Wstęp
Współżycie kleru z nauczycielstwem nigdy
nie było idealne, jednak w wielu okolicach starano się przynajmniej
zachować pozory form, by wzajemnie nie zatruwać sobie życia.
W ostatnich czasach nastąpiła zasadnicza zmiana: kler staje się
nieslychanie agresywny i napastliwy, nauczycielstwo zostało otoczone
szpiegami, denuncjacje do władz przybrały charakter epidemiczny,
konfesjonał i kazalnica wystąpiły jako narzędzie walki, rozliczne zaś
pisma klerykalne i towarzystwa kościelne stale podkopują powagę szkoły i
nauczyciela. Kler dzisiaj nie waha się w walce z nauczycielstwem używać
nawet wyzwisk. Oto w piśmie "Gość Niedzielny", organie ks. biskupa
Adamskiego, nazywa się nauczycieIi "szarlatanami", a tenże biskup grozi:
"Będziemy łupić aż do skutku!" My, nauczycielstwo, jesteśmy spokojnymi
pracownikami i walki nie chcemy, ale pogróżki i obelgi potrafimy
odpowiednio odeprzeć i udowodnić społeczeństwu "kto jest szarlatanem".
Przed kilku laty ukazała się w druku mała książeczka p.t. "Walka o
niezawisłość szkoły w PoIsce". Autor broszury, zasłużony bojownik o szkołę
jutra, Józef Bałaban, szeregiem dokumentów zobrazował niektóre momenty
walki kleru ze szkołą i nauczycielem. Teraz po kilku latach, gdy
nagromadziły się stosy materjałów, a walka nie ustaje, trzeba dokumenty te
znów częściowo zebrać razem i światu ogłosić.
Przy tej sposobności poczuwam się do obowiązku podziękowania Szanownym
Koleżankom i Kolegom za dostarczenie mi swych notatek, pamiętników, listów
i dokumentów. Brak miejsca, uniemożliwił mi zużytkowanie wszystkich
materjałów. O ile zajdzie potrzeba, znajdą się one w innej publikacji.
Rola państwa
w pojęciu Kościoła
Treść: Dwie odrębne społeczności. Poglądy
Kościoła na Państwo. Dążność Kościoła do opanowania Państwa. Skutki
klerykalizacji Państwa.
Na odcinku oświatowym toczy kler główną i zasadniczą walkę o opanowanie
Polski, walka ta jednak ma głębsze podłoże, obejmuje szerokie dziedziny
życia państwowego i dlatego rozpatrywać ją należy na tle stosunku kleru do
Państwa. Istnieją dwie odrębne społeczności: Kościół i Państwo. Oto jak
ujmuje wzajemną ich zależność na tle encyklik papieskich "Kodeks akcji
katolickiej" ks. Guerry:
Bóg podzielił władzę nad rodzajem ludzkim między dwie potęgi: kościelną,
przełożoną nad sprawami boskiemi i świecką nad sprawami ludzkiemi (str.
29).
Kościół jest Społecznością wyższą od wszelkiej społeczności ludzkiej (str.
l7).
Jak cel, do którego zmierza Kościół jest najszlachetniejszy ze wszystkich,
tak i jego władza przewyższa wszystkie inne. Nie może być wskutek tego
uważana za niższą od władzy świeckiej, ani jej w niczem podległą (str.
30). Kościół powinien zażywać pełnej i całkowitej wolności i nie podlegać
żadnej władzy ludzkiej (str. 34).
Jezus Chrystus króluje w społeczeństwie wtedy, kiedy społeczeństwo
przyznaje Kościołowi przywilej, otrzymany od swego Założyciela,
społeczności doskonałej, mistrzyni i kierowniczki innych społeczności
(str. 56).
Państwo posiada bezpośrednie prawo rządzenia się w sprawach doczesnych
(str. 32).W sprawach, które jednocześnie podlegają, chociaż pod różnym
względem, sądowi i jurysdykcji obydwu społeczności, ta społeczność, która
ma w pieczy rzeczy ziemskie. winna zależeć tak, jak to jest właściwie i
odpowiednie, od drugiej, która otrzymała depozyt rzeczy niebiańskich (str.
34) .
Taki jest obecnie zasadniczy pogląd kleru na stosunek Kościoła do Państwa.
Pogląd ten kształtuje się przez szereg wieków. Już św. Augustyn rozróżnia
"Civitas Dei" i "Civitas Dyaboli" - Państwo Boże i państwo szatana. Już
św. Tomasz z Aquinu uznaje, że "papieżowi wszyscy królowie chrześcijańscy
winni być posłusznymi, jak samemu Chrystusowi. Kościół to dusza, a Państwo
świeckie to ciało; jak dusza rządzi ciałem, tak Kościół Państwem rządzić
powinien: Władza królewska - to księżyc, duchowna - słońce. Jak słońce
świeci własnem światłem, a księżyc jest tylko odbiciem słonecznego, tak
władza królewska jest tylko odblaskiem władzy kościelnej. - Istnieją dwa
miecze: świecki i kościelny; jeden musi być dzierżony dla Kościoła, drugi
przez Kościół, jeden przez duchowieństwo, drugi przez królów i wojowników,
ale według woli i wskazań Kapłana. (J. Ptaśnik: "Kultura wieków
średnich").
Takie zdania głosili ojcowie Kościoła i papieże w średniowieczu. Dziś
encykliki papieskie ujmują tę sprawę nieco oględniej, niemniej jednak
treść zasadnicza pozostaje niezmieniona, wszak:
Kierownicy Państw winni czcić imię Boże, zaliczać do głównych obowiązków
popieranie religji, otaczanie jej życzliwością, zabezpieczane jej
autorytetem praw opiekuńczych oraz nie czynienie nic, coby było sprzeczne
z jej całością (Leon XIII. Immortale dei II.23).Z powyższych poglądów na
stosunek Kościoła do Państwa wynika wniosek, że Państwo w oczach kleru
jest objektem, który, bez względu na. interes swych obywateli, służyć
winien przedewszystkiem celom Kościoła. I tak jest w istocie. We
wszystkich państwach i poprzez wszystkie wieki jesteśmy świadkami, jak
Kościół usiłuje podporządkować Państwo swoim celom, jak swemi wpływami
stara się przeniknąć do wszystkich komórek społecznych i działalność tych
komórek nastawić w pożądanym dla siebie kierunku.
Zjawisko to, zależnie od okoliczności, przybiera najrozmaitsze formy.
Gdzie Państwo jest silne, a społeczeństwo odporne na wpływy klerykalne,
tam i kler redukuje do minimum swe żądania, stara się być dziwnie mało
wymagającym, uległym nawet, jedynie powoli, najczęściej ubocznemi drogami,
stara się rozszerzyć i gruntować na przyszłość swe wpływy.
Inaczej jest na terenach, opanowanych przez czynniki klerykalne. Tam
uroszczenia kleru nie znają granic, rosną jak lawina z dniem każdym, duszą
bezwzględnie każdą myśl niezależną i prowadzą Państwo i społeczeństwo do
nieuchronnej zguby: Widzimy to na przykładzie Hiszpanji, która wskutek
uległości wobec kleru, oraz inkwizycji i walk religijnych stała się
odstraszającym przykładem ciemnoty, zacofania i wewnętrznych
zamieszek.Widzimy to niestety również i na przykładzie Polski. Dla obrony
wiary wielokrotnie krwawiła się Polska na dalekich ziemiach Warny, Mohacza
czy Wiednia, zdobywając dla siebie słusznie się jej należący tytuł
"przedmurza chrześcijaństwa", dla rozszerzania wiary na sąsiednie ludy
sprowadziła za radą kleru do siebie zakon krzyżacki, podporządkowała za
Batorego i Wazów swe możliwości wpływów na wschodzie interesom Rzymu,
zdusiła u siebie w imię walki z innowierstwem pięknie rozwijającą się myśl
państwową wieku XVI-go, oddała w XVII-tym i XVIII-tym wieku niepodzielnie
w ręce Jezuitów całe wychowanie narodu, wyniosła na ołtarze, jako głównego
swego patrona św. Stanisława, który słusznie uchodzić może za symbol
władzy Kościoła nad Państwem. - A rezultat tego wszystkiego? - Niewola
stukilkudziesięcioletnia, zagadnienie Prus Wschodnich i wstrzymanie przez
wiele lat bytu politycznego i rozwoju kultury narodu.
Konkordat a interes państwa polskiego
Treść: Konkordat polski zbiorem
przywilejów. Konkordat pruski, a plany rewizjonistyczne Niemiec.
Konkordaty korzystne i mniej korzystne. Konkordat polski na tle innych
konkordatów.
Stosunek Kościoła do Państwa Polskiego reguluje oficjalnie poza
Konstytucją konkordat, zawarty w l925 r.
Kler rzymsko-katolicki wmawia uporczywie w bezkrytyczne masy
społeczeństwa, że "semper fidelis" Polska cieszy się specjalnemi względami
Stolicy Apostolskiej. Gdyby nie było szeregu faktów historycznych,
przeczących temu twierdzeniu, gdyby całe postępowanie kleru nie świadczyło
o jego obojętności, a nawet nieżyczliwości dla spraw żywotnych Państwa,
sam konkordat już mógłby stanowić zupełnie wystarczający przykład owych
"specjalnych" względów.
Jest to właściwie zbiór przywilejów, jakie, wyzyskując dogodną dla siebie
sytuację, zagwarantował sobie kler w Państwie Polskiem.Czegóż tam niema? -
Państwo zapewnia Kościołowi pełną wolność, swobodne wykonywanie władzy
duchownej, jurysdykcji, swobodną administrację majątkami, swobodne i
niczem niekrępowane - nawet względami państwowemi - znoszenie się Stolicy
Apostolskiej i biskupów z duchowieństwem i wiernymi. Mało tego: Państwo
zobowiązuje się do udzielania swej, pomocy przy wykonywaniu postanowień i
dekretów kościelnych, przyrzeka duchownym szeroko pojętą opiekę prawną,
zwalnia ich w znacznej części od podatków, zapewnia duchownym sute
uposażenie materjalne it.d. it.d.
I cóż wzamian za to Państwo otrzymuje? Oto to, że w niedzielę i w dzień
święta państwowego Trzeciego Maja księża odprawiać będą modlitwę
liturgiczną za pomyślność Rzeczpospolitej i jej Prezydenta, że biskupi
składać będą przysięgę wierności dla Państwa i kilka podobnych "ustępstw".
Jeżeli w konkordacie polskim ujawniła się silnie zaborczość kleru i jego
dążenie do uzależnienia Państwa od siebie, to w niektórych konkordatach
państw obcych uwydatnia się jeszcze dobitniej szkodzenie interesom
polskości. Ciekawe przykłady tego podaje dr. Wilanowski w swej pracy p.t.:
"Stosunek Kościoła do Państwa w świetle ostatnich konkordatów".
W konkordacie zawartym z Prusami poszła Stolica Apostolska przy nowem
rozgraniczeniu i prowincyj kościelnych i diecezyj rządowi pruskiemu bardzo
na rękę (str. l00).
Konkordat w l82l r. stanowił, że diecezja wrocławska i warmińska będą
podlegały bezpośrednio Stolicy św. Gdyby i nadal tak pozostać miało, mogło
to sprawiać wrażenie, że Prusy Wschodnie (diecezja warmińska), oddzielone
tzw. korytarzem, nie stanowią z resztą państwa czegoś organicznie
złączonego. Dlatego więc w konkordacie nowym zmienia się to w ten sposób,
że biskupstwo wrocławskie zostaje podniesione do godności arcybiskupstwa -
metropolji, gdy biskupstwo warmińskie, tracąc swą egzempcję staje się
odtąd częścią świeżo utworzonej prowincji kościelnej wrocławskiej. Dzięki
temu Prusy Wschodnie, oddzielone od reszty Państwa Polskiego polskim
korytarzem zostają pod względem kościelnym ściśle z całością tegoż Państwa
złączone. Jest to rzecz całkiem nowa, a pod względem politycznym mająca
wprost kolosalne znaczenie (str. 20 i 2l).To już jedna przysługa Państwu
Pruskiemu wyświadczona Następnie idąc temuż państwu na rękę w jego
dążnościach znacznie już dalej sięgających, bo aż rewizjonistycznych,
Stolica Apostolska nie dołączyła, przy nowem rozgraniczeniu diecezyj,
pozostałych po stronie niemieckiej skrawków archidjecezji
gnieźnieńsko-poznańskiej i diecezji chełmińskiej do archidjecezji
wrocławskiej, jakby tego wymagało ustalenie obecnego stanu granic
państwowych między Polską a Niemcami, lecz zamiast tego stworzyla z nich
całkiem niezależną jednostkę administracyjną, t.zw. praelatura nullius z
siedzibą. owego praelatus nullius nad samą granicą polską, bo w Pile
(Schneidemuhl). Rozumie się, robione to było nie w tym celu, aby owe
skrawki diecezyj, pozostałe po stronie niemieckiej, zachować w stanie
nietkniętym, by czekały na chwilę, kiedyby i je także można było dołączyć
do Polski, lecz całkiem odwrotnie. Gdy się uwzględni, że już od soboru
trydenckiego jest tendencja raczej do znoszenia praelatur nullius, a nie
do ich tworzenia, to ów fakt, że w konkordacie pruskim w podanych tu
warunkach stworzono w Pile całkiem nową praelaturę nullius, nabiera przez
to znaczenia specjalnego. Tak to, będąc sama apolityczną, ustosunkowała
się Stolica Apostolska w konkordacie ostatnio z Prusami zawartym do
wyraźnie politycznych planów niemieckich (str. l00 i l0l). Ale nietylko w
konkordacie pruskim dopatruje się dr. Wilanowski postanowień sprzecznych z
interesami Polski. Rozpatrując konkordat litewski, znajduje tam ustępy
niekorzystne dla mniejszości polskiej na Litwie, a fakt ten tłumaczy sobie
następująco:
Przypuszczać można, że takie właśnie sformułowanie danego artykułu jest
ceną, zapłaconą przez Stolicę Apostolską, za pomieszczone w niniejszym
konkordacie, trzeba przyznać bardzo duże na rzecz Kościoła, ustępstwa ze
strony Państwa Litewskiego (str. 77).
To przypuszczenie dra W. ma wiele cech prawdopodobieństwa. Kościół
katolicki wielokrotnie już za cenę interesów Polski zdobywał korzyści dla
siebie. Zestawiając poszczególne konkordaty, dochodzi dr. Wilanowski do
następujących wniosków:
Porównując między sobą te państwa, jakie ze Stolicą Apostolską układy
zawarły, widzimy wśród nich z jednej strony mocarstwa potężne, z drugiej
państewka małe i słabe. Jest rzeczą uderzającą, że konkordaty dla Kościoła
korzystniejsze zawarły właśnie owe państwa słabsze i mniejsze - wszystko
jedno katolickie czy akatolickie, gdy mocarstwa silne zdołały dla siebie
wytargować od Kościoła ustępstwa o wiele większe, dając ze swej strony
bardzo nawet mało (str. 99).
Istotnie powyższą opinję potwierdza w całej pełni niedawno zawarty
konkordat Stolicy Apostolskiej z narodowo-socjalistycznym rządem Hitlera.
Jakkolwiek ruch hitlerowski szerzy poglądy niezgodne z nauką religji
katolickiej, jakkolwiek pewne publikacje katolickie nie tak dawno jeszcze
określały Hitlera jako typowego demagoga, to z chwilą, gdy Hitler
przyszedł do władzy, gdy unicestwił zasłużoną dla katolicyzmu partję
"centrum", gdy poważną ilość księży zamknął w obozach koncentracyjnych i
więzieniach, z tą chwilą Stolica Apostolska uznała za stosowne zawrzeć z
Hitlerem konkordat, który w najważniejszych swych postanowieniach mógłby
stanowić wzór dla konkordatu polskiego. Obecny konkordat niemiecki uznaje
prawa Kościoła jedynie w ramach obowiązujących praw państwowych, a
duchowieństwo i zakonników usuwa od udziału w życiu politycznem. Nie
apoteozując bynajmniej brutalnych metod polityki Hitlera, stwierdzić
wypada, że polityka taka widocznie daleko łatwiej trafia do przekonania
Watykanu, niż taktyka "wiernej córy Kościoła", stosowana w odniesieniu do
Rzymu przez Państwo Polskie.
Dowodem tego właśnie konkordat polski.
Jest on - zdaniem dra Wilanowskiego: wśród wszystkich układów, jakie po
wojnie światowej przez Stolicę Apostolską zawarte zostały, obok
litewskiego - najbardziej dla Kościoła korzystny (str. 99) . Konkordat
polski należy zaliczyć do tych konkordatów, które Kościół w jego
działalności możliwie najmniej krępują, a zostawiają mu maximum swobody
(str. 93).
Tak - konkordat polski jest obok litewskiego najwięcej ze wszystkich
konkordatów korzystny dla Kościoła, a zarazem najmniej korzystny dla
Państwa. Jest to rzeczą zrozumiałą. Zawierało się go przecież wtedy, gdy
Polska po odzyskaniu niepodległości zbyt słabą jeszcze była, by mogła się
skutecznie bronić przed uroszczeniami kleru. A ten moment wybrał właśnie
kler "polski" za najodpowiedniejszy do wyciągnięcia ręki po nowe
przywileje.
"Łaski" Rzymu w stosunku do Polski mogą przejawiać się hojnie w postaci
coraz to nowych jubileuszów, medalów i błogosławieństw, ale nie przejawią
się nigdy w postaci istotnej, bezinteresownej życzliwości dla Państwa.
Życzliwość tę zdobyć może Polska jedynie silną i stanowczą polityką wobec
kleru, polityką taką, któraby zmusiła kler do podporządkowania się
interesom państwowym.
Stosunek kleru do sprawy polskiej w okresie niewoli
Treść: Czy Kościół ratował polskość w
okresie niewoli? Działalność germanizacyjna, kleru na Śląsku. Stanowisko
Stolicy Apostolskiej wobec dążeń niepodległościowych. Kler polski a ruch
niepodległościowy.
Wyjątkowe przywileje, jakiemi cieszy się
kler w Polsce niepodległej nasuwają pytanie, czy przywileje owe nie są
przypadkiem rekompensatą za pomoc, użyczoną polskości przez kler katolicki
w okresie niewoli. Wszak powszechną jest opinja, którą niekiedy powtarzają
czynniki nawet nieklerykalne, że jedynie przywiązanie do wiary katolickiej
uratowało polskość Górnego Śląska, że przedewszystkiem Kościół katolicki
bronił na Śląsku, na Podlasiu czy w Poznańskiem polskości przed
wynarodowieniem.Oczywiście nikt nie zaprzeczy, że przywiązanie do pacierza
i pieśni religijnej w ojczystym języku było czynnikiem, który w umysłach
wielu zlewał wiarę i polskość w jedną nierozerwalną całość, że zamach na
pacierz polski był nieraz momentem; który daną jednostkę doprowadzał
pośrednio do uświadomienia narodowego, nikt nie zaprzeczy, że niejeden
ksiądz w obronie polskości nie zawahał się ponieść znacznych ofiar
osobistych. Stwierdzając to wszystko, z drugiej strony jednak stwierdzić
trzeba, bo zbyt wiele na to nagromadziło się dowodów, że kler na ziemiach
polskich, jako całość wzięty, nie był tym czynnikiem, któryby bronił lud
przed wynarodowieniem, a jeżeli bronił, to tam tylko, gdzie, jak np.
Podlasiu, rusyfikowanie ludności było równoznaczne z kurczeniem się
katolicyzmu.Weźmy jako przykład Śląsk Górny. Leży przede mną mała
książeczka, wydana nakładem Spółki Wydawniczej
Karola Miarki w
Mikołowie w r. l920 p.t.: "l50 lat niewoli pruskiej". Czytamy w niej na
stronie ll-tej:
"Urząd biskupi ulegał pod każdym względem rządowi pruskiemu, dawał się
używać za narzędzie i przyczyniał się gdzie mógł do germanizowania
polskich dzielnic. W r. l787 już samorzutnie napomina proboszczów do
pielęgnowania niemczyzny w szkołach. Górny Śląsk miał zostać zniemczony
jak najprędzej."
A na stronie 54-tej czytamy:
"Kościół zaprowadził w celach germanizacyjnych na Górnym Śląsku niemieckie
nabożeństwa dla dzieci, msze szkolne z niemieckim śpiewem, zastąpił w
licznych wypadkach polskie melodje niemieckiemi i dawał tym pieśniom
wszędzie pierwszeństwo tak, że pieśni staropolskie coraz więcej się
zacierały w pamięci. Księża zakładali związki niemieckie, niemieckie
bibljoteki parafjalne, rozpowszechniali niemieckie gazety, czasopisma, a
zwalczali polskie, katolickie siostry zakonne zakładały ochronki tylko
niemieckie. Księża rozmawiali z dziećmi szkolnemi tylko po niemiecku i
posługiwali się w korespondencji z parafjanami tylko językiem
niemieckim".W okresie wyborów w l903 r. wydał biskup Kopp list pasterski,
w którym pouczał, że język i narodowość są to wprawdzie dobra wielkie, ale
nie największe, oraz wzywał ludność do wyrzucenia wszystkich gazet,
pisanych w duchu polskim.
W r. l9l9 przed wyborami do konstytuanty pruskiej Polacy na Śląsku
postanowili nie brać udziału w wyborach, czem pragnęli udowodnić światu,
że Polaków na Śląsku jest dużo i że nie chcą oni należeć do Niemiec.
Ponieważ Niemcom, ze zrozumiałych powodów, wobec ogłoszonego bojkotu
bardzo zależało na tem, by ludność polska głosowała, rozwinęli oni za
udziałem w wyborach żywą agitację. Wspomniana wyżej książeczka tak o tem
pisze (str. 88):
Wymieniamy tylko księży, którzy, nadużywając swej powagi, przymuszali
Polaków do brania udziału w wyborach. Książę biskup wydał okólnik, w
którym powiada, iż obowiązkiem jest każdego katolika iść na wybory, ba
wiara jest zagrożona. A niektórzy księża od siebie dodają: "Jeżeli nie
pójdziecie na wybory, przyjdziecie do piekła. Jeżeli nie pójdziecie na
wybory, to mi nie przychodźcie do spowiedzi, bo wam rozgrzeszenia nie
dam". Księża centrowi także przy kolendzie osobiście zobowiązywali rodziny
polskie do brania udziału w wyborach. Niektórzy księża prowadzili polskie
niewiasty i dziewczyny zwartemi szeregami z kościoła wprost do urny
wyborczej.Oczywiście w takich warunkach bojkot nie został ściśle
przeprowadzony, wynik wyborów nie dał należytego obrazu polskości kraju, a
tem samem osłabił stanowisko Polski i to w chwili, gdy los Śląska
rozgrywał się na terenie międzynarodowym.
Charakterystycznym również przykładem, jak kler "bronił" polskości ludu
śląskiego, jest historja słynnego miejsca odpustowego Panewnik, położonego
niedaleko Katowic. Wspaniały ten klasztor z cudownym obrazem i grotą Matki
Boskiej miał zostać wzniesiony w tym celu, by ściągnąć do siebie liczne
pielgrzymki pobożnego ludu, które dotąd wędrowały do Częstochowy i
narażone tam byly na "polską agitację''. Że klasztor w Panewnikach
obsadzono niemieckimi zakonnikami, którzy tam gorliwie specjalną misję
germanizatorską pełnili - mówić zbyteczne.
Jak przykrą dla ludu śląskiego musiała być ta działalność germanizacyjna
księży, jak paraliżować musiała wysiłki działaczy śląskich, świadczy o tem
otwarty "List do górnośląskich księży - germanizatorów" ogłoszony w
kwietniu l9l9 r. Oto wyjątek z listu:
"Zwracamy się do Was - kapłani, co uznając prawa Boże, gwałcicie je
sromotnie, szydząc z wszelkiej sprawiedliwości, zamiast uszlachetniać
serca ludu, powierzonego Waszej opiece, czynicie zeń jakieś stworzenie bez
uczucia i serca. O! - Wy grabarze ludu górnośląskiego, Wy, którym matka
nuciła nad kolebką piosnki polskie, Wy, co nosicie to imię polskie ku
Waszej hańbie, jako zdrajcy i Judasze własnego ludu! - Biada Wam!!! Wy
zbrodniczą dłonią synowską burzycie gniazda Waszych ojców."Niewątpliwie za
germanizacyjną działalność kleru na Śląsku nie może dzisiejszy kler polski
ponosić odpowiedzialności. Działalność ta rozwijała się ściśle pod
dyktandem polityki pruskiej, której posłusznym wykonawcą w sprawach
kościelnych był przez kilka lat dziesiątek ks. kardynał Kopp. Polityka
pruska podporządkowała na Śląsku swym celom wynaradawiającym wszystkie
czynniki, jak: przemysł, szkołę, urzędy, - Kościół zharmonizował również z
niemi swe dążenia germanizacyjne.
Podczas jednak kiedy ani przemysł, ani szkoła, ani urzędy nie roszczą
sobie bynajmniej pretensyj do jakichkolwiek zasług dla polskości w okresie
niewoli, to, o ile o Kościele mowa, słyszy się często opinję, że Śląsk
Górny Kościołowi głównie zawdzięcza swój polski charakter.
Zapewnienia te brzmią specjalnie fałszywie na tle germanizacyjnej
działalności kleru śląskiego.Jeśli dziś na Śląsku rozbrzmiewa język
polski, to dzieje się to nie dzięki zasługom kleru, ale mimo jego
germanizacyjnych usiłowań, faktem jest bowiem, że tak, jak to dziś czynią
księża na Śląsku Opolskim czy w Prusach Wschodnich, tak samo przed wojną
kler śląski wytężał wszystkie siły, by ludowi polskość jego odebrać. Faktu
tego nie zmieni powoływanie się na działalność niektórych jednostek z
pośród kleru, które istotnie w bardzo ciężkich czasach dla ratowania
polskości Śląska poważne położyły zasługi. Ale, jak Miarka, chociaż
nauczyciel, nie jest przedstawicielem nauczyciela śląskiego swej epoki,
tak i jednostki owe, czujące po polsku i pracujące dla polskości, są tylko
jaśniejszemi punktami w ponurej masie księży renegatów, pracujących na
rzecz niemczyzny.Zresztą jeżeli o księżach Polakach w b. zaborze pruskim
mowa, to i o ich działalności przechowały się równie ciekawe historje. Oto
poseł X. Jażdżewski w sejmie pruskim w dniu 4.III.l89l r. tak powiada:
Agitację posko-narodową wnieśli na Śląsk Górny z zewnątrz redaktorzy
gazet, a ruchu tego politycy polscy nie będą podzielać, przeciwnie, będą
się starać o utrzymanie stanu posiadania centrum...
Jeszcze dobitniej wypowiada się X. Stablewski w l894 r. następującemi
słowami :
Potępiam propagandę polską na Górnym Śląsku, bo w tej dzielnicy,
oddzielonej na podstawie prawno-państwowej przez 5 czy 6 stuleci od
Polski; a zatem w czasie, w którym uczucia narodowego w naszem zrozumieniu
wogóle nie było, rozbudzanie tego uczucia nie posiada w dobie dzisiejszej
żadnego uprawnienia: ("Polska Zachodnia" l6.VIII.l933. art. D-ra F. p. t.:
"Konkordat Watykanu z Niemcami a Polska").
Zkolei przejdźmy do "zasług" Kościoła na innych terenach ziem polskich.
Poseł Czapiński w swej mowie sejmowej z dnia 29.X.l920 r. przytacza
następujące przykłady:
Polska krwawiąca w l83l r. zrywa się do powstania, zaraz w l832 r. papież
rzymski Grzegorz XVI nic pilniejszego nie ma do roboty, jak wystąpić z
encykliką do duchowieństwa polskiego, w której to encyklice czytamy:
"Słyszeliśmy, że nieszczęście okropne, jakie nawiedziło wasze Królestwo,
nie miało innego źródła, jak machinacje kilku krętaczy i agitatorów,
którzy pod płaszczykiem religijnym podnieśli głowy przeciwko uświęconej
prawem potędze "władcy", to znaczy przeciwko carowi rosyjskiemu.
To samo było przy powstaniu następnem, kiedy pisało się listy do
Aleksandra II i w tych listach mówiło się, że nie będzie tych "zamieszek"
(bo powstanie uchodziło za "zamieszki" w oczach papieża ówczesnego Piusa
IX) - nie będzie tych zamieszek, jeżeli car rosyjski odda naród polski pod
kuratelę biskupów i księży: "Wtenczas jego carska mość się przekona -
pisze Pius IX do Aleksandra II, że przyczyną stałych zamieszek w Polsce
był ucisk sumienia., ucisk religji, ucisk kleru i t. d. (str. ll i l2,
Czapiński: "Zamach kleru na państwo").Gdy wstąpił na tron papież Leon
XIII, pisze on specjalnie do biskupów polskich encyklikę, która zwraca się
do biskupów jednego, potem drugiego, potem trzeciego zaboru i radzi i
poleca każdemu z zaborców, ażeby w wierności wytrwały dla swego władcy
(str. l2 "Zamach kleru na państwo") .
Te wskazówki i zalecenia papieży nie padły na grunt jałowy. Historja nasza
zanotowała fakty odmawiania rozgrzeszenia powstańcom, a także legjonistom,
idącym do walki o niepodległość. Postacie księży - patrjotów, jak ks.
Brzóski z l863 r. czy ks. biskupa Bandurskiego z czasów legjonowych, nie
cieszą się sympatją wśród kleru.
Natomiast dużą powagą i uznaniem cieszy się biskup kielecki ks. Łosiński,
o którym jedna z ulotek z czasów wojny takie podaje informacje:
Biskup Łosiński mianowany został biskupem za wdaniem się Rosjan, wbrew
życzeniu ludności. Szerzył potem zgorszenie swemi dobremi stosunkami z
urzędnikami rosyjskimi. Biskup Łosiński wkraczającym Legjonom odmówił
posług religijnych. O Komendancie Piłsudskim szerzył i szerzy niesłychane
oszczerstwa, z ambony pomawia go o bandyckie napady i rabunki. Biskup
Łosiński do ostatnich czasów zakazywał śpiewać w kościele: "Boże coś
Polskę" itd.
Tenże biskup w l9l7 r. z okazji zbliżającej się uroczystości 3 Maja podaje
podległemu duchowieństwu treść kazania okolicznościowego p. t.: "O miłości
ojczyzny", przyczem zastrzega się, by księża w kazaniu o wojsku i skarbie
narodowym nie mówili. ("Z dnia" 24.V.l9l7 r.).Ale nietylko ks. biskup
Łosiński zwalczał lub zniekształcał ruch niepodległościowy. Oto, jak
podaje Czapiński w swej mowie sejmowej w 4.XI.l920 r., ks. arcybiskup
Bilczewski wydał dnia 4 sierpnia l9l4 r. odezwę, w której powiada tak:
- Należy bić się o Austrję, bo żołnierze opuścili domy swe, - a jak
słychać opuścili je z ofiarną gotowością i w poczuciu, że sprawiedliwą,
jest wojna, podjęta przez katolickie państwa w obronie kultury i
chrześcijańskich zasad. Żołnierze nasi spełnią swój obowiązek i zaświadczą
zarazem, że umieją być wdzięczni ukochanemu i sprawiedliwemu monarsze za
to, że nam pozwolił być Polakami.Ten sam ks. arcybiskup Bilczewski wydał w
l9l7 r. list otwarty do księży, w którym poucza kler, że należy zwalczać
Ligę Kobiet i nakłaniać żywioły katolickie w całym kraju do odmawiania jej
swego poparcia. Celem głównym Ligi Kobiet było, jak wiadomo, szerzenie
idei niepodleglościowych, opieka nad legjonistami i ich rodzinami.
Ciekawy fakt podaje także autor artykułu "ln flagranti" w "Gazecie
Podlaskiej" z l930 r. w N-rze 24:
Ks. kardynał Kakowski, jako regent, przejawił kiedyś nawet zbyt daleko
posuniętą ostrożność. Wielki wiec obywatelski w Warszawie za Rady
Regencyjnej wyniósł ongiś rezolucję, aby przemianować ulicę Berga na ulicę
Trauguta. Na czele deputacji, jaka zwróciła się do ks. kardynała, był
późniejszy minister oświaty, a jeszcze późniejszy premjer, prof.
Ponikowski, ale wtedy ks. kardynał kategorycznie odmówił swej zgody na tę
zamianę tak, że po dłuższej, burzliwej rozmowie deputacja opuściła
niegościnne progi ks. kardynała, nawet nie pożegnawszy go odpowiednio do
jego godności.Zabieganie egoistyczne około zwiększenia swych wpływów nawet
kosztem interesów polskich, nawoływanie do wierności wobec zaborców,
przypominanie, że wszelka władza pochodzi od Boga i szanować ją należy,
rezerwa, a często paraliżowanie prądów wolnościowych - oto naczelne
zasady, jakiemi kierowali się dostojnicy Kościoła w swych poczynaniach.
Niższy kler ulegał tym prądom. Mając ugruntowane przez wieki wpływy w
społeczeństwie mógłby był wiele, gdyby chciał, zdziałać dla sprawy
polskiej w czasach niewoli. Nie zrobił tego, bo niestety - z małemi
wyjątkami - wolał gromadzić majątki, utrzymywać masy w ciemnocie i
wstecznictwie, zaprawiać je do bezmyślnej bigoterji, drżąc równocześnie
przed każdym powiewem wolności czy nowoczesnej myśli.
To też nic dziwnego, że działalność kleru spotkała się z należytą oceną ze
strony naszych wieszczów. "Lud nie powinien ufać wysokim dostojnikom
Kościoła" - poucza Mickiewicz w "Trybunie ludów", a Słowacki w
"Beniowskim" woła: "Polsko - Twa zguba w Rzymie".
Stosunek kleru do państwa polskiego po odzyskaniu niepodległości
Treść: Kler, a święta państwowe. Dwie
opinje biskupów. Kler polski a Państwie. Kler, a zarządzenia władz
państwowych. Kler, a sądy państwowe. Kler, a popieranie przemysłu
krajowego. Państwo i przyjaciele kleru. Księża - germanizatorzy. Kler, a
zagadnienia kresów zachodnich. Kler, a kresów wschodnich. Kler, a interes
Państwa.
"Wszelka władza pochodzi od Boga i szanować ją należy". Zdawałoby się, że
maksyma owa, tak niebezpieczna w okresie niewoli; po odzyskaniu
niepodległości może oddać Państwu Polskiemu pewne usługi. Jeżeli bowiem w
myśl tej zasady przed rokiem l9l8-tym kler starał się urabiać naród polski
na wiernych poddanych państw zaborczych, to teraz - w myśl tej samej
zasady - należałoby przypuszczać, że będzie co najmniej z równym, a może i
z większym zapałem pracował na rzecz Państwa Polskiego, będzie starał się
obudzić w masach szerokich poszanowanie własnego rządu, własnego prawa,
własnych urządzeń państwowych.
Takby się zdawało. - A jednak rzeczywistość przeczy temu. Większość kleru
spotyka się nie tam, gdzie się Państwo buduje, ale tam, gdzie się temu
Państwu rzuca kłody pod nogi. Niejednokrotnie społeczeństwo jest świadkiem
różnych złośliwostek, mających na celu obniżenie autorytetu Państwa lub
autorytetu jego zwierzchników.Przed niedawnym czasem opinja publiczna
poruszona została wiadomością, że biskup Łukomski z Łomżyńskiego zabronił
odprawienia nabożeństw z okazji imienin Pana Prezydenta Rzeczypospolitej.
Za czasów zaborczych nie słyszało się o tem, by który biskup ośmielił się
odmówić odprawienia nabożeń-stwa galowego; za polskich czasów odmowy
nabożeństw w dniach uroczystych dla Państwa są zjawiskiem niemal
codziennem.
A kiedy kler z jednej strony dość często odmawia urządzenia nabożeństwa w
dniu imienin Prezydenta Państwa lub Marszałka Piłsudskiego, kiedy pisma
klerykalne pozwalają sobie na ten temat na różne niepoczytalne wycieczki,
to z drugiej strony, z zapałem urządza się w całym kraju szumne i coraz to
okazalsze akademje papieskie, obchody jubileuszowe i t.p. uroczystości.I
kiedy z jednej strony odmówienie nabożeństwa w dniu l9 marca, czy ll-go
listopada godzi kler cudownie ze swem poczuciem lojalności państwowej, to
z drugiej strony, o ile chodzi o uroczystości klerykalne, słyszy się pod
adresem dostojników państwowych niesłychane wprost uroszczenia. Oto
"Goniec Śląski" z dnia 4.I.l926 r. oburza się, że na ingresie śląskiego
biskupa w Katowicach nie zjawił się Prezydent Rzeczypospolitej osobiście,
lecz wysłał na ingres jako swego przedstawiciela ministra sprawiedliwości.
