. Nasze dzienniki licytują się w przypochlebianiu klerowi; i one grają na ciemnotę mas.

Ale zdaje się, że tym razem biskupi przesolili. Skoro czterdziestu kilku członków Komisji Kodyfikacyjnej, wybieranych spomiędzy najbardziej zrównoważonych żywiołów, zdecydowało się przeciwstawić klerowi, narażając się świadomie na obelgi i klątwy, to znak, że przebrała się miara buty i wichrzycielstwa prałatów i że, wobec ich destrukcyjnej działalności, nasi aż nazbyt cierpliwi kodyfikatorzy też musieli powiedzieć swoje: Non possumus.

Po ich też stronie, mimo nie cofającej się przed niczym agitacji, stoi całe oświecone społeczeństwo. Powinno to dać pobudkę do zorganizowania się, do stworzenia jakiejś Ligi Ludzi Wolnych czy czegoś podobnego (może Liga im. Bolesława Śmiałego?...), aby się bodaj policzyć, aby sobie dodać otuchy przez poczucie wspólności. Nie chodzi tu wcale o stawanie przeciw religii, której nikt i nic tutaj nie zagraża; chodzi o to, aby strząsnąć jarzmo nowej okupacji, które grozi wolnej Polsce. Liczne głosy, które otrzymuję z całego kraju, dowodziłyby, że myśl ta jest dojrzała; może by kto zajął się jej urzeczywistnieniem. Niechże nasza Komisja Kodyfikacyjna, która, mimo omyłek, jakie mogą się jej zdarzyć, pracuje szczerze nad stworzeniem nowoczesnych podstaw prawnych naszego życia, czuje, że ma silne oparcie. A jeżeli nasi okupanci każą swoim Żytkom śpiewać Pod Twoją obronę, nie pozostanie nam nic innego niż zaśpiewać... odpowiednio zmodyfikowaną Rotę.

[Nasi okupanci, Warszawa 1932]

Czym Tadeusz Boy Żeleński naraził się LPR?  Piotr Chmielarz [09.12.2003]

 
Przeglądając wrześniowy numer "Przeglądu" natrafiłem na felieton Krzysztofa Teodora Toeplitza w którym autor omawiał wniosek przedstawiony na sesji Rady Miejskiej w Krakowie przez radnych LPR Marcina Twaroga i Piotra Doerre. Rzecz dotyczyła imienia patrona krakowskiemu Gimnazjum nr 21. W czasie sesji wysunięto propozycję nadania gimnazjum imienia Tadeusza Boya Żeleńskiego. Wniosek ten spotkał się ze sprzeciwem radnych LPR, którzy nie tylko oprotestowali go, ale zażądali nawet usunięcia pomnika pisarza z krakowskich plant i zmiany nazwy ulicy Żeleńskiego. Według nich Tadeusz Boy Żeleński nie powinien być patronem gimnazjum, gdyż kolaborował z sowietami we Lwowie, popierał pornografię, kazirodztwo i aborcję.

Czy istotnie Żeleński był zwolennikiem pornografii, kazirodztwa, aborcji czy też jest to zwykła insynuacja?

Tadeusz Boy Żeleński to jedna z ciekawszych postaci okresu międzywojennego. Jest on znany przede wszystkim ze swojej działalności translacyjnej - przetłumaczył szereg dzieł literatury francuskiej np. utwory Moliera, Balzaca, Villona, Montaigne. Oprócz tego parał się także pisarstwem. Jego najsłynniejszą książką są "Słówka", zawierające utwory wystawiane w kabarecie Zielony Balonik. Innym znanym dziełem jest "Marysieńka Sobieska" - biografia Marii d'Arquin, żony Jana III Sobieskiego.

Tadeusz Boy Żeleński był laureatem wielu nagród, m.in. Nagrody Literackiej miasta Warszawy, palm Akademii Francuskiej czy krzyża kawalerskiego orderu Legii Honorowej. Działał w Penklubie oraz w komisji reformy języka polskiego. Oprócz aktywności literackiej i tłumaczenia dzieł z literatury francuskiej Tadeusz Boy Żeleński brał czynny udział w życiu społecznym. Wypowiadał się w sprawach kontrowersyjnych, np.o rozwodach, aborcji, karze śmierci oraz cenzurze.

Przyjrzyjmy się jego poglądom, gdyż może być to pomocne w wyjaśnieniu niechętnej postawy LPR - owców wobec niego.