Charakterystycznym wielce przykładem dzisiejszego ustosunkowania się kleru
do ludzi zasłużonych w Państwie jest list pasterski ks. biskupa
Łozińskiego z Pińska, skierowany do tamtejszego korpusu oficerskiego. O
liście tym pisze "Gazeta Podlaska" :
Trzeba sobie przeczytać kilka razy list ks. biskupa do oficerów garnizonu
pińskiego, trzeba go dobrze rozgryźć, aby dojść do ukrytego celu, wśród
miodopłynnych słów zawartego. Gdyby w szkole uczono, jak to napisać pismo
pełne nienawiści w formie listu, pełnego miłości chrześcijańskiej - to,
doprawdy, list ten mógłby być uważany za wzór.
Istotnie list ten jedynie przytoczony w całości, mógłby oddać całą głębię
nienawiści, obłudy i perfidji, z jaką kler do spraw drogich sercu Polaka
potrafi się odnosić. Z braku miejsca przytaczam tylko niektóre myśli,
dotyczące Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego:
Marszałek Piłsudski jest człowiekiem, na którym leży odpowiedzialność
ogromna i który ma przed sobą bardzo wielkie trudności do pokonania.
Pierwszem życzeniem naszem i pierwszą modlitwą za niego powinno być, aby
nie zapominał, że główny i najważniejszy obowiązek jego jest ten sam, co
każdego człowieka: zbawić swą duszę, bo P. Jezus powiedzial, jaką korzyść
mieć będzie człowiek, jeśliby cały świat pozyskal, a na duszy swej szkodę
poniósł (Mat. l62 b.). Życzcie mu też i módlcie się, aby wszystko dla Boga
robił, o grzechach popełnionych nie zapomniał, ale za nie pokutował i żeby
nie ulegał tak łatwym w jego pozycji pokusom próżności i zarozumiałości,
które najmiększego człowieka czynią małym i w zarodku niszczą wszelką
zasługę i tak łatwo nadają postępowaniu naszemu kierunek zgubny.
Życzcie mu i proście Boga, aby trwała w nim i oczyszczała się wciąż miłość
prawdziwa dla Polski, aby w każdem swem zarządzeniu i posunięciu jej dobro
rzeczywiste miał na celu, żeby pamiętał, iż można jej slużyć tylko takiemi
środkami, jakie katechizm, nasz zwykły katechizm nazywa uczciwemi i
honorowemi; żeby też umiał wszystkich do pracy dla Ojczyzny pociągnąć i
jednoczyć, nie zaś przez swój charakter i metodę rozbijać siły narodu.
Zausznik Watykanu, prawiący w pobożnych słowach obłudne kazanie na temat
miłości Ojczyzny pod adresem Marszałka Piłsudskiego - to pełen wyrazu
obraz polityki kleru wobec Państwa Polskiego. Na taką rzecz jedynie w
Polsce biskup ważyć się ośmielił.List pasterski ks. biskupa Łozińskiego
mimowoli przypomina list inny: księdza arcybiskupa Teodorowicza z 2 maja
l93l r., w którym to liście ks. arcybiskup sławi jako bohatera narodowego
Wojciecha Korfantego.
Dwa listy biskupie - dwie opinje - pełne entuzjazmu pismo pod adresem
Korfantego i inne pismo, pełne jadu nienawiści dla Budowniczego Polski
Marszałka Józefa Piłsudskiego. Jakże pisma te charakteryzują dosadnie kler
polski!
Przed kilkunastu miesiącami ukazał się list pasterski ks. kardynała i
prymasa Hlonda p. t.: "O chrześcijańskie zasady życia państwowego".
Czytamy w nim takie zdania:
Państwo jest dla obywateli, a nie obywatele dla Państwa. Nie można z
prawem przyrodzonem pogodzić pewnych współczesnych dążeń do zupełnego
podporządkowania obywateli celom państwowym, do wyznaczenia obywatelom
jakiejś służebnej roli i do rozciągnięcia zwierzchnictwa państwowego na
wszystkie dziedziny życia. Poglądu, aby młode pokolenia należały do
Państwa całkowicie i bez wyjątku, od pierwszych lat aż do ostatnich,
katolik nie może pogodzić z przyrodnem prawem rodziny.
Taką opinję o Państwie głosi najwyższy zwierzchnik Kościoła w Polsce. A
opinja ta, o ile o kler chodzi, nie jest odosobniona. Z. Stanisław
Adamski; biskup śląski, tak poucza, ("Szkoła wyznaniowa czy mieszana".
str. 36):
Państwo nie jest naszym panem, którego my jesteśmy niewolnikami, ale ono
jest stworzone na to; żeby nam pomagać, ułatwiać zadania
wychowawcze.Logicznie w myśl tych poglądów ustosunkowuje się kler do
różnych aktualnych spraw państwowych. Żywo tkwią nam w pamięci te listy
biskupie, te rozliczne artykuły, odczyty, wyklinania i t. p., jakie
publikowano w związku z projektem prawa małżeńskiego. Ileż tam czytało się
pogróżek i podburzań przeciw własnemu Państwu. Ks. prymas Hlond pisze:
Już z okazji ostatniego święta papieskiego napiętnowałem niesłychany
projekt ustawy o małżeństwie, jako zamach, jako zuchwałą próbę wydania
rodziny polskiej na bezeceństwa bolszewizmu. Komisja kodyfikacyjna
ośmieliła się jednak zlekceważyć i t. d.
Podobne podburzania słyszy się i przy innych sposobnościach. P. Halina K.
w sprawozdaniu z uroczystości 500-lecia na Jasnej Górze (Prosta Droga
l5.XII.l932 r.) wspomina między innemi, co następuje:
Pierwszego dnia, jeśli się nie mylę, wygłosił kazanie ks. Rostworowski.
Kazanie to zrobiło na nas przykre wrażenie. Były w niem liczne uderzenia w
Państwo, w Rząd, w Komisję Kodyfikacyjną za projekt nowego prawa
małżeńskiego. Była też bardzo smutna ocena dzisiejszych ciężkich czasów,
co sprawiło, że widziałam, jak po męskich, twardych twarzach pociekły łzy.
Wszystko to było bardzo przygnębiające.W piśmie "Drwęca" z ll.III.l930 r.
czytamy:
"Władza duchowna zaprotestowała, lecz jak dotąd bezskutecznie. Nadchodzi
więc moment, aby społeczeństwo, popierając stanowisko władz duchownych,
zareagowało na tę samowolną zmianę, ignorującą protest władzy kościelnej!
Niech czynniki miarodajne pamiętają, że nie można nadużywać cierpliwości
katolickiej, bo i ona może się skończyć."
"Głos Nauczycielski" z l925 r. zamieszcza fakt następujący: Pewnej
niedzieli z ambony lecą te słowa: Wojewoda to jeden wół, starosta drugi,
który z nich kichnie - rada gminna podatki nakłada, a my t. j. ja i wy
kmiotkowie musimy płacić, czy słusznie czy niesłusznie.
A w "Naszym Misjonarzu" z czerwca l929 r. czytamy na str.l67 co następuje:
"Rząd nasz nie pozwala na rewindykację 700 świątyń, pozostających
bezprawnie w posiadaniu duchowieństwa prawosławnego... Działaczkom
katolickim nie pozwala się na założenie ochronki katolickiej. Doprawdy
nasuwa się pytanie, czy jesteśmy u siebie w Polsce, czy też w
bolszewickiej Rosji i to z własnej winy".Pismo "Rozwój" z 30.IV.l939 r.
zamieszcza artykuł p. t.: "Konkordat a życie". Artykuł rozpoczyna się
zdaniem: "Katolicka Ag. Pras. (26.III.30) podaje takie wiadomości".
Zakońzenie artykułu brzmi następująco:
Podobne postępowanie władz polskich w Polsce (urzędowo) katolickiej jest
naigrawaniem się z Boga; historja uczy, że następstwem tego jest surowa
kara Boska (wziąć choćby Polskę w końcu XVIII w).
Polska apostazyująca, masonizująca, kokietująca sekciarzy - jest potworem,
od którego ze wstrętem odwróciliby się bohaterzy tacy, jak XX.: Kordecki,
Skarga, Birkowski, świeccy; Sobieski, Koniecpolski, Jabłonowski i legjon
innych.Jak wygląda respektowanie zarządzeń władz państwowych przez kler w
Polsce, charakteryzuje znamienny proces, który odbył się niedawno w Łomży.
"Przegląd Łomżyński" w artykule p.t.: "Prawo nie obowiązuje biskupa
łomżyńskiego" zarzucił ks. biskupowi Łukomskiemu, że "tworzy samozwańcze
komitety parafjalne", "poucza, jak mają kwestować bez pozwolenia władz",
"daje zły przykład" i t.p. Obrażony ks. biskup zaskarżył redaktora gazety
o zniewagę i proces przegrał. Sąd uniewinnił oskarżonego a rozprawa sądowa
wykazała fakty następujące:
W l93l r. biskup Łukomski zamiast poprzeć działalność Powiatowego Komitetu
dla Niesienia Pomocy Bezrobotnym utworzył konkurencyjny Komitet Biskupi,
który rozbijając akcję ogólną, urządzał zbiórki publiczne bez pozwolenia
władz państwowych i załatwienia potrzebnych w tym przypadku formalności.
Oczywiście starostwo i policja musiały interweniować w tej sprawie.Niejako
w odpowiedzi na te interwencje ks. biskup zamieścił w jednym ze swych
listów pasterskich następujące zwroty:
W ubiegłej zimie, na terenach diecezji łomżyńskiej, akcja dobroczynna
komitetów parafjalnychh, mimo różnych przeszkód była bardzo poważna.
Ponieważ jednak w ub. roku osoby kwestujące po domach w niektórych
powiatach spotkały się z przykrościami, księża proboszczowie wyznaczą w
poszczególnych miejscowościach osoby zaufane i zachęcą parafjan do
składania swych ofiar u tych osób na probostwie. Drodzy Księża i drodzy
Diecezjanie, nie oszczędzajcie trudu i nie zrażajcie się trudnościami, na
które napotkacie. Bądźcie na nie przygotowani, bo im wznioślejszy jest
czyn, te większe szatan stawia mu przeszkody.
Zdania powyższe, jako wymierzone w działalność władz państwowych, znalazły
odpowiednie naświetlenie w "Przeglądzie Łomżyńskim" i wywołały pośrednio
proces.Nie proces jednak jest najważniejszym momentem tej sprawy. Istotny
moment - to fakt, że biskup w Polsce tworzy komitety, które utrudniają
analogiczną akcję władz państwowych, że inicjuje zbiórki publiczne,
ignorując przytem obowiązujące przepisy prawne, że wreszcie wskazuje
drogi, jak diecezjanie mają omijać zarządzenia władza państwowych. Adwokat
oskarżyciela twierdził w czasie procesu, że "autorytet biskupa jest tak
wysoki, że nie obowiązuje go składanie sprawozdań władzom państwowym z
działalności Komitetu Biskupiego." (Przegląd Łomżyński). Takie
interpretowanie autorytetu biskupiego przez rzecznika tegoż biskupa, jest
bardzo charakterystyczne dla naświetlenia kwestji: kler, a obowiązujące
przepisy państwowe.
Nawet sądów państwowych nie szczędzą ataki kleru. Oto dokument z tej
dziedziny:
Kurja Biskupia
0 28/26
Katowice, dnia 8 stycznia l926 r.
W-ny Adwokat Dr. Pałka
Pszczyna
W odpowiedzi na list z dnia 6.I.l926 r. w sprawie Krz... c/a P... donoszę,
że Sąd Kościelny uważa prawomocny wyrok w danej sprawie, wydany przez Sąd
Okręgowy w Katowicach (8.P.66/35) za wyrok mylny i bez znaczenia w sprawie
Kurji Biskupiej przeciwko p. J.K...
Oficjał
w z. Ks. Jarczyk
Specjalne ustawy zabraniają krytykowania wyroków sądowych, kler jednak w
Polsce uzurpuje sobie jakąś władzę ponadsądową, ogłaszając oficjalnie
wyrok sądu państwowego za mylny i bez znaczenia.Jak kler popiera przemysł
krajowy, niech ilustruje to następująca notatka, zaczerpnięta z "Posłańca
Serca, Jezusowego" (marzec l930) :
"Dla rodzin poświęcających się Sercu Jezusowemu posiadamy w niewielkiej
ilości obrazy Serca, Jezusowego. Ponieważ te obrazy sprowadzane są z
zagranicy, wskutek tego cena jednego egzemplarza wynosić będzie 2 zł. 30
gr. Zamawiać prosimy: Wydawnictwo XX Jezuitów, Kraków, ul. Kopernika 26."
Nic dziwnego, że następstwem tego rodzaju stosunków jest skandal, jaki
zaszedł w marcu l932 r. w Krakowie, gdzie zebranie Chrześcijańskiej
Demokracji rzęsiście oklaskiwało mowę niemieckiego senatora Panta, znanego
na Śląsku ze swej wrogiej Polakom działalności. Treść mowy według
informacji "Polski Zachodniej" z 24.III.l932 r. była następująca:
"Katolicy często się różnią w poglądach na zagadnienia polityczne. Ale
muszą znaleźć wspólny język. Przedewszystkiem muszą się katolicy
przeciwstawić błędnym poglądom na Państwo. Dziś widzi się niemal
ubóstwianie Państwa. A jednak Państwo nie może być najwyższą instytucją
prawną i etyczną. Państwo nie jest najwyższem dobrem."
Taki obraz, jak z jednej strony Pant, przywódca niemieckiej partji na
Śląsku, z drugiej ideowi przyjaciele kleru i ich w sercu Polski narady nad
wspólnem przeciwstawieniem się "błędnym poglądom na Państwo" - to nawet na
nasze stosunki, obraz niezwykle przykry i ponury.Oto przykłady: X. Z. w R.
S. na Śląsku, znany ogólnie germanizator, wyzyskuje każdą spoobność, by
zachwiać wśród swych parafjan autorytet Państwa. Na jednem z kazań wyraża
się, że królowie polscy to byli wielkie "chachary" (obelżywe słowo w
gwarze śląskiej), kiedyindziej mówi, że w Polsce dzieje się wszystko po
masońsku. Upośledza parafjan polskich, protegując na każdym kroku
organizacje niemieckie, utrudniając rozwój organizacjom polskim,
urządzając nabożeństwa niemieckie z większą okazałością i w dogodniejszych
porach. Pewna kobieta zeznała o nim, że namawiał ją przy spowiedzi, by dwu
swoich synów w wieku poborowym wysłała do Niemiec i w ten sposób uchroniła
ich od służby wojskowej w armi polskiej. O działalności ks. Z. zostały
jeszcze w l925 r. poinformowane przez ludność miejscową władze kościelne
do ks. prymasa włącznie, jednak ks. Z. dotąd sprawuje urząd i dotąd
rozwija swą germanizacyjną działalność.Inny przykład: Y. S. w O.
nadgranicznej miejscowości Śląska projektuje sprowadzenie misjonarza z
terenu Niemiec dla odprawienia misyj w swej parafji. Misjonarz ten z
pogardą i nienawiścią wyraża się o wszystkiem, co polskie. X. S. informuje
z ambony, że święto 3 Maja to jest święto tylko dla parafjan polskich.
Inny przykład: X. Dr. w K. żegna polską młodzież poborową niemieckiem
kazaniem i nabożeństwem. W dniu 3-go Maja wygłasza kazanie, poświęcone
wyłącznie Matce Boskiej, a kazanie to kończy słowami: "Co więcej to nas
nic nie obchodzi". Wystawia komitetowi rachunek za nabożeństwo, odprawione
w dniu święta wolności. Na jednem z kazań mówi: "Gdyby Polska była
katolicka, a nie masońsko-żydowska, odzyskaliby Niemcy to, co im się
należy, a Litwini również".
Inny przykład: Ojciec K. na kazaniach rekolekcyjnych w K. głosi takie
nauki:
W czasie inwazji bolszewickiej była taka bieda w kraju, że buta nie można
było kupić. Prezydenta - głowy Państwa nie było, wojska prawie nie było,
dowódców nie było i wojsko ich nie miało. Jednak stał się cud nad Wisłą,
który sprawił X. Skorupka.
Na naczelnych stanowiskach w Państwie nie mamy katolików, a mamy
heretyków. Ty się kłaniasz i drżysz przed inspektorem, dyrektorem, a
przecież to ten sam człowiek, tylko, że ma gwiazdkę. A czemu przed P.
Bogiem nie drżycie? Bo wam P. Bóg nie daje pieniędzy. Urzędnicy chcieliby
dużo pieniędzy brać, a nic nie robić. Inteligencja polska - to zgnilizna,
czyta książki treści pornograficznej i bolszewickiej, a nie religijnej.
("Ognisko Nauczycielskie" luty l93l r.).
Podobnych przykładów nielojalności państwowej, która nieraz ze zdradą
interesów Państwa graniczy, możnaby więcej wyliczyć Wszystko to pod opieką
konkordatu uchodzi latami całemi bezkarnie.Stosunek kleru do naszych
zagadnień kresowych jest b. znamienny. Na zachodzie kler, nawet polski,
stanowi bardzo poważne oparcie dla niemczyzny. Charakteryzuje to
korespondeneja "Polski Zachodniej" z dnia 29.IV.l932 r. w artykule p. t.:
"Tam (to jest na Śląsku Opolskim) kler okrutną macochą wobec Polaków,
tutaj czułą, forytującą. opiekunką Niemców".
Musimy kategorycznie stwierdzić, że w parafjach naszych w Województwie w
sposób wprost uderzający forytuje się ruch niemiecki.
Jako przykład wskażemy na znamienne objawy na terenie parafji kościoła N.
M. P. w Katowicach, gdzie proboszczem jest ksiądz Polak, odznaczony nawet
złotym krzyżem za poprzednie zasługi narodowe. Zobaczymy teraz, czyje to
życie "kulturalne" rozwija się pod opieką wspommanego urzędu parafjalnego.
Oto na murach zabudowań tego kościoła figurują w ostatnich czasach niemal
wyłącznie plakaty niemieckie, reklamujące coraz to. inną imprezę jakiegoś
"Katholische Verein'nu" odbywającą się w domu parafjalnym. Te afisze
niemieckie, bogate, rzuca,jące się w oczy, panują tam niepodzielnie. Gdy
zaś jakaś organizacja polska urządza tam zresztą dziwnie rzadko - jakąś
imprezę, to jej ubożuchnego ogłoszenia trzeba szukać dopiero na sąsiednim
- płocie.Polskie organizacje, znajdujące jeszcze przytułek w domu
parafjalnym, są widoczme już tak onieśmielone forytowaną ofensywą
niemiecką, że boją się nawet korzystać z tego samego miejsca, gdzie
królują plakaty niemieckie i umieszczają wstydliwie swoje plakaty na
płocie.
Jak mało mogą liczyć na poparcie ze strony kleru polskie czynniki
społeczne, świadczy o tem fakt następujący: Prezes Koła Związku Obrony
Kresów Zachodnich oraz prezes Oddziału Związku Strzeleckiego w R. wysłali
do miejscowego probo-szcza zaproszenie tej treści:
Celem urządzenia obchodu uroczystości "Niepodległości Państwa Polskiego"
oraz "miesiąca Śląska" odbędzie się w niedzielę 25 b. m. o godz. l6 w
lokalu (Czytelni Ludowej organizacyjne zebranie Komitetu tego obchodu, na
które Wielb. Ks. Proboszcza jako członka mamy zaszczy t. uprzejmie
zaprosić. Za Komitet przygotowawczy: (Podpisy)
Odpowiedź na to zaproszenie brzmiała: Odręcznie z powrotem do Koła Z. O.
K. Z. w R. z uprzejmą uwagą, że ze względów duszpasterskich w żadnych
imprezach ZOKZ udziału brać nie mogę. X. S. proboszcz.
Tak więc "obowiązki duszpasterskie" nie pozwalają ks. S. brać udziału w
żadnych imprezach Z. O. K. Z.Istnieje uzasadniona obawa, że i w
przyszłości "obowiązki duszpasterskie" przeszkadzać będą klerowi w pracy
kresowej. Według rewelacyjnych informacyj "Polski Zachodniej", duch,. jaki
panuje w Śląskiem Seminarium Duchownem w Krakowie nie pozwala wiele
budować na polskości jego wychowanków. Niektórzy z nich korzystają nawet
ze stypendjów Volksbundu zaciągając już dziś dług wdzięczności wobec tej
niemieckiej organizacji. Jaka będzie w przyszłości ich praca, dla Śląska
łatwo przewidzieć.
Tak jest na kresach zachodnich.
Jeszcze bardziej niepokojąco przedstawiają się sprawy na wschodzie.
Pomijając już kwestje polsko-ukraińskie i rolę, jaką w nich odgrywa kler
grecko-katolicki, na szczególną uwagę zasługuje sprawa t. zw. obrządku
wschodniego czyli bizantyjskiego. Obrządek ten o języku liturgicznym
rosyjskim, ma za zadanie stworzenie z naszych kresów wschodnich pomostu do
Rosji prawosławnej. Dla interesów Państwa Polskiego przedstawia obrządek
ten duże niebezpieczeństwo, ponieważ, w imię dobra religji, rusyfikuje
nasze kresy wschodnie i zbliża je do Rosji.
Ale wzgląd na interes Państwa nie odgrywa w polityce Kościoła żadnej roli,
owszem, z punktu widzenia kleru pożądaną jest rzeczą podporządkowanie
interesów Państwa polityce Kościoła.Objaśnia to szczerze X. Jan Urban w
"Przeglądzie Powszechnym" z listopada l929 r., gdy pisze:
Należy patrzeć na tę sprawę śmiałem okiem nadprzyrodzonej wiary i dać
pierwszeństwo interesom Bożyrn przed małostkowem pojmowaniem interesów
doczesnych. Utyskujemy na brak programów w naszem życiu politycznem, na
brak przewodniej myśli, śmiałego czynu. Zwłaszcza powtarzamy, że na
kresach wschodnich żyjemy z dnia na dzień, na nic stanowczego nie umiejąc
się zdecydować. Czy nie byłoby taką godną Polski przewodnią ideą, taką
śmiałą myślą - wytknięcie sobie za zadanie pozyskanie prawosławia do
jedności kościelnej?
Poparcie życzliwe poczynań Kościoła względem naszych prawosławnych
współobywateli staje się jednym z ważnych obowiązków katolickiego
społeczeństwa i opinji publicznej. Warto, aby o tem więcej myślano,
mówiono i pisano. Prawda, że tyle innych wielkich zagadnień czeka w Polsce
na rozwiązanie, ale może dobrze będzie pamiętać na słowa: "Szukajcie
naprzód Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a reszta będzie wam
przydana".
Takie to zbawienne nauki w związku z rozważaniami na temat akcji "pro
Russia" daje społeczeństwu X. Jan Urban. Tłumacząc je na język potoczny,
winniśmy według recepty X. Urbana rusyfikować wraz z klerem nasze kresy
wschodnie; a przyszłość Polski sama się tam stworzy.Tak więc, czy weźmiemy
pod uwagę głoszone przez kler ogólne poglądy na Państwo, czy na
konkretnych przykładach rozpatrzymy jego ustosunkowanie się do spraw
żywotnych narodu - tak w okresie niewoli, jak i w czasach niepodległości -
zawsze i wszędzie dojdziemy do jednego wniosku. Na ziemiach polskich żyje
kilkanaście tysięcy przedstawicieli hierarchji kościelnej. Ludzie ci, w
olbrzymiej swej większości, wyszli z narodu polskiego i mienią się być
Polakami. Działalnością swą jednak jako całość należą do Państwa innego,
do Państwa Watykańskiego. Wyjątki wśród nich istnieją, ale tylko wyjątki.
Tam, gdzie trzeba wybierać między interesem Polski, a interesem Rzymu,
prawdziwy ksiądz przestaje być Polakiem.
Stwierdza to -również ks. Torkowski w swej broszurze p. t. "Czy zrywać z
Rzymem", gdy pisze:
Ubliżeniem byłoby nawet przypuścić, że kler nasz i wogóle nasi katolicy
bezkrytycznie pójdą za władzą świecką. Przecież może ona pobłądzić i na
manowce poprowadzić cały naród... Tego "buntem" nazywać nie wolno. Wszelka
władza pochodzi od Boga, to pewne, ale gdy nie spełnia swoich obowiązków,
musi być do porządku przywołana. "Dwóm bogom służyć nie można - mówi Pismo
Święte".
Wyzyskiwanie uczuć patrjotycznych dla celów klerykalnych
Treść: Polak, a katolik - to jedno.
Przyszłość Polski w katolicyzmie. Czyn katolickiego Polaka. Fałszowanie
historji. Cud nad Wisłą.
Skądże się zatem biorą owe legendarne historje o zasługach, jakie Kościół
katolicki dla sprawy polskiej położył?
Zródłem tych legend jest przedewszystkiem fałszowanie historji,
tendencyjne pomijanie milczeniem pewnych faktów, a uwypuklanie nadmierne
innych i nastawienie całej historji naszej, głoszonej masom, nie pod kątem
objektywnej prawdy,. ale pod kątem zasady: Posłannictwem dziejowem Polski
jest: służyć katolicyzmowi. Rzadko kiedy dochodzą do wiadomości szerokich
mas takie fakty, jak obłożenie klątwą kościelną ustawy państwowej z l577
r., jak klątwa rzucona na Kazimierza Wielkiego przez biskupa Bodzantę, jak
tumulty religijne, burzenie zborów, palenie czarownic i t. p. W tysiącach
natomiast egzemplarzy rozrzuca się za pośrednictwem zakrystyj różne
broszurki, które, o ile wogóle o Polsce mówią, to szerzą takie "prawdy
historyczne":
Złote czasy dla wiary katolickiej były także równocześnie złotemi czasami
i dla Polski samej. Przeciwnie, upadek w wierze był upadkiem siły, potęgi
i ducha polskiego. Ktoby temu przeczył, ten kłamałby świadomie, albo
pokazałby dosadnie, że nie zna kart historji naszej Polski. (Ks. Bisztyga
T. J. "Trzymaj się wiary katolickiej". - Głosy katolickie Nr. 357).A
wnioski wysnute z tego rodzaju "historji" są równie "prawdziwe", jak i
przesłanki. Dążą one do wykazania, że Polak, a katolik - to jedno, że
Polska może być tylko katolicka, albo jej nie będzie zupełnie. Oto zdania,
wyjęte z wyżej przytoczonej broszurki:
"Rozgrzane wiarą i wychowane w wierze katolickiej serce polskie czerpie
swe natchnienie i pobudki do najszlachetniejszych przedsięwzięć i czynów,
jakiemi zajaśniały dzieje polskie. W tem, że Polska cała żyła po
katolicku, że się trzymała Rzymu i Stolicy rzymskiej, że gotowa była
zawsze stanąć w jej obronie, nie czuje swego poniżenia, swej hańby, swej
niewoli, jak to śmią twierdzić dzisiejsi zaprzańcy wiary katolickiej.
Wiara i to rzymsko-katolicka była dla narodu polskiego jego chlubą i
chwałą, zaszczytem i błogosławieństwem.
Serce polskie i katolickie zrosło się tak w jedno serce, że kto w Polsce
był Polakiem, był tem samem i katolikiem i naodwrót, kto mówił, że jest
katolikiem, mówił równocześnie, że jest Polakiem. Polak i katolik, choć
dwa różne słowa, miały zawsze jedno i to samo znaczenie."Podobne zdania
wygłasza ks. L. Mirek w "Miesięczniku katechetycznym i Wychowawczym" z
marca, l93l r. Wiedział bowiem od największych i najsławniejszych
przewodników duchowych narodu polskiego, że Polska ma od Boga nadaną.
misję wielką: być warownią wiary i prawa Bożego, a religja katolicka
zrosła się z imieniem Polaka tak, że być Polakiem znaczy zwyczajnie to
samo, co być katolikiem. Nie może więc być Polakiem w pełnem i najlepszem
tego słowa znaczeniu, kto nie jest równocześnie dobrym katolikiem.
Jaki cel ma utożsamianie katolicyzmu z polskością? Pomijając już fałsz i
obłudę w tem zawartą, trudno się łudzić, by w ten sposób kościół miał
kiedykolwiek zamiar pomóc bezinteresownie swemi wpływami sprawie polskiej.
Nie - cel jest inny; chodzi o to, by tą drogą umocnić wpływy kleru w
Polsce, by wyzyskiwać dla sprawy kleru nawet te siły społeczne, które w
razie jasnego wyodrębnienia pojęć: Polak i katolik, nie poszłyby na,
służbę Rzymu. Kler w Polsce to dobrze rozumie, że gdyby zrzucił z siebie
maskę polskości i gdyby tumanionym dotąd przez siebie owieczkom jasno i
otwarcie, bez osłonek patrjotyzmu, wytłumaczył swe rzymskie cele,
przerzedziłyby się rychło te liczne rzesze, które dziś z hasłem na ustach:
"Bóg i Ojczyzna" bezkrytycznie, a w dobrej wierze klerowi służą.Światła
prawdy historycznej obawia się więc kler i wszelkiemi sposobami,
przekręca,jąc i tuszując najoczywistsze fakty, usiłuje wmówić w
społeczeństwo, że Polska wszystko katolicyzmowi zawdzięcza i bez
katolicyzmu zginąć musi. X Bisztyga tak o tem pisze: "My obecnie stoimy u
kolebki odrodzonej i nowej Polski. Chcąc, by ta Polska nowa stała, kwitła
i rozwijała się z pokolenia w pokolenie, musimy ją oprzeć o granitowy
.fundament, a takim fundamentem jest tylko wiara święta i katolicka. Koło
tych dwu ołtarzy, jakim jest wiara i ojczyzna, ma się skupić całe życie
nasze. Wrara ma przeniknąć wszystko i wszystkich w Polsce. Z wiary świętej
niech płyną wszystkie czyny nasze. Każde niedowiarstwo, każde sekciarstwo
- to miecz wbity w samo serce Polski. Zginie wiara w narodzie, to zginie i
ojczyzna nasza. A ks. Mateusz Jeż w "Naszym Misjonarzu" z maja l930
r. tak woła:
O Polsko nawpół wskrzeszona!
Zerwij do reszty swe pęta,
Zgniliznę zrzuć z swego łona,
Bądź katolicka i święta.
O Polsko nawpół wskrzeszona!
Piotrowej trzymaj się skały,
A będziesz z nią ocalona,
Twój byt będzie wiecznotrwały!
Ks. A. Szlagowski w "Przeglądzie Powszechnym" z marca l929 r. mówi:
Bóg wskrzesił Polskę i Bóg ocalił Polskę, a ocalił ją dlatego, aby w
Polsce ocalonej katolicki Kościół ocalał. Polska zmartwychwstała, aby stać
się znowu przedmurzem chrześcijaństwa. Polska wróciła do swego
posłannictwa dziejowego, rozpoczęła swą służbę dla Kościoła. Niech
rośnie,. niech się rozwija, a niech pamięta, że w Kościele katolickim i
świętej wierze spoczywa jej posłannictwo dziejowe, jej potęga, jej chwała,
jej przyszłość.
"Pielgrzym" z 2l. I. l930 r. tak kończy jeden z artykułów:
Pamiętajmy bowiem, że Polska wytrzyma napór wroga i będzie wielką i silną,
o ile będzie katolicką.Nietylko do stwierdzenia konieczności katolicyzmu
Polski kler się ogranicza, równocześnie stara się o to, by w czynie
znaleźć ujście dla uczuć polskości katolickich tłumów. Jak ten czyn ma
wyglądać, poucza o tem n. p. "Nasz Misjonarz" z maja l930 r.:
Za cud zwróconej Ojczyzny Bóg przecie
Ma prawo żądać i od nas ofiary,
Gdy tylu pogan jeszcze jest na świecie,
Trzeba rozpalać światło, nieść blask wiary.
Bóg wszechpotężny, Bóg, co mieszka w górze,
Patrzy i czeka na czyn polskich synów,
Bo Polska ma być, jako to przedmurze
Serc gorejących, co się rwą do czynów:
Nawracać Rosję, pogan wieść ku Bogu,
Ranić swe stopy wśród cierni i głogu,
Lecz iść do celu, iść wciąż, bo inaczej,
Bóg łaskę cofnie, spadnie grom rozpaczy...
Ach; Polska ostać się może jedynie
Z Bogiem - dla Boga, w Bogu ufająca;
Wpatrzona w mrzonki, w czcze blaski znów zginie,
I wpadnie marnie w niewolę bez końca.
W innym kierunku zwraca uwagę ks. Bisztyga. Oto:
Jak Polska Polską była, nie było jeszcze w Polsce tylu rozbijaczy i
siepaczy wiary katolickiej, jak w obecnych czasach. O jakżeby inaczej
Polska wyglądała, gdyby wierzący katolicy mieli więcej odwagi w bronieniu
wiary katolickiej, gdyby milczeć i usta zamykać kazali tym wszystkim, co
wiarę katolicką znieważają i wykpiwają.Podobnie poucza i znany nam z
byłych sympatyj moskalofilskich ks. biskup kielecki Łosiński:
"Jeżeli chcemy, aby nam w Polsce było dobrze, aby się nikomu krzywda nie
działa, aby Polska była mocna i szczęśliwa, mamy dołożyć wszelkich starań,
żeby Polska, jak długa i szeroka była Chrystusowa. Nie dopuszczajmy
przeto, żeby ludzie źli podkopywali wiarę świętą, odrywali Polskę od
Kościoła katolickiego, żeby potwarzą i oszczerstwem nadwerężali zaufanie
wiernych do kapłanów, (Ruch katolicki Nr. l0-ll r. l93l).
Tak więc, dlatego, że Polska potrzebna jest dla rozwoju katolicyzmu,
najpilniejsze zadanie Polaka - zdaniem kleru streszczają się w nawracaniu
pogan, w nawracaniu Rosji. a wewnątrz kraju, w zmuszaniu do milczenia tych
wszystkich, co pod rozkazy kleru iść nie chcą.
Drogą tworzenia wzruszających legend, które mają stanowić dla mas
szerokich namiastkę historji polskiej, stara się kler urobić odpowiednie
nastroje w społeczeństwie. Każdy z nas od wczesnego dzieciństwa wie
najdokładniej o tem, że kopalnie soli zawdzięczamy świętej Kindze, która
je przywiozła dla nas w posagu z Węgier, że jedynie dzięki księdzu
Kordeckiemu i jego procesjom na murach Częstochowy zostali Szwedzi z
Polski wyparci i t. d. i t. d. Wprawdzie od czasu do czasu niedyskretni
historycy wyciągną z pyłu zapornnienia dokument jaki, np. odnośnie św.
Stanisława Szczepanowskiego, czy ks. Kordeckiego, który to dokument nieco
inaczej naświetli fakt jeden czy drugi, ale słabiutki głos naukowców ginie
rychło bez echa, budząc co najwyżej oburzenie, że ktoś śmie się targać na
te "narodowe" świętości.W ostatnich czasach do owej legendarnej historji
przybyła jeszcze jedna piękna kartka: "Cud nad Wisłą".
Posel Czapiński w jednej swojej mowie sejmowej wspomina o jakimś księdzu,
który w "Gazecie Świątecznej" tak poucza swych czytelników:
Cóż dziwnego, że udało się Polakom zwyciężyć bolszewików, przecie sam
widziałem na polu bitwy, jak Matka Boska osobiście granatami rzucała w
bolszewików.
Ale nietylko w "Gazecie Świątecznej" czytało się takie cudowności. Każda
ambona omal, zależnie od zmysłu krytycznego i tupetu życiowego kaznodziei,
mniej lub więcej wyraziście naświetlała fakt ten następująco: Pod Warszawą
nie genjusz wodza, nie męstwo żołnierzy odniosły zwycięstwo, ale tam stał
się cud, dzięki księdzu Skorupce i dzisiejszemu papieżowi Piusowi
XI-emu.Dla, przykładu, jak wyglądają takie opowiadania, przytoczę w
wyjątkach artykuł p. t. "Cud nad Wisłą" ks. Jezuity Henryka Mroczka,
zamieszczony w sierpniowym zeszycie z l930 r. pisma "Sodalis Marianus":
Rozpoczął się straszliwy srom. Rozbite oddziały piechoty i konnicy
tłoczyły się wraz z taborem w bezładną masę, która w przerażeniu i panice
uciekała,, porywając wszystko za sobą. Nie pomogły energiczne rozkazy
naczelnego dowództwa: "Bronić linji do ostatniego chłopa. zginąć, a nie
cofnąć się!"
Jeden chciał z nami pozostać, ten, o którym powiada francuski pisarz
Goyau: "Że przybył do nas, by Polsce,. dźwigającej się z grobu, przynieść
uśmiech i pozdrowienie Kościoła katolickiego... "Ukochany przez naród
Nuncjusz papieski Mgr. Ratti, a miłościwie nam dziś panujący Pius XI".
Nie chciał Mgr. Ratti opuścić ludu, z którym tak chętnie brał udział w
uroczystościach, chodził wśród niego po kościołach i z rozrzewnieniem
wsłuchiwał się w jego śpiewy. Nie chciał opuścić bezdomnych i
nieszczęśliwych,. których odwiedzał po schroniskach, szpitalach, do
których wchodził w suteryny, zaglądał na poddasza, niosąc im nietylko
uśmiech i błogosławieństwo, ale i ręce pełne darów.I odczuwała ludność
Warszawy tę miłość, często gromadami stawala przed domem Nuncjusza.
Patrząc w okna jego pałacu, powtarzał lud ze łzami w oczach: "On nas nie
opuszcza, chce bronić swego ludu". Wówczas otwierało się okno i ukazywała
się w niem ukochana postać, błogosławiąca, wszystkim... padano na kolana i
trwano w modlitwie przez cale godziny.
Ósmego sierpnia rozkołysały się dzwony w stolicy, ze wszystkich świątyń
ruszyły procesje na, plac Zamkowy, by z ks. Kardynałem i Biskupami na
czele wziąć udział w błagalno-pokutnem nabożeństwie. Nad tem rozkołysanem
zbiorowiskiem ludzi, jakiego jeszcze Warszawa nie widziała, zabrzmiały
potężne słowa kaznodziei: "Obywatele stolicy zjednoczonej Polski... Idzie
ku sercu Polski wróg, dyszący zemstą i żądzą naszej zagłady... Krwią
naszych bohaterów zarumieniły się fale Berezyny, Prypeci, Wilejki,
Stochodu, Bugu i Seretu, a jeśli cały naród nie zjednoczy się i nie ruszy
do obrony, zaczerwienić się mogą i fale naszej Wisły... Warszawo, ku tobie
w tej chwili zwrócone są oczy i serca całej Polski. Zaświeć przed narodem
płomieniem bohaterstwa, powstań, jak druga Jasnogóra!... Mlodzi na
front... starsi na ulice miasta, bronić go przed wrogiem... Polki do
lazaretów... starcy; sędziwe matrony i niewinne dzieci na kolana przed
ołtarze Pańskie z wołaniem o pomoc".
W rozełkany jęk ludu wplotło się gorące wołanie: "Królowo Korony Polskiej
- Módl się za nami..."
Na to wołanie ludu, na ten krzyk chrześcijaństwa, podniosły się skały,
otworzyły groby, ruszyły kurhany i z nich poczęły wstawać zastępy zakutych
w zbroje skrzydlatych rycerzy, a na ich czele Sobiescy, Chodkiewicze,
Czarnieccy, Żółkiewscy... Stanęli i zwrócili wzrok ku Jasnej Górze
pytając, ku jakiej potrzebie Królowa ich woła. Tam przejasna Pani z
Dzieciątkiem na ręku, obleczona w szkarłat z koroną na głowie, wskazywała
berłem ku Warszawie, a z ust jej padł rozkaz: "W nich!"
Szczęknęły zbroje, pochyliły się proporce, zaszumiały skrzydła i z
okrzykiem: "Jezus, Marja!" - pomknęli rycerze jak huragan ku stolicy...
To odwaga i męstwo przodków naszych wstąpiły w serca potomków, którzy
ruszali do walki na pola Warszawy...
Wśród zastępów ochotniczych i wojska krzepiła Marja nadzieję zwycięstwa
przez swego herolda, bohaterskiego ks. Skorupkę, który głosił ustawicznie
po oddziałach i koszarach, że "piętnastego sierpnia, w święto
Wniebowzięcia, Polacy przestaną się cofać i rozpoczną się dni tryumfu
polskiego... Najświętsza Panna, Patronka i Królowa ludu polskiego nie
dopuści, by naród miał zginąć".
A końcowy wniosek artykułu:
Polska zwyciężyła, bo za nią stała matka Kościół, bo przy niej trwał
wiernie przyjaciel, który jako namiestnik Chrystusowy miał zasiąść na
papieskim tronie.
Tak więc, jeden z największych i najpiękniejszych czynów wodza narodu,
Józefa Piłsudskiego i jego bohaterskich żołnierzy został bez reszty
zaanektowany na rzecz polityki kleru. Wymownym symbolem tej aneksji było
wybicie w mennicy państwowej medalu "Cudu nad Wisłą" i przeznaczenie
czystego dochodu z rozsprzedaży tego medalu na cele... misyjne.
Kler a sprawy materjalne
Treść: Konkordat, a uposażenie materjalne
kleru. Uroszczenia kleru wobec Państwa. Olbrzymie fundusze kościelne.
Składki misyjne. Niektóre formy zbierania składek.
Składki kościelne mimo kryzysu rosną. Agitacja za wzmożeniem akcji
misyjnej w kraju. Oddzielną, wielką dziedzinę wyzysku Polski przez
duchowieństwo, stanowią sprawy materjalne.
Już konkordat przyznaje w tym kierunku Kościolowi katolickiemu ogromne
przywileje. Dowodem tego jest art. 24 konkordatu, w którym "Rzeczpospolita
Polska uznaje prawo osób prawnych kościelnych i zakonnych do wszystkich
majątków ruchomych i nieruchomych, kapitałów, dochodów oraz innych praw,
które te osoby prawne posiadają obecnie na obszarze Państwa Polskiego" i
to nawet w tym wypadku, gdyby prawo własności, tych majątków nie było
dotychczas wpisane do ksiąg hipotecznych.
Uznając w tak rozległem znaczeniu status quo majątkowe duchowieństwa, w
dalszym ciągu tego samego artykułu 24-go przyznaje Państwo Kościołom
dalsze przywileje, a mianowicie prawo do odzyskania dóbr skonfiskowanych
przez rządy zaborcze, prawo do zaopatrzenia w miarę rozporządzalności mens
biskupich i beneficjów proboszczowskich w dostateczną ilość ziemi, a do
czasu spełnienia tych zobowiązań zapewnia Państwo Kościołowi prawo do
uposażenia rocznego, które ma być nie niższe od wartości rzeczywistej
uposażeń, wypłacanych przez rządy zaborcze.
Ustalając zasady uposażenia (Załącznik A do konkordatu) Państwo nie
zapomina nawet o uczniach seminarjów duchownych, zapewniając i im również
pensje miesięczne. Mimowoli nasuwa się tu przykra uwaga: Jest taka masa
zdolnej biednej młodzieży akademickiej, która nie może kończyć studjów z
braku podstaw materjalnych lub kończy je, walcząc z niesłychanym
niedostatkiem. Młodzież ta studjami swemi przygotowuje się do pracy dla
Państwa, a jednak Państwo na podstawie zobowiązań konkordatowychych
spieszy z pomocą materjalną tej przedewszystkiem młodzieży, która w
przyszłości pracować będzie nie dla Państwa, ale dla Kościoła.
I jeszcze jedna uwaga: W dzisiejszych ciężkich czasach, kryzysu
ekonomicznego, kiedy Państwo zmuszone jest redukować głodowe pensje swym
pracownikom, kiedy pensje robotników zeszły już dawno niżej minimum
egzystencji, przykrym zgrzytem uwydatnia się fakt, że uposażenia dobrze
sytuowanego kleru, oparte na postanowieniach konkordatowych, okazują się
prawie nietykalne. Nic dziwnego, że w tych warunkach w latach kryzysowych
na wszystkich wycieczkach zagranicznych, we wszystkich bogatszych
zdrojowiskach i kąpielach kler jest najliczniej reprezentowany. Konkordat
daje Kościołowi duże uprawnienia. Kościół uprawnienia te stale rozszerza,
czego dowodem chociażby ustawa o podatkach kościelnych. Jak
bezceremonjalnie potrafi kler egzekwować na Państwie swe pretensje,
widzimy to na przykładzie tych licznych procesów o zwrot świątyń
prawosławnych i ich majątków, w jakim tonie zaś potrafi o tem kler mówić,
niech świadczą wyjątki z korespondencji słynnego "Kap'a" (Katolickiej
Agencji Prasowej). Czytamy tam ("Polonja" 26. I. l930 r.) :
Według konkordatu wszystkie prawa i zarządzenia sprzeczne z konkordatem
straciły moc obowiązującą. Pytamy gdzie jest akt, któryby sprzeczne z
konkordatem prawa i zarządzenia przekreślił? Chyba takim aktem nie jest
to, co umieszezono w Monitorze?
Art. IV. konkordatu nie jest wprowadzony w życie. Kościoły rujnują się,
potrzebne są nowe świątynie, wymagane są opłaty asekuracyjne do kas
chorych, pracowników umysłowych i t. d. Skąd na to czerpać środki? Stan
wykonania konkordatu i wprowadzania w życie związanych z nim aktów
prawodawczych, zarządzeń rządowych, zawierania umów trwa chyba za długo?
Sposób ujęcia sprawy przez p. Ministra czyni wrażenie jakoby do Ministra
W. R. i O. P. należało prawo, komu przyznać zagrabione świątynie i ich
majątek, że bez porozumienia się z Ministrem W. R. i O. P. Biskupi nie
powinni na drodze sądowej dochodzić praw Kościoła katolickiego. Biskupi
mają prawo żądać, by konkordat i co z nim związane, było wprowadzone w
życie i aby ich, gdy bronią praw Kościoła przed sądami państwowemi, nie
uważano za takich, co po cudze sięgają. W podobnie aroganckim tonie odzywa
się "Kap" często, a ton ten jest dla stosunków, panujących w Polsce bardzo
znamienny.
Nie do samych jednak uprawnień konkordatowych ograniczają się dochody,
jakie kler czerpie z terenu Państwa Polskiego. Pieniądze polskie płyną
całym, olbrzymim systematem rzecznym z najrozmaitszych źródeł do kas
kościelnych, przewyższając wielokrotnie te dotacje, jakie zagwarantowane
są Kościołowi postanowieniami konkordatu.
Weźmy jako przykład wysokość kościelnego funduszu budowlanego: l.060.000
zł. (Załącznik A do konkordatu) i zestawmy tę kwotę z ilością i kosztami
wybudowanych w Polsce po r. l9l8 świątyń. Nie ma okolicy, gdzie by w
czasach niepodległości kościoła nie wybudowano, a są miasta i miasteczka,
gdzie się ich buduje i po dwa równocześnie. Przy sposobności wznoszenia
owych budowli zarówno ze strony Państwa, jak i społeczeństwa płyną na
rzecz Kościoła hojne datki. I tak np. w l93l r. Państwo sprzedało plac w
Warszawie pod budowę kościoła za cenę l0% szacunkowej wartości, robiąc w
ten sposób kurji warszawskiej prezent z 90.000 zł. Na budowę katedry
śląskiej zebrano do marca l932 r. 5 l/4 miljona złotych, w czem przeszło 4
miljony stanowią subwencje rządowe, wojewódzkie i samorządowe. I tak jest
z budową każdego kościoła - i tak się wciąż dzieje nawet w ostatnich
czasach ostrego kryzysu ekonomicznego. Brak jest środków na pokrycie
najkonieczniejszych potrzeb państwowych - na budowę kościoła, czy inny cel
religijny, zawsze w tej czy innej formie, fundusze się znajdą. Jak poważne
muszą być fundusze, które gromadzą się w rękach kleru, dowodzi tego fakt,
że kurja biskupia w Siedlcach zakupiła w czerwcu l932 r. czwarty już z
kolei dom i zaplaciła za niego 300.000 zł. ("Gazeta Podlaska"). Dom ten ma
podobno być przeznaczony na rezydencję biskupa sufragana. Z pomiędzy
najrozmaitszych form wyzysku materjalnego, jaki pod pokrywką reIigji,
uprawia się w Polsce, szczególnie przykre uczucie budzi ten wyzysk,
którego ofiarą padają szerokie, najciemniejsze i dlatego przed chciwością
kleru najbezbronniejsze masy społeczeństwa. Przykład: Wycieczka ludowa w
Krakowie: Kobiety z trudem złożyły pieniądze na podróż i konieczne
wydatki. Zostało im jeszcze po kilkadziesiąt groszy, za które obiecują,
sobie "coś" kupić. W jednym z kościołów podczas zwiedzania podoba im się
obraz w ołtarzu. Bez namysłu urządzają składkę i ostatnie swe grosze
oddają księdzu, by odprawił mszę przed tym ołtarzem. A potem cały dzień
chodzą głodne po Krakowie, bo na obiad nie starczyło. Ile tak setek,
tysięcy i miljonów złotych przepłynie rok rocznie z kieszeni
najbiedniejszych do przepaścistych kieszeni kleru i do kas kościelnych,
trudno nawet w przybliżeniu określić. Nie wiem, czy istnieje wogóle
źródło, gdzieby można ścisłych i dokładnych danych w tym kierunku
zaczerpnąć, to tylko wiem jednak z całą pewnością, że suma ogólna
kościelnych składek jest bardzo duża, o wiele za duża na ubóstwo
materjalne Polski.
A w tych składkach, rzekomo religijnych, tkwi jeszcze jeden tragizm.
Większość pieniędzy, zwłaszcza misyjnych, idzie za granicę, bogacąc obce
narody i służąc obcej sprawie. "Wolnomyśliciel Polski" z l5. XI. l930 tak
o tej sprawie pisze:
Każda trzecia niedziela października jest przeznaczona na propagandę
misyj wśród pogan. Propaganda polega na wygłoszeniu kazania
okolicznościowego o upośledzeniu nieszczęśliwych czarnych, na zachęceniu
do gorącej modlitwy na intencję powodzenia misyj katolickich i, co jest
ważniejsze, do składania ofiary pieniężnej.
I niejeden ciemny chłop, który grosza nie da na flotę narodową, budowę
szkoły czy szpitala, nie odmówi dobrodziejowi w sutannie niejednej
złotówczyny na "tych ta cornych"". A dla czyjego dobra cała ta robota? Oto
Watykan za wskrzeszenie państwa kościelnego musi odpłacać Mussoliniemu
propagandą faszyzmu i wywiadem w pobliskiej Afryce. W ślad bowiem za
misjonarzem kapucynem czy redemptorystą sunie kupiec, a na ostatek
żołnierz, aby rozszerzyć granice imperjum italskiego. A za czyje
pieniądze? Polskiego biedaka, wyłudzone przez krajowego cudzoziemca. Nie
kusząc się bynajmniej o zobrazowanie całości składek kościelnych, podaję
niektóre dane z tego działu. Z tych fragmentów można sobie do pewnego
stopnia całość odtworzyć. Według danych, zaczerpniętych z "Miesięcznika
Diecezji Chełmińskiej" (czerwiec l93l r.), diecezja ta zebrala w l930-tym
roku:
a) na "Dzieło Rozkrzewiania Wiary" - l7l.037 zl. 32 gr.
b) na "Papieskie Dzieło św. Dziecięctwa" - 42.247 zł 8l gr
c) na "Papieskie Dzieło Piotra Apostoła" - 9.l05 zł 59 gr
d) na "Związek Misyjny Kleru" - l.533 zł 30 gr
e) na "Towarzystwo Misyjne dla Wschodu - 2.l5l zł 30 gr
f) na "Stowarzyszenie św. Jozafata" - l.225 zł l5 gr
g) na "Sodalicję św. Piotra Klawera" - 3.006 zł 06 gr
Razem zebrano w ciągu roku l930 w diecezji: 232.306 zł. 53 gr. (232
tysiące 306 złotych 53 grosze).
Ile pieniędzy z diecezji poszło na inne cele kościelne, jak msze św.,
śluby, pogrzeby, wypominki i t. p., nie umiem określić. O wysokości
składanych pieniędzy, pewne pojęcie może dać; także "Sprawozdanie z akcji
misyjnej w Łagiewnikach Śląskich" ("Nasz Misjonarz" marzec l930 r.), z
którego to sprawozdania dowiadujemy się, że parafja złożyła w roku na cele
misyjne l0.703 zł. 66 gr., co stanowi na głowę każdego katolika 74
grosze.Wydobywaniem ze społeczeństwa pieniędzy zajmują się bardzo gorliwie
różne klerykalne gazetki. Przykładem mogą tu być "Misje Katolickie", które
w ciągu jednego roku, od listopada l929 do listopada l930 wykazały 82.86l
zł. 52 gr. i l64 dolarów składek. Inne gazetki, jak "Królowa Apostołów",
"Nasz Misjonarz", "Mały Misjonarz" i cały długi szereg podobnych dzielnie
pod tym względem "Misjom Katolickim" sekundują. Obecnie wiele z tych pism,
nie chcąc drażnić opinji publicznej, a tem samem psuć sobie interesu,
zaprzestało ogłaszania na łamach pisma pokwitowań składkowych, niestety,
nie zaprzestało równocześnie zbierać samych składek.
Że kwoty zbierane w większości parafij muszą sięgać sum bardzo poważnych,
świadczy o tem list jednego z proboszczów do swej parafjanki. Oto treść
listu:
Szanowna Pani!
Za tak hojną ofiarę w wysokości "czterech groszy" najserdeczniesze dzięki.
To jest ofiara na żebraka a nie na misjonarza.!!!
Zatem zwraca ją się w celu doręczenia jej jakiemuś dziadowi.
Z poważaniem ks. F. P. proboszcz.
List ten pozostaje w związku ze zbiórką pieniędzy podczas nabożeństwa i
nasuwa pewne refleksje. Wprawdzie ofiara "4 grosze na misjonarza" nie jest
wysoka i widocznie nie powtarza się zbyt często, jeśli wzbudziła takie
oburzenie u zacnego plebana, ale mimo to przyjmijmy te cztery grosze za
podstawę obliczenia wysokości sum, jakie gromadzą się w kieszeniach kleru,
dzięki zbiórkom, urządzanym podczas mszy świętych. Przypuśćmy, że co
niedziela l0% ludności w Polsce bierze udział w nabożeństwie i składa "na
tacę" tylko po 4 grosze. Daje to w sumie 4 gr. x 3 miljony czyli l20
tysięcy złotych. Biorąc pod uwagę tylko 50 niedziel, bez świąt i
okolicznościowych nabożeństw, otrzymamy ładną kwotę 6 miljonów zł.
rocznie.
I to jest ofiara "czterech groszy", którą ks. P. nazywa pogardliwie
"ofiarą na żebraka".Że poważnym działem pracy każdego księdza są zbiórki
pieniężne, zdają sobie z tego księża przeważnie doskonale sprawę. Jeden z
proboszczów z głuchej prowincji, stworzył sobie nawet na ten temat
oryginalne przysłowie. Zwykł on mawiać: "Jeżeli mój poprzednik był miechem
z dziurą, to ja jestem beczką bez dna. Tylko dawajcie".
Dość dobrze charakteryzuje również poglądy kleru na sprawy pieniężne list
ks. proboszcza z K... Pisze on, co następuje:
K..., dnia 2l. I. l93l. r.
Szanowna Pani!
Już przeszło sześć tygodni upłynęło od dnia pogrzebu Paninego ojca, Józefa
R.
Szanowna Pani zamówiła nader uroczysty pogrzeb, oświadczając zarazem, iż
czynności pogrzebowe ze strony kapłana i służby kościelnej zapłaci syn,
względnie brat Wasz z Zabrza w Niemczech.
Szwagrowa z Niemiec też mi obiecała, iż ku końcu grudnia pogrzeb zapłaci.
Koniec grudnia nadszedł, pieniędzy niema; otrzymałem parę dni później list
z Zabrza, iż l2 stycznia l93l r. pieniądze brat z Zabrza pośle. Znów już 9
dni upłynęły, a pieniędzy niema i niema.
Ja się za błazna robić nie dam.
Takiego wypadku w życiu mem kapłańskiem nie miałem, iżby jaki ksiądz trupa
darmo, względnie na pump chował.
Wobec tego proszę o uiszczenie l70 zł. za czynności kapłańskie przy
pogrzebie zmarłego Józefa R.
Ks. Fr. P. proboszcz. Zadziwiające są sposoby, jakiemi kler pieniądze
nawet od umarłych i heretyków umie wydobywać. Oto "Związek Mszalny dla
Afryki" za składką l złotego przyjmuje na listę swych członków nawet
umarłych. (Halka: "Słowem i pismem str. 8. Rzym l926).
"Związek Mszalny Towarzystwa Słowa Bożego" przyjmuje członków również
umarłych, tylko za składką l2 złotych ("Nasz Misjonarz"). Statuty "Związku
Mszalnego", pouczając kiepską polszczyzną, że "Zw. Msz." wspomaga Cię w
miłości do Twych krewnych i przyjaciół, jeśli ich dasz zapisać do Związku
Mszalnego", tak następnie sprawę wyjaśniają:
par. l. Zapisywać można do Związku Mszalnego tylko pojedyńcze osoby czy to
żyjące czy zmarłe.
par. 5. Można zapisywać osoby także bez ich wiedzy, jeśli im się pragnie
zapewnić łaski Związku, a one same albo nie chcą, albo nie mogą się
zapisać.
Byłoby bardzo interesującą rzeczą, gdyby centrala Związku Mszalnego
zechciała kiedy ogłosić listę swych członków. Niewykluczone, czy nie
znaleźlibyśmy tam nazwiska Boy'a lub którego ze znanych antyklerykałów.
Budżet Państwa Polskiego kurczy się w latach ostatnich, pragnąc
oszczędnościami - nieraz bardzo przykremi - uchronić kraj od gorszych
nieszczęść; nie kurczą się jednak i nie maleją składki misyjne. W l929 r.
przesłała Polska na "Dzieło Rozkrzewiania Wiary" o 579.500 lirów więcej,
niż w roku poprzednim, zajmując tu 9-te miejsce wśród wszystkich państw
europejskich i pozaeuropejskich ("Misje Katolickie" czerwiec l930 r.).
Nawet w l93l r. w tym roku, kiedy bezrobocie w Polsce wzrosło do
zastraszających rozmiarów, kiedy Państwo zmuszone było obniżyć pensje
urzędnicze, Polska wysłała na misje o l2% więcej, niż w l930 r.
A jednak to wszystko wydaje się naszym konkordatowcom za mało. "Misyjna
Akcja Znaczkowa" w jednej ze swych odezw pisze:
Kto czuje się Polakiem - niech spieszy z pomocą polskim misjonarzom. Czyż
nasza katolicka Polska ma być zawsze na szarym końcu? X. Leon Piasecki w
liście: "Dlaczego Francja ma tylu świętych?" ("Misje Katolickie" grudzień
l930), takie nauki daje:
Jeżeli chcemy, by Bóg błogosławił naszej ojczyźnie i także na, jej niwie
rodzili się Święci i wielcy więci, to musimy wyrzec się egoizmu i nie
skąpić ofiar na misje. Nie można zaprzeczyć, że ofiarność Polski na misje
rośnie, ale czy me moglibyśmy zrobić jeszcze więcej? - Iluż to jeszcze
takich, co sądzą, że praca dla misyj, że grosz na nie złożony jest groszem
straconym dla ojczyzny. Wołają inni: Jeżeli chcecie, by Polska była wielka
i silna, budujcie polską armję, flotę - inni zaś: pracujcie i
oszczędzajcie, inni znowu: łączcie się po bratersku i unikajcie niezgody,
inni: wspierajcie polski przemysł, jeszcze inni: starajcie się o gruntowne
i katolickie wychowanie naszej młodzieży. Niech i nam będzie wolno dodać:
róbmy to wszystko, co polecają nam dobrzy synowie Polski, ale
przedewszystkiem bądźmy sami dobrymi synami Kościoła katolickiego i
wspierajmy misje.
Specjalnie "przekonywująco" i "inteligentnie", jak na wiek XX-ty
argumentują konieczność wspierania misyj "Głosy Katolickie" Nr. 348 z l928
r.
Znam pewną parafję - pisze ks. J. Łękosz - położoną w okolicy wybitnie
rolniczej, gdzie stale nękało ludzi gradobicie. Pracowali w pocie czoła, a
czasu żniwa nie było co sprzątać. Odkąd jednak zaczęli składać ofiary na
różne dobre cele, nie wyłączając misyj katolickich, złowrogie chmury
gradowe omijają ich stale. Charakterystyczne także są wynurzenia
"Kieleckiego Przeglądu Diecezjalnego" z marca l932.
Prawdą jest, że w ostatnim roku wysłaliśmy na misje o l2% więcej, niż roku
przeszłego; lecz dlatego tem więcej należy nam korzystać z dotychczasowej
organizacji i rozszerzać ją, gdyż dotąd zaledwie l% katolików w Polsce
skupia się pod sztandarem Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania wiary.
Pozostało nam zatem tak bardzo wiele do zrobienia, że to, co dotąd
uczyniono, zaledwie nazwać można początkiem.
Istotnie pozostały jeszcze pewne kwoty w budżecie na wojsko, szkoły i inne
potrzeby państwowe; - prawdopodobnie akcja misyjna i te fundusze chętnie
zagarnęłaby dla siebie.
A dla wzmożenia akcji, pionierzy misyjni pragną zalać Polskę falangą
zakonów i zgromadzeń. Gościnnie je zaprasza do naszego kraju jakiś K. B. w
"Naszym Misjonarzu" z lipca l929 r. słowami:
Przyjdźcie do nas Mili Misjonarze i Misjonarki, pomóżcie nam szerzyć w
Polsce ducha misyjnego, przysparzać pracowników apostolskich na niwie
misyjnej Kościoła, Znajdziecie u nas zapał i gościnę. Przykład Waszej
skrzętnej pracy obudzi tych, co jeszcze drzemią w obojętności i
bezczynności. Serca nasze czekają... I misje czekają... Przybywajcie!...
W obecnych czasach ogólnej nędzy i bezrobocia, kiedy tysiące ludzi nie ma
co do ust włożyć, te "poważne" zmartwienia kleru, że Polska za mało
pieniędzy wysyła zagranicę na misje, i że za mało zgromadzeń misyjnych
mamy w kraju - są istotnie bardzo aktualne.
Próby opanowania społeczeństwa
Treść: Ambona i listy pasterskie na
usługach agitacji wyborczej. Inne formy akcji politycznej. Cel akcji
politycznej kleru. Dążność do opanowania organizacyj. Zwalczanie
organizacyj niezależnych od kleru. Wyroki sądowe. Organizacje katolickie i
ich cel. Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej. Rozgrywki polityczne, a
organizacje katolickie. Zjazdy katolickie. Akcja Katolicka - ustrój
wewnętrzny. Bezwzględne posłuszeństwo władzom kościelnym - zasadą naczelną
Akcji Katolickiej. Akcja Katolicka - popierana przez państwo. Tolerancja
religijna a zasady Akcji Katolickiej. Prasa katolicka. Nadużywanie nazwisk
wielkich ludzi. Dążność do opanowania piśmiennictwa. Radjo na usługach
kleru. Nietolerancja kleru. Wywiady o ludziach odmiennych przekonań.
Do zrealizowania swych celów potrzebne jest klerowi opanowanie i zupełne
podporządkowanie sobie życia społecznego w kraju. Bo powiedzmy sobie -
robi słuszną uwagę Boy-Żeleński w" Naszych okupantach" -
każdy rząd w Polsce, chce czy nie chce,
będzie się uginał pod naciskiem kleru, dopóki ciemnota, czy bierność
ogółu będzie kler ten czyniła realną czy fikcyjną potęgą. Dopóki w
Polsce będzie można wykrzykiwać wzniośle "Bóg i religja", tam, gdzie w
gruncie chodzi o władzę i pieniądze - dopóty kasta wyodrębnionych z
życia dzikusów będzie regulatorem najdonioślejszych spraw społeczeństwa
z jego największą szkodą.
Dąży zatem kler z całą siła do
zawładnięcia życiem społeczeństwa przez swój udział w życiu politycznem
kraju, przez tworzenie zależnych od siebie organizacyj społecznych, przez
opanowanie prasy i czytelnictwa, przez podporządkowanie swym celom różnych
instytucyj społecznych, przez duszenie każdej niezależnej myśli, a
propagowanie wielkiej ciemnoty i t. d. Udział kleru
w życiu politycznem kraju jest bardzo duży. Byłaby to nawet rzecz godna
pochwały, gdyby udział ten ograniczał się do wyzyskania w pełni praw
obywatelskich, jakie każdemu obywatelowi, a więc i księdzu gwarantuje
Konstytucja. Kler jednak na ziemiach polskich uzurpuje sobie prawo daleko
większe, w czem przychodzi mu z dzielną pomocą konkordat, który w art.
2-gim powiada:
W wykonywaniu swych funkcyj biskupi
swobodnie i bezpośrednio znosić się będą ze swem duchowieństwem i swymi
wiernymi oraz ogłaszać swe zlecenia, nakazy i listy pasterskie.
Na czas wyborów więc ambony w poważnej
swej większości zamieniają się w trybuny wiecowe, które grozą straszliwych
kar ziemskich i niebieskich napędzają bezkrytycznych słuchaczy w sieci
wszelkiego wstecznictwa.
Oto próbka tej agitacji wyborcczej:
Kto nie głosuje na Nr. 37 - woła jeden
ksiądz z ambony - ten głosuje na czarta. Czarta sobie obierzecie, czart
wami będzie rządził. (Ks. M. w P.). Albo: Stoją przed wami dwa
sztandary: po jednej stronie stoi sztandar szatański, a po drugiej
katolicki, obierajcie sobie, jak myślicie - albo djabła albo Chrystusa!
Albo będzie Polska katolicka - albo masońska, pod którą zginie. Jak
będziecie głosować za jedynką głupią, to będzie Polska
żydowsko-masońska. Każdy, kto głosuje na jedynkę jest masonem, głupcem i
warjatem, za którego ja się modlę. Numer pierwszy - to antychryst, to
djabeł). (Ks.D.w K.).
Krzykaczom wyborczym na ambonach
przychodzą z pomocą listy pasterskie. Klasycznym przykładem, jak takie
biskupie odezwy przed - czy powyborcze wyglądają,
jest list ks. biskupa Łukomskiego z Łomży p. t. "O stronnictwach wrogich
Kościołowi". W wyjątkach list brzmi tak:
Oto odbyły się wybory posłów do Sejmu.
Znając usposobienie niektórych stronnictw politycznych, wrogie dla wiary
Chrystusowej i dla Kościoła katolickiego, a przewidując dalsze ciężkie
krzywdy, jakie stronnictwa te Kościołowi katolickiemu wyrządzić
zamierzają, upominali Biskupi w Liście pasterskim wiernych, aby wybrali
na posłów mężów szczerze katolickich, takich, którzyby w danym razie
bronili w Sejmie lub Senacie wiary naszej świętej i dobra Kościoła i
którzyby nie dopuścili, aby się osłabiała wiara św. w Polsce.
A lud katolicki, czyż tego nawoływania usłuchał? Wielu niestety
wolało pójść za namowami przeciwników Kościoła i im zanieśli swoje
katolickie głosy. Ludzie, nazywający się katolikami, wybrali w okręgach
naszych i wysłali jako zastępców ludności katolickiej do Sejmu
socjalistów i wyzwoleńców, t. j. zwolenników partyj, które już niejedną
krzywdę wyrządziły Kościołowi katolickiemu.
Pamiętajcie o tem, wy, wyborcy
socjalistów, wyzwoleńców, komunistów lub zwolenników t. zw. stronnictw
chłopskich, że każda uchwała w Sejmie tych, przez was obra-nych posłów,
szkodliwa dla wiary i Kościoła, ciężarem młota spadać będzie na wasze
sumienia i że wy za te ich uchwały przed Sędzią Bożym odpowiadać
będziecie, boście na takich posłów dobrowolnie głosowali. Będzie-cie
odpowiadali na swoim sądzie pośmiertnym za wszystkie krzywdy, jakie od
tych posłów spadną na wiarę naszą św. katolicką, na wychowanie religijne
dzieci" na małżeństwa z ręki Jezusa przez tych posłów wyrwane, a
zamienione na bezwartościowe umowy cywilne. Za te i wszystkie inne
szkody wy przed Bogiem odpowiadać będziecie.
Zgorszenie dane przez takich wyborców
całemu ogółowi katolickiemu i krzywda, wyrządzona Kościołowi Bożemu, nie
mogą minąć bez dania Bogu zadośćuczynienia w tych parafjach, w których
się znaczniejsza liczba takich wyborców wykazała.
Przeto rozporządzam, aby na znak żałoby i smutku w parafjach o
znaczniejszej ilości głosów oddanych na listy socjalistów, wyzwolenia i
t. zw. stronnictw chłopskich, zaniechano odbycia uroczystej procesji
rezurekcyjnej. We wszystkich zaś parafjach zabraniam święcenia
wielkanocnego w tych miejscowościach, w których oddano głosy na listy
stronnictw wyżej wymienionych.
Takim zaś parafjanom, którzy upomnieni,
nie wyrzekną się należenia, do partji socjalistów, wyzwoleńców,
komunistów lub stronnictw chłopskich, t. j. związków, będących dla wiary
i Kościoła katolickiego szczególnie wrogo usposobionych, należy odmawiać
sakramentów św. i pogrzebu kościelnego. Podobnie postąpić należy z
parafjanami, czytającymi pisma wymienionych stronnictw lub popierających
je składkami swojemi.
Poza kościołem,. jako naturalnym
terenem swej agitacji wyborczej, nie zaniedbuje wyzyskać kler i innych
środków, jak: prasy, ulotek, wieców i t. p. Sposób redagowania tych
ulotek nie przynosi zaszczytu zazwyczaj "chrześcijańskiej miłości'',
nimbem której tak bardzo kler się lubi otaczać. Oto wyjątki jednej z
takich odezw, podpisanej między innemi przez księdza B., kanonika, i b.
senatora Rzeczypospolitej. Walczyliśmy o Polskę
katolicką i sprawiedliwą. Dzisiaj liberałowie, masoni, sekciarze,
socjaliści i komuniści za wszelką cenę chcą usunąć z naszego życia
państwowego i publicznego panowanie zasad Chrystusowych.
Będzie Polska katolicka i sprawiedliwa, gdy jak jeden mąż oddamy
głosy na listę i t. d.
Walczyliśmy o Polskę kulturalną. Dzisiaj
bandyci rozbijają wiece ludności katolickiej, urządzają napady na
spokojnych mieszkańców, podkładają bomby dynamitowe pod mieszkania ludzi
innych przekonań, w odezwach wzywają do gwałtów, do napaści na naszych
zasłużonych wodzów. Śląsk takiego bezeceństwa nie widział, jak to, którego
jesteśmy świadkami.
Walczyliśmy o Polskę, któraby zapewniła tu na Śląsku pracę, chleb i
dobrobyt. Nasze warsztaty pracy, wskutek fałszywej polityki gospodarczej i
skarbowej w znacznej części stały i stoją dziś jeszcze bez ruchu,
dziesiątki tysięcy naszych braci albo poszły na obczyznę szukać chleba,
albo jako bezrobotni trawią nędzny żywot jałmużników publicznych. Chłop na
wsi ma biedę, rzemieślnik i kupiec walczą ciężko o byt, urzędnik przymiera
z głodu, a inwalida jest w ostatniej nędzy. Podatki nas gnębią, a sposób
ich wymierzania i ściągania stał się nieznośnym i t. d.
Dodajmy do tego, że odezwę powyższą w dwu językach, polskim i niemieckim,
rozpowszechniano na Śląsku, a więc na tym terenie, gdzie o głosy polskie w
okresie wyborów zawsze najzaciętsza toczy się walka, a otrzymamy obraz tej
demagogji, jakiej często patronuje kler w Polsce. W
swej agitacji wyborczej ze szczególnem zacietrzewieniem zwalcza ogół kleru
wszelkie ugrupowania prorządowe. I rzecz: znamienna: kiedy w l928 r.
ówczesny biskup śląski Lisiecki ustosunkował się do listy prorządowej
lojalnie, to jeden z jego podwładnych tak na wiecu krok ten słuchaczom
wytłumaczył:
Przy nadchodzących wyborach wybrać powinniście dobrych katolików, a takich
wybierzemy, glosując na listę p. Korfantego. 97% księży idzie za
Korfantym, a tylko 3% dla interesu popiera w akcji wyborczej sanację i
rząd. Ks. biskup Lisiecki popiera rząd, bo Warszawa mu obiecała wybudować
katedrę.
Czem wytłumaczyć sobie naleźy takie zacietrzewienie kleru w okresie
wyborczym? Oto właśnie chodzi o obsadzenie sejmu i senatu wyłącznie
oddanymi sobie ludźmi, którzyby każdą ustawę rozpatrywali przedewszystkiem
pod tym kątem widzenia, czy ustawa ta nie uszczupli lub nie osłabi wpływów
kleru. X. biskup Adamski radzi wprost, by
"kandydatom na posłów zadawać pytania, czy w pracy sejmowej i przy
głosowaniach jasno i niezłomnie oświadczą się za pełną szkołą wyznaniową.
A jeżeli kandydat da odpowiedź odmowną, niejasną albo zupełnie nie
odpowie, nie powinien otrzymać ani jednego głosu katolickiego." ("Szkoła
wyznaniowa czy mieszana" str. 75).
Również jasno i niedwuznacznie tłumaczy tę sprawę encyklika Leona, XIII p.
t. "Constanti Hungarorum":
Powinniście starać się, by do ciał ustawodawczych wybrano mężów szczerze
religijnych i odważnych, którzy są nieustępliwi w walce o prawa Kościoła i
sprawy katolickiej, a zawsze do niej gotowi i pełni zapału.
Jak ci mężowie "szczerze religijni", "odważni" i "nieustępliwi w walce o
prawa Kościoła" walczyć będą o prawa dla swych współobywateli, o dobra
duchowe i materjalne dla Państwa i społeczeństwa, na tem klerowi mało
zależy.