Weźmy najpierw rozwody. W okresie II Rzeczypospolitej w zakresie prawa rodzinnego obowiązywały kodeksy państw zaborczych. Kodeks rosyjski z 1836 roku przewidywał legalność ślubów wyznaniowych. Rozwód mógł być przeprowadzony tylko przez przedstawicieli danego kościoła. W zaborze pruskim obowiązywał niemiecki kodeks cywilny, uwzględniający możliwość ślubów cywilnych oraz rozwodów. Kodeks austriacki zakładał możliwość ślubów wyznaniowych ale tylko w wypadku wyznań uznanych przez państwo. Jeżeli obywatel był wyznawcą innej religii pozostawał mu tylko ślub cywilny. W cyklu felietonów zebranych w tomie "Dziewice Konsystorskie" pisarz opowiedział się za wprowadzeniem małżeństw cywilnych. Przytoczył argumenty wskazujące na stronniczość sądów konsystorskich, sprzyjających bogatym, wyznania rzymskokatolickiego zwłaszcza mężczyznom, cyt. "Katolik, ożenił się z protestantką. Zgodnie z naszą obowiązującą ustawą, ślub odbył się w kościele obrządku narzeczonej, zatem w świątyni ewangelickiej. Po pewnym czasie mężowi sprzykrzył się ten związek; cóż tedy robi? Udaje się po prostu do konsystorza katolickiego, który skwapliwie ślub ten unieważnił (bez zgody i bodaj bez wiadomości drugiej strony). Pierwszą żonę po unieważnieniu małżeństwa, mąż zostawił bez żadnego zaopatrzenia, pozbawił ją nawet mieszkania".

Wskutek rozbieżności w prawie rodzinnym ludzie, chcący przeprowadzić rozwód byli zmuszeni zmienić wiarę. Tadeusz Boy Żeleński zdawał sobie sprawę, że prowadzi to do obniżenia poziomu moralnego i daje zły przykład cyt. "Jedna z takich rozwodniczek aktorka, musiała przejść na protestantyzm dla uzyskania rozwodu. Przed tak ważnym aktem poszła oczywiście do kościoła i spłakała się. Później musiała chodzić na nauki pastora; wreszcie przyszedł dzień zmiany wyznania. Pastor mówił tak pięknie, tak podniośle, że wrażliwa artystka znowu się spłakała. Jeszcze z wilgotnymi oczyma spotyka znajomego na ulicy; opowiada mu swoją przygodę. "No i cóż teraz już pani nie będzie chodziła do dawnego kościoła, tylko do ich kościoła?" "Ależ nie, odpowiada, przeproszę Matkę Boską i będę chodziła po dawnemu".

Kościół katolicki dopuszczał możliwość unieważnienia małżeństwa, jednak metody jakie proponowali adwokaci konsystorscy - operacja sztucznego przywrócenia dziewictwa (owe dziewice konsystorskie), uznanie się za homoseksualistę - przez wielu ludzi uważane były za uwłaczające ich godności. Zmiana wiary była więc także wyrazem ich protestu. Narażało ich to często na rozmaite komplikacje ze strony kleru cyt. "Kobieta (...) oburzona zmienia religię i przeprowadza rozwód. Z czasem powtórnie wychodzi za mąż (...) na skargę moją, skierowaną do konsystorza katolickiego, odpowiedziano osobie z mojej rodziny, że unieważniono małżeństwo na podstawie bulli papieskiej Ne Temere upoważniającej do rozwiązywania związków mieszanych, których ślub nie został powtórzony w Kościele katolickim. A nie zawiadomiono mnie za karę, żem religię zmieniła".