W akcji, zmierzającej do podporządkowania klerykalnym celom życia
społecznego kraju, doniosłą rolę odgrywają te organizacje, które w
mniejszym lub większym stopniu cieszą się poparciem i opieką
duchowieństwa. Organizacyj tych jest ogromnie wiele, o najrozmaitszym
charakterze, od bractw ściśle kościelnych począwszy, kończąc na zupełnie
świeckich organizacjach zawodowych czy politycznych.
Wychodząc, ze słusznego założenia, że każda organizacja wychowuje w
znacznej części swych członków i kształtuje ich światopogląd, kler stara
się usilnie o to, by opanować kierunek ideowy organizacyj i narzucić im
swoje cele. O ile dana organizacja wytknie sobie cel inny i nie pozwoli
sobie narzucić supremacji kleru, to może być pewna, że chociażby
działalność swą ograniczyła do spraw ściśle gospodarczych lub zawodowych i
według najlepszej swej wiedzy i woli starała się służyć Państwu i
społeczeństwu, nie uniknie intryg i ataków ze strony kleru lub oddanych mu
czynników.
W tem tkwi źródło gromów, jakie lecą z ambon pod adresem Strzelca, Kół
Młodzieży Wiejskiej i t. p. Dlaczego Strzelcy nie
chodzą w niedzielę do kościoła, a idą na ćwiczenia? Jak można dzieciom
dawać karabiny do rąk? Mamy dosyć wojska. Jak nas wojsko nie obroni, to
Strzelec nas tylko zgubi. Niepotrzebni są nam Strzelcy. Gdyby Kościół miał
karabiny i policjantów, to napędzałby ludność do kościoła.
Albo:
Młodzież polska powinna się grupować tylko przy miejscowym proboszczu,
który tak dużo dla młodzieży robi, pracując w patronackich
stowarzyszeniach młodzieży. Reszta organizacyj sieje brudy i
demoralizację.
Albo:
Składki na Dom Ludowy dajecie, gdzie będą tańce z żydówkami i będzie
służył tylko do rozpusty.
Oto takie nauki szerzy O. Oblat J.K. na rekolekcjach (Ognisko
Nauczycielskie, luty l93l r.), a ks. A. F. w W. głosi:
Przeklęty ojciec, przeklęta matka, których dzieci należą do Strzelca. Nie
pozwalajcie dzieciom waszym wstępować do Strzelca, a jak ich zobaczycie,
to rozgońcie. Zamiast śpiewać Gorzkie Żale - ćwiczą się. Jeśli wam zginie
krowa, to jej szukacie i martwicie się, a jak zginie dziecko, to was nic
nie obchodzi.
Ksiądz dziekan B. K. - prawdopodobnie zwolennik nauki poglądowej - w inny
sposób "propaguje" Strzelca. Oto w czasie kazania wyjął z pod komży bagnet
i pokazując go wiernym, rzekł:
Strzelcy i rezerwiści taką bronią biją się na swoich zebraniach i
majówkach, wobec czego ostrzegam, aby unikać tych ludzi, ich organizatorów
i wodzów. (Przegląd Łomżyński, l0.IX. l933).
Występy takie rzadko niestety spotykają się z karzącą ręką
sprawiedliwości. Mimo tego warto zestawić bodaj parę wyroków sądowych, by
zorjentować się w niektórych rodzajach przestępstw, popełnianych przez ów
"wojujący Kościół".
Wyroki przytaczam według głosów z prasy:
"Kurjer Poranny" z 20.VII.l932 r. przynosi następującą notatkę:
Ksiądz proboszcz M., usposobiony niechętnie dla założonego we wsi R. "Koła
Młodzieży Wiejskiej Siew", nie tylko, że założył w tejże wsi
"Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej", jako instytucję konkurencyjną, ale co
gorsze ogłosił z kazalnicy, że wszystkie dziewczęta, należące do "Siewu",
sprzedają swoją niewinność za pieniądze. Oburzone tym publicznym zarzutem
członkinie "Siewu" zaskarżyły proboszcza do sądu. Sprawa znalazła się na
wokandzie sądu grodzkiego w Kutnie i ks. M. skazany został za
zniesławienie Anny i Eugenji Sz., Ireny, Stefanji i Marji K. na 200 zł
grzywny z zamianą na 20 dni aresztu oraz uiszczenie opłat sądowych i
kosztów postępowania sądowego.
Fakt inny ("Przegląd Łomżyński"
l8.II.l93l):
W dniu l6 lutego r.b. Sąd Grodzki w Ł. rozpatrywał sprawę ks. Ch. z W.,
pow. łomżyńskiego, oskarżonego o obrazę Wojska Polskiego, dokonaną w ten
sposób że ks. Ch. na kazaniu wygłoszonem w W. między innemi wyraził się:
"w piątek przyjechała do W. jakaś zgraja i założyła organizację, do której
mogą należeć jedynie łobuzy i wyrzutki społeczeństwa". Powyższe wyrażenie
dotyczyło się przyjazdu ppłk. R. wraz z innymi wojskowymi do W.
Ks. Ch. został skazany z art. 53-a i 532 cz. I K.K. na l miesiąc aresztu z
zamianą na 200 zł grzywny.
Zasługuje na uwagę fakt, że ks. Ch. już po raz drugi odpowiadał przed
sądem i znany jest ze swych wystąpień przeciwrządowych i antymilitarnych,
co nasuwa od razu pytanie: czy tego rodzaju czyny nie obniżają godności
kapłańskiej i jak długo ksiądz będzie tolerowany na swoim stanowisku przez
władze kościelne.
"Przegląd Łomżyński" z 25.XII.l932 r. w notatce p.t. "Czy tak się godzi?"
pisze:
Przed Sądem Starościńskim odbyła się rozprawa przeciw ks. Ch., wikaremu
parafji P., oskarżonemu o nielegalne zwołanie zgromadzenia o charakterze
politycznym. Po przesłuchaniu świadków zastępca starosty p. J. wydał wyrok
skazujący ks. Ch. na 500 zł grzywny. Jednocześnie przeciw ks. Ch. zamierza
wystąpić szereg osób na drogę sądową za zniewagę, dokonaną w przemówieniu
księdza na powyższem zebraniu.
"Przegląd Łomżyński" z 30.VII.l933:
Kara, która powinna być przestrogą.
Ks. Ant. G. I organista T. skazani za pobicie strzelca.
W n-rze 24 "Przeglądu Łomżyńskiego" z dnia ll czerwca b.r. pisaliśmy, jak
to ks. proboszcze G. z parafji Ł., pow. ostrołęckiego, uczcił święto
Wniebowstąpienia Pańskiego, bijąc wraz ze swym organistą strzelca B. Cz.
Obecnie donoszą nam, że ks. proboszcz A. G. i organista T. za czyn
nielicujący z ich stanowiskami i niemający nic wspólnego z miłością
bliźniego, zostali przez Sąd Grodzki w M. w dniu l9 lipca b. r. skazani na
grzywny i koszty sądowe.
Zły przykład musiał pociągnąć za sobą potępienie publiczne, by nie stał
się ziarnkiem ewangelicznego kąkolu, zwłaszcza dla "maluczkich" duchem.
"Przegląd Łomżyński" z 9.VII.l933:
Za zniewagę Rządu i Wojska ks. J. Ch. skazany.
Rozprawa sądowa przeciwko księdzu J. Ch., b. wikaremu w P., o zniewagę i
zniesławienie rządu i wojska, która odbywała się przed Sądem Grodzkim w Z.
w dniu 28 maja b.r. i nie doszła wówczas do końca, obecnie w dniu 3 b.m.
znalazła prze tymże sądem swój epilog.
Sąd Grodzki pod kierownictwem p. sędziego T. po wysłuchaniu rzecznika
oskarżenia publicznego, pprokuratora S.O. w Ł. p. M., oraz świadków wydał
wyrok, mocą którego zasądził ks. J. Ch. na dwa miesiące bezwzględnego
aresztu.
Ksiądz Ch. za podobne czyny był już poprzednio karany.
"Przegląd Łomżyński" z 6.III.l933, w notatce pt.: "Przykłady niegodne
naśladowania":
Niema prawie miesiąca, abyśmy z przykrością nie zanotowali kilku faktów
ukarania księży katolickich przez sądy lub władze administracyjne za różne
przekroczenia lub występki. Jeśli zważymy, że duchowieństwo z powołania
swego powinno świecić przykładem, to fakty te są zatrważające i wymagają
szybkiej naprawy.
Oto znowu musimy z obowiązku publicystycznego zanotować kilka podobnych
przykrych wypadków z naszego terenu.
Dnia 3l ub. m. przed Sądem Grodzkim w Ostrołęce odbyła się rozprawa
przeciw ks. T., nauczycielowi religji szkoły powszechnej w Rz., który
rozszerzał napisany przez siebie "referat" oraz wygłaszał z niego odczyty,
uwłaczające członkom rządu polskiego. Sąd w wyniku rozprawy skazał księdza
T. na 3 miesiące bezwzględnego aresztu.
Dnia 3l ub. m. Sąd Sarościński w Ł. skazał między innemi na grzywnę l00 zł
z zamianą na 7 dni aresztu księdza B. K., proboszcza z S., za złożenie
niesłusznej skargi na przodownika P. P. oraz na magistrat m. St., przez co
ks. K. wywołał niepotrzebne czynności władz. (Art. 20).
W tymże diu Sąd Starościński w Ł. zmuszony był ukarać ks. Sz., proboszcza
z Jed., na grzywnę 20 zł. za użycie w podaniu nieprzystojnego wyrażenia w
stosunku do władzy.
Są to wypadki, które, niestety, coraz częściej się zdarzają.Przegląd
Łomżyński" z 3.IX.l933:
Za obrazę Rządu i Wojska ksiądz ukarany na jeden miesiąc bezwzględnego
aresztu.
Działalność w gminie i parafji w S. ks. wikarego K. Sz. zaprowadziła w
końcu przed kratki sądowe Sądu Grodzkiego w S., gdzie w dniu 25 b. m.
odpowiadał za znieważenie władz wojskowych i państwowych, jako oskarżony z
art. l27 K. K.
Inkryminowanego czynu dopuścił się ks. Sz. w dniu 9.X. l932 roku na
zebraniu organizacyjnem Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej w Br., przez
wyrażenie się w czasie dyskusji, iż "Krzyże Virtuti Militari i inne
odznaczenia wojskowe otrzymują tylko gałgany i złodzieje" i że jemu
Starostwo wzgl. Rząd wykradł 40 zł. oraz to samo czyni Stowarzyszeniom
Młodzieży Polskiej, pobierając wysokie opłaty stemplowe za imprezy,
natomiast popiera strzelców, dając im kiełbasy i wódki.
Świadkowie oskarżenia w całej rozciągłości potwierdzili stawiane ks Sz.
zarzuty, przyczem jeden ze świadków oskarżenia Ł. G., rolnik z B.,
uczestnik walk o Niepodległość Polski, odznaczony za waleczność, zarzucił
księdzu, iż powiedzeniem swojem naraził go na kpiny zebranych, z których
nikt nie był na wojnie, a zebrani, trzymając stronę księdza, poddali jego
moralność w wątpliwość, tylko za to, iż wiele lat w trudzie i znoju
walczył o Niepodległość i bronił Polski, za co został odznaczony. Sąd,
uznając winę ks. Sz. za udowodnioną, skazał go z art. l2? K. K. na l
miesiąc aresztu bez zamiany na grzywnę.
Jako okoliczność łagodzącą przyjął Sąd pod uwagę młody wiek oskarżonego,
jego niewyrobienie życiowe, bardzo popędliwy charakter, oraz fakt, iż
działalność jego podyktowana, była chęcią przypodobania się swej władzy
przełożonej.
"Przegląd Łomżyński" z 26.IX.l933: Jeszcze jeden gorszący przykład.
(Ksiądz znieważył policjanta).
W dn. l0.XI b. r. w Sądzie Grodzkim w S. odbyła się rozprawa przeciwko ks.
kanonikowi St. z S., byłemu dyrektorowi gimnazjum koedukacyjnego w Z.,
oskarżonemu z art. l27 K. K. o zniewagę funkcjonarjusza Pol. Pań. podczas
pełnienia służby, przez wyrażenie się w sposób uwłaczający godności. Po
zbadaniu świadków, którzy stwierdzili fakt zniewagi, Sąd skazał ks. St. na
2 tygodnie bezwzględnego aresztu. Na podkreślenie zasługuje przemówienie
oskarżyciela publicznego, podprokuratora Sądu Okręgowego p. Sz., który
zaznaczył, że ksiądz katolicki, który winien być wzorem pokory
chrześcijańskiej, kierowany niskiemi pobudkami natury materjalnej, złość
swoją wyładował publicznie na, funkcjonarjuszu Pol. Pań. w czasie służby,
za co winien ponieść zasłużoną karę. Rozprawie przysłuchiwało się wiele
osób. Wstęp na rozprawę był za biletami.Tak wygląda zestawienie wyroków
sadowych z jednej tylko okolicy i niedługiego stosunkowo przeciągu czasu.
Jeżeli się zważy, że przecież zaledwie tylko drobna cząstka przestępstw
takich dostaje się przed kratki sądowe, fakty te muszą budzić poważne
refleksje.
Gdyby w każdym wypadku epilog w postaci aresztu lub kary pieniężnej
kończył występy tych, nieliczących się z dobrą sławą bliźniego i dobrem
ogólnem ludzi, możeby wtedy oduczyli się szermować w imię religji kalumnją
i kłamstwem.
Zwalczając namiętnie i utrudniając rozwój wszelkim organizacjom, które nie
chcą poddać się dyrektywom kleru, zabiega równocześnie kler usilnie o to,
by każdą ze swych owieczek umieścić w jednej lub kilku z katolickich
organizacyj. Małe więc kilkuletnie dzieciny wpisuje się do "Dziecięctwa
Jezus'', lub podobnego towarzystwa, każe im się zbierać groszowe składki
na murzynków, urządza dla nich odpowiednie pogadanki i uroczystości,
tworząc w ten sposób kadry przyszłych sodalicyj marjańskich, różnych
stowarzyszeń młodzieży i t.
p. Dla dorosłych istnieje cała masa
zróżniczkowanych organizacyj, więc poza bractwami kościelnemi i
sodalicjami towarzystwa: "Niewiast Katolickich", "Mężów Katolickich",
"Inteligencji Katolickiej", różnych organizacyj zawodowych dobroczynnych i
t. d. i t. d. - słowem dla każdego wieku i każdego stanu znajduje się
jakaś organizacja katolicka, która ma zaspokoić naturalne dążenia danej
jednostki do zrzeszania się, wyeksploatować jej zdolności umysłowe,
fizyczne, finansowe, wyzyskać wiedzę i zainteresowania osobiste, a
równocześnie utrzymać ją w ciasnych horyzontach myślowych, jakie dla kleru
są potrzebne.
Bo fakt to niewątpliwy: trzeba dużej, wrodzonej inteligencji, odwagi
myślenia i krytycyzmu życiowego, by w pewnym momencie otrząsnąć się z tych
wszystkich nawyków myślowych, jakiemi karmią organizacje katolickie swych
członków, jeśli się w tych organizacjach tkwi od wieku dziecinnego do
zupełne dojrzałości. A o to właśnie klerowi idzie. Chodzi o to, by
jednostka nie miała czasu ni odwagi samodzielnie pomyśleć i samodzielnie
na świat popatrzeć, by całe życie myślała, czuła i robiła to, co kler jej
każe. Najpewniejszym środkiem do tego jest zamknięcie danej jednostki w
ramach organizacyj, które są tak obmyślone, by dawały pełną gwarancję, że
żaden wpływ zzewnątrz, niezaaprobowany przez kler katolicki do nich się
nie przedostanie.Ta troska o unicestwienie zgóry wszelkich ewentualnych
wpływów postronnych znajduje swój wyraz w budowie wewnętrznej organizacyj
klerykalnych. Przykładem tego może być ustrój Stowarzyszeń Młodzieży
Polskiej. Protektorem Koła miejscowego jest tu z urzędu proboszcz danej
parafji, protektorem djecezjalnego Związku Stowarzyszeń - biskup danej
djecezji. Protektorem ogólno-polskiego Zjednoczenia Związków - arcybiskup
gnieźnieński. Osobą decydującą o wszystkich sprawach Kola miejscowego jest
patron, mianowany przez sekretarza jeneralnego, sprawami djecezji zajmuje
się głównie sekretarz jeneralny, zwykle ksiądz, wybierany przez Radę
Związku, a właściwie delegowany przez biskupa, sprawami Zjednoczenia
Związków zajmuje się głównie dyrektor, wybierany przez Radę Naczelną. W
skład Rady Naczelnej wskutek specjalnie obmyślonych postanowień
statutowych wchodzą omal wyłącznie księża i biskupi. I to się razem
nazywa: "Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej". Młodzież w tej organizacji -
poza wąskim bardzo skrawkiem samodzielności ma jedno główne zadanie:
słuchać i rosnąć na wiernych, posłusznych parafjan.
Poza kształtowaniem osobowości poszczególnych jednostek, organizacje
katolickie mają jeszcze cel inny. "Są one ramionami, dodanemi przez Boga i
Kościół do umysłu i serca proboszcza" (Ks. Bross, Akcja katolicka według
orzeczeń Stolicy Apostolskiej t. II. str. ll8) - "bo apostolstwo
świeckich, to zdaniem kardynała Kakowskiego - tyle mózgów, tyle serc, tyle
oczu, tyle uszu kapłana, ilu w parafji ma czynnych członków w
stowarzyszeniach parafjalnych".
Jako całość mają więc organizacje na skinienie kleru tworzyć t. zw.
"opinję publiczną", a w chwilach rozgrywek politycznych mają przechylać
szalę zwycięstwa na stronę kleru. Kardynał Gasparri w liście do kardynała
Hlonda pisze o katolickich organizacjach młodzieży, że:
"Nie będzie bez znaczenia dla obrony wiary świętej nawet w dziedzinie
politycznej, gdy do obrony tej zawezwie hufce młodzieńcze jakieś
szczególne niebezpieczeństwo lub glos Biskupa". (Sprawozdanie Zjednoczenia
Młodzieży Polskiej za rok l929).
Jeśli zatem nawet Stowarzyszenia Młodzieży uważane są przez kler za armję,
którą w razie potrzeby rzucić będzie można na arenę walk politycznych, to
cóż dopiero mówić o innych organizacjach, jak "Matkach Chrześcijańskich".
"Niewiastach Katolickich", "Mężach Katolickich" i t. p.
Istotnie, organizacje klerykalne stanowią w rękach kleru broń
poważną.
Przed opinją
sfanatyzowanych dewotek skryła się już niejedna myśl piękna, światła i
szlachetna.
Bo w naszych stosunkach społecznych
możemy obserwować dość ciekawe zjawisko. Co jakiś czas wszystkie sodalicje
i inne arcybractwa religijne zaczynają się żywo zajmować jakąś kwestją
społeczną. Referaty, wiece, płomienne rezolucje, petycje z tysiącami
podpisów, wszystko to ma bezwzględnie przekonać kogo należy, że taki, a
nie inny jest "głos i wola ludu". Ale jedno uważne i krytyczne spojrzenie
na to zjawisko przekonywuje każdego rychło o czem innem, a mianowicie o
tem, że to, co się szumnie "wolą ludu'' nazywa, jest tylko mniej lub
więcej zręczną reżyserją kleru, że te skromne, pobożnie wzdychające
babinki nie mają nic wspólnego z protestami przeciwko projektom komisji
kodyfikacyjnej czy z zagadnieniami ustroju szkolnego. Jeśli babinki owe
podpisały petycję czy uchwaliły szumny wniosek, to nie dlatego, żeby
sprawę przemyślały czy rozumiały, ale tylko dlatego, że ksiądz im tak
zrobić kazał. Ksiądz również wtłoczył w ich głowy i umysły frazes jeden
czy drugi "o psich małżeństwach" czy "bezbożnej szkole", więc powtarzają
ten frazes, jak nakręcone pozytywki, a bieda każdemu, ktoby ośmielił się
mieć w danej kwestji odmienną opinję, ten łatwo już nietylko z "wolą ludu"
ale i z "gniewem ludu" spotkać się może.
Lecz za całą działalność organizacyj klerykalnych, za ich wstecznictwo, za
atakowanie ludzi nieraz bardzo zasłużonych, kler moralną ponosi
odpowiedzialność, jest rzeczą zupełnie jasną i słuszną. Ponosić też musi
odpowiedzialność za kierunek zjazdów katolickich, które również mają za
zadanie tworzenie owej "opinji publicznej". Dla przykładu, jak owa "opinja
publiczna" wygląda, przytaczam rezolucję, uchwaloną na zjeździe katolickim
w Warszawie w l92l r. Rezolucja brzmi:
l) Zjazd katolicki stwierdza, że pierwszą troską działaczy katolickich w
dziedzinie ustalenia stosunków między Państwem a Kościołem w Polsce
powinno być zabezpieczenie całkowitej wolności Kościoła i zupełnej
niezależności od władz świeckich we wszystkich dziedzinach życia
państwowego.
2) Zjazd stwierdza, że katolicki lud polski uważałby za hańbę
Rzeczypospolitej, wzywającą pomsty Bożej na Państwo, gdyby prawa Kościoła
do jego doczesnej własności, przez zaborców zgwałcone nie były przez
Polskę całkowicie uznane i przywrócone w tym zakresie, w jakim Państwo
temi dobrami rozporządza.
3) Zjazd uważa za obowiązek władzy państwowej zabezpieczenie poszanowania
prawa kościelnego przez katolików z pomocą egzekutywy państwowej, w
szczególności w dziedzinie prawa małżeńskiego, rodzicielskiego, szkolnego,
moralności publicznej, święcenia niedzieli. ("Gazeta Niedzielna"
l9.IX.l92l r.). A więc w trzy lata niespełna po
odzyskaniu niepodległości, wtedy, kiedy kraj zniszczony wojnami, o
niezabezpieczonych i nieustalonych granicach, o pustych kasach
państwowych, uginał się pod ciężarem trudności i ogromem zadań, wtedy
zjazd katolicki pod grozą "hańby Rzeczypospolitej" i "pomsty Bożej na
Państwo", nawołuje toż Państwo do "strzeżenia doczesnej własności kleru",
nie mówiąc już o innych uroszczeniach. Tak wychowuje kler masy w
organizacjach klerykalnych i na zjazdach katolickich.
O kierunku wychowawczym; reprezentowanym przez kler katolicki dobre
pojęcie daje następująca notatka ("Przegląd Łomżyński" l8 VI.l933).
W dniu 3.VI. b. r. o godz. 3.30 do stacji Stradom (pod Częstochową)
przybył specjalny pociąg Nr. l029 z Łomży, którym przybyli pątnicy w
liczbie l27l osób. Kierownik pielgrzymki ks. Ż. J. posiadał bilety
kolejowe tylko na 930 osób, pozostałe zaś jechały na, "gapę". Władze
kolejowe sporządziły w tej sprawie odpowiedni protokół i oszacowały straty
Państwa na l8.ll7 zł. 20 gr.
Dnia 3. b. m. o g. 6.05 przybył pociąg Nr. l033, którym przyjechało ll86
osób z Ostrołęki pod kierownictwem ks. C. R. z M. Pociągiem tym również
przyjechało bez biletów 264 osób. Skarb Państwa poniósł straty na l2.265
zł 40 gr. W obydwu wypadkach I. Komisarjat P. P. w Częstochowie sporządził
protokóły, skierowując sprawy do miejscowej Prokuratury
W ostatnich czasach zaczyna się rozwijać na ziemiach polskich nowa
organizacja. Jest to tak zwana "Akcja Katolicka", stanowiąca, pewnego
rodzaju zespół zrzeszeń, pracujący pod ścisłym kierunkiem kleru.
Charakterystyczną cechą Akcji Katolickiej jest jej ustrój wewnętrzny.
Wszystkie jej władze organizacyjne z bardzo nielicznemi wyjątkami pochodzą
nie z wyboru, ale z mianowania. Oto niektóre
postanowienia Statutu Konstytucyjnego Akcji Katolickiej, które tę cechę
posiadają:
Art. 4-ty - Akcja Katolicka w Polsce pozostaje w zależności od Episkopatu,
który nią kieruje przez "Komisję Episkopatu dla spraw Akcji Katolickiej".
Art. 7-my - Komisja Episkopatu dla spraw A.K. mianuje na trzy lata Prezesa
Naczelnego Instytutu dla A.K. i Naczelnego Asystenta Kościelnego, który z
prawem skutecznego sprzeciwu czuwa nad tem, by działalność Naczelnego
Instytutu A.K. była zgodna z duchem Kościoła i ze zleceniami Komisji
Episkopatu dla spraw A.K.
Art. l3-ty - Ordynarjusz mianuje na trzy lata Prezesa Diecezjalnego
Instytutu A.K., Sekretarza i Asystenta Kościelnego i t.d.
Art. l7-ty Prezesem Dekanalnej lub Parafjalnej A.K. jest zaproponowany
przez Dziekana lub Proboszcza wybitny katolik, upatrzony zwyczajnie z
pośród prezesów organizacyj katolickich, a zatwierdzony na trzy lata przez
Diecezjalny Instytut A.K. Asystentem Kościelnym Dekanalnej lub Parafjalnej
A.K. jest Dziekan lub Proboszcz.
Nawet członkowie są właściwie mianowani. Art. l4-ty przewiduje, że
Diecezjalny Instytut A.K. powołuje do A.K. zrzeszenia niepolityczne, przez
Ordynarjusza za katolickie uznane oraz pomaga w organizowaniu stowarzyszeń
katolickich mających wejść w A.K.
Na terenie np. diecezji kieleckiej włączone zostały do Akcji Katolickiej
następujące organizacje: Stowarzyszenie młodzieży Polskiej Męskiej,
Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej Żeńskiej, Stowarzyszenie Katolickich
Polaków i Związek Tow. Dobroczynności "Caritas".
Stosunek organizacyj do Akcji Katolickiej omawiają art. l-szy i 20-ty
Statutu. Artykuły te brzmią:
Art. l-szy - Zadaniem Akcji Katolickiej w Polsce jest zespalanie,
organizowanie i wyrabianie zrzeszeń katolickich dla celów apostolstwa
świeckiego, czyli dla pogłębiania i szerzenia, wprowadzania w czyn i
obrony zasad katolickich w życiu jednostki, rodziny i społeczeństwa
zgodnie z nauką Kościoła Katolickiego i wskazaniami Stolicy św.
Art. 20-ty - Zrzeszone w Parafjalnej Akcji Katolickiej organizacje
katolickie są obowiązane wychowywać swych członków do apostolstwa
świeckiego, wypełniać im zlecone przez Akcję Katolicką zadania w zakresie
tegoż apostolstwa świeckiego i brać udział w pracach i manifestacjach
katolickich, zarządzanych przez Akcję Katolicką.
Już ze Statutu Konstytucyjnego wynika, że Akcja Katolicka jest
organizacją, zakrojoną na szeroką miarę. W zamierzeniach jej leży
podporządkowanie w "apostolstwie świeckiem" wszystkich katolików w Polsce
rozkazom kleru. Istnieje już dzisiaj obszerna literatura, która naświetla
bliżej cel i zadania Akcji Katolickiej. Literatura ta również podkreśla
bardzo dobitnie ten charakterystyczny rys Akcji Katolickiej: bezwzględne
posłuszeństwo dla władz duchownych. Oto niektóre cytaty:
"Są tacy, którzy głoszą, że Papież i Biskupi mają prawo rozstrzygania
spraw wiary i moralności, ale odmawiają im prawa kierowania akcją
społeczną: wskutek tego uważają się za wolnych w swej działalności... Nie
może być Akcji Katolickiej w prawdziwem tego słowa znaczeniu, jeśli nie
podlega ona Biskupom" (X. Guerry "Kodeks Akcji Katolickiej" - str. l5l)
"Ze śmiałem wyznaniem wiary muszą katolicy złączyć synowską miłość i
powolność względem Kościoła, szczere poddanie się władzy Biskupów i
zupełne posłuszeństwo i oddanie się Ojcu Świętemu" (X. Bross "Akcja
Katolicka według orzeczeń Stolicy Apostolskiej" t. I. str. 48)
"Jego Świątobliwość nie szczędzi uznania i zachęty Biskupom i całemu
duchowieństwu do opatrznościowego szeregowania gorliwych katolików w
zwartych i karnych organizacjach w tym celu, by te doborowe zrzeszenia
oddały się na usługi hierarchji". (X. Bross Akcja Kat. t. I. str. 57)
"Czasy nasze wymagają podniosłych uczuć, szlachetnych zamiarów i ścisłego
przestrzegania karności. Karność ta powinna się przedewszystkiem objawiać
w podaniu się zupełnem i ufnem Stolicy świętej". (X. Bross Akcja Kat. t.
I. str. 6l)
"Czyny wasze, dokonane w karności i w pogodnem posłuszeństqwie względem
biskupów i kapłanów, którzy w ich imieniu działają wśród was, staną się
natychmiastową odpowiedzią i środkiem zaradczym". (X. Bross Akcja Kat. t.
I. str. 82)
"Podjęcie rzeczy nawet dobrych i z natury swej pięknych bez zgody własnego
pasterza, nie jest gorliwością prawdziwą, ani szczerą pobożnością" (X.
Bross Akcja Kat. t. II. str. 32)
Aczkolwiek może być życie Biskupów mniej godne pochwały, a ich zapatrywań
nie można podzielać, niech jednak żadna osoba świecka nie przypisuje sobie
prawa sędziego, które poruczył Chrystus Pan tylko i jedynie temu, którego
uczynił pasterzem owieczek i baranków" (X. Bross Akcja Kat. t. II. str.
39)
"Bogu miłymi są ci, którzy ofiarując swój własny pogląd, są powolni
rozkazom rządców Kościoła, jak Jemu Samemu" (X. Bross Akcja Kat. t. II.
str. 4l)
"Wasze dzieła, dokonane w duchu synowskiego posłuszeństwa względem
Biskupów i ich zastępców, będą jednocześnie odpowiedzią na nienawiść i
błędy religijne, lekarstwem na zło, wdzierające się ze wszystkich stron"
(X. Bross Akcja Kat. t. II. str. 50) Ten obowiązek
posłuszeństwa wobec hierarchji kościelnej jest wyższy ponad wszystko,
nawet ponad obowiązki wobec Państwa, bo jak głosi "Kodeks Akcji
Katolickiej" księdza Guerry:
"Respekt należny władzom ukonstytuowanym (t.j. świeckim), nie
może pociągać za sobą respektu, a tem mniej posłuszeństwa, wobec
wszelkiego prawa, wydanego przez te władze" (str. ll0)
"Trzeba miłować ojczyznę ziemską, dzięki której żyjemy życiem śmiertelnem,
ale konieczną jest rzeczą goręcej miłować Kościół, któremu zawdzięczamy
życie nieśmiertelne duszy; rozsądną jest przecież rzeczą przedkładać dobro
duszy nad dobro ciała: poza tem obowiązki względem Boga mają charakter
świętszy aniżeli względem ludzi" (str. l62)
Akcja Katolicka - zdaniem jej zwolenników powinna się cieszyć pełną
swobodą i poparciem ze strony rządu i społeczeństwa:
"Akcja Katolicka należy bezsprzecznie zarówno do duszpasterstwa, jak i do
życia chrześcijańskiego i z tego powodu, kto ją popiera lub zwalcza, ten
broni lub narusza prawa Kościoła i dusz" (X. Bross A.K. t. I. str. 38)
"Dlatego też wszystko, co się robi lub zaniecha na jej korzyść lub przeciw
niej, będzie też zrobione lub zaniechane na korzyść lub przeciw
nietykalnym prawom sumienia i Kościoła" (X. Bross A.K. t. I. str. 44)
"Akcję Katolicką powinni otoczyć opieką nie tylko Biskupi i kapłani,
którzy najlepiej wiedzą, że ją uznajemy jakby źrenicę Naszych oczu, lecz
również rządcy i urzędnicy każdego Państwa" (X. Bross A.K. t. I. str. l64)
Tak więc wyglądają podstawy, na których
ma oprzeć swą działalność Akcja Katolicka. Podstawy te są:
l) bezwględne, ślepe posłuszeństwo biskupom i duchowieństwu,
2) zespolenie pod dyktaturą kleru wszystkich katolików,
3) zapewnienie dla Akcji Katolickiej ze strony Państwa i społeczeństwa
zupełnego poparcia i swobody działania.
Jest to oczywiście tworzenie Państwa w
Państwie - akcja ryzykowna i niebezpieczna nawet w tym wypadku, gdyby
dążenia kleru sprzyjały interesom państwowym. W naszych warunkach,
istnienie takiej organizacji, zwłaszcza, gdyby klerowi udało się Akcję
Katolicką doprowadzić do pełnego rozwoju jest dużem niebezpieczeństwem dla
kraju i może zgubnie zaciążyć na przyszłych losach Państwa i
społeczeństwa. Bo jakież ideały społeczne
przyświecają Akcji Katolickiej? -
Z bardzo znamiennych poglądów, jakie szerzy Akcja Katolicka na temat
państwa, rodziny i szkoły przytoczę parę zdań, odnoszących się tylko do
jednego zagadnienia społecznego: tolerancji:
"Ponieważ wielką jest zasługą wykryć kryjówki bezbożnych ludzi i pogromić
w nich złego ducha, któremu służą (św. Leon Serm. VIII. c IV.), wzywamy
was, byście na wszelki możliwy sposób starali się ujawnić ludowi wiernemu
te różnorodne zasadzki wrogo usposobionych ludzi, ich podstępy i błędy,
oszustwa i nieczyste zamiary, abyście lud ten umiejętnie odwiedli od
zakażonej lektury i ustawicznie go upominać zechcieli, by stronił od
zgromadzeń i stowarzyszeń ludzi bezbożnych, jako od oblicza żmii i unikał
jak najdokładniej wszystkiego, co jest w niezgodzie z wiarą i
nieskazitelnością religji i moralności" (X. Bross A.K. t. I. str. 75)
"Według nauki katolickiej pierwszy obowiązek miłości nie polega na
tolerancji przekonań błędnych, choćby najszczerszych, ani na obojętności
teoretycznej lub praktycznej dla błędów i występków, w których nasi bracia
są pogrążeni" (X. Guerry Kodeks A.K. str. 50)
"Nie jest dozwolone domagać się, bronić lub udzielać nieroztropności
myśli, prasy, nauczania, wyznań - jako praw przyrodzonych ludzkości. Tam,
gdzie te swobody są stosowane, obywatele mają obowiązek posługiwać się
niemi i żywić względem nich takie uczucia, jakie żywi Kościół" (X. Guerry
Kodeks A.K. str. 67)
"Wolność sumienia nie jest dopuszczalna w tem znaczeniu: a) jeśli rozumie
się przez to, że każdy może według własnego uznania i chęci oddawać lub
nie oddawać czci Bogu, b) że co do religji, to niema żadnego obowiązku
wybierać że każdy zależy jedynie od swego sumienia" (X. Guerry Kodeks A.K.
str. 68)
"Wolność wyznaniowa w stosunku do jednostek jest przeciwna cnocie
religijnej i opiera się na zasadzie, że wolno każdemu wyznawać taką
religję, jaka mu się podoba lub nawet nie wyznawać żadnej. Dając
człowiekowi tę wolność, daje mu się możność wynaturzania bezkarnie
najświętszego z obowiązków, uchylania się od niego, porzucania dobra
niezmiernego, aby zwrócić się ku złemu... Wśród wszystkich obowiązków
człowieka największym, najświętszym jest ten, który nakazuje człowiekowi
składać Bogu cześć religijną" (X. Guerry Kodeks A.K. str. 68) W razie
opanowania społeczeństwa przez organizacje katolickie, a następnie Akcję
Katolicką, od przytoczonych wyżej poglądów do walk religijnych lub świętej
inkwizycji tylko krok pozostaje. Z poglądami na tolerancję zupełnie
harmonizują głoszone przez Akcję Katolicką poglądy na Państwo, wychowanie
młodzieży i t. d.
Dlatego kwestja, kto w przyszłości ujmie ster organizacyj w Polsce: czy
czynniki państwowo-twórcze, czy kler rzymsko-katolicki, jest kwestją
pierwszorzędnej wagi, - jest kwestją przyszłości Polski.
Jak dotąd kler na terenie organizacyj jest stale w ofensywie. Nie tylko,
że zdobywa i to w bardzo szybkiem tempie, coraz to nowe placówki dla
siebie, ale nadto, wciska się ze swemi wpływami i ze swą ideologją nawet
do tych organizacyj, które chcą wychowywać swych członków w duchu
obywatelskim. Przykładem może być książka dla harcerzy księdza
Lutosławskiego p.t.: "Czuj duch". Czytamy w niej takie zdanie:
"Cóżby ci przyszło z wolnej ojczyzny, gdyby Kościół miał na tem stracić".
Innem potężnem narzędziem w rękach kleru jest prasa tzw. katolicka.
Obejmuje ona olbrzymią ilość książek, broszur, pism i pisemek, które w
dziesiątkach i setkach tysięcy egzemplarzy rozchodzą się po całym kraju i
docierają do najodleglejszych miejscowości. Czytając tę prasę odnosi się
wrażenie, że dwa są główne jej zadania: wyłudzanie pieniędzy z kieszeni
naiwnych i urabianie w społeczeństwie odpowiedniego nastroju dla celów
klerykalnych.
Poziom prasy katolickiej, tej zwłaszcza przeznaczonej dla mas szerokich,
jest z małymi wyjątkami bardzo niski. Znamionuje ją nietolerancja
religijna, ciasnota pojęć i żerowanie na naiwności czytelnika. Wystarczy
przeczytać kilka "Dzwonów", "Dzwoneczków", "Rycerzyków" czy innych
"Murzynków", by się o tem przekonać.
W wielu pismach uderza brak polskości. Przeglądając roczniki niektórych
pism misyjnych, odnosi się wrażenie, że gdyby rocznik taki przetłumaczyć
na język chiński, wiadomości z Polski umieścić w rubryce: "Zagranicą",
wiadomości z Chin przenieść znów do rubryki: "U nas w kraju", to niktby
się nawet nie domyślił, że rocznik ten redagowany był dla Polaków i przez
Polaków. W pismach klerykalnych pomija się prawie stale milczeniem ważne
momenty narodowe i państwowe, apoteozuje się ludzi takich, jak np.
arcybiskupa metropolitę Szeptyckiego ("Misje Katolickie" październik l930
r. art. p. t.: "Na usługach jedności"), a nawet posługuje się niekiedy
płaszczykiem patrjotyzmu, czy nazwiskami istotnie wielkich ludzi, to tylko
wtedy, gdy to dla interesów kleru jest dogodne.
Charakterystycznym przykładem takiego nadużywania nazwisk wielkich ludzi
jest wiersza zaczerpnięty z "Królowej Apostołów" (październik l930 r. p.
t.: "Światłość nieśmy"! Brzmi on w wyjątkach następująco:
Motto:
Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą
nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec,
A kiedy trzeba na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie, przez Boga rzucane na szaniec
("Testament mój" Słowacki)
Młodzieży polska, młodzieży kochana,
Coś z pośród wielu przez Boga wybrana,
By światło wiary dla pogan nieść,
Czy wiesz, co znaczy być Jego wysłańcem,
Iść aż na szańce z "oświaty kagańcem",
I głosić Stwórcy chwałę i cześć?!
Tak niezawodnie! Iść w ślad apostołów,
W ten świat szeroki na dusz błędnych połów.
Misja to wielka, święta jak Bóg!
Bo cel jej - dusze zyskiwać dla nieba
I siebie oddać, gdy zajdzie potrzeba,
Śpieszmy więc wszyscy, gdy nas Pan sam wzywa,
By "światło niecić" wśród wielkiego żniwa,
Tam, gdzie go pragną i gdzie go brak:
W kraju agawy, palmy i kaktusa
Zatknijmy także święty krzyż Chrystusa,
By i tam jaśniał zbawienia znak.
To utożsamienie wzniosłych haseł oświatowych Słowackiego z akcją
misyjną "w kraju agawy, palmy czy kaktusa", jest miarą bezceremonjalności
kleru w nadużywaniu historji i literatury do swych celów. Nie pomogło
Słowackiemu to nawet, że za życia swego z rzadko spotykaną otwartością
głosił:
"Polsko...
Twa zguba w Rzymie!"
Dziś wiersz jego służy za "Motto" do
wyciągania na rzecz misyj pieniędzy i sił społecznych z kraju.
Podobnie, jak na terenie organizacyj, tak też i w
dziedzinie piśmiennictwa, dąży kler do zmonopolizowania w swych rękach, a
przynajmniej do podporządkowania sobie wszelkiego słowa drukowanego. Akcja
Katolicka tak o tem pisze:
"Byłoby słuszne i korzystne, by wszędzie lokalne pisma codzienne, jako
bojowniki za wiarę i Ojczyznę, były tak zorganizowane, by w żadnej sprawie
nie istniała różnica w zapatrywaniach z Biskupem, lecz jak największa
zgoda i harmonia. Tym pismom winien i kler użyczać swego poparcia oraz
swej pomocy w zakresie wiedzy, a wszyscy prawi katolicy winni darzyć ją
wedle swych sił i uzdolnień swą życzliwością i pomocą." (X. Bross. A.K.t.
II, str. l44)
"Pisarze katoliccy niechaj we wszystkiem, co odnosi się do spraw
religijnych i społecznej działalności Kościoła, poddadzą się rozumem i
wolą, jak reszta wiernych, Biskupom i Papieżowi. Przedewszystkiem niech
wystrzegają się w ważnych zagadnieniach uprzedzać postanowienia Stolicy
świętej.
Pisarze demokracji chrześcijańskiej narówni z wszystkimi pisarzami
katolickimi mają obowiązek poddawać wszystkie swe pisma, odnoszące się do
religji, moralności chrześcijańskiej i etyki przyrodzonej, uprzedniej
cenzurze władzy duchownej w myśl Konstytucji Officiorum et numerum"
("Podstawowy regulamin popularnej akcji chrześcijańskiej par. XVI i XVII).
"W najwyższym stopniu niesłuszną jest rzeczą usuwanie włądzy Kościoła
katolickiego z dziedziny literatury i nauki" (X. Guerry. Kodeks A. K. str.
87).
Oczywiście podporządkowanie sobie
piśmiennictwa jest dziś dla kleru rzeczą niemożliwą do zupełnego
zrealizowania, innemi zatem drogami stara się kler unieszkodliwić prasę od
siebie niezależną. Czyni to drogą propagandy, a niekiedy terroru, jak to
np. widzimy z listu pasterskiego ks. biskupa Łukomskiego. Dla
odgraniczenia czytelnika od prasy niepożądanej zaleca ks. Chrobok w
"Głosach Katolickich" radzić się w wyborze lektury swego proboszcza, :
Królowa Apostołów" zaś potępia wszelką literaturę niekatolicką
słowami:
"Precz ze wszelkiemi piśmidłami
wrogiemi Kościołowi i religji, a nawet bezpartyjnemi, które przez to
samo, że nie bronią wiary, nieraz wielką jej wyrządzają szkodę".
W ostatnich czasach akcji katolickiej
przybyło jeszcze z wydatną pomocą radjo. Jest rzeczą zastanawiającą, jak
szybko potrafił się kler zorjentować w sytuacji i zdobyć tam swoje wpływy.
Dziś przy pomocy radja zbiera się nawet składki na cele klerykalne, a
słuchacze radja mają przyjemność wysłuchiwać od czasu do czasu tak
interesujących prelekcyj, jak np. N.N. za odzyskane zdrowie 5 zł. XY na
uproszenie łaski l0 zł. i t. d. i t. d.
Również programy radjowe idą klerowi zbyt
na rękę, odstępując mu w dogodnej porze bardzo wiele czasu ze szkodą dla
innych prelekcyj. Oto program dnia jednego: Godz.
l0,l5 Transmisja nabożeństwa z Poznania. - Godz. ll,35 Komunikat o kaplicy
polskiej w Nazarecie. -Godz. l5,05 X. dr. Bolesłąw Rosiński: "Dwie drogi
poznania". - Godz. 20,00 Polska, a 3l-szy Międzynarodowy Kongres
Eucharystyczny w Dublinie. - Godz. 2l,35 Przemówienie ks. prymasa Hlonda z
Uniwersytetu Poznańskiego.
Czy nie za wiele tego dobrego, jak na program jednodniowy? Czy tych
częstych prelekcyj misyjnych, które przecież pomagają do wywożenia kroci
tysięcy zagranicę z naszego ubogiego kraju, czy tych prelekcyj misjnych
nie należałoby zastąpić popularnemi wykładami o obowiązkach obywatelskich,
społecznych, o podstawowych zagadnieniach Państwa czy społeczeństwa? -
Radjo jest cudownym, przepięknym wynalazkiem naszej epoki, tem bardziej
przykro widzieć, gdy tak często służy wstecznictwu i ciemnocie.
Wszelkiemi sposobami, omówionemi tutaj i wielu jeszcze innemi, stara się
kler opanować całkowicie życie społęczne kraju.
Radby on oplątać Polskę tak gęstą siecią
swych wpływów, by w sieci tej zdusiła się już w zarodku każda myśl wolna i
niezależna. Nie razi go zabobon i zacofanie, w
mrokach którego żyje jeszcze dzisiaj tak wielu ludzi, razi go natomiast i
pobudza do gniewu wszelki przejaw samodzielności w myśli lub w czynie.
To też grzmią groźbami i oburzeniem
wszelkie trybuny klerykalne, jeśli ośmieli się ktoś powiedzieć lub napisać
słowo niezgodne z tendencjami kleru, a groźby te i oburzenie kieruje się
zazwyczaj nietylko pod adresem autora, ale równocześnie pod adresem
urządzeń państwowych, które takie wystąpienia tolerują.
Pytamy się wszystkich - pisze "Polonja" w art. p. t.: "Bezprzykładne
napaści Boy'a na Kościół katolicki" (l0.IV.l932).
"Pytamy się wszystkich, którzy te wulgarne oszczerstwa i napaści (mowa o "Naszych
okupantach") na Kościół, jego urządzenie i duchowieństwo katolickie
czytali, czy byłoby rzeczą możliwą zagranicą np. w Niemczech lub we
Francji, aby publicysta, mający pretensje do stanowiska czołowego pisarza
w ten sposób odzywał się o instytucji drogiej olbrzymiej większości
obywateli i o stanie, którego zasługi na polu społecznem i narodowem
zapisane są na najpiękniejszych stronach naszych dziejów ojczystych.
Również znamiennem jest, że "Wiadomości Literackie", mające pretensje do
spełniania specjalnej straży nad rozwojem kultury narodowej, mogą otwierać
swe łamy wulgarnym, niekulturalnym napaściom,
godnym ulicznika.
Ma się wrażenie, że w Polsce dzisiejszej Kościół katolicki, jego życie
wewnętrzne, jego duchowieństwo są wydane na łup łobuzerskich i
niekulturalnych popisów Boy'ów i jemu podobnych. Z
temi uroszczeniami idzie w parze nietolerancja wyznaniowa, w dziedzinie
której kler świeci przykładem. Oto biskup Łomżyński opuszcza ostentacyjnie
akademję 3-go Maja dlatego tylko, że komitet obchodowy pozwilił sobie
zaprosić na mówcę członka P.P.S ("Nasz Misjonarz" sierpień l929). Oto w
Kończycach na Śląsku zbierają się z inicjatywy księdza kapelana liczne
miejscowe związki katolickie, które "przyrzekają propagatorowi nowinek
religijnych sprawić podobną łaźnię, z jaką spotkał się w Makoszowach"
(Polska Zachodnia l4.III.l93l). Oto po szpitalach, administrowanych przez
różne "siostrzyczki", odbywają się jakieś nawracania chorych, o których to
chorych opinja publiczna różne ciekawe wersje głosi, i t.d. i t.d.
Specjalną czujnością otacza kler ludzi, którzy wymykają się z pod jego
władzy. Urządza na ten temat ankiety, wywiady i t.p. Jedna z takich ankiet
zbiera między innemi następujące dane:
Jaki jest stan religijny i moralny parafjalnej inteligencji i średniej,
jaki jej stosunek do Kościoła i do duchowieństwa; czy można liczyć na jej
udział w Katolickiej Akcji?
Czy są w parafji ludzie, pozbawieni zupełnie wiary, manifestujący swą
bezbożność, czy uprawiają jaką propagandę i jaki wpływ wywierają na ogół?
Jaka przypuszczalnie ilość parafjan i z jakich powodów opuszcza stale msze
św. w niedziele i święta? Jaka nieregularnie chodzi do Kościoła (powody)?
Jaka ilość parafjan i z jakich powodów nie wypełnia obowiązku spowiedzi
wielkanocnej? Jaka forma kontroli?
Czy nie ma ksiądz proboszcz jakich doświadczeń i wniosków z dziedziny
wieców rodzicielskich? (Kielecki Przegląd Diecezjalny" styczeń l930).
Pod władzą kleru w Polsce ugina się całe
społeczeństwo. Jedni próbują walczyć i zrzucić z siebie nieznośny ciężar
okupacji, inni przystosowują się do warunków i kpiąc w duchu z siebie i
podobnych sobie, z patetycznemi hasłami na ustach pomagają klerowi w
utrwalaniu władzy, inni wreszcie - to te bierne, nieuświadomione masy,
które czy to wskutek warunków zewnętrznych, czy też wrodzonych właściwości
umysłowych, nigdy jeszcze nie wyjrzały poza ciasny światek, zakreślony ich
uczuciom, myślom i czynom egoistycznemi interesami kleru. Masy te
rekrutują się ze wszystkich warstw społecznych, a liczebnością swą
dzisiejszą wciąż jeszcze stanowią poważną ostoję dla polityki kleru.
Ksiądz a nauczyciel
Treść: Zadanie nauczyciela, a zadanie
księdza. Nauczanie jezuickie. Prawa Państwa, a prawa Kościoła do szkoły w
oświetleniu pisarzy katolickich. Powody walki księdza ze szkołą i
nauczycielem.
Konsekwencją ustosunkowania się kleru do zagadnień państwowych i
społecznych jest walka, jaką kler toczy ze szkołą i nauczycielem.
Istnieje odrębny interes Państwa i odrębny interes Kościoła. Na straży
interesów Kościoła stoi kler katolicki, na straży interesów Państwa stoi
wolny, uświadomiony obywatel.
Zadaniem szkoły jest wychowanie światłych obywateli, którzy by chcieli
i mogli z pełną odpowiedzialnością za swe czyny współpracować nad rozwojem
Państwa - zadaniem kleru jest takie wychowanie społeczeństwa, by każdy
jego członek ślepo i bezkrytycznie klerowi był oddany.
W interesie kleru leży uniemożliwić egzystencję ludziom odmiennych
przekonań, a okrojeniem praw i utrudnianiem życia zmusić ich do uległości
i posłuszeństwa, - staraniem prawdziwego nauczyciela jest wpojenie w
społeczeństwo tolerancji religijnej i głębokiego poszanowania
indywidualności i przekonań osobistych jednostki, a przez to stworzenie
dla wszystkich obywateli podstawy do wspólnej pracy nad ugruntowaniem i
umocnieniem Państwa Polskiego.
Stąd sprzeczność w dążeniach księdza i nauczyciela, a co za tem idzie
walka o wpływy w szkole i w społeczeństwie.
Walka o szkołę i wychowanie młodzieży wrze na całej linji. Toczy się walka
o rzeczy wielkie i zasadnicze, o to, czyje wpływy dominować będą w szkole:
czy wpływy Państwa, czy wpływy kleru, czy nauczyciel wychowywać i
kształcić będzie młodzież na mądrych, światłych i ofiarnych obywateli, czy
też na wiernych służalców Rzymu. Kler - zwłaszcza w Polsce - nie może
zapomnieć i przeboleć tych czasów, kiedy był wyłącznym i jedynym panem w
szkole. To nic, że, jak twierdzi Bobrzyński w "Zarysie dziejów Polski" -
"nauczanie jezuickie trzymało młodzież zdala od wszelkiej wiedzy", że
:karmiono młodzież okruchami nauki, z której zdarto wszelki cień
swobodnego badania i myśli" - to nic, że jak twierdzi Kot w "Historji
wychowania", - "treść nauki starał się przepoić umysły szlacheckie
fanatyzmem wyznaniowym i przywiązaniem do złotych swobód, do zepsutego
ustroju Rzeczypospolitej", - że, "pod względem moralnym nie starali się
jezuici podnosić swych wychowanków, zadowalali się dewocyjnością i
zewnętrznym okazywaniem cnotliwości, poza którem pleniły się wszelkie
wady" - że, "przez ustawiczne schlebianie dumie możnych i nienajlepszym
instynktom masy szlacheckiej, dawali zły przykład młodzieży" - że,
"obojętni dla zagadnień narodowych, nie rozdmuchiwali w młodzieży uczuć
patrjotycznych" - to nic, że takie wychowanie młodzieży doprowadziło
Polskę do upadku i niewoli.
Wszystko to nic. Dziś kler w powodzi artykułów i zawiłych dowodzeń stara
się wykazać światu i społeczeństwu nie tylko swe niepożyte zasługi w
dziedzinie szkolnictwa, ale co ważniejsze, stara się wykazać, że kościół,
a nie Państwo ma większe i słuszniejsze prawa do szkoły.
Oto jezuita ks. Stanisław Podoleński takie szerzy poglądy:
"Błędną jest zasada socjalizmu, która łącznie z swym ateistycznym poglądem
na świat oddaje wychowanie w ręce państwa" ("Podręcznik Pedagogiczny.
Wskazówki dla Rodziców i wychowawców" str. l6).
"Prawo i obowiązek uczenia i wychowywania wszystkich, którzy do niego
przez chrzest weszli, znalazło się w rękach Kościoła, a przeszkadzanie mu
np. przez Państwo w wykonywaniu tego prawa jest gwałtem przeciw prawom
Boskim i ludzkim" (ks. Podoleński "Podręcznik pedagogiczny" str. l6)
"Ważną zwłaszcza jest rzeczą, by ingerencja Państwa - cenna, o ile stara
się przyjść z pomocą i zapewnić dziecku opiekę - nie posuwała się za
daleko. W szczególności chodzi tu o prawa Kościoła katolickiego" (Ks.
Podoleński "Podręcznik pedagogiczny" str. 324)
"Kościół otrzymał nadprzyrodzoną misję szerzenia królestwa Bożego na
ziemi, a z nią najwyższy urząd nauczycielski wraz z przywilejem
nieomylności w rzeczach wiary i moralności. Misja ta obejmuje zatem
pouczanie i czuwanie nad postępowaniem wszystkich wiernych, a zatem na
pierwszem miejscu obowiązek i prawo wychowywania młodzieży katolickiej.
Żadna władza ludzka nie może tego prawnie usunąć ani zmienić, nie może bez
pogwałcenia praw Bożych w tem przeszkadzać" (Ks. Podoleński "Podręcznik
pedagogiczny" str. 34l)
"Państwo stosownie do swej roli winno szanować nadprzyrodzone prawo
Kościoła i wszędzie iść mu na rękę." (Ks. Podoleński "Podręcznik
pedagogiczny" str. 343) Poglądy ks. Podoleńskiego na uprawnienia Państwa w
dziedzinie szkolnictwa nie są odosobnione. Opierają się one w znacznej
części na encyklikach papieskich, a zwłaszcza na jednej z nich p. t.: "O
chrześcijańskiem wychowaniu młodzieży". Czytamy tam następujące zdania:
"Wychowanie nasamprzód należy w sposób szczególny do Kościoła, z dwóch
tytułów porządku nadprzyrodzonego przez samego Boga wyłącznie jemu
nadanych, a stąd bezwarunkowo wyższych od jakiegokolwiek innego tytułu
porządku naturalnego.
Kościół posiada prawo, którego zrzec się nie może, a zarazem obowiązek, od
którego nie może być zwolniony, czuwania nad całem wychowaniem swoich
dzieci, nietylko co do nauki religji, ale i wszystkich zarządzeń, o ile z
religją i moralnością mają jakiś związek.
Państwu nie przysługuje bynajmniej ogólna władza wprowadzania jednego
tylko typu wychowania młodzieży, przez zmuszanie jej do pobierania nauki w
wyłącznie szkołach publicznych.
Przedewszystkiem więc należy do Państwa w związku z pospolitem dobrem
popierać różnemi sposobami samo wychowanie młodzieży, najpierw popierając
i wspomagając inicjatywę i działalność Kościoła i rodziny, następnie
uzupełniając tę działalność tam, gdzie ona nie sięga albo nie wystarcza,
własnemi także szkołąmi.
Niesprawiedliwym i niedozwolonym jest wszelki monopolizm wychowawczy czy
też szkolny."
Problemem stosunku szkoły do Państwa i Kościoła zajmuje się żywo ks.
Adamski w swej broszurce p. t.: "Szkoła wyznaniowa czy mieszana":
My katolicy - pisze ks. Adamski - nie możemy uznać państwowego monopolu
szkolnego, wszechwładztwa rządu w szkole, wykluczającego udział Kościoła w
szkolnictwie."Monopol szkolny państwowy, staje się często tematem,
omawianym na łamach prasy klerykalnej. Oto czasopismo "Polska"
przytaczając opinję "Dziennika Poznańskiego", że "istnieje zło właściwe,
system fałszywy, opanowanie szkolnictwa przez Państwo", takie na ten temat
snuje refleksje:
"Odjęcie Państwu, a także zapewne samorządom monopolu szkolnictwa stanowi
zagadnienie dalszej przyszłości, wymagające zmian konstytucji,
przygotowania inicjatywy społecznej i t. d."
"Szkoła jest polem walki - pisze "Królowa Apostołów" - na którem się
rozstrzyga, czy społeczeństwo ma zachować swój chrześcijański charakter,
czy też go utraci. Jest to walka na życie i śmierć. Uporną walkę musimy
toczyć o szkołę."
"Walczą ze sobą dwa światy - woła ks. Adamski - Zwycięży ten, kto
posiądzie szkołę".
A ks. Choromański ("Kurjer Warszawski") mówi:
"Jeśli ktoś chciałby rozumieć niezależność szkoły, jako uniezależnienie
jej od Boga, od prawa Bożego, od Kościoła i władz jego - to na to żaden
katolik zgodzić się nie może, bo tak uniezależniona szkoła jest szkołą
bezbożną, która tylko może zarażać młodzież jadem bezbożności".
"Nasz Misjonarz" z lutego l930 r. tak znów pisze:
"Kościół nigdy się nie wyrzeknie wpływu na szkoły. W nich bowiem
urabiają młodociane dusze i od szkoły w wielkiej mierze zależy
przyszłość człowieka. A że Kościół troszczy się o przyszłość człowieka
więcej, niż ktokolwiek, bo całą wieczność pragnie mu zabezpieczyć, więc
też ma prawo i obowiązek urabiać dusze młodociane wszędzie i w szkole".
Jak z przytoczonych cytat wynika, stanowisko kleru wobec szkoły jest
zupełnie jasno określone. Kler marzy wciąż jeszcze o utrzymaniu szkoły pod
wyłącznym swym wpływem, a rolę Państwa w dziedzinie szkolnictwa pragnie
ograniczyć do minimum. Ale minęły już czasy średniowiecznych szkółek,
gdzie kler wszechwładnym był panem. Szkoła dzisiejsza stała się jedną z
najważniejszych instytucyj państwowych, a nauczyciel dzisiejszy przestał
być klechą kościelnym. Obok dotychczasowych - jak to trafnie określił
Bałaban - potentatów wsi polskiej: "księdza z całym aparatem kościelnym" i
"karczmarza z szynkwasem" zjawił się w ostatnim stuleciu nowy czynnik
społeczny, który, jakkolwiek "nikłemi operuje środkami" i nie ma za sobą
utrwalonej wiekami tradycji, jednak nastawieniem swem ideowem i silną wolą
służenia Państwu i postępowi, coraz to większe zdobywa sobie znaczenie.
Tym czynnikiem społecznym - jest nauczyciel.
I to jest właśnie kamieniem obrazy dla kleru i to jest przyczyną dlaczego
szkoła jest tak często atakowana. Nie mogą obok siebie bez głębszych tarć
i konfliktów istnieć i na jednych i tych samych terenach pracować dwa
takie czynniki, z których jeden kieruje się hasłami demokracji i postępu,
a drugi Rzym na pierwszem stawia miejscu.
A że proces wyzwolenia szkoły z pod wpływów klerykalnych nie jest jeszcze
ukończony, więc broni kler na tym odcinku swej supremacji, chwyta w lot
każdą sposobność, by ugruntować i rozszerzyć wpływy swe w szkole, by
utrzymać szkołę i nauczyciela w zależności od siebie. Oczywiście, jest
rzeczą zrozumiałą, że akcja ta spotyka się z oporem i czujnością ze strony
nauczyciela.
O ostateczne wyniki tej walki jesteśmy spokojni. Przyszłość i
zwycięstwo do Państwa, a więc i do nauczyciela należeć będzie.
Dziś jednak, kiedy wpływy kleru w społeczeństwie są jeszcze tak znaczne,
stwierdzić trzeba, że walka na terenie szkoły jest naprawdę ciężka,
naprawdę trudna, wymaga wielu ofiar i hartu ducha. Ludzie stojący zdala,
często nawet nie przypuszczają, jak dokuczliwemi metodami stara się kler
szkołę zahamować w rozwoju, jak stara się upokorzyć nauczyciela i obniżyć
mu jego autorytet, jak niszczy i utrudnia mu pracę, jak kopie przepaść
między nim i społeczeństwem.
Zadaniem następnych rozdziałów będzie właśnie przedstawienie niektórych
momentów tej walki.
Walka o charakter szkoły
Treść: Szkoła wyznaniowa. Demagogja w
walce o szkołę wyznaniową. Walka o wymiar godzin nauki religji. Nauczanie
religji przez księży. Prawa rodziców w wychowywaniu dzieci. Rady
rodzicielskie. Okólnik Bartla. Przymus praktyk religijnych w oświetleniu
ks. Bieli.
Jedną z form walki kleru ze szkołą jest walka o charakter szkoły.
Jakkolwiek art. l20 konst. z l92l r. głosił, że "w każdym zakładzie
naukowym, którego program obejmuje kształcenie młodzieży poniżej lat l8,
utrzymywanym w całości lub części przez Państwo lub ciała samorządowe,
jest nauka religji dla wszystkich uczniów obowiązkową", a "kierownictwo i
nadzór nauki religji należy do wlaściwego związku religijnego z
zastrzeżeniem naczelnego prawa nadzoru dla państwowych władz szkolnych" -
jakkolwiek art. l3 konkordatu zasadę powyższą potwierdza i rozszerza, kler
katolicki w Polsce nie zadowala się bynajmniej przyznanemi sobie tak
hojnie przywilejami. Marzeniem kleru jest szkoła wyznaniowa, szkoła
najzupełniej uzależniona od wpływów klerykalnych. Oto ważniejsze zasady
szkoły wyznaniowej:
"Władza doczesna, wszczepiając młodzieży nauki i wiadomości niezbędne dla
dobra ogólnego, winna również mieć na celu jej wychowanie moralne i
religijne i to pod pieczą, kierownictwem i nadzorem Kościoła" (Ks. Guerry.
K. A. K. str. 88).
"Kościół ma ważny obowiązek czuwać, ażeby do nauczania nie wślizgnęło się
nic sprzecznego z całością wiary i obyczajami" (Ks. Guerry. K. A. K. str.
87).
Jest prawem i obowiązkiem biskupów - ordynarjuszów czuwać nad tem, ażeby w
żadnej szkole, znajdującej się na ich terytorjum, nie działo się nic
sprzecznego z wiarą i obyczajami, by nie uczono w nich rzeczy przeciwnych
wierze i obyczajom" (Ks. Guerry. K. A. K. str. 88).
"Niech dzieci katolickie nie uczęszczają do szkół niekatolickich,
neutralnych i mieszanych, to znaczy dostępnych również dla niekatolików.
Tylko biskup-ordynarjusz ma prawo decydować zgodnie z instrukcjami Stolicy
Apostolskiej, w jakich warunkach i pod jakiemi zastrzeżeniami, mającemi na
celu zapobieżenie niebezpieczeństwu zepsucia, może być tolerowane
uczęszczanie do tych szkół" (Ks. Guerry).
"Nauka religji winna zajmować w szkołach pierwsze miejsce w nauczaniu i
wychowaniu i dominować do tego stopnia, by inne wiadomości udzielane w
szkołach młodzieży wyglądały na jej pomocnice" (Ks. Guerry. K. A. K. str.
90).
"Trzeba nietylko, żeby religja była wykładana dzieciom w pewnych
godzinach, ale żeby całe nauczanie przesiąknięte było wonią pobożności
chrześcijańskiej" (Ks. Guerry. K. A. K. str. 9l).
"Stąd wypływa konieczność posiadania nauczycieli katolickich, książek i
podręczników, aprobowanych przez Biskupa - swobody w organizowaniu szkół w
ten sposób, aby nauczanie w nich było w pełnej zgodzie z wiarą katolicką i
wszystkiemi obowiązkami z niej płynącemi" (Ks. Guerry. K. A. K. str.
93)Jak z powyższego wynika, zasada szkoły wyznaniowej opiera się na
następujących danych:
l) Dzieci katolickie nie mogą pobierać nauki wspólnie z dziećmi innych
wyznań.
2) Materjał naukowy, przyswajany dzieciom w szkole winien być tak dobrany,
by stanowił naukę pomocniczą religji.
3) Nadzór nad szkołą, aprobata nauczycieli, książek i podręczników
szkolnych należy do miejscowego biskupa.
Jak wygląda w praktyce takie chociażby aprobowanie podręczników przez
władze duchowne, świadczą o tem wspomnienia dra W. J. Robinsona z podróży
jego do Hiszpanji ("Wolnomyśliciel Polski" l.XII.l932).
Poszedłem do księgarni - pisze dr. Robinson - i poprosiłem o podręczniki
historji oraz czytanki, używane w hiszpańskich szkołach. Wszystkie
książki, które mi pokazano, były albo zaaprobowane przez władze duchowne,
albo nosiły napis "Nihil Obstat" (żadnych zastrzeżeń), położony ręką
kościelnego cenzora.
Przeczytałem te książki od deski do deski - i ogarnęło mię przerażenie.
Spodziewałem się, że będą reakcyjne, przeniknięte duchem i dogmatami
katolicyzmu, ale nie sądziłem, że będą tak brutalne, tak bezczelnie
średniowieczne. Inkwizycja była według nich nietylko pożyteczną i
konieczną, ale i "błogosławioną" instytucją. Filip II był jednym z
największych władców świata. Karol III, jedyny król hiszpański, mający
pretensje do humanitaryzmu i liberalizmu, jest przedstawiony jako potwór,
gdyż wypędził jezuitów...
Tego rodzaju podręczniki - oczywiście przystosowane do warunków krajowych
- oraz zgodnie z tem idąca reorganizacja podstaw szkolnictwa, jest
ideałem, do którego konsekwentnie zdąża cały kler polski.
Walka o szkołę wyznaniową w Polsce rozpoczęła się omal że bezpośrednio po
odzyskaniu niepodległości. Już na Sejmie Nauczycielskim w l9l9 r.
wypowiedział się kler wraz z garstką swoich zwolenników przeciwko zasadzie
jednolitej szkoły, żądając natomiast zaprowadzenia w Polsce szkoły
wyznaniowej. Od tego czasu walka ani na moment nie ustaje, czego
najlepszym dowodem jest Śląsk Górny i polemika, stoczona na łamach prasy
śląskiej i w Sejmie śląskim z okazji rozszerzenia na teren Województwa
Śląskiego państwowej ustawy o ustroju szkolnictwa.Żądania zwolenników
szkoły wyznaniowej idą b. daleko. Ks. biskup Adamski domaga się, by szkoła
dla katolików była wyznaniowa we wszystkich stopniach rozwoju, a więc nie
tylko początkowa, ale także szkoła średnia i wyższa - oraz twierdzi, że
gdyby szkoła miała 500 dzieci katolickich i wszystkich nauczycieli
katolików, a tylko 5 dzieci żydowskich, szkoła taka stanie się poza nauką
religji w najlepszym razie szkołą bezwyznaniową. ("Szkoła wyznaniowa czy
mieszana" str. 66 i 47). Ks. Gadowski pragnie, by "w sprawie godzin
religji i co do ćwiczeń religijnych każdorazowy Rząd polski polegał na
opinji Episkopatu polskiego".
Śląska Kurja Biskupia w memorjale do Wydziału Oświecenia Publicznego z
dnia 25.V.l926, L. 2l56/26, powołując się na ustawę niemiecką uważa, że
szkoły ludowe na Śląsku są wyznaniowe i na tej podstawie żąda:
l) wyłącznie katolickich nauczycieli w szkołach,
2) utrzymania wyznaniowości seminarjów nauczycielskich,
3) napisów, które na szkołach i dokumentach uwidaczniały wyznaniowy
charakter szkoły,
4) zwiększenia ilości godzin nauki religji w seminarjach nauczycielskich
do sześciu,
5) zwiększenia ilości godzin nauki religji w szkołach powszechnych do
pięciu,
6) zmuszenia do pobierania nauki religji dzieci rodziców dyssydentów,
7) niezwalniania dzieci z obowiązku szkolnego tak długo, dopóki nie
przystąpią do Komunji św.,
8) odmawiania świadectw dojrzałości seminarzystom, podejrzanym "pod
względem moralnym". (Mowa tu oczywiście o moralności z punktu widzenia
kleru),
9) wywierania wpływu na nauczycieli, by spełniali swe obowiązki religijne,
zwłaszcza niedzielne i wielkanocne,
l0) przesiedlenia ze Śląska tych nauczycieli, którzy nie wypełniają
obowiązków religijnych,
ll) usunięcia ze Śląska tych nauczycieli, którym odebrano misję
kanoniczną,
l2) powołania do życia specjalnej komisji z udziałem delegatów Kurji
Biskupiej, która to komisja ocenzurowałaby książki, przeznaczone dla
młodzieży.Takie w streszczeniu są postulaty Śląskiej Kurji Biskupiej, a
rezultatem szerzenia ich w społeczeństwie był fakt, jaki zaszedł w
listopadzie l93l r. na terenie miasta Katowic. Magistrat katowicki
zauważył bowiem, że do siedmiu miejscowych szkół powszechnych uczęszcza 3l
dzieci ewangelickich i 20 żydowskich, czyli na każdą szkołę przypada 7 do
8 dzieci wyznania niekatolickiego (około l%). Na tej podstawie wystosował
do kierowników interesowanych szkół pismo następującej treści:
Magistrat m. Katowic
Oddział Szkolny i Teatralny
Katowice, dnia 28.XI.l93l.
L. dz. II. Pow. l347/3l.
Jak stwierdzono, do tamtejszej szkoły uczęszcza ... uczniów wyznania
ewangelickiego i ... uczniów wyznania mojżeszowego. Szkoła tamtejsza jest
szkoła katolicką, a zatem uczniów niekatolików należy najpóźniej z końcem
pierwszego półrocza b.r. szkolnego przekazać do szkół ewangelickiej
względnie żydowskiej.
O wykonaniu niniejszego zarządzenia prosimy powiadomić nas w swoim czasie.
Podpis.
W związku z pismem powyższem dodać należy, że szkoły polskie zarówno
ewangelicka, jak i żydowska, z braku dostatecznej ilości uczniów są
szkołami niżej zorganizowanemi, a rejon tych szkół jest z konieczności
bardzo rozległy, - dodać także należy, że ewangelicy na Śląsku Górnym są
pod silnym wpływem pastorów niemieckich, a wykonanie takiego, zresztą
bezoprawnego zarządzenia, mogłoby pchnąć dzieci, usunięte ze szkół, w
objęcia niemczyzny. Ten ostatni wzgląd odgrywa jednak w polityce kleru
bardzo małą rolę.
Walcząc o szkołę wyznaniową, stara się kler wyzyskać masy szerokie dla
swojej idei. Sposób, w jaki to czyni nie przynosi w większości wypadków
zaszczytu klerowi i jego pomocnikom. Demagogja. przekręcanie faktów,
żerowanie na ciemnocie i bezbronności umysłowej tłumów, oto najczęstsze
sposoby, któremi "uświadamia się" masy o szkole wyznaniowej.Redakcja
"Głosów katolickich" (Nr 337 str. 32) woła patetycznie:
Baczność ludu katolicki! Spółka żydowsko-masońska chce koniecznie narzucić
nam szkoły świeckie, czyli szkoły bez Boga i religji. Przeciw takim
szkołom musimy się bronić wszelkiemi siłami. Takie bowiem szkoły byłyby
nie tylko krzywdą, ale i zgubą naszą.
W następnym numerze 338-ym "Głosy Katolickie" znów tak nawołują:
Niechże zatem w całej Polsce nie będzie i jednej parafji, w którejby
ludność katolicka jawnie i publicznie nie wypowiedziała się, jakiej, czy
katolickiej, czy też pogańskiej chce szkoły.
Wrogowie wiary i Kościoła wołają, że nie chcą, by księża "panoszyli" się w
szkołach, my zaś katolicy nie chcemy, by różne bezbogi i wymoczki
niedowiarcze zawojowały szkołami katolickiemi.
Nietylko "Głosy Katolickie" takiemi metodami wojują. W "Przeglądzie
Chełmskim Katolickim" z października l929, znajduje się dłuższy artykuł p.
t. "Szkoła polska, a katolickie wychowanie" . Czytamy w nim takie zdania:
Szkoła polska dotąd nie jest szkołą katolicką, nie jest szkoła w
zupełności odpowiadającą prawom i potrzebom katolickiej rodziny.