Żeleński ubolewał też nad faktem, że kościół nie dawał jednoznacznych wzorców moralnych: z jednej strony prosty człowiek musiał tkwić w związku, który faktycznie się już wypalił, z drugiej - władze kościelne tolerowały osoby o wątpliwej reputacji w swoich szeregach, ba - powierzały im rozmaite funkcje kościelne i publiczne np. prefektów- nauczycieli religii w szkołach, cyt. "... przytoczę fakt ze świeżego procesu wileńskiego. Jak wiadomo, chodziło o to, że superintendent ks. Jastrzębski, zgodnie z zasadami swojej religii, dał ślub byłemu księdzu katolickiemu Ch. To był wielki zdobywca serc: kiedy wziął ślub, przyznał się żonie, że ma mnogie dzieci, od których musi płacić alimenta; liczył na żonę, że mu ze swej pensyjki w tym dopomoże. To się nie spodobało pani Ch. i małżeństwo rychło się rozbiło. Wówczas Ch. zwrócił się do władzy duchownej z prośbą, aby go przyjęła z powrotem na swoje łono; poczynił zeznania obciążające jego dobroczyńcę, ks. Jastrzębskiego, i poprosił, aby po naznaczeniu kościelnej pokuty dano mu jaką posadę. I wiecie jaką posadę obmyśliła mu władza duchowna? Posadę... katechety w szkole żeńskiej w Trokach".

Kolejnym problemem, który poruszył Tadeusz Żeleński była aborcja. Pisał o niej w felietonach z cyklu "Piekło kobiet". Wbrew temu co panowie z LPR mówią nie był jej zwolennikiem, bo czy może być zwolennikiem aborcji autor artykułów dotyczących chorób niemowląt w "Przeglądzie Lekarskim", człowiek, który doprowadził do utworzenia w Krakowie instytucji rozpowszechniającej sztuczny pokarm dla nich i współorganizator poradni świadomego macierzyństwa, gdzie kobiety, które zaszły w ciążę mogły zasięgnąć rady. Moim zdaniem nie. Nie podważa tego też fakt, że był przeciwny karalności aborcji, gdyż nie przyniesie to likwidacji problemu. Pytał się jak można karać kobietę, która popełniła ten czyn w sytuacji, gdy nie ma ona możliwości zapewnienia stałych środków na utrzymanie siebie i dziecka. Czyż w przypadku braku możliwości znalezienia pracy nie jest bezmyślnością "uczynić biedną dziewczynę matką, pozbawić ją pracy dlatego, się spodziewa macierzyństwa, kopnąć ją z pogardą, zrzucić na nią cały ciężar błędu i jego skutków i zagrozić jej latami więzienia, jeżeli oszalała rozpaczą, chce się od tego zbyt ciężkiego na jej siły brzemienia uwolnić - oto filozofia praw, które, aż nadto znać, były przez mężczyzn pisane".
Nie podobała mu się podłość niektórych lekarzy i brak zrozumienia dla kobiet, wygłaszanie niestosownych, cynicznych uwag, cyt. "Pani chora na płuca?(...)Tu są orzeczenia, panie doktorze(...) Nie chce pani mieć dziecka? (Uśmieszek pana lekarza.) Kiedy pani miała ostatnie dziecko? Pięć lat temu. No więc najwyższy czas mieć następne (...) Zmrużenie oka i uśmiechy wszystkich panów doktorów (...) Nie mogę mieć, panie doktorze z wielu powodów (...) Dla pana doktora jest jednak ten najważniejszy, że przez dwa tygodnie odpluwałam krwią. Tak? A cóż to szkodzi? Cała komisja się śmieje i patrzy na mnie czterech doktorów. Zaczeka pani na orzeczenie. Czekam dostaję kartkę: Nie ma wskazań do przerwania ciąży".

Co należy zrobić, żeby zlikwidować problem aborcji? Według Żeleńskiego konieczne jest: cyt. "Zdjęcie hańby z nieślubnego dziecka; otoczenie szacunkiem matki, która, porzucona przez mężczyznę uchylającego się od swych obowiązków, sama odważnie się ich podejmuje; ochrona kobiet na czas ciąży i połogów, żłobki, domy matki i dziecka, poprawienie stosunków mieszkaniowych, może ustosunkowanie płac wedle ilości dzieci lub wprowadzenie ubezpieczeń na wypadek narodzin dziecka, odpowiednie reformy systemu podatkowego, uregulowanie alimentacji".