Pomyślmy tylko, w dzisiejszej szkole dziecko rodziców katolickich siedzi w
jednej ławce z dzieckiem żydowskiem, protestanckiem czy prawosławnem, a
obok nauczyciela wierzącego uczy dzieci wasze nauczyciel niewierzący i
zaplątany w agitację sekciarską, obok nauczyciela katolika - nauczyciel
niekatolik, a czy nie zdarza się, że z usta nauczycieli przedmiotów
świeckich - dziecko słyszy zaprzeczenie lub podanie w wątpliwość tego, co
słyszało przed godziną na nauce religji, że na nabożeństwach szkolnych,
przy sakramentach św. często nie widzi przy sobie kierowników i
wychowawców szkolnych i grona nauczycieli, bo dla wielu dom Boży jakoby
nie istniał.
Mamy wprost przerażający brak ludzi konsekwentnych, ludzi zasad, którzy
daliby się porąbać za prawdę, a natomiast jest moc chwiejnych,
niezdecydowanych, którzy już nie będą mieli pełnego charakteru.
Takich to ludzi wydaje mieszana, międzywyznaniowa szkoła, szkoła
niekatolicka do głębi swego ducha i swej organizacji.
W Polsce dotąd będziemy narzekać na brak ludzi, dopokąd szkoła polska nie
stanie się nawskroś katolicką i chrześcijańską.
Musimy kres położyć tym samobójstwom uczniowskim i domagać się szkoły
należnej nam i dzieciom naszym.Na specjalnie oryginalny argument w obronie
szkoły wyznaniowej zdobył się "Gość Niedzielny" z l2.II.l933, gdy pisze:
Kiedy już mowa o historji szkoły na Górnym Śląsku, nie można też
zapominać, że ta szkoła katolicka była ostoją nietylko Wjary św. i
obyczajów chrześcijańskich, ale też - języka polskiego i tradycji
narodowej. W niej to rósł i krzepił się duch polski w czasach prześladowań
i szykan, stosowanych przez osławiony bismarckowski "Kulturkampf".
Utrzymanie się i odporność ducha polskiego na Śląsku podczas prześladowań
w największej mierze trzeba zawdzięczać Kościołowi katolickiemu i jego
wpływowi w szkole na młode pokolenie.
Bardzo charakterystyczne jest to ostatnie zdanie. Jeżeli zważymy, że mowa
tu jest o szkole pruskiej, która w niesłychanie brutalny sposób
germanizowała dzieci polskie na Śląsku, to zaryzykowanie twierdzenia, że w
szkole tej "rósł i krzepił się duch polski", przypisywać należy z jednej
strony tupetowi, z jakim kler umie fałszować prawdę historyczną, z drugiej
- liczeniu widocznie na naiwność i zanik zmysłu krytycznego u ogółu
czytelników "Gościa Niedzielnego".
Poza prasą agitacja za szkoła wyznaniową idzie szeroką falą przez
zebrania, wiece, zjazdy katolickie i t. p. Przebieg tych zebrań, rezolucje
i nastroje ogłasza się szumnie brzmiącymi tytułami, jak np. "Energiczny
protest matek przeciw walce z wychowaniem religijnem w szkole". - "Walka z
religją w szkołach". - "Gdzie jesteśmy - w bolszewji czy w Polsce" i t. p.
Oczywiście w tych wszystkich szumnych protestach i rezolucjach jest zawsze
większa lub mniejsza doza reżyserji. Ciekawy przykład tego podaje "Ognisko
Nauczycielskie". W miesiącach letnich l930 r. odbył się w Siedlcach
kongres eucharystyczny. Już na kilka tygodni wcześniej rozesłała kurja
biskupia po parafjach tablice z różnemi napisami, np. "Żądamy Boga w
szkole" i t. p. Po kongresie prasa klerykalna rozpisywała się szeroko o
tem, jak to na kongresie lud "samorzutnie" przy pomocy transparentów
domagał się szkoły katolickiej.
W agitacji za szkołą wyznaniową ambona odgrywa niepoślednią rolę. Na
terenie Śląska zaszedł następujący wypadek: Po kazaniu w dniu 3-go maja
l93l r. 22 osoby, w tem kilku przedstawicieli miejscowych organizacji
społecznych stwierdziło własnoręcznym podpisem, że ks. K. wypowiedział
publicznie następujące zdanie: "Oświata świecka wychowuje bandytów i
złodziei".
Sprawa stała się głośna, zainteresował się nią Wydział Oświecenia
Publicznego i zażądał od Kurji wyjaśnień. Charakterystyczne jest
stanowisko, jakie w tej sprawie zajęła Kurja.
Oto odpis odpowiedzi:
Katowice, dnia 2 października l93l r.
Kurja Biskupia
Katowice
Nr. P. Ku. l6/3l.
Do Świetnego Wydziału Oświecenia Publicznego w Katowicach.
Na zażalenie z dnia l.IX.l93l, L.O.P.II 936/3l, pozwala sobie Kurja
Biskupia donieść co następuje: Ks. proboszcz K... stanowczo zaprzecza,
jakoby wogóle użył wyrazów "oświata świecka wychowuje bandytów i złodziei"
i powołuje się na to, że spowodował już w "Polsce Zachodniej" i "Katoliku"
sprostowanie mylnie mu przypisanego zwrotu. Ks. K... w kazaniu swojem
mówił, że bezreligijna oświata wychowuje bandytów i złodziei i przytoczył
jako przykład Rosję bolszewicką. Jednakowoż, nawet gdyby ks. K... był
mówił o oświacie świeckiej lu szkole świeckiej i przypisywał im jako
konsekwencję wychowanie bandytów i złodziei, nie stanąłby w sprzeczności z
nauką Kościoła katolickiego. Określenie oświaty lub szkoły świeckiej jest
powszechnie przyjętym terminem, oznaczającym wychowanie bezreligijne lub
szkołę bezwyznaniową. Kościół katolicki, a z nim wszyscy pedagogowie
stojący na stanowisku pozytywnie religijnem (nietylko katolickiem)
podzielają zapatrywanie, że szkoła świecka nie daje człowiekowi
dostatecznej odporności wobec złych wpływów, nie stwarza w nim
dostatecznie silnych podstaw etycznych i tem samem ułatwia zwycięstwo
złych instynktów i wpływów.
Stąd też Kościół katolicki jest zasadniczym przeciwnikiem wychowania
bezreligijnego i szkoły świeckiej. Nie możemy się zatem dopatrzeć nawet w
określeniu przypisywanem ks. K... uchybienia wobec nauki Kościoła
katolickiego.
Gdy zaś szkoła w województwie śląskiem jest wyznaniowa i nie należy do
kategorji szkół świeckich, określenie użyte przez ks. K... nie może się
odnosić do szkoły śląskiej. Wobec tego nie rozumiemy, dlaczego grono
nauczycielskie czuje się dotkniętem przez wyrażenie ks. K..., skoro ono
zgadza się zarówno z nauką Kościoła katolickiego, z prawnemi podstawami
szkoły śląskiej oraz z kierunkiem wychowawczym tejże szkoły.
Ks. Kasperlik, Wikarjusz Generalny.
Nie ubolewanie zatem nad wykolejeniem się ks. K..., ani nawet zaprzeczenie
faktu jest główną myślą odpowiedzi, - zasadniczym momentem jej jest
stwierdzenie faktu, że jeśli nawet ks. K... wypowiedział zdanie "Oświata
świecka wychowuje bandytów i złodziei", to jest to w zupełnym porządku z
nauką Kościoła i bezpodstawne są wszelkie pretensje do niego z tego
tytułu.W agitacji za szkołą wyznaniową zwolennicy jej szermują nawet
objawieniem. W l928 r. nakładem księgarni Bonowskiego w Wągrowcu ukazała
się książka Bolandena p. t. "Djabeł w szkole". Ten djabeł - to nauczyciel
wolnomyślny, a autor nie żałował sporego kubła mazi, by swego bohatera
powieściowego dostatecznie czarno odmalować. Ale nie treść tej - zresztą
marnej - książki jest tu najważniejszą. Ciekawszy daleko jest dopisek
wydawcy. Czytamy w nim takie rewelacyjne wiadomości:
Jak wszystkim wiadomo, to katolicka szkoła w naszej Polsce utraciła swój
charakter wyznaniowy, żegluje ona na podstawie Konstytucji z dnia
l7.III.l92l r., pod banderą szkoły bezwyznaniowej.
Tymczasem świątobliwa Wanda Malczewska (ur. l5 maja l822 w Radomiu, um. 26
września l896 r. w Żytnem) w piąty piątek Wielkiego Postu - jak o tem w
"Żywocie świątobliwej Polki Wandy Malczewskiej", spisanym przez ks.
prałata Augustynika z Jasnej Góry w Częstochowie (wyd. III.) czytamy -
słyszy od Chrystusa Pana w swem widzeniu te słowa: "Zbliżają się czasy
przewrotne, ojczyzna nasza wolna będzie od ucisku wrogów zewnętrznych, ale
ją opanują wrogowie wewnętrzni. Przedewszystkiem będą się starali wziąć w
swe ręce młodzież szkolną; dowodzić będą, że nauka religji w szkole
niepotrzebna, że kontrola Kościoła nad szkołą zbyteczna. Krzyże i obrazy
religijne będą chcieli z sal szkolnych usunąć, żeby te wizerunki nie
drażniły żydów. Przez młodzież pozbawioną wiary zechcą w całym narodzie
wprowadzić niedowiarstwo. Jeśli się naród zgodzi na to, i pozbędzie się
wiary, straci przywróconą Ojczyznę! Niechże Ojcowie i Matki zwracają uwagę
na szkoły! Niech protestują przeciw usuwaniu godeł religijnych ze szkoły i
przeciw nauczycielom, dążącym do zaprowadzenia szkoły bezwyznaniowej
(która w owym czasie, gdy świątobl. Wanda Malczewska od Chr. Pana owe
słowa słyszała, wcale jeszcze nieznana była). Nauka bez wiary nie zrodzi
świętych ani bohaterów. Zrodzi szkodników! Módl się - mówi Chrystus do tej
świątobliwej Polki - o dobrą chrześcijańską szkołę! Zachowajcie w pamięci
słowa moje!
Takiemi to cudownościami karmią pisma i książki klerykalne swych
łatwowiernych czytelników. Oczywiście, jest rzeczą pewną, że każdy, kto
jest w stanie uwierzyć w objawienie "świątobliwej Wandy Malczewskiej", ten
już na zawsze jest zabezpieczony od wszelkich rzeczowych argumentów.
Istnieje również duże prawdopodobieństwo, że osobnik taki, podjudzony
odpowiednio, potrafi z zapałem w sercu, a kołem w ręce iść do dziesiątej
wsi wypędzać "djabła" ze szkoły.W ścisłym związku z walką o szkołę
wyznaniową pozostaje walka o wymiar godzin nauki religji. Sprawa ta dotyka
szczególnie dzielnic b. zaboru pruskiego, a zwłaszcza Śląska Górnego,
gdzie kler przeciwstawia się stanowczo i jak dotąd skutecznie wszelkim
próbom unifikacji programów szkolnych, obrzucając każdego, kto ośmieli się
wysunąć w tym kierunku pewne postulaty, gradem obelg i insynuacyj.
W roku l924 stoczono na łamach prasy śląskiej cała długą i zaciekłą
kampanję jedynie tylko dlatego, że jeden z referentów na zjeździe
okręgowym Związku Nauczycielstwa Polskiego Szkół Powszechnych, zresztą w
bardzo oględny sposób, zaproponował zaprowadzenie na Śląsku takiego
wymiaru godzin nauki religji, jaki obowiązuje w całej Polsce. Rzeczowe
uwagi referenta spotkały się z całą powodzią napastliwych artykułów, które
w dosadnych słowach starały się wmówić w społeczeństwo, że od
pozostawienia czterech godzin nauki religji cała przyszłość Śląska zależy.
Od tego czasu aż do dni ostatnich sprawa ta stanowi wciąż temat do kazań,
prelekcyj, artykułów gazeciarskich i t. p., jątrząc lud śląski jakiemś
urojonem niebezpieczeństwem, zagrażającem jego religijności. Niepodobna
wyliczyć, ani streścić wszystkich publikacyj, jakie na ten temat się
ukazały. Większość z nich stoi na b. niskim poziomie etycznym, - cechuje
je zła wola, kłamliwość w naświetlaniu faktów, skrajan demagogja. Prym
wiedzie tu w ostatnich kilku miesiącach "Gość Niedzielny":
Gdy się czyta, że chcą dzieciom naszym w szkole ograniczyć naukę religji,
to aż nas, matki, zmysły odchodzą z przerażenia, na co się to w
katolickiej Polsce zanosi? My pod zaborem pruskim miałyśmy 4 godziny nauki
religji w tygodniu, a jeszcze na piątą się nieraz jeszcze zdobył
nauczyciel, bo mówił, że nam tego najwięcej potrzeba.("Dom i szkoła"
dodatek do "Gościa Niedzielnego" 29.I.l933)
Przy udzielaniu czterech godzin nauki religji w szkołach dawniejszych nie
było wypadków, żeby ojca syn zabił; a ileż mamy dzisiaj takich wypadków? I
dlatego nie tak, jak sobie Ogniskowiec życzy, tylko tak wymagają czasy -
więcej godzin nauki religji w szkołach dla uchronienia naszej dziatwy
przed niebezpieczeństwami. Myśmy mieli cztery godziny nauki religji pod
Prusakami; nie znaliśmy piłki nożnej i t. d. ("Dom i szkoła" 26 marca
l933).W N-rze 7-mym z l932 r. "Głosu Misji Wewnętrznej" czytamy
następujące wywody ks. biskupa Adamskiego:
O co chodzi? Nie mniej i nie więcej, jak tylko o zachowanie w naszej
diecezji tych czterech godzin nauki religji, które dotąd mamy na Śląsku
Górnym.
Był czas, że nauka religji we wszystkich szkołach zajmowała znacznie
większą liczbę godzin, aniżeli dzisiaj. Prawdy Boże, głębiej i szerzej
wykładane, zapisywały się też w duszach ludzkich silniej i działały
potężniej. Nadszedł potem czas inny, w którym zaczęto utyskiwać, że szkoda
licznych godzin na naukę religji, że ważniejsze są przedmioty inne,
któremi na drogę życia zaopatrzyć trzeba młodego czlowieka. A ponieważ
równocześnie były to czasy odradzającej się niewiary, ponieważ zwłaszcza
wrogowie religji katolickiej pragnęli zmniejszać jej wpływ, przeto wbrew
woli Kościoła katolickiego zmniejszano w szkołach liczbę godzin nauki
religji i zostawiono dla niej zaledwie tyle godzin, ile przeznaczono dla
najmniej ważnych przedmiotów nauczania.
Nie ulega wątpliwości, że Śląsk Górny, kraina nagle powstałego przemysłu,
był terenem nadzwyczaj sprzyjającym rozwojowi niewiary, socjalizmu i
komunizmu. Jeżeli mimo to Śląsk Górny pozostał wierny Kościołowi
katolickiemu, jeżeli ludność jego, tak gorąco przywiązana do wiary, tak
gorąco Boga kocha, jeśli socjalizm i komunizm tak słabe wśród niej czynią
postępy, to zasługa spada niewątpliwie nietylko na gorliwe duchowieństwo.
ale i na szkołę, która rozporządzając czterema godzinami nauki religji,
prawdy wiary o wiele gruntowniej wpajać mogła w duszę dziecka, usuwać
wątpliwości, trudności i zarzuty, które wroga agitacja pełną ręką rzucała
w tłumy. Jeżeli lud górnośląski jeszcze zawsze odznacza się gorącem życiem
religijnem, nie ulega wątpliwości, że nauce religji w szkole wielką część
należy przypisać zasługi. (Pochwały dawnej szkoły pruskiej! - przypisek
aut.). Wystarczy porównać ducha religijnego przemysłowych okręgów Górnego
Śląska z sąsiadującemi powiatami Zagłębia Dąbrowskiego , ażeby poznać
różnicę pod względem odporności ludu wobec socjalizmu i komunizmu
(szczepienie dzielnicowości - przypisek aut.).
Zdawałoby się, że wobec tego wszyscy powinni żądać i wołać o cztery i
więcej godzin nauki religji w szkołach naszych. Tymczasem u wielu inne
świtają myśli. Pokutują hasła wrogie nauce religji i t. d.
I nie tylko na artykułach kończy się ta akcja. W "Piekarskich
Wiadomościach Parafjalnych" z l2.II.l933, znajdujemy notatkę p. t. "O to
się módlcie!":
Przypominam Wam, mili bracia, że wciąż jeszcze modlitwę wspólną Misji
Wewnętrznej ofiarowywać będziemy na intencję, żeby nauka religji w naszej
diecezji żadnego nie doznała uszczerbku - żeby ci katolicy, którzy
doniosłości czterech godzin nauki religji nie rozumieją, łaską Boską
oświeceni poznali, jak wielką na siebie ściągają odpowiedzialność, gdyby z
ich winy nauka religji w diecezji naszej, tak narażonej na agitację wrogą,
miała choćby najmniejszego doznać uszczerbku. Łaska Pańska niech będzie z
Wami i z rodzinami Waszemi po wszystkie czasy.
Stanisław Adamski, Biskup KatowicDla nauczycielstwa na Śląsku sprawa
wymiaru godzin nauki religji posiada zasadnicze znaczenie. Dzisiejszy stan
uniemożliwia unifikację programów szkolnych, sprzyjając przez to
pogłębianiu i kultywowaniu dzielnicowości. Przy reformie szkolnej władze
śląskie starały się wymiar godzin poszczególnych przedmiotów zbliżyć do
wymiaru, obowiązującego w całej Polsce, ale przy dogmatycznem traktowaniu
nienaruszalności nauki religji okazało się to niewykonalnem. Rezultatem
tych usiłowań jest przeciążenie nauką wątłej i niedożywionej dziatwy
śląskiej, co się odbija na zdrowiu, rozwoju fizycznym i umysłowym.
Jak takie przeciążenie nauką wygląda, ilustruje to plan dla klasy VI-tej,
VII-mej i VIII-mej powszechnych szkół żeńskich. Plan naukowy w tych
klasach przewiduje 33 lekcyj obowiązkowych tygodniowo, oprócz tego 3lekcje
nadobowiązkowe języka niemieckiego. Mamy zatem 36 godzin, jakie
dziewczynka ll-to - l4-letnia, a więc w wieku rozwojowym zmuszona jest
spędzać w szkole. Doliczmy do tego inne zajęcia, jak chór, nauka muzyki,
samorząd, harcerstwo, przygotowanie się do lekcyj na dzień następny, a
otrzymamy niewesoły obraz warunków w jakich wzrastają dziewczęta śląskie.
Ale żaden głos rozsądku, że 2 godziny z tych zajęć (2 lekcje religji)
możnaby zredukować zupełnie łatwo bez szkody dla nauki i wychowania, nie
trafi do ciasnych, zacietrzewionych mózgów. "Wyrzuca się Boga ze szkoły -
ludu śląski ratuj, protestuj!" - oto jedyna odpowiedź na wszelkie rzeczowe
argumenty.
Jest jeszcze jedna tajemnica, dlaczego kler na Śląsku tak uparcie broni
nauki religji. Oto dlatego, że sam osobiście tylko w bardzo rzadkich
wypadkach udziela tej nauki. W tych województwach, gdzie księża,
przeważnie sami są katechetami, nietylko nie widać poważniejszych dążeń w
kierunku rozszerzenia wymiaru godzin nauki religji, ale co więcej słyszy
się ustawiczne skargi o zaniedbywanie przez kler tego przedmiotu. W
niektórych szkołach zdarzają się całe tygodnie i miesiące, w których
ksiądz nie pokaże się w szkole, a jeśli się pokaże, to na krótko, nie na
cała lekcję.
W jednem tylko księża, uczący w szkole, są bardzo akuratni: w pobieraniu
pieniędzy za naukę religji.
Przy pobieraniu poborów za naukę religji zdarzają się nieraz dość ciekawe
wypadki. W miejscowości Św. nauczycielka p. M. zastępowała ks. proboszcza
B. przez 39 godzin nauki, a ostatecznie ks. proboszcz - zapewne przez
przeoczenie - podjął za tę naukę pobory i mimo przypomnień ze strony
poszkodowanej nauczycielki, zwrócić ich nie chciał.
Zaniedbywanie nauki religji nie przeszkadza klerowi w rozdzieraniu szat
nad "bezwyznaniową szkoła". Taki ks. K. w J. figuruje wprawdzie jako
katecheta w trzyklasowej szkole, ale obowiązki za niego pełni miejscowe
nauczycielstwo. Za to ks. K... odczytuje pewnej niedzieli prafjanom list
pasterski, a następnie wielkim głosem rzuca gromy na tych, co chcą szkoły
bezwyznaniowej, zmniejszenia godzin nauki religji i t.
p.Charakterystycznym przyczynkiem do sprawy godzin nauki religji jest
strejk szkolny, jaki miał miejsce w Kazimierzu n. Wisłą. Uczył tam religji
pewien zakonnik. Ponieważ pobory, jakie otrzymywał, wydawały się
klasztorowi za małe ("Ksiądz nie będzie pracował w szkole za grosze, z
rekolekcyj najmniej 300 zł. przywiezie"), a starania o uzyskanie etatu
nauczyciela religji przedłużały się, przestał ksiądz z dniem 2.XII.
uczęszczać na naukę religji. Mało tego, zakonnicy podburzyli ludność
miejscową, skłaniając ją do strejku szkolnego, a prasa klerykalna uderzyła
na cały kraj w alarm, że w Kazimierzu n. Wisłą chciano religję usunąć ze
szkoły i t. d. i t. d. Posypały się artykuły o wiele mówiących tytułach,
jak np. "W obronie nauki katolickiej w szkole powszechnej w Kazimierzu
Dolnym" i t. p., przemilczające jednak fakt istotny, że właściwie w danym
wypadku religję tę należałoby bronić przed samowolą zakonnika, który dla
groszy zastrajkował i nie chciał jej uczyć w szkole.
Oczywiście prawa to zupełnie zrozumiała: daleko łatwiej jest
demagogicznemi występami podburzać tłumy przeciwko szkole, daleko łatwiej
zachować dla siebie wygodną rolę niepowołanego nadzorcy i krytyka, niż
przyjść do szkoły i tu, w żmudnej codziennej pracy, realizować swe
programy. Inna rzecz, czy takie stawianie sprawy przez kler zgodne z etyką
przeciętnego człowieka.Przeciwstawiając zasadę szkoły wyznaniowej,
zasadzie szkoły państwowej, posługuje się kler chętnie jednym argumentem,
a mianowicie tym, że szkoła państwowa wdziera się w przyrodzone prawa
rodziców, do których jedynie należy decyzja o kierunku wychowania swych
dzieci.
Byłoby przeciwnem przyrodzonemu prawo, gdyby dziecko nim dojdzie do
używania rozumu, wydarte było z pod opieki rodziców, albo gdyby bez ich
zgody cokolwiek było odnośnie od niego postanowione.
Stanąłby w oczywistej sprzeczności, kto ośmieliłby się twierdzić, że
dziecko pierwej niż do rodziny należy do Państwa i że Państwo ma
bezwzględne prawo do jego wychowania.
By być obywatelem Państwa, człowiek musi istnieć, a istnienia nie ma on od
Państwa, ale od rodziców. (Encyklika "O chrześcijańskiem wychowaniu
młodzieży").
Myśli powyższe rozwijane są w całym szeregu artykułów, pism i książek
klerykalnych. Według nich wychowanie z porządku przyrodzonego w pierwszym
rzędzie należy do rodziny, w drugim do Państwa, w porządku nadprzyrodzonym
zaś do Kościoła. Z tego zestawienia wynika, że z pomiędzy trzech czynników
wychowawczych, wyżej wymienionych, Państwo stoi na ostatniem miejscu.
Jest to rozumowanie, an które żaden obywatel, myślący kategorjami
państwowemi zgodzić się nie może. Niewątpliwie rodzina ma obowiązek, a
więc i prawo do wychowywania dziecka, niewątpliwie obowiązek ten i prawo
daje rodzinie możność zajęcia w wychowaniu tegoż dziecka dominującego
stanowiska. Jeżeli jednak zadaniem Państwa jest kierowanie życiem
społecznem narodu, to niemożliwą jest rzeczą, by Państwo w wychowaniu
swych przyszłych obywateli mogło zgodzić się na rolę inną, niż czynnika
nadrzędnego.Ciekawe są pod tym względem poglądy pisarzy katolickich.
"Rodzina jest rzeczą ważniejszą, niż Państwo, ludzie nietyle dla ziemi i
doczesności się rodzą, ile dla nieba i wieczności" - tak czytamy na str.
96 "Miesięcznika Dziecezji Chełmińskiej" z l93l r., a Feliks Konieczny w
"Przeglądzie Powszechnym" (Wydawnictwo OO. Jezuitów) w artykule p. t.
"Uwaga o szkolnictwie państwowem", tak pisze:
Sprawa szkolna zawieruszyła życie państwowe. Upaństwowienie szkolnictwa
miało wzmocnić fundamenty i ściany Państw, w rzeczy samej przyczyniło się
wielce do osłabienia więzi państwowej. Powierzchnię ścierania się
powiększono przez to ogromnie i tem samem zwiększono możliwość zamieszek,
rozruchów, zwad krwawych, słowem: zrobiono wiele, by osadzić Państwo na
wulkanach. Spory o szkołę dopomagają wielce do powszechnego
roznamiętnienia, bo dotyczą życia rodzinnego zarazem, wszak to o dzieci
chodzi.
Powszechność nauczania państwowego stanowi doskonałą gwarancję
powszechnego roztrzęsienia życia.
Przedłużmy linję, na której znajduje się monopol państwowej szkoły
początkowej, zaliczając do monopolu także istnienie szkół prywatnych,
tolerowanych pod warunkiem, że będą takie same, jak rządowe, - przedłużmy!
Od jakiego więc wieku dziecko musi podlegać państwowemu wychowaniu? Od
siódmego roku życia? - może od szóstego? - Przedłużmy linję dalej w tym
kierunku! A czemuż to "przedszkole" ma być zwolnione od ingerencji
Państwa? i t. d. i t. d., aż dojdziemy do państwowych freblówek i dalej do
państwowych nianiek, do odbierania dzieci rodzicom.
Państwowy monopol szkolnictwa znalazł się tedy na linji podkopywania nie
tylko Kościoła, ale zarazem i rodziny.
Jedno łączy się z drugiem.
Takiemi argumentami zwalcza się ideę państwowej szkoły powszechnej.Poco
się dzieje to wszystko? Czy istotnie klerowi i jego zwolennikom zależy tak
bardzo na obronie praw rodziny wobec Państwa, czy też pod pokrywką obrony
tych praw, kryją się inne cele?
Wacław Syruczek w broszurce p. t. "Zajazd kardynała", zastanawiając się
nad tem zagadnieniem, dochodzi do wniosku, że Kościół uznając szkołę za
domenę swoich wpływów, uważa jednak za potrzebne wesprzeć swoje
uroszczenia domniemaną wolą rodziców; przeciwstawia więc rodzinę Państwu i
ogranicza jego rolę wychowawczą życzeniami rodziców.
Istotnie cały szereg faktów potwierdza wniosek, że kler przedewszystkiem
swój własny interes pokrywa rzekomą wolą rodziców. "Żądamy katolickiej
szkoły w imieniu rodziców" - pisze generalny sekretarz Ligi Katolickiej
ks. Siemiennik w "Gościu Niedzielnym" N-rze l3 z l928 r.:
Bóg powierzył rodzicom dusze dziecięce i będzie kiedyś żądał rachunku za
nie. Prawa rodzicielskie pociągają za sobą i obowiązki. Rodzice katoliccy
chcą dzieciom swoim dać w szkole skarby, które daje święta wiara katolicka
i mają prawo domagać się tego od Państwa. A prawa rodzicielskie dawniejsze
są od tych państwowych, bo rodzina istniała przed Państwem. Tych praw
rodzicielskich, płynących z natury, nie może im Państwo odebrać.
Ale te "wcześniejsze prawa", których państwo rodzicom odebrać nie może,
ograniczają się w pojęciu kleru tylko do rodziców katolickich. Ks. Adamski
w cytowanej już poprzednio broszurce p. t. "Szkoła wyznaniowa czy
mieszana", wielokrotnie powołuje się na prawa rodzicielskie, a jednak to
nie przeszkadza mu na str. 9-tej zanotować z wielką przyjemnością, że w
Sejmie Ustawodawczym:
Wprawdzie P.P.S. i Wyzwolenie próbowały osłabić "obowiązkowość" nauki
religji - żądając, aby dziecko tylko wtedy uczęszczało na naukę religji,
jeśli rodzice się na to zgodzą, ale poprawka przez nich wniesiona
przepadła.
Że ustawowa obowiązkowość nauki religji podważa "przyrodzone" prawa tych
rodziców, którzyby chcieli swe dzieci zwolnić od nauki religji, ks.
Adamski jakoś tego nie zauważył.
Również w streszczonym wyżej memorjale Śląskiej Kurji Biskupiej znajdujemy
następujący ustęp: "W myśl art. l3 konkordatu nauka religji jest
obowiązkowa we wszystkich szkołach. Do uczęszczania na naukę religji są w
myśl rozp. Min. z dnia l.III.l893 (Kohler Menschig Sbr. 494) zobowiązane
są i dzieci rodziców dysydentów". I tu znów jakoś Kurja nie przypuszcza,
by cytowany wyżej artykuł był sprzeczny ze zdaniem encykliki papieskiej:
"Byłoby przeciwnem przyrodzonemu prawu, gdyby bez zgody rodziców cokolwiek
było odnośnie do dziecka postanowione".Nie o obronę zatem praw rodziców
chodzi, ale o zyskanie za pośrednictwem rodziców wyłącznego wpływu na
szkołę. Rzekomo zagrożone prawa rodziców są tu nie celem, lecz środkiem do
celu. Stwierdza to z całą szczerością Koneczny w dalszej części art. p. t.
"Uwaga o szkolnictwie państwowem", gdy mówi:
Jeżeli poweidzie się wywalczyć napowrót pełne prawo rodziny do
wychowywania dziecka według zdania rodziców, odnajdą się samą siłą rzeczy
prawa Kościoła.
W słuszność tego zdania trudno wątpić. Gdyby dziś oddano pod plebiscyt
rodziców - tych zwłaszcza, co sami czytać nie umieją, lub kształcą się na
różnych "Gościach", "Misjonarzach", czy "Rycerzach", - co lepsze, czy
dawna zimowa szkółka z wędrownym nauczycielem, gnieżdżąca się w kątem w
coraz to innej chacie, czy też dzisiejsza siedmioklasowa szkoła, mająca
duże potrzeby i wymagania, a odrywająca dzieci od paszenia i usług
domowych, nie jestem pewna, jaki w niektórych miejscowościach byłby wynik
plebiscytu. A cóż dopiero mówić o tak zawiłych kwestjach, jak ustrój
szkolnictwa, sieć szkolna, programy, zagadnienie oświaty pozaszkolnej i t.
p. Wszak w tych tematach gubią się nierzadko ludzie o średniem i
akademickiem wykształceniu.
Oczywiście, że łatwiej byłoby klerowi zagadnienia te rozwiązywać z wyżyn
ambon, a potem w imieniu, a raczej za pośrednictwem obałamuconych przez
siebie rodziców, wytyczać drogi szkolnictwu, ale że szkoła w ten sposób
stworzona, nie szłaby po linji demokracji, postępu, po linji interesów
Państwa, rodziców i dzieci - jest rzeczą pewną.
I dlatego, przyznając rodzicom należne im prawa, Państwo musi ująć w swe
ręce wychowanie młodzieży. Nie może Państwo stać na stanowisku, że w
"zakresie wychowania nauczyciel jest tylko pełnomocnikiem rodziców", a "na
podstawie prawa naturalnego i nauki Kościoła, należy odrzucić wszelkie
teorje, głoszące, że właściwym celem szkoły jest wychowanie". (Ks.
Podoleński "Podręcznik Pedagogiczny" str. 332). Nauczyciel musi być nie
tylko pełnomocnikiem rodziców, którzy często nie dorastają do swego
posłannictwa, ale przedewszystkiem musi być pełnomocnikiem Państwa i dla
tego Państwa musi powierzoną sobie młodzież nie tylko kształcić, ale - i
to przedewszystkiem - wychowywać.
Rodzice, którzy stoją na pewnej wyżynie umysłowej, ideowej i moralnej
napewno potrafią kierunek wychowania swych dzieci uzgodnić z wychowaniem
państwowem; z rodzicami, którzy tego nie potrafią dokazać, Państwo nie
może się liczyć.
Zresztą, jeżeli o prawach rodziców jest mowa, to stwierdzić należy, że
właśnie dzisiejsza szkoła dąży usilnie do skoordynowania wychowania
szkolnego z wychowaniem domowem. Coraz to piękniejszy rozwój "Rad
Rodzicielskich" przy szkołach jest najlepszym dowodem wzrastającej
harmonji domu i szkoły.Niestety, już i po "Rady Rodzicielskie" wyciąga się
ręka kleru. Oto "Ruch Katolicki" (październik l93l str. 3l9) wysuwa
postulat, by Akcja Katolicka weszła w porozumienie ze Zjednoczeniem
Zrzeszeń Rodzicielskich w Polsce dla zbadania, o ile Zjednoczenie to
służyć może celom Akcji. "Byłaby w ten sposób możność obrony praw rodziny
wobec szkoły" - pisze dalej autor projektu (Ignacy Stein). Zdanie to
ostatnie świadczy wymownie o tem, jak kler i jego zwolennicy radziby
widzieć w szkole i rodzinie dwa wrogie obozy.
Że klerowi istotnie solą w oku jest zaufanie, jakiem zaczynają darzyć
rodzice szkołę polską, że radby zasiać nieufność między szkołą a domem,
dowodzą tego liczne artykuły na łamach prasy katolickiej. "Gość
Niedzielny" np. z 5 lutego l933 r. pisze: "Każdy prawdziwy katolik ma
święty obowiązek być na zebraniach Rady Rodzicielskiej i uważać, co się
tam dzieje". A l2 marca nawołuje:
W domu, na terenie społecznym, w Radach rodzicielskich i wszędzie, gdzie
zachodzi potrzeba, miejmy oczy szeroko otwarte i baczmy dobrze, czy nie
czai się, czy nie rozwija się jakie niebezpieczeństwo dla wyznaniowości
szkół naszych, dla nauki religji, dla religijnego wychowania młodzieży...
Szczególnie ostrożnym należy być przy uchwalaniu rezolucyj, przedkładanych
rodzicom na zebraniach Rad rodzicielskich, domagających się
podporządkowania szkolnictwa śląskiego ustawie szkolnej.
26 marca l933 tak znów "Gość Niedzielny" ostrzega:
Obowiązkiem naszym jest pouczyć i ostrzec ogól rodziców śląskich, że kto
podpisuje przysłane sobie rezolucje za wprowadzeniem ogólnej ustawy
szkolnej na Górny Śląsk, godzi się tem samem na bezwyznaniowość szkoły, na
usunięcie z niej napisu "Katolicka" i na ograniczenie nauki religji. A
więc ostrożnie!
Te "ostrzeżenia" - to nie przypadkowe wykolejenie się jakiegoś
niefortunnego autora, - to system. Słynna zasada: "Dziel i rządź", - gra
tu niepoślednią rolę.Z zapałem walczy kler o prawa rodziców do
wychowywania dziecka, z niepokojem śledzi dzisiejsze stopniowe
przekształcanie się szkoły państwowej z instytucji kształcenia młodzieży w
zakład o charakterze zdecydowanie wychowawczym, jest jednak pewna
dziedzina, którą szkoła radaby pozostawić kompetencji rodziców, a którą
kler stara się wszelkimi siłami utrzymać w ramach obowiązków szkoły. Mówię
o przymusie praktyk religijnych na terenie szkoły, o słynnym okólniku
Bartla, który to okólnik od czasu ukazania się go, aż po dzień dzisiejszy
jest ciągle przedmiotem sporów i dyskusyj.
Jak wiadomo, okólnik Bartla narzuca szkole obowiązek prowadzenia dzieci w
niedziele i święta do kościoła, obowiązek spowiedzi, rekolekcyj szkolnych
i t. p. Okólnik ten spotkał się ze strony uświadomionego społeczeństwa z
poważnemi zastrzeżeniami. Mąci on spoczynek niedzielny nauczyciela, a co
gorsza, wprowadza szkołę w bardzo niemiłe położenie. Wszak art. ll2
Konstytucji powiada, że "nikt nie może być zmuszony do udziału w
czynnościach i obrzędach religijnych, o ile nie podlega władzy
rodzicielskiej lub opiekuńczej".
Szkoła zatem na podstawie okólnik Bartla musi narzucać dzieciom obowiązek
pełnienia praktyk religijnych, a na podstawie art. ll2 Konstytucji nie
może i nie ma prawa zarządzeń swoich w tym kierunku egzekwować. Jest to
sprzeczność, która niejednokrotnie już naraziła szkołę na przykre
konsekwencje.
Przed kilku laty Sejm Rzeczypospolitej, uznając szkodliwość tego istotnie
wkraczającego w sferę praw i obowiązków rodzicielskich okólnika, uchwalił
jego zniesienie - niestety, uchwała ta w życie nie weszła. Kler poruszył
niebo i ziemię w obronie "zagrożonej wiary w szkole", posypały się
rezolucje, petycje i t. d., - sprawa utknęła gdzieś w martwym punkcie i
ruszyć z niego nie może.A wielka to szkoda. Przymus praktyk religijnych
nie wychowuje, lecz paczy charaktery młodzieży, uczy ją obłudy,
świętoszkostwa, system kartkowej pobożności do różnych nieetycznych czynów
młodzież skłania. Rozumieją tę prawdę nawet niektórzy księża, czego
dowodem jest chociażby książeczka ks. Bieli z l893 r. p. t. "Ze szkoły".
Czytamy w niej takie uwagi:
Już zaś wszyscy przyznać muszą, że obecnie przyzwyczajamy młodzież szkolną
do zaspokajania potrzeb religijnych w sposób niewłaściwy. Przez lat
dwanaście prowadzimy ją, jak niemowlęta na pasku do kościoła, do spowiedzi
i na egzorty. Przez lat dwanaście ma osobną dla siebie mszę, osobne
kazanie, osobną spowiedź. Na wszystko dzień i godzina przeznaczone z góry.
Rozkazy pochodzą z dyrekcji. Ona jest bezpośrednim organem Kościoła (str.
50).
Czy te praktyki zewnętrzne, wymuszone same przynoszą jaką moralną korzyść?
Tresura, zastosowana do człowieka właśnie zamienia go w zwierzątko. Chodzi
student przez lat l2 regularnie w dnie oznaczone do spowiedzi, ani jednego
razu nie opuści mszy św., religji uczy się na każdą godzinę, katecheta
jest zupełnie zadowolony z niego i daje mu zawsze noty celujące. Po
złożeniu matury, tenże student nie idzie ani jednego razu w roku do
spowiedzi, na mszę chyba zabłąka się przypadkowo (str. l3).
Wszystkie nasze nauki okazały się - nie chcę powiedzieć pustemi, ale -
marnemi i z tych pięknych, długich szeregów, które przez lat dwanaście co
niedziela i święto maszerowały do kościoła - po opuszczeniu zakładu
szkolnego, ledwie jedne na stu spełnia obowiązki chrześcijańskie i troska
się o zbawienie duszy swojej (str. l4).
Tak pisze ksiądz o rezultatach przymusu praktyk religijnych i w
konsekwencji swych wywodów, marzy o takiem ułożeniu się stosunków, by
"władza szkolna nad młodzieżą była na niedzielę i święta zawieszona" (str.
53). Gdyby ks. Biela swe z przed 40-tu lat uwagi dziś ogłosił, spotkałby
się niewątpliwie z zarzutem, że wyrzuca Boga ze szkoły, niszczy podstawy
życia religijnego młodzieży i t. d. i t. d. - tymczasem opinja ks. Bieli
jest jedynie wynikeim rozsądniejszego i mniej zacietrzewionego sposobu
patrzenia na życie i nie koliduje bynajmniej z poglądami głęboko
wierzącego człowieka.
Zniesienie przymusu praktyk religijnych w szkole i pozostawienie tej
dziedziny wychowania dziecka uznaniu, trosce i staraniom rodziny, jest
koniecznością życiową.
Uzależnienie nauczyciela od kleru
Treść: Organistostwo. Sądy duchowne.
Missio canonica. Wizytowanie nauki religji. Mieszanie się kleru w sprawy
szkolne. Mieszanie się kleru w życie prywatne nauczycieli. Nienawiść za
grób.
Do realizowania wstecznych zamierzeń na terenie szkoły potrzebny jest
klerowi specjalny typ nauczyciela. Typem najlepiej odpowiadającym
zamierzeniom kleru, jest dawny klecha, który w chwilach wolnych od zajęć
kościelnych uczył także i dzieci.
Wydawaćby się mogło, że to ostatnie zdanie jest jedynie grubą przesadą i
złośliwością wobec kleru. Skąd to to dziwaczne zestawienie: diak
średniowieczny i nauczyciel wieku XX-go, skąd to przypuszczenie, że ów
diak jest właśnie ideałem, o którym marzy w skrytości ducha kler polski?
Fakty niech zatem mówią:
Istnieje na Górnym Śląsku w szeregu miejscowości przeżytek średniowieczny:
organistostwo, złączone z posadą kierownika szkoły. Do tej pory Dziennik
Urzędowy Województwa Śląskiego ogłasza konkursy nauczycielskie, które to
konkursy kończą się charakterystycznym zwrotem: "Posada złączona
organicznie z organistostwem". Kto zatem uzyska tę posadę, chce czy nie
chce, ma ochotę czy nie ma ochoty, musi równocześnie pełnić obowiązki
miejscowego organisty.
Rzecz jasna, że nauczyciel, mający poczucie godności własnej i godności
swego zawodu, długo, bardzo długo musi walczyć z sobą i ostatecznie
najczęściej rezygnuje z wnoszenia podania na taką posadę; rzecz jasna, że
wskutek tego dobre skądinąd posady nauczycielskie okazują się niemożliwemi
do osiągnięcia dla ludzi, mających najlepsze kwalifikacje moralne i
zawodowe; ale rzecz także jasna, że kandydat na posadę kierownika i
organisty w jednej osobie zawsze się znajdzie, zwłaszcza, że posada taka
daje zazwyczaj dobre warunki materjalne (pensja nauczycielska + pensja
organisty + użytkowanie kilku, kilkunastu, a czasem kilkudziesięciu morgów
gruntu + dochody z pogrzebów, ślubów i różnych żebranin).Oto, jak wygląda
pełnienie obowiązków w szkole u takiego nauczyciela-organisty: Do
miejscowości X. przyjeżdża inspektor szkolny, zastaje dzieci bez opieki,
więc rozpoczyna sam naukę i prowadzi ją przez dwie lekcje, a nauczyciel
organista wygrywa tymczasem Panu Bogu na chwałę w miejscowym kościele. -
Do miejscowości Y. zajeżdża inspektor i spotyka kierownika szkoły, który
spieszy się na pogrzeb. - W miejscowości Z. odbywa się konferencja
rejonowa: nauczyciel-organista prosi o zwolnienie, bo musi pójść po
kolendzie i t. d.
I nie tylko nauczyciel-organista sam zaniedbuje obowiązki szkolne. Pewien
naoczny świadek tak opisuje stosunki w jednej ze szkół:
Szkoła z kierownikiem-organistą to plaga, to zabytek szkodliwy, tak dla
szkoły, jak i dla nauczycielstwa.
Zajęcia w kościele, jak śluby i pogrzeby odrywają organistę-nauczyciela od
szkoły nieraz na kilka przedpołudni w tygodniu. Dzieci zazwyczaj
zatrudnione cicho lub w ogóle niezatrudnione przyzwyczajają się do
niepróżnującego próżnowania. Do każdej z wymienionych uroczystości zabiera
się z klas wyższych 4 chłopców, jako ministrantów, - 4 względnie 6
chłopców do dzwonienia na zmianę.
Kierownik-organista wskutek swej zależności od księdza i całego personelu
kościelnego doprowadza do takiego uproszczenia administracji, że służba
kościelna, nawet bez porozumiewania się z dotyczącym nauczycielem, zamawia
sobie odpowiednią ilość chłopców do sprawowania różnych czynności.
W każdą sobotę, a często jeszcze w inne dni najmniej 5-ciu chłopców
znajduje zatrudnienie przy trzepaniu dywanów kościelnych. Wszystkie te
czynności odbywają się podczas nauki szkolnej.
W okresie Bożego Narodzenia p. kierownik-organista wraz z księdzem i dwoma
chłopcami ze szkoły urządzają sobie czterotygodniową wędrówkę po całej
parafji, zbierając datki od stokroć od siebie biedniejszych ludzi.Te
zmarnowane lekcje szkolne nie są jeszcze największą szkodą, jaka wynika z
łączenia w jednej osobie kierownictwa i organistostwa. Tragedja sytuacji
tkwi przedewszystkiem w sponiewieranej godności szkoły i nauczyciela. Bo
czyż można sobie wyobrazić, że człowiek, godzący się na pełnienie różnych
posług kościelnych, czy zbierający dla siebie groszowe datki od biedaków,
jest w stanie godnie reprezentować stan nauczycielski? - Po Śląsku krąży
wiele anegdotycznych historyj na temat wzajemnego współżycia księdza i
nauczyciela-organisty, a każda z nich, mimo pozorów humoru, jest smutnym
obrazem poniżenia stanu nauczycielskiego.
Poco jednak sięgać do anegdot, kiedy istnieją dokumenty. Oto mam przed
sobą dwie umowy, zawarte między zarządem kościelnym, a
nauczycielem-organistą. Przytaczam je w całości z opuszczeniem jedynie
nazwisk. Niech one świadczą o tem, jak daleko sięga skandal łączenia w
jednej osobie posady organistowskiej z nauczycielską.
Umowa pierwsza brzmi następująco:
Umowa służbowa dla objęcia stałego urzędowania na stanowisko organisty i
kystera przy tutejszym kościele parafjalnym.
l. Zarząd kościelny zgadza się na stałe objęcie urzędu organisty i kystera
przy tutejszym kościele parafjalnym przez p. kierownika szkoły F.K. z B.
2. Bezpośrednio przełożonym p. organisty i kystera jako takiego jest ks.
proboszcz.
3. Gdyby organista i kyster z jakiejbądź przyczyny nie był w stanie służby
organistowskiej i kysterowskiej wypełnić, powinien sprowadzić zastępcę i
dla urzędowania tegoż zasięgnąć zgodę ks. proboszcza.
Za funkcje przy ślubach, pogrzebach i chrztach otrzyma p. organista l zł,
przy Libera l.50 zł, przy nabożeństwie majowem i różańcowem a 30 zł = 60
zł z kasy różańcowej. Przy pobieraniu tych wynagrodzeń zastosuje się p.
organista i kyster do regulaminu z r. l868 i do rozp. Administracji
Apostolskiej Nr.l8, poz. 278.
Wszystkie inne usługi organistowskie, a więc przy nabożeństwach
niedzielnych i świątecznych, przy święceniach względnie obrzędach przed
świętami głównemi i w Wielkim Tygodniu, przy nabożeństwach dziękczynnych,
mianowicie w ostatni dzień starego roku lub jeśli są nakazane przez Władzę
Duchowną, przy Adoracji Wiecznej, l2-godzinnem nabożeństwie, przy
wszystkich procesjach oficjalnych i w parafji zaprowadzonych n. p. w
czasie Oktawy Bożego Ciała, przy nabożeństwach świąt państwowych wykonuje
p. organista bezpłatnie, za co otrzyma wolne mieszkanie w organistówce i
ma do użytkowania ogród, rolę i łąki w całości 7,25 ha i corocznie
korzysta z kolendy i to we wszystkich domostwach, należących do tutejszej
parafji.
4. Jako kyster stara się p. organista o otwieranie i zawieranie kościoła
przynajmniej raz w tygodniu i o dzwonienie przy wszystkich nabożeństwach
oficjalnych i na Anioł Pański codziennie, za co otrzyma także wolne
mieszkanie w organistówce i ma do użytkowania ogród, rolę i łąki w całości
7,2500 ha i udział w kolendzie, jak w ustępie poprzednim wspomniano.
5. Ugodę niniejszą zawiera się do wypowiedzenia albo przez p. organistę i
kystera albo przez Zarząd kościelny.
6. Wykonanie obowiązków, przyjętych przez niniejszą umowę służbową
zagwarantuje p. organista i kyster F.K. przysięgą, złożoną wobec ks.
proboszcza i dwu członków Zarządu kościelnego według formuły:
Ja F... K... przysięgam przed Panem Bogiem Wszechmogącym i
Wszechwiedzącym, że jako organista i kyster przy tutejszym kościele
katolickim i parafjalnym pod wezwaniem Najśw. Panny Marji Królowej Różańca
św. będę moich duchownym przełożonym wierny i posłuszny, że chcę wszystkie
obowiązki mego urzędu organistowskiego i kysterowskiego w miarę mych
zdolności sumiennie i dokładnie wypełniać. Tak mi dopomóż Bóg i Jego św.
Ewangelja. Amen.
B..., dnia l stycznia l929 r. Kat. Zarząd Kościelny
(Podpisy proboszcza i dwu członków Zarządu kościelnego).
Na warunki nieniejszej umowy zgadzam się:
(Podpis organisty-nauczyciela).Taki jest tekst jednej organistowskiej
umowy służbowej. A oto tekst drugiej, podobno niezatwierdzonej przez
władze szkolne:
Kontrakt między Zarządem kościelnym w P... i nauczycielem p. P...
organistą kościoła prafjalnego w P...
l. P... obejmuje urząd organisty i dzwonnika. Jego obowiązkiem jest także
czyszczenie kościoła.
2. Dzwonienie i czyszczenie kościoła wypełniać może przez zastępcę,
jednakowoż na własne koszta.
3. Wypowiedzenie jednej lub drugiej strony będzie półroczne.
4. P. P... otrzyma wolne mieszkanie w organistówce i użytek 7,28 morgów
roli, należących do organistówki. Za to ma bezpłatnie grać przy mszach św.
w niedizele i święta, przy drodze krzyżowej w niedziele postne popołudniu,
przy nabożeństwach majowych i różańcowych, przy nabożeństwach z procesją
połączonych, t. j. w dzień św. Marka i dni krzyżowe.
5. Zaś za funkcje jego organistowskie przy pogrzebach, ślubach, mszach św.
w dnie powszednie, a w niedzielę i święta za jedną, jeśli są dwie msze św.
w tym kościele, otrzyma wynagrodzenie według taksy stuły. P. P... otrzyma
od władzy szkolnej zezwolenie do funkcji organistowskiej przy pogrzebach i
ślubach, jeżeli takie a czas jego służby szkolnej wypadną.
6. Kontrakt staje się ważnym po zatwierdzeniu od Kurji Biskupiej.
P..., dnia 29 stycznia l932 r. Podpisy: proboszcza, organisty i czterech
członków rady parafjalnej. Pieczęć Urzędu parafjalnego.
Kurja Biskupia. L. p. VII. 7/32. Katowice, 3 lutego l932 r.
Na odwrotnej stronie spisany kontrakt, zawarty pomiędzy Zarządem
kościelnym w P... i nauczycielem p. P..., jako organistą tamtejszego
kościoła parafjalnego, niniejszem się zatwierdza w uzgodnieniu ustnem z
Wydziałem Oświecenia Publicznego w Katowicach.
Pieczęć Kurji Biskupiej w Katowicach.
Pieczęć Kurji Biskupiej. Podpis: Kasperlik, Wik. gen.
Takie dokumenty, jak powyższe, to plama na polskiem szkolnictwie wieku
XX-go.Nic dziwnego, że w tych warunkach nauczycielstwo polskie od
pierwszej chwili przybycia swego na Śląsk jasne i zdecydowane zajęło
stanowisko: zażądało uwolnienia szkoły od organistostwa. Ale akcja
nauczycielstwa spotkała się z kontrakcją duchowieństwa. Podniosły się
zarzuty, że nauczycielstwo nie chce szanować zwyczajów miejscowych, walczy
z religją i t. p. Gdzieniegdzie zastosowano szykany. I tak np.:
W miejscowości Ł., gdy ks. proboszcz K. dowiedział się, że nowozamianowany
kierownik szkoły nie ma zamiaru być organistą, podstępnie zarekwirował
mieszkanie służbowe nauczyciela. Nie pomogła interwencja sołtysa, a nawet
policji, wóz meblowy nowego kierownika ku uciesze gawiedzi, a dużemu
zainteresowaniu wsi całej, przez kilka godzin oczekiwał na otworzenie
mieszkania. Kierownik po wyczerpaniu wszelkich łagodniejszych środków
musiał wreszcie siłą własne mieszkanie zdobywać. Jak taki incydent ułatwił
mu pracę na nowej placówce, mówić zbyteczne. Z miejscowości K. ks.
proboszcz wystosował do Kurji Biskupiej pismo następującej treści:
Katolicki Urząd Parafjalny Kochanowice pow. lubliniecki.
Spr. Organista. Kochanowice, dnia 27. IX. l933 r. .
Do Przewielebnej Kurji Biskupiej Katowice. Przy tutejszej katolickiej
szkole powszechnej zamierza, jak się dowiadujemy, wojewódzki Wydział O. P.
zamianować stałego kierownika nieorganistę i zignorować i pominąć stosunek
organicznego połączenia urzędu kierownika z urzędem organisty przy
tutejszym kościele parafjalnym. Stosunek organicznego połączenia został
ustalony i zagwarantowany w § l3 dokumentu erekcyjnego tutejszej parafji z
29. XII. l843 r. Paragraf ten brzmi w przetłumaczeniu jak następuje:
"Służbę organisty pełni każdorazowy katolicki nauczyciel szkolny,
mieszkający w budynku szkolnym. Powinien on do publicznego nabożeństwa co
potrzeba przygotować, na organach grać i ze zarządem kościelnym dbać o
porządek i czystość w domu Bożym, za co pobierać będzie jedną trzecią
część poborów stuły, przypadających proboszczowi".
Z obowiązku donosimy o tem Przewielebnej Kurji Biskupiej celem interwencji
w Wojewódzkim Wydziale Oświecenia Publicznego.
Z głębokim szacunkiem Katolicki Zarząd kościelny, ks. proboszcz K.
Nie wiem, jak Kurja Biskupia na pismo to zareagowała, znając jednak
poglądy Kurji na sprawę organistostwa, nie wątpię, że pisma ks. proboszcza
z Kochanowic nie pozostawiła Kurja bez energicznej interwencji u władz
szkolnych. Nieszczęsny § l3 dokumentu erekcyjnego parafji kochanowickiej z
l843 r. wytycza do dziś program zajęć kierownikowi szkoły, a program ten
obejmuje tak zaszczytne funkcje, jak sprzątanie w kościele i
przygotowywanie do nabożeństwa, co potrzeba.Nawet w Warszawie - na
szerszeni forum - nie zawahał się kler bronić swego stanowiska w sprawie
organistostwa. Ks. senator B. np. na posiedzeniu Komisji Kultury i Oświaty
Senatu w dniu 22. IV. l925 r. zaatakował mocno nauczycielstwo, przybyłe na
Śląsk z innych dzielnic, za to, że nauczyciele ci nie chcą być
organistami.
Ta kontrakcja kleru, przeprowadzana i w prasie i na zebraniach, a
przedewszystkiem przy pomocy różnych utrudnień, dała swe wyniki. Jej
prawdopodobnie zawdzięczać należy, że chociaż sprawa
organistów-nauczycieli jest tak jasna, tak oczywista dla każdego, przecież
dotąd jeszcze nie została na Śląsku zlikwidowana.
Dlaczego kler tej, przegranej wcześniej czy później, placówki broni tak
zawzięcie? - Oto właśnie dlatego, że organista-nauczyciel to żywe
wcielenie marzeń kleru o szkole. Taki nauczyciel, którego obowiązkiem jest
granie na organach, sprzątanie i dzwonienie w kościele, który w zakrystji
ubiera księdza do mszy, który przysięga temuż księdzu wierność i
posłuszeństwo, taki nauczyciel przecież napewno ani w pracy szkolnej, ani
pozaszkolnej nie przekroczy nigdy granicy, zakreślonej mu przez księdza
proboszcza. Jeśli na świecie szerokim budzie się będą nowe myśli, nowe
prądy, to ksiądz tak długo, jak długo ma w parafji nauczyciela-organistę,
może - przynajmniej ze względu na szkołę - spać spokojnie.
Nauczyciel-organista nie pójdzie przecież w lud z oświatą, nie rozszerzy
masom horyzontów myślowych, nie rozjaśni mroków, jakie zaciemniają dziś
życie wsi naszej, ale wspólnie z księdzem targować się będzie o taksy za
chrzty, pogrzeby i śluby. Wspólnie z księdzem zbierać będzie grosze od
biedaków z okazji kolend, snopków i t. p., wspólnie z księdzem utwierdzać
będzie w ludzie przekonanie o słuszności wszechwładzy księdza w
społeczeństwie. - Czy szkoła, prowadzona przez organistę-nauczyciela
urzędowo, będzie szkolą międzywyznaniową czy wyznaniową, to w gruncie
rzeczy obojętna. Duch jej napewno tak mało się różnić będzie od ducha
średniowiecznej szkółki, jak mało pozycja społeczna jej nauczyciela różni
się od pozycji społecznej dawnego klechy kościelnego. - A o to właśnie
klerowi idzie!...
Dąży kler wszelkiemi siłami do wykazania społeczeństwu swej władzy nad
nauczycielem. Sprawa opisanego wyżej organistostwa jest tylko jednym ze
środków do tego celu wiodącym. Środków tych jest więcej, dość wymienić
"sądy duchowne", które ze szczególną siłą srożyły się przed paru laty w
miejscowości Kobiór na Śląsku.Akta tych sądów tworzą dość gruby plik
papierów. Niepodobna spraw tych wszystkich streszczać, ani tem więcej
powtarzać szczegółowo. Dla pamięci jednak ludzkiej warto przytoczyć bodaj
parę dokumentów, któreby rzuciły snop światła na te ponure próby
steroryzowania i poniżenia nauczycielstwa.
A więc przedewszyistkiem szereg wstępnych czynności:
W gazetach śląskich ukazuje się następujące pismo:
Towarzystwo katolickich mężów im. św. Izydora paraf ji Kobiór uchwaliło na
miesięcznem posiedzeniu w dniu 26. X. jednomyślnie taką rezolucję:
Najprzewiel. Administrację Apostolską w Katowicach poprosić, aby się w
Wydziale Oświecenia Publicznego w Katowicach postarała o natychmiastowe
przesiedlenie następujących nauczycielek:
P. J. i p. M. z Kobiora, a to z następujących powodów:
l) panna J. wcale nie uczęszczała na nabożeństwa kościelne;
2) panna J. i p. M. noszą strój, który tutejsza ludność katolicka uważa za
nieprzyzwoity.
Następuje uzasadnienie rezolucji i podpisy: "Zarząd Tow. Katolickich Mężów
w Kobiorze", "Kongregacja Marjańska", "III Zakon" ("Gazeta Ludowa" 6. XI.
l924 r.).Na probostwo wzywa, się szereg uczennic szkolnych, a z wizyt tych
uczennice zdają relacje, które w streszczeniu brzmią następująco:
Zostałam wezwana przez koleżankę, bym poszła do ks. proboszcza. Ks.
proboszcz na wstępie polecił mi milczeć o tem, co mi powie. Zapytał się
mi, jaką sukienkę nosi p. nauczycielka J, Ks. proboszcz nietylko chciał
wiedzieć kolor sukienki, ale chodziło mu o dekolt, jakiej formy ten dekolt
jest i jak jest głęboki. Następnie pytał się ks. proboszcz o kolor sukni,
noszonej w ostatnim czasie przez p. nauczycielkę M. i o dekolt tej sukni.
Ks. proboszcz z moich zeznań niebardzo był zadowolony i sprzeczał się, że
p. M. ma dekolt większy.
W kilka dni później ks. proboszcz w obecności kilku dziewczynek
przeprowadził jeszcze raz śledztwo co do sukienek nietylko p. nauczycielki
M. i J., lecz pytał się o suknie p. kierownikowej. Ks. proboszcz stawił
wszystkim pytanie, czy godzi się nauczycielkom stanąć przed dziećmi w
takich sukniach. Ks. proboszcz wyjął żurnal mód i, pokazując nam różne
formy dekoltów, chciał od nas wydobyć orzeczenie, z któremi dekoltami w
zeszycie mód równają, się dekolty naszych pań nauczycielek. Na sam koniec
ks. proboszcz pytał się nas, czy kierownik dzieci w szkole przeklina,
cośmy wszystkie stanowczo zaprzeczyły.
I na tle tak gromadzonego materjału od uczniów szkolnych, od mężów
katolickich, od różnych, różnych ciemnych i jasnych typów, rozpoczyna swe
urzędowanie "Sąd Duchowny".Oto kilka pism jego:
Administracja Apostolska Śląska Polskiego Katowice.
J. 698. Dekret.
Sąd Administracji Apostolskiej w Katowicach zarządza śledztwo w sprawie
zatargów pomiędzy proboszczem, szkołą i parafją w Kobiorze, a
przeprowadzenie śledztwa zleca Przewielebnemu Księdzu Dziekanowi Vogtowi w
Ćwiklicach.
Wszyscy zawikłani w tę sprawę powinni się aż do sądowego zakończenia
sprawy wstrzymać od wszystkiego, coby mogło dotychczasowy stan rzeczy
zmienić albo śledztwo utrudnić. Nie wolno więc nikomu zbierać podpisów ani
porozumiewać się z innymi w sprawie, która jest albo być może przedmiotem
śledztwa zarządzonego.
Wszystkie wiadomości, które mają jakieś znaczenie w niniejszej sprawie,
należy przesyłać wprost bez porozumienia się z innymi do Sądu
Administracji Apostolskiej albo do wydelegowanego sędziego śledczego.
Wszystkie uchybienia i znieważenia niniejszego dekretu Sąd będzie karał
według przepisów kanonicznych.
Aby dekret niniejszy dostał się do wiadomości interesantów, prześle Sąd
Administracji Apostolskiej odpis niniejszego dekretu:
l. panu Sołtysowi P... w Kobiorze,
2. panu Kierownikowi szkoły M... w Kobiorze.
Katowice, dnia 20 grudnia l924 r. (-) Ks. Jarczyk, sędzia. (-) Ks. Dr.
Szramek, kanclerz.
Pozew. J. 70l.
Sąd Administracji Apostolskiej w Katowicach przy ul. Francuskiej Nr. l.
W sprawie śledczej Kobiorskiej, wytoczonej przez Administrację Apostolską,
wzywa się pod odpowiedzialnością prawną Kierownika szkoły Pana M... w
Kobiorze, aby się osobiście stawił w kancelarji ks. prob. Bieloka w
Pszczynie dnia 29 stycznia l925 r. o godzinie 2 popoł. w charakterze
świadka celem przesłuchania.
Katowice, dnia 22 grudnia l924 r. Ks. Jarczyk, sędzia. Ks. Bieniek,
aktuarjusz. Ks. Vogt, deleg. sędzia śledczy.
Pieczęć.
Administracja Apostolska Śląska Polskiego J. l34/25.
Katowice, dnia ll marca l925 r.
W-ny Pan M... M... kierownik szkoły Kobiór.
W porozumieniu się z p. Wizytatorem W... proszę Pana Kierownika
przygotować jeden pokój szkolny na godzinę l6 w poniedziałek i wtorek dnia
l6 i l7 marca b.r.
Potrzeba będzie dla sądu jednego stołu i trzech krzeseł oraz kałamarza,
atramentu i pióra, później jednego krucyfiksu i dwóch świeczników ze
świecami. O ostatnie rzeczy można poprosić ks. proboszcza Dr....
Dla świadków potrzeba przynajmniej dwóch krzeseł.
Oficjał z. p. Ks. Jarczyk
Administracja Apostolska Śląska Polskiego Katowice
J. 94/95. Katowice, dnia 2 marca l925 r.
W-na Pani W... M... Nauczycielka w Kobiorze.
Sąd będzie chciał własnemi oczami widzieć i oglądać te ubrania, które
Towarzystwo Katolickich Mężów w Kobierze, Trzeci Zakon i Kongregacja
Marjańska uważają za nieprzyzwoite. Szanowna Pani zechce tedy
przygotowywać wszystkie ubrania, które mogą wejść w rachubę i mieć je w
pogotowiu dla Sądu, który dla zbadania sprawy przyjedzie do Kobiora.
Termin tego badania będzie później podany.
O ile Pani pragnie, by któregoś ze świadków nie dopuszczono do przysięgi,
zechce Pani wnieść do Sądu odpowiednią prośbę, która jednak musi być
uzasadniona.
Oficjał z. p. Ks. Jarczyk
Administracja Apostolska Śląska Polskiego Katowice
J. l68/25. Katowice, dnia 2l marca l925 r.
W-na Pani A... B... nauczycielka. Kobiór.
W Kobiorskiej sprawie śledczej stwierdzono, że Pani w styczniu l923 r.
była niezdrowa. Pani twierdziła wówczas, że to wskutek operacji.
Pani zechce nam jak najrychlej donieść, co to byłą za operacja i który
lekarz tę operację wykonał.
Oficjał z. p. (-) Ks. Jarczyk
Administracja Apostolska Śląska Polskiego Katowice J. 295/25.
Katowice, dnia l3 maja l925 r.
Powyższy list przesłaliśmy Pani dnia 2l marca l925 r.
Do dziś dnia nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Wzywamy Panią, by nam
zechciała odpowiedzieć w przeciągu trzech dni. W razie nieposłuszeństwa
Pani Sąd będzie uważał milczenie Pani za potwierdzenie jego podejrzeń w
danej sprawie.
Oficjał z. p. Ks. Jarczyk Ks. Bieniek not.
Jak już wspomniałam pism takich wysłano więcej, przytaczam tylko
niektóre.W sali szkolnej przy krucyfiksie i dwóch świecach odbywają się
przesłuchiwania świadków. Przesunęło się przez salę wiele dzieci
szkolnych, wiele osób z miejscowej ludności, omówiono kolejno
"przestępstwa" kierownika szkoły, jego żony i szeregu członków grona
nauczycielskiego. Badano nietylko tak ciekawe sprawy, jak głębokość
dekoltów nauczycielek lub kwestję spełniania praktyk religijnych ale
również sprawy ściśle służbowe nauczycielstwa i t. p.
A potem poszły listy do władz szkolnych z odpowiedniem naświetleniem i
odpowiedniemi żądaniami.
Wybijanie szyb - pisze Administracja Apostolska do Wydziału Oświecenia
Publicznego w piśmie z 22.VIII.l925 r. - może się powtórzyć, a mogą się
jeszcze i gorsze rzeczy zdarzyć, jeśli się sporu nie zażegna, usuwając p.
M... z oczu jego przeciwników. Administracja Apostolska nie może takich
stosunków milczeniem swojem sankcjonować, bo nie może brać
odpowiedzialności za ujemne następstwa takich stosunków dla wychowywania
katolickiego młodzieży szkolnej i dla spokoju parafjan kobiorskich.
Podobnie rozprawiła się Administracja Apostolska kolejno ze znaczną
częścią grona nauczycielskiego i odebrała im misje kanoniczne.
Przerzucając te znamienne akta, mimowoli ogląda się człowiek za jeszcze
jednym jawnym dokumentem: dekretem, któryby zaprowadził przynajmniej
jednego z tych nieszczęsnych delikwentów na stos inkwizytorski. Bo chociaż
to w wieku XX-tym te rzeczy podobno nie są już możliwe, ale jeśli możliwe
są takie "Sądy Duchowne" nad nauczycielami, to rozmyślając nad niemi,
człowiek zatraca poczucie możliwości, a różne obawy i przypuszczenia duszę
jego nawiedzać poczynają.
Uzależnienie nauczycielstwa od kleru przy pomocy organistostwa czy sądów
duchownych, jakkolwiek skrajnie upokarzające i dokuczliwe, ma jednak i
pewną zaletę: jest niemożliwe do stosowania na wszystkich terenach i we
wszystkich okolicznościach. Mniej drastyczne, ale za to łatwiejsze w
stosowaniu są inne środki, jak udzielanie misji kanonicznej i wizytowanie
lekcji religji.Jak wiadomo, udzielanie nauki religji w szkole przez osobę
świecką uzależnione jest od dwu warunków: od kwalifikacyj zawodowych oraz
od misji kanonicznej, której udziela nauczycielowi biskup danej dziecezji.
Na pierwszy rzut oka wydawaćby się mogło, że misja kanoniczna nie stanowi
dla nauczyciela żadnego szczególnego niebezpieczeństwa: poprostu
nauczyciel, który nie zechce się starać lub mimo starań nie otrzyma misji
kanonicznej, nie będzie udzielał nauki religji.
Niestety sprawa tak prosto się nie przedstawia. Kler usiłuje z misji
kanonicznej stworzyć dla siebie środek do teroryzowania nauczycielstwa.
Dowodzi tego fakt, jaki zaszedł na terenie województwa wileńskiego.
W Szczuczynie koło Lidy odbył się w l930 r. powiatowy zjazd członków
Związku Polskiego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych, który według
informacji Kat. Agencji Prasowej uchwalił następującą rezolucję:
Zjazd protestuje przeciwko stanowisku Episkopatu, który prawa Państwa w
zakresie wychowania młodego pokolenia stawia na ostatniem miejscu.
Jednocześnie zjazd wyraża opinję, że tego rodzaju stanowisko jest
uwłaczające powadze Państwa i może doprowadzić do anarchji w Państwie.
Zjazd domaga się zniesienia okólnika Bartla w sprawie przymusowych praktyk
religijnych, nakładających na nauczycielstwo przymus dyżurów kjościelnych,
jako niezgodnego z konstytucją, która zastrzega obywatelowi wolność świąt
i niedziel, pozostawiając jego osobistemu sumieniu indywidualne praktyki
religijne. Zjazd domaga się oddzielenia Ministerstwa Wyznań Religijnych od
Ministerstwa Oświaty w celu odciążęnia Ministerstwa Oświaty od załatwiania
całego szeregu zagadnień administracyjnych innego typu. ("Nowy Kurjer
Poznański" 26.XI.l930 r.)Rezolucją powyższą uczuł się widocznie głęboko
dotknięty ks. arcybiskup metropolita Romuald Jałbrzykowski, który uznał za
stosowne niezadowolenie swe objawić w ten sposób, że wszystkim członkom
Z.P.N.S.P. powiatu szczuczyńskiego odebrał misję kanoniczną. Ostatecznie
możnaby się z tem zarządzeniem bez poważniejszych zastrzeżeń zgodzić,
gdyby albo nauka religji w szkole nie była obowiązkowa, albo gdyby ks.
arcybiskup przynajmniej polecił duchowieństwu objąć naukę w szkołach
szczuczyńskich. Ale nie - ks. metropolita rozwiązał sprawę daleko dla
siebie prościej, a dla nauczycielstwa dokuczliwiej: zażądał od władz
szkolnych nowych nauczycieli do nauczania religji. Można sobie łatwo
wyobrazić, jakieby skutki dla szkolnictwa spełnienie takiego życzenia ks.
metropolity pociągnąć musiało. Całe szczęście, że władze szkolne zajęły w
danej sprawie zdecydowaną postawę i zmusiły ks. arcybiskupa
Jałbrzykowskiego do wycofania się z niefortunnie zajętego stanowiska.
Jasnem jest, że cała akcja obliczona była na zastraszenie i steroryzowanie
nauczycielstwa, na rozbicie organizacji zawodowej oraz na opanowanie przez
kler szkoły w powiecie.
Pomysł wyzyskania misji kanonicznej jako, środka do załatwiania z
nauczycielstwem różnych porachunków, nie jest wynalazkiem ks. arcybiskupa
Jałbrzykowskiego. Wcześniej już zastosowała go Kurja Śląska Biskupia,
domagając się w memorjale do Wydziału Oświecenia Publicznego: a) by
wszyscy kierownicy szkół postarali się o misję kanoniczną, b) o usunięcie
ze Śląska tych nauczycieli, którym Kurja odebrała misję. Naturalnie
spełnienie tych postulatów równoznaczne byłoby z pozbawieniem posady na
Śląsku tych wszystkich jednostek, któreby nie uzyskały aprobaty Kurji
Biskupiej.
Uzyskanie misji kanonicznej uzależnione bywa od ciekawych niekiedy
warunków. Ilustruje to list ks. proboszcza i byłego wizytatora szkolnego
Szw., wystosowany do miejscowego kierownika szkoły:
Przy tej sposobności pozwalam sobie uprzejmie zawiadomić Szanowne Grono
Nauczycielskie, że zamierzam załatwić w czasie wakacyj kwestję udzielenie
misji kanonicznej wszystkim siłom nauczycielskim, ponieważ w naszej
parafji ta kwestja dotychczas nie była załatwiona. Jako główny warunek
uważać będę spełnienie obowiązku spowiedzi i komunji św. w czasie
wielkanocnym. Proszę więc tych panów i pań, od których nie otrzymałem
dowodu na to, że obowiązek ten spełnili, by zechcieli w jakikolwiek sposób
postarać się, żebym do końca roku szkolnego był w posiadaniu tegoż dowodu,
gdyż inaczej nie będę w możności zaproponować ich na otrzymanie pozwolenia
do udzielania lekcji religji.Tak więc tam, gdzie kler sam religji nie
udziela, misja kanoniczna jest bardzo wygodnym pretekstem do dokuczania
nauczycielstwu. Nie przedłoży ktoś kartki od spowiedzi, czy z innego
powodu nie spodoba się księdzu proboszczowi, ot i gotowy powód do
odmówienia misji. A że nauka religji w szkole jest obowiązkowa, a księdza
do uczenia religji zmusić trudno, więc sam brak misji może w pewnych
wypadkach, zwłaszcza w mniejszych szkołach, spowodować przeniesienie
nauczyciela do innej miejscowości lub też udaremnić mu uzyskanie nowej,
dogodniejszej dla niego posady. Łatwo zrozumieć, że perspektywa skłania
już zgóry słabsze charaktery do uległości wobec uroszczeń kleru.