Oprócz tego należałoby, otwierać poradnie świadomego macierzyństwa, upowszechniać środki zapobiegające niepożądanym ciążom, jest to konieczne gdyż: cyt. "Płodność, którą lubimy się chełpić, jest blichtrem i klęską; jest w znacznej mierze złudna, ponieważ konsekwencją jest jej równoczesne zwiększenie śmiertelności dzieci. Otóż dziewięciomiesięczna ciąża, karmienie i hodowanie dziecka skazanego na śmierć jest olbrzymim ubytkiem kapitału, nieszczęściem rodziny ruiną sił matki. Nie mniej odbija się to na stronie moralnej. Ojciec zapracowany dla zbyt licznej rodziny, matka zajęta wciąż nowym rodzeniem - nie mogą się oddać wychowaniu dzieci, które chowają się same jak mogą, często w rynsztoku. Zapobieganie ciąży jest najskuteczniejszym środkiem przeciw pladze poronień, których liczba dochodzi wielokroć tysięcy. Regulacja urodzeń jest najskuteczniejszym środkiem zmniejszenia statystyki dzieciobójstwa, samobójstw, nieślubnych dzieci, małoletnich zbrodniarzy i wreszcie nędzy".

Tadeusz Boy Żeleński był człowiekiem wierzącym, ale uważał, że problemu aborcji nie da się zlikwidować drogą więzienia lub wyroków śmierci, dążył więc do jego marginalizowania innymi metodami. Wierzył, że świadome powagi macierzyństwa kobiety nie będą lekkomyślnie zachodzić w ciążę. Wiedział jednak, że zachodzące wielokrotnie w ciążę matki wyniszczone licznymi porodami, biedne i pozbawione właściwej opieki medycznej traciły zdrowie. Zarówno one jak i ojcowie rodzin nie byli w stanie poświęcić należytej uwagi swojemu potomstwu. W rezultacie nie mając właściwych wzorców wychowawczych takie dzieci często popadały w konflikt z prawem. Według Żeleńskiego jedynie rozpowszechnienie wiedzy o antykoncepcji, poprawa poziomu życia i organizacja poradni świadomego macierzyństwa pozwoli zmarginalizować lub zlikwidować problem aborcji.

Dla wielu ludzi w Polsce Tadeusz Boy Żeleński jest osobą kontrowersyjną, gdyż popadał w konflikt z kościołem. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że ze względu na swoje poglądy był on przedmiotem niewybrednych napaści ze strony duchowieństwa i środowisk prawicowo, klerykalnych. Skutecznie wykorzystywał jednak swój talent pisarski do obrony przed tymi atakami.

Tadeusz Żeleński, podobnie jak wielu przedstawicieli inteligencji, był zaniepokojony zakusami kościoła oraz środowisk endeckich, które starały się ograniczać wolności obywatelskie i narzucić jedyny światopogląd lub przywracać przestarzałe uprawnienia kościelne, np. na Śląsku w XVIw. na mocy rozporządzeń cesarzy z dynastii Habsburgów nauczyciele mieli obowiązek służyć jako organiści przy kościołach. Próba ponownego narzucenia tego obowiązku prowadziła do protestów środowiska nauczycielskiego.

W kilku felietonach zebranych w książce pod tytułem "Nasi Okupanci" pisarz poruszył temat prób narzucania przez kler cenzury. Przykładem może być wielkopomne dzieło jezuity ks. Pirożyńskiego p.t. "Co czytać", któremu zostały poświęcone felietony "Ku czemu Polska idzie" oraz "Moralnie obojętne". Tadeusz Boy Żeleński przytaczając odpowiednie cytaty wykazał nieznajomość treści książek omawianych przez ks. Pirożyńskiego, który jednak bez wahania potępia je. Pisze np. "Małkowska Zofia "Romans Teresy Hennert" bezwartościowa powieść, przetykana niestosownymi obrazami." Lub "Berent Wacław. Mimo wielu sympatycznych stron w twórczości Berenta należy go uznać za pisarza niezdrowego, już to wskutek często trafiających scen nieodpowiednich, już to wskutek niechęci do nauk Kościoła, czemu dał niezbity dowód tłumaczenia na język polski kilka tomów dzieł Nietzschego...". Równocześnie Boy wyraził swój "szczery podziw i uznanie" wobec znakomitej znajomości literatury pornograficznej i niskiego lotu wykazanej przez "szanownego" ojca Pirożyńskiego, przyrównując go do dziennikarza, który informując o zamknięciu przez policję przybytku uciech cielesnych podaje równocześnie jego dokładny adres.

Panowie LPRowcy zarzucają Żeleńskiemu propagowanie pornografii, chcą usunięcia jego nazwisk z ulic oraz zniszczenia pomnika. Ciekawa propozycja, dlaczegóż by jednak poprzestać na tym. Wyrzućmy z historii literatury i listy lektur szkolnych np. Aleksandra Fredrę za choćby XIII księgę "Pana Tadeusza". Przytaczam tu jako dowód rzeczowy fragment - jest on chyba najłagodniejszy "...Tak myśląc jął Tadeusz pieścić swą Zosieńkę. Najpierw ją z galanterią pocałował w rękę. Na łożu ją posadził i macając ręką dwa cycuszki jak pączuszki wyczuł pod sukienką, Rękę niżej posunął i pod sukienkę wsadził". Należałoby więc pozbawić Fredrę nie tylko ulic, ale także zapomnieć o "Zemście", "Damach i Huzarach", "Panu Jowialskim". Cóż powiecie panowie Doerre i Twarogowie - winny? Oczywiście. Kogóż to jeszcze można wziąć pod uwagę od choćby niejakiego Krzysztofa Kamila Baczyńskiego za "Białą Damę" , cyt. "Oto stojąc przed lustrem ciszy Barbara z rękami u włosów nalewa w szklane ciało srebrne kropelki głosu". Jakże to panowie LPRowcy moglibyście nie zauważyć takiego bezeceństwa. Cóż mogłyby pomyśleć te niewiniątka uczące się dopiero w szkole. Có to za zniewaga dla walczącego narodu, gdy inni ginęli w egzekucjach oraz w komorach gazowych Oświęcimia on ośmielił się pisywać erotyki. Tylko dlatego czci się go jako bohatera ,gdyż zdarzyło mu się wychylić głowę przez okno na Blanka i dostać kulkę z karabinu niemieckiego snajpera. Kolejnym kandydatem, którego powinno się umieścić na liście jest Jan Kochanowski. Czyż fraszka pt. "O dziewce" nie zawiera treści erotycznych. No cóż panowie LPRowcy bardziej stańczykowscy od Stańczyków i bardziej papiescy od Papieża na pewno znajdziecie jeszcze wielu odpowiednich kandydatów.

Mówicie, że Tadeusz Boy Żeleński splamił się zdradą narodową publikując artykuły w lwowskich gazetach i ucząc na uniwersytecie w mieście okupowanym przez Rosjan. Pamiętajmy jednak, że ucząc na Uniwersytecie Jana Kazimierza i pisząc artykuły do czasopism wypełniał on etos inteligenta i należy go za to szanować. Nie ma żadnych dowodów na to, że Żeleński był zwolennikiem okupacji radzieckiej, a jego praca wzmacniała polskość Lwowa.

Czym więc naraził się Tadeusz Boy Żeleński LPR? Głównie tym, że w swych utworach ukazywał wszelkiego rodzaju obłudę, przeciwstawiał się dulszczyźnie. Czyż to nie on w utworze Historia Prawicy Narodowej ukazał jej prawdziwe oblicze, cyt. "Z czasem osłabł już zapał szlachcica. Coraz rzadszy bywał szabli błysk; Narodowa wciąż biła prawica ale tylko biła chłopa w pysk"
Warto przeczytać jego utwory, gdyż są nie tylko wartościowe ze względu na styl pisarski ale i treść. Nie ma co wstydzić się za Tadeusza Boya Żeleńskiego, gdyż to właśnie jego praca w sferze tłumaczeń literatury francuskiej i twórczość rozsławiły nasz kraj. Należy ubolewać jedynie nad zacietrzewieniem fanatyzmem oraz brakiem znajomości tematu przez panów LPR - owców, którym w gruncie rzeczy pozostaje jedynie rzucanie bezpodstawnych oszczerstw. Gdyby tak przejrzeć całą działalność polityczną prawicy narodowej to można znaleźć wiele tego typu przykładów.

Podobne incydenty budzą zaniepokojenie w kraju oraz ośmieszają nas w świecie.

Bibliografia
1. Henryk Markowski " Boy Żeleński"
2. Tadeusz Boy Żeleński "Słówka"
3. Tadeusz Boy Żeleński "Dziewice Konsystorskie"
4. Tadeusz Boy Żeleński "Piekło kobiet"
5. "XIII księga Pana Tadeusza" www.kapelusz.pl/~kumple/
6. Krzysztof Kamil Baczyński "Wiersze i Poematy"

 Strona Główna | Historia | Dyrekcja | Nauczyciele | Forum | Księga Gości

Zalecana rozdzielczość  800 x 600 pix.
Copyright ZESPÓŁ SZKÓŁ PEDAGOGICZNYCH I TECHNICZNYCH

E - Mail