Za znakomitą sposobność do uwidocznienia społeczeństwu swej "władzy" w
szkole uznał kler wizytowanie lekcji religji.
Jeżeli o przedmioty świeckie idzie, to wizytacje odbywają się zazwyczaj
skromnie, cicho, bez wszelkiego ceremonjału. Inspektor czy wizytator,
przeprowadzając wizytację, stara się zwykle czynność tę załatwić w ten
sposób, by możliwie swą osobą ie wytrącać szkoły z normalnego jej trybu
życia.
Inaczej jest z "normalną" wizytacją nauki religji. Tu wydaje się, że celem
właściwym jej jest stworzenie przy pomocy szkoły jakiejś teatralnej
dekoracji, która ma podkreślić dostojeństwo i wielkość wizytującego naukę
religji dygnitarza kościelnego.
Oto odpis pisma, jakie poprzedziło wizytację dziekana w pewnej szkole:
Parafja św. Jadwigi w X... X..., dnia 7.IV.l932 r.
Do P.T. Szkolnego Urzędu Powiatowego w X...
Podpisany Urząd parafjalny donosi z polecenia X. Dziekana Radcy Cz...., że
wizytacja kanoniczna odbędzie się w tutejszej parafji w czwarte, l4
kwietnia b.r.
X. Dziekan zamierza w tym dniu wizytować naukę religji w szkole Y...
X. Dziekan podaje następujący porządek wizytacji:
o godz. l0-tej procesja z plebanji do kościoła z udziałem dzieci szkoły
Y..., potem błogosławieństwo w kościele,
o godz. l0,30 zwiedzenie szkoły Y...
Urząd parafjalny prosi uprzejmie o odnośne zarządzenie i podanie po jednej
pieśni do błogosławieństwa i do N.M. Panny, które dzieci najlepiej umieją.
Niech dzieci będą ustawione do procesji przed godziną l0-tą przed wejściem
do plebanji.
Urząd parafjalny św. Jadwigi. X. M.... proboszcz.A więc dla odbycia
wizytacji nauki religji X. dziekan uznał za potrzebne, by cała szkoła
traciła parę lekcyj nauki na wychodzenie po niego aż do wrót plebanji, by
w procesji wprowadzał go do kościoła i t. d. - Poco to wszystko? Chyba
tylko na to, by ludność miejscowa, olśniona paradami, jakie szkoła urządza
na cześć ks. dziekana, nie była nawet w stanie domyślić się, że ktoś inny,
a nie właśnie ks. dziekan jest przełożonym szkoły.
Przy sposobności wizytacji usiłuje dość często duchowieństwo zmuszać
nauczycieli do egzaminowania dzieci w kościele, a nie w szkole. Jest to
specjalny typ szykan, który daje klerowi doskonałą sposobność do
podburzania ludności przeciw nauczycielstwu. Przykładem tego może być
wizytacja kanoniczna w Jendrysku na Śląsku. Oto korespondencja w lokalnej
gazecie klerykalnej ("Polonia" 28.V.l930 r.):
W parafji Jendrysku pow. Tarnogórskim odbyła się wizytacja kanoniczna, na
którą zostało również zaproszone nauczycielstwo wszystkich szkół parafji
wraz z dziećmi szkolnemi. Podczas wizytacji ksiądz wicedziekan, proboszcz
Da... z B..., zwrócił się do nauczycieli z prośbą, ażeby zadawali dzieciom
szkolnym pytania z nauki religji. Nauczyciele tej prośbie odmówili i
zaproponowali księdzu wizytatorowi, ażeby przyszedł do szkoły, to tam będą
pytali dzieci. Wobec tego katechizacja się nie odbyła i zajście zostało
zaprotokołowane w protokole wizytacyjnym.
Ludność parafji Jendryska byłe tem zajściem niesłychanie oburzona i
domagała się wiecu publicznego, ażeby przeciwko zachowaniu się
nauczycielstwa zaprotestować.
W niedzielę ksiądz proboszcz Dr... z ambony zapowiedział, że popołudniu
odbędzie się zebranie Ligi Katolickiej. Na zebranie przybyło około 250
parafjan.
Ksiądz proboszcz przedstawił zebranym zajście, a obecni nauczyciele i
nauczycielki dawali "wyjaśnienia". Nauczycielstwo nie mogło zrozumieć, że
dopuściło się obrazy zast. władzy biskupiej, gdyż w takim charakterze
funguje wizytator przy wizytach kanonicznych i że ludność słusznie jest
oburzona. Po obszernej dyskusji uchwalono energiczny protest parafjan
przeciwko zachowaniu się nauczycielstwa podczas wizytacji wraz z odezwą do
władz duchownych i świeckich, ażeby ten gruby nietakt nauczycielstwa
skarciły.Korespondencja powyższa jest bardzo znamienna. Nie uchronił
szkoły od ordynarnej napaści ze strony kleru nawet fakt taki, że przecież
nauczycielstwo okazało wiele, bardzo wiele dobrej woli, jeśli mimo
rozlicznych nietaktów ze strony ks. proboszcza zdecydowało się
przyprowadzić w dzień wizytacji kanonicznej dzieci do kościoła.
Ze sprawą wizytowania nauki religji wiąże się jeszcze jedna anomalja -
nikomu nie wiadomo, kto właściwie do wizytowania tego ma prawo. Pewne
kuratorjum, proszone o wyjaśnienie tej sprawy, odpowiedziało wymijająco,
że mocą tradycji i duszpasterstwa mają właściwie wszyscy: i proboszcz, i
dziekan, i wizytatorzy biskupi i jeszcze inni. To tak elastyczne i
rozciągliwe prawo doprowadza niektórych księży do skrajnej megalomanji.
Taki np. wikary w S... zaprosił sobie do towarzystwa miejscowego sołtysa i
razem z nim udał się na "wizytację" do pewnej nauczycielki.
"Przyszedłem tutaj, bo dzieci nie umieją religji. Kto nie umie pacierza,
niech wstanie - no prędzej - przyznać się - przyznać."
- Tak usiłował rozpocząć swe "urzędowanie" niefortunny "wizytator".
Nietaktowne zachowanie się kleru podczas wizytowania nauki religji nie
należy do zbyt rzadkich wypadków.
W miejscowości K. rozmieściła nauczycielka klasy III-ciej swych uczniów w
ten sposób, że chłopcy siedzieli razem z dziewczynkami. W parę dni później
do klasy tej przybył ks. dziekan K. i oto sprawozdanie z przebiegu
wizytacji:
"Oznajmiam, że dnia 5.III.l928 r. przybył do mnie na godzinę religji ks.
dziekan. Po przywitaniu się prowadziłam dalej lekcję zaczętą, uważając, że
ks. dziekan przybył do szkoły na hospitację. Kiedy jednak zwróciłam się do
dzieci z pierwszem pytaniem, ks. dziekan równocześnie zapytał się
dziewczynki, siedzącej w pierwszej ławce obok chłopca: "Dlaczego tu
siedzisz, ty się nie wstydzisz?". Popatrzył na klasę i wyszedł bez słowa
pożegnania, nie zważając na moją obecność. Ks. dziekan nie dłużej niż dwie
minuty bawił w klasie.
(Podpis nauczycielki).Następstwem wizytacji była skarga Kurji Biskupiej do
W.O.P. następującej treści:
"Ksiądz dziekan K... z P... donosi Kurji Biskupiej, że p. W...,
nauczycielka w K... rozmieściła uczennice pomiędzy uczniów i odwrotnie.
Matki tych dziewczyn przyszły do ks. dziekana ze skargami, że ich córki
wracają ze szkoły z włosami rozczochranemi i ze śladami posturchania przez
chłopców obok nich siedzących. Uprasza się Wysoki Wydział Oświecenia
Publicznego o sprawdzenie stanu rzeczy i ze względu na niebezpieczeństwo
moralne, na które uczennice przez takie rozmieszczenie są narażone., o
polecenie p. nauczycielce W... natychmiastowego rozdzielenie dziewcząt od
chłopców".
Ta troska o "niebezpieczeństwo moralne", jakie wyniknąć może z
rozmieszczenia we wspólnych ławkach dziewięcioletnich chłopców i
dziewięcioletnich dziewcząt oraz takt, z jakim załatwił sprawę ks.
dziekan, jest miarą pożytku z wizytacji nauki religji.Dozory szkolne, w
skład których wchodzą z urzędu przedstawiciele duchowieństwa, dają klerowi
często sposobność do ujemnego oddziaływania na losy szkoły i oświaty.
W szeregu materiałów, jakiemi rozporządzam, szczególnie często powtarza
się pod adresem duchowieństwa jeden zasadniczy zarzut, a mianowicie ten,
że księża, zasiadając w Dozorach szkolnych, nieraz sprzeciwiają się i
przeciwdziałają wprowadzaniu w życie komasacji szkół i sieci szkolnej.
Jeden z księży np. w te mnie więcej słowa wyjaśnia swe stanowisko:
"Tworzą się tam jakieś wieloklasówki, skupia się szkoły w jednem miejscu i
zmusza tych biedaków do posyłania swych dzieci do innych wiosek, zamiast
dać szkoły wszędzie. To nas daleko nie zaprowadzi, gdyż chłopu wcale nie
piątego czy szóstego oddziału. Naco to, poco to? - Wystarczy cztery,
wystarczy jednoklasówka, a gdy ktoś zechce dziecko więcej uczyć, to je
pośle dalej."
Wiele również skarg słyszy się pod adresem księży, przewodniczących
Dozorów szkolnych, na temat ich nieformalnego urzędowania. Rozmaite
korespondencje donoszą, że ksiądz X. czy Y. jednoczy w swym ręku kilka
godności, np. przewodniczącego, a zarazem skarbnika Dozoru szkolnego. Daje
to powód do różnych skarg, a nawet podejrzeń. "X. W. nie chce płacić za
zabielenie klas, a opału dostarcza sam szkole w niedostatecznej ilości" -
"Księdzu P. ginie w jakiś sposób jeden z kwitów, rzuca wobec tego
podejrzenie na członka Rady Szkolnej Powiatowej, pomawia go o zniszczenie
kwitu, nazywa złodziejem i t.d."Nielepiej wychodzi na opiece kleru
budownictwo szkół. Dość rzadkim jest wypadek, by ksiądz na terenie swej
parafji poparł życzliwie projekt budowy szkoły, natomiast częściej utrąca
go i to nieraz w dość dowcipny sposób:
"W miejscowości J. od lat czterdziestu paru odczuwano konieczność
wybudowania nowej szkoły. Obecne lokale szkolne - to dwie stare karczmy,
przed 60-ciu laty przerobione na szkoły. - Budowie szkoły nowej stale coś
przeszkadza. Był we wsi stary kościół, więc kościół nowy najpierw
budowano, potem była wojna, więc sprawa znów się odwlekła, - gdy wreszcie
po wojnie, w czasach spokojniejszych, wieś zabierała się do narad nad
budową, ksiądz proboszcz oryginalnie sprawę rozwiązał: "Macie starą szkołę
- mówił - i starą plebanję. Wybudujcie raczej plebanję, bo to będzie
taniej kosztowało." NO i oczywiście - pomysł zyskał aprobatę. Dziś nowa
plebanja raduje serca parafjan, a stare karczmisko chyba dalszych lat
sześćdziesiąt służyć będzie oświacie narodu."
Na dowód, że opieka księdza, przewodniczącego Dozoru szkolnego, rzadko
tylko wychodzi szkole na pożytek, możnaby przytoczyć wiele innych
przykładów.
"Na czele miejscowego Dozoru szkolnego - pisze "Placówka" w artykule p.t.:
"Bagienko Mokobodzkie" - stoi ks. W. z kilku członkami, którzy są ślepem
narzędziem w ręku proboszcza. Na swej "chlubnej" karcie Dozór szkolny ma
takie przysługi dla szkolnictwa, jak strejk dzieci szkolnych,
zorganizowanie bab dewotek przeciwko kierownikowi i t.d."
Nie lepiej wygląda współpraca w Opiece szkolnej ks. Kr. z Mławej Wólki czy
ks. H. z Sosnowicy oraz wielu, wielu innych. W rzadkich tylko wypadkach
"współpraca ta kończy się tak, jak np. w Sosnowicy, gdzie księdza H.
skazał Sąd na tydzień aresztu.Działalność znacznej części kleru na terenie
Dozorów naraża nauczycielstwo na rozliczne przykrości i utrudnienia pracy.
Dozór szkolny jest instytucją, która załatwiając cały szereg spraw
żywotnych szkoły oraz stanowiąc łącznik między szkołą a gminą, swem
przychylnem lub wrogiem nastawieniem może szkole znakomicie pracę ułatwić
lub też w dużej mierze pracę tę udaremnić.
A przecież trudno spodziewać się ułatwień ze strony takiego Dozoru
szkolnego, którego przewodniczący, oczywiście ksiądz proboszcz, nie raczy
przyjąć delegatów R.S.P., między nimi inspektora szkolnego, gdy ci chcą
zbadać i zlikwidować na miejscu różne zatargi szkolne.
Wątpić także wypada czy istnieją warunki pomyślnej współpracy w
miejscowości Z., jeżeli tamtejszy ks. proboszcz, korzystając z
nieobecności kierownika szkoły, zajął dla siebie podstępnie lokal szkolny,
a inwentarz, w tem mapy i inne pomoce naukowe, wyrzucił na deszcz na
podwórze.
Niewątpliwie , wprowadzając przedstawicieli duchowieństwa z urzędu do
Dozoru szkolnego, ustawa miała na celu ułatwienie szkole egzystencji przez
zapewnienie jej współpracy wszystkich czynników miejscowych. Ponieważ
jednak doświadczenie poucza, że księża albo nie biorą udziału w pracach
Dozoru, albo udział swój zaznaczają pracą destrukcyjną, a zaledwie w małym
procencie pracują owocnie, należałoby przepisy o Dozorach szkolnych,
odnośnie uprawnień kleru, poddać gruntownej rewizji.Jakkolwiek
obowiązujące przepisy nadają klerowi bardzo wiele uprawnień na terenie
szkoły, to i tak nie zaspokajają one bynajmniej ambicji duchowieństwa w
kierunku rządzenia szkołą i nauczycielem. Kler wciąż jeszcze uważa się,
niewiadomo dlaczego, za jakąś władzę szkolną i władzę tę na każdym kroku
okazuje.
Oto garść faktów:
X. J. w parafji W. żąda od nauczyciela wytłumaczenia się z urządzenia w
niedzielę wycieczki szkolnej do Ojcowa, upomina, żeby to było po raz
ostatni, zastrzega się, że on na coś podobnego nie pozwoli.
Takiego samego tłumaczenia się żąda ksiądz od siwowłosego nauczyciela w
Sc.
Prasa klerykalna omal całej Polski atakuje w złośliwy sposób Kuratorjum
Poleskie za wydanie zarządzenia, by na naukę religji łączono dwie lub trzy
klasy, liczące po kilka lub kilkanaście dzieci katolickich.
Katecheci gimnazjum w Kr. wystosowują do dyrekcji zakładu następujące
ciężko wystylizowane pismo:
Kr..., dnia 298 czerwca l93l.
DO Dyrekcji Gimn. Mat.-Przyr. w Kr.
Jako katecheta zakładu tutejszego muszę z przykrością stwierdzić, że
wydawanie świadectw w dniu dzisiejszym niedzielnym, w dodatku uroczystości
40-lecia Encykliki "Rerum novarum", sprzeciwia się rozporz. Min. W. R. i
O.P., według którego niedziela jest wolna od zajęć szkolnych, jak i
przykazaniom kościelnym i Boskim. Uczniowei bowiem, nie mając zniżek
tramwajowych na dnie świąteczne, w dodatku na niektórych linjach jest
strejk, tak że uczniowie nie mogli spełnić swego obowiązku niedzielnego.
(-) Ks. A... G... katecheta. (-) Ks. St... S... katecheta.Pewien kierownik
dostaje od miejscowego proboszcza list następujący:
B..., 2l.I.l927
Szanowny Panie Kierowniku!
Dowiedziałem się, że dziewczyny w szkole gospodarstwa dziś w piątek
gotowały i jadły flaki. (Nie jadły, tylko odgotowywały - przypisek
informatora).
Jeżeli to była prawda, to to świństwem nazwać trzeba. Czy nauczycielka nie
wie, że jest piątek, albo czy to umyślnie robi? Niech zajrzy do
kalendarza!
Jeśliby się coś podobnego jeszcze raz miało zdarzyć, to zaręczam, że
szkołę wkrótce djabli wezmą.
Z poważaniem Ks. K... dziekan.
Takich miłych listów i przykładów podobnych możnaby więcej przytoczyć.
SPecjalną niechęcią kleru cieszy się okólnik Min. W.R.i O.P. ustalający
nazwy szkół powszechnych. "Dlaczego na szkole istnieje napis "szkoła
powszechna", a nie "szkoła katolicka" - woła z oburzeniem O. Oblat J.
Kulawy na misjach w Konstantynowie - bo do tej szkoły mogą chodzić żydzi,
protestanci, prawosławni, a więc mogą chodzic i małpy" (Ognisko
Nauczycielskie Nr. 2.l93l)
Kler nie tylko, że przy każdej sposobności stara się zignorować okólnik
lub podburzyć przeciw niemu społeczeństwo, ale nawet pozwala sobie przy
pomocy urzędów państwowych i komunalnych na gromadzenie materjału do
atakowania okólnika. Niektóre urzędy gminne na Śląsku otrzymnały do
wypełnienia następujący kwestjonarjusz:
Urząd Parafjalny w M.
Do Urzędu Gminnego w B...
M..., l2.IV.l928.
Z powodu rozporządzenia Władzy Duchownej upraszam o urzędowe stwierdzenie
co do tamtejszej Szkoły Powszechnej:
I. a) Jaki był napis za czasów niemieckich?
b) Jaki był pierwotny napis za czasów poslkich?
c) Jaki jest obecny napis?
II. a) Jaki był napis na świadectwach szkolnych za czasów niemieckich?
b) Jaki był pierwotny napis za czasów polskich?
b) Jaki jest obecnie?
d) Czy i kiedy napis pod b) został zmieniony?
III. Jaki był napis na pieczątkach za czasów niemieckich?
b) Jaki był pierwotny napis za czasów polskich?
b) Jaki jest obecnie?
d) Czy i kiedy napis pod b) został zmieniony?
Uprasza się o jak najśpieszniejszą odpowiedź.
Z poważaniem Ks. B..., kanonik.Kwestjonarjusz o nazwach szkół nie jest
unikatem. Bardzo często zwraca się kler do szkół po różne dane, które
niewiadomo dla jakich celów usiłuje gromadzić. Oto dowód:
K..., dn. 25.IV.l932.
Urząd Parafjalny w XY.
Szanowyny Panie Kierowniku!
Jego Ekscelencja Najprzewielebniejszy ks. Biskup ma zamiar każdemu
nauczycielowi katolikowi przesłać encyklikę "O chrześcijańskiem wychowaniu
młodzieży", jako osobisty podarunek z odpowiednią dedykacją. Proszę nam
więc w sposób poufny sporządzić spis wszystkich nauczycieli względnie
profesorów katolickich działających w tamtejszem zakładzie.
W nadziei, że WPan Kierownik w myśl życzenia J. Eksc. Najprz. ks. Biskupa
prośbę naszą spełni,
kreślimy się z wysokiem poważaniem X. M...
Opiekę swą nad nauczycielem przejawia kler niejednokrotnie w postaci
donosów do władz szkolnych lub politycznych. Przytaczając jeden taki
przykład, zaznaczam, że atakowany jest nauczyciel jest znany ze swej
obywatelskiej działalności, autorem zaś pisma jest ten sam ksiądz, który
żegnał młodzież poborową niemieckiem nabożeństwem i na każdym kroku
niemczyzną się opiekuje:
K..., 27.X.l930 r.
Wielmożny Pan H... Inspektor szkolny w L...
Niniejszem zwracamy się z krótką, ale uprzejmą prośbą do Wielmożnego Pana,
i to w sprawie następującej:
Zbliża się znów czas wyborów do Sejmu i Senatu Rzeczypospolitej, tak też
do Sejmu Śląskiego. W tym okresie walk wyborczych skupiają się wszystkie
serca tych Polaków, którzy li tylko pragną, żeby przyszłe wybory jak
najlepszy owoc, czy to pod względem politycznym, jak też i religijnym
wydały.
Od ostatnich wyboró do Senatu Rzeczypospolitej, które wypadły w naszej
miejscowości pomyślnie, gdyż mieliśmy w K... tylko 29 głosów niemieckich,
sytuacja się stale pogarsza, tak, że ostatnie wybory do Sejmu Śląskiego
wydały już 328 głosów niemieckich.
Winę zła tego ponosi kierownik szkoły p. B... i to z powodów
następujących:
Od ostatnich wyborów do Senatu Rzeczypospolitej, które wypadły korzystnie
dla sprawy, wszczął p. B... okropną walkę z tutejszym ks. proboszczem,
którego zaczął opisywać czy to do Władz Kościelnych, czy też Wojewódzkich
w różny podły i fałszywy sposób. Argumenty, któremi walczył i rzucał
przeciwko ks. proboszczowi były fałszem przez niego zmyślonym. Tak samo
zaczął oszeredzać kilku zasłużonych tutejszych Polaków, co tak samo
wpływało na bieg tutejszej polityki miejscowej. Zaś ludność tutejsza,
widząc to wszystko, zaczęła się pod względem politycznym demoralizować i
trudno pomyśleć o poprawie sytuacji, dopóki p. B... będzie w K...
To też prosimy usilnie Władzę szkolną o przysłanie nam do K..., takiego
kierownika szkoły, któremu nie będzie sprawiało trudności współżycie
zgodne tak z tutejszym Szan. Ks. Proboszczem, jak też z tutejszym ludem
zasłużonym dla sprawy.
Kreślimy się z poważaniem Ks. P. D..., proboszcz.
Podpisy kilkunastu parafjan.Chciałbym jeszcze z mojej strony dodać, że nie
mogę mieć żadnego zaufania do p. kierownika B... od czasu, że nie skarcił
nauczycielkę M..., która sobie pozwoliła po wyborach w l932 r. przed
dziećmi podważyć autorytet miejscowego proboszcza w ordynarny sposób. Gdy
się wtedy u kierownika z tej przyczyny zażaliłem, miała czoło wszystkiego
się zaprzeć, w mojej więc obecności śmiała kłamać, też nie otrzymała od
swego przełożonego żadnej nagany, ale raczej otuchę. Radbym żyć w zgodzie
ze szkołą na dobro Kościoła jak ojczyzny, niestety z takim kierownikiem,
jak p. B... jest mi absolutnie niemożliwe. Dałby Bóg, żeby jak najprędzej
zmieniło się wszystko na dobre!
X. P. D.
Niekiedy znów opieka nad nauczycielami i mieszanie się kleru w sprawy
szkolne przybiera inne formy. Pewna parafja np. zaprasza prawie corocznie
kierowników swego rejonu na konferencje, na których omawia się różne
ciekawe sprawy. I tak: Kierownicy szkół winni są pod względem religijności
być wzorem dla nauczycielstwa. Kościół ma konkordatem zagwarantowaną
opiekę nad moralnem prowadzeniem się nauczyciela. Dzieci bezrobotnych
należy kierować do kuchni parafjalnej, bo kuchnia ta jest prowadzona przez
jedną z zakonnic w duchu religijnym. Na urządzanie gwiazdki i uroczystości
szkolne winni być zapraszani księża. Szkołę im. Emilji Plater należałoby
przemianować na szkołę im. św. Bronisławy. NA skutek starań parafji
budynki szkolne otrzymują wkrótce anpisy: "Katolicka szkoła powszechna".
Kierownicy winni zgłaszać do parafji nazwiska i adresy dzieci, które się
uchylają od obowiązku spowiedzi. W szkołach należy zakładać "Towarzystwa
Dzieciątka Jezus", a zebrane po l0 gr. miesięcznie od dziecka odsyłać ks.
proboszczowi.
Takie i t.p. tematy wypełniają program konferencji, a uzupełnieniem jej,
dobrze harmonizującem z treścią debat, jest sute przyjęcie na plebanji.I
jak tu wobec takich faktów nie przyznać "słuszności" wywodom ks. jezuity
Podoleńskiego, gdy z "całem przekonaniem" zapewnia:
"Płonne są obawy, że Kościół katolicki chce rządzić w szkole, a
rozszerzane pogłoski o klerykalnych zakusach są, jak się wyraził prezes
katolickiego związku szkolnego w Austrji nikczemnem, bezpodstawnem
kłamstwem i bezwstydnem oszczerstwem wrogów Kościoła i religji."
Życie prywatne nauczyciela bywa bardzo często przedmiotem kontroli i
ataków ze strony duchowieństwa. Cenzurze kleru podlega wszystko, a więc
mieszkanie, ubranie, jedzenie, gazety, książki, przekonania osobiste,
życie rodzinne i t.d. i t.d.
Akta opisanych poprzednio "Sądów duchownych" zawierają bardzo wiele
dowodów w tym kierunku. Dowodó tych zresztą w żadnej okolicy nie brakuje:
W miejscowości Ch. ks. proboszcz Sz. zwraca uwagę nauczycielstwa na
obowiązek przestrzegania abstynencji piątkowej.
W miejscowości U. ks. proboszcz R. stara się o przeniesienie nauczycielki,
ponieważ ta prenumeruje gazetę lewicową.
Pewna Kurja Biskupia donosi do władz szkolnych, że inspektor Sz. "nie
przestrzega tradycją uświęconego zwyczaju", bo dotąd nie złożył wizyty ks.
dziekanowi S.
X. proboszcz P. wysyła do kierownika miejscowej szkoły list, którego jedna
część brzmi następująco:
"Co do złożenia mi wizyty przez K. i P. (nauczycieli), żądam stanowczo,
ażeby ci panowie z obowiązku swego, taktu i grzeczności się w najbliższym
czasie wywiązali; w razie zaniechania powyższego obowiązku wzgl. utartych
form grzeczności, przedstawią sprawę mężom Ligi Katolickiej, motywując ją,
jako podrywanie autorytetu Władzy Kościelnej, którą jako proboszcz
instytuowany przedstawiam".Ten sam proboszcz domaga się od kierownika
ukarania nauczyciela za to, że na festynie nie ukłonił się proboszczowi.
Chcąc podburzyć wieś przeciwko nauczycielowi B. ks. proboszcz Sz. głosi
publicznie, że B. brał udział w konferencji oświatowej w Łowiczu, gdzie
jeden z obecnych występował ostro przeciwko religji i Kościołowi.
Ks. prałat B. w O.M. wysyła do miejscowej nauczycielki sołtysa z
zapytaniem, czy była u spowiedzi i czy w ogóle się spowiada.
Ks. J. żąda od pp. M. i D. złożenia przez kierownictwo szkoły dokumentu
odbycia spowiedzi wielkanocnej lub odbycia takowej w przeciągu 4 dni,
względnie złożenia deklaracji o bezwyznaniowości, w przeciwnym razie grozi
zwróceniem się do władz wyższych.
Ks. P. w W. na posiedzeniu Rady pedagogicznej żąda, by wszyscy nauczyciele
uczęszczali na miejscu do spowiedzi. ("Ognisko Nauczycielskie" l929 Nr.
3).
P. G. nauczyciel otrzymuje od swej "władzy duchownej", a częściowo i
"świeckiej", bo od swego proboszcza, a zarazem członka Rady Szkolnej
Powiatowej pismo następującej treści:
X... dnia 26.IV.l929.
Szanowny Panie!
Ks. Biskup wydał rozporządzenie, by każdy proboszcz doniósł, którzy z
nauczycieli są katolikami praktykującymi, a którzy są katolikami tylko z
metryki chrztu i czy bywają na Mszy św. w niedzielę i święta, a przeto
zapytują Szan. Pana, czy Pan w tym roku odprawił spowiedź wielkanocną.
Jeżeli tak - to proszę o złożenie mi dowodu.
Z szacunkiem proboscz ks. kan. O.W.
M..., dnia l3.XII. l927.
Do Wielmożnego Pana Z... kierownika szkoły w B...
Przesyłam odpis rozporządzenia Najprzewielebniejszego Ks. Biskupa
Śląskiego: "Biskup Śląski L.D. ll46. Katowice, 6.XII.l927. Przewielebny
Ks. Kanonik B... w M... Doszło mnie z poważnej strony doniesienie, że
kierownik katolickiej szkoły powszechnej w B... ma 3 dzieci, dotąd
nieochrzczonych.
Przewielebny X. Kanonik zechce tę sprawę zbadać i w dwu tygodniach mi
dokładny i tem zdać referat.
Arkadjusz biskup"
I proszę o przysłanie mi do l0 dni metryk chrztu wszystkich dzieci
Pańskich.
Z poważaniem Ks. B... kanonik."Przegląd Łomżyński" z dn. l.X.l933 r.
przynosi następujący artykuł:
Boże Odpuść mu, albowiem nie wie, co czyni.
Dnia 3l sierpnia b.r. o godz. 2l ks. proboszcz z Ł... przybył w
towarzystwie kleryka Ch. do wsi N., wezwał do siebie miejscowego sołtysa i
wraz z tą asystą udał się do mieszkania kierowniczki szkoły, układającej
się do snu i zaczął dobijać się do drzwi. Po pewnym czasie kierowniczka
szkoły p. M. drzwi otworzyła, a sądząc, że ks. proboszcz w jakiejś ważnej
sprawie o późnej porze wraz z towarzyszącemi mu osobami przybywa, wpuściła
całe towarzystwo do mieszkania, czego oczywiście potem żałowała.
Zaraz na wstępie ks proboszcz oświadczył, że przychodzi do kierowniczki
załatwić porachunki za napisanie na niego skargi do inspektora szkolnego w
sprawie kazania, wygłoszonego przez ks. B. w dniu 28 maja b. r., które
według niego było przepiękne, bo ma już długa w tym kierunku praktykę, a
"ona, taka smarkata, śmie jego słowa krytykować". Potem zachował się ks.
proboszcz nieprzyzwoicie bijąc pięścią w stół i laską w podłogę, a gdy mu
kierowniczka zwróciła uwagę na niewłaściwe zachowanie się w jej
mieszkaniu, odpowiedział: "wnet ono twoim nie będzie, bo tak będę dołki
kopał pod panią, że nie tylko wygryzę z N., ale wogóle z posady". A gdy
kierowniczka zwróciła księdzu uwagę, że nie jest on dla niej żadną władzą
zwierzchnią, krzyknął "Ty parszywa owco!" i wyszedł z mieszkania poczem
zaczął się odgrażać na ulicy tak, że koło mieszkania powstało zbiegowisko.
Należy podkreślić, że kazanie wygłoszone przez ks. B. w dn. 28 maja b. r.
to "arcydzieło" krasomówstwa było ordynarną napaścią na Rząd
Rzeczypospolitej Polskiej i nauczycielstwo.
Jesteśmy głęboko przeświadczeni, że występy ks. proboszcza i jego brutalne
zachowanie się w stosunku do nauczycielki znajdą epilog przed Sądem, o co
winny postarać się w pierwszym rzędzie władze szkolne.Przykre to
dokumenty. Wbrew Konstytucji Rzeczypospolitej, której artykuł lll, poręcza
wszystkim obywatelom wolność sumienia i wyznania, wdziera się kler
brutalnie w życie prywatne nauczyciela i usiłuje mu tam nawet dyktować swe
prawa. A trzeba dużo hartu ducha i woli, by oprzeć się uzurpatorskim
rozkazom. Bo nawet po śmierci kler mścić się umie.
"Głos Nauczycielski" Nr 22 z l929 r. opisuje następujące zdarzenie:
"W końcu kwietnia r.b. nieubłagana śmierć wyrwała z szeregów naszej
organizacji jednego z najdzielniejszych pionierów idei związkowej, kol.
Władysława Borejkę. Ś. p. Borejko, jako profesor seminarjum naucz. w
Nieszawie wychowywał przyszłych nauczycieli w duchu ideologji Związku. Sam
był gorliwym jego członkiem, jego duszą na terenie powiatu. Ostatnio, jako
przewodniczący Oddziału w Nieszawie i członek Prezydjum Zarządu Oddziału
Powiat. porywał swoim zapałem, swą namiętnością działania wszystkich, kto
znał jego szlachetną postać. Oddawał się teń innym pracom społecznym na
terenie miasta. Był to człowiek o wielkiem sercu i nieskalanej duszy. NIe
cieszył się tylko sympatją u miejscowego proboszcza i zarazem nauczyciela
religji w temże seminarjum, ks. Kazubińskiego. Jakże! wszak należał do
"masońskiego" związku, a najważniejsze, że wszędzie pracował i swą
bezinteresownością i wrodzonemi zdolnościami przewyższał wpływami owego
księdza. To wystarczyło, by w pojęciu przeciwnika został bezwyznaniowcem,
odszczepieńcem. I gdy za żywota zmarłego kolegi walka z nim nie dawała
upragnionego zwycięstwa, zostawił ją ów kapłan na pożegnanie naszego
kolegi po jego zgonie. Przewidywał to widocznie ś.p. zmarły i w ostatniej
chwili życia wyraził życzenie, by pogrzeb odbył się bez ceremonji
kościelnych i współudziału proboszcza, jako kapłana.
Lecz cóż znaczy przedśmiertna wola zmarłego u proboszcza Nieszawy?
Oto w czasie pogrzebu zjawia się on na cmentarzu nad trumną w stroju
liturgicznym i w chwili, gdy po pożegnalnem przemówieniu p.
Paluchowskiego, dyrektora seminarjum, oraz jednego z uczniów tegoż zakładu
zaczął przemawiać w imieniu Związku Polskiego Nauczycielstwa Szkół Powsz.
kol Dziurman, przewodniczący Oddziału Pow., - proboszcz kropi trumnę,
intonuje pieśń, którą podchwytuje gromadka prawdopodobnie zgóry umówionych
przeżeń kobiet. Po skończeniu pieśni, gdy znowu kol. Dziurman rozpoczął
pożegnalne przemówienie, ksiądz z kobietami znowu przerywa mu śpiewem.
I kiedy kol. Dz. chciał się z nim porozumieć, odparł wręcz, że można z nim
mówić tylko na plebanji. Wówczas samorzutnie kol. Dz. kontynuuje swoje
przemówienie, a ksiądz z garstką kobiet śpiewa naprzekór. Posypały się
przytem z gromadki śpiewaczek słowa, lżące prochy zmarłego, na co
"czcigodny" kapłan nie raczył nawet reagować. Zato, gdy tylko którykolwiek
z przedstawicieli instytucji społecznych i samorządowych chciał wyrzec
słowa pożegnania, już go śpiewem głuszono. "Uroczystość" ta trwała od dwu
godzin prawie, urozmaicona złośliwemi przymówkami, uwłaczającemi powadze
chwili i miejsca. Wytworzyła się sytuacja przykra. Miało się wrażenie, że
duch cmentarza zamarł ze zgrozy, że to miejsce wiecznego spoczynku, czcią
otaczane nawet wśród barbarzyńskich ludów - stało się widownią nietaktu,
wywołanego przez fanatyczną nienawiść bliźniego.
WIerzyć się nie chce, że fakt ten miał miejsce, i że wywołał go nie kto
inny, tylko stróż dusz i sumień ludzkich wychowawca przyszłych
wychowawców, pionier etyki chrześcijańskiej.
Czy znajdzie się ktoś, ktoby się tem przejął gorąco i wysnuł odpowiednie
konsekwencje?"
Tak, - czy ta gehenna polskiego oświatowca znajdzie i kiedy znajdzie
należyty oddźwięk w społeczeństwie?
Ksiądz i nauczyciel na terenie społecznym
Treść: Czy istnieją warunki współpracy.
Zwalczanie pracy społecznej nauczyciela. Sale parafjalne. Święta
państwowe. Podburzanie tłumów. Prasa. Gość Niedzielny. Podburzanie na
wiecach. Podburzanie z ambony. Podburzanie dzieci. Misjonarze. Strejki
szkolne. Nauczyciel w walce z demagogią.
W jednym z poprzednich rozdziałów zaznaczyłam, że kler dąży wszelkiemi
siłami do opanowania o podporządkowania sobie społecznego życia kraju.
Następne rozdziały, omawiające nieprzyjazny stosunek kleru do szkoły i
nauczyciela, nasuwają wniosek, że również i dziedzinie społecznej
prawdopodobnie trudno jest zharmonizować pracę księdza i nauczyciela.
I tak jest istotnie. Prawie na wszystkich odcinkach życia organizacyjnego,
gdzie ksiądz styka się z nauczycielem, wre walka o wpływy. Jeśli gdzie
jest inaczej, to albo ksiądz nie jest prawdziwym księdzem, albo nauczyciel
nie jest prawdziwym nauczycielem, albo pozorna, faktyczna zgoda jest
wynikiem pewnego rodzaju strategji.
Bo inaczej nawet być nie może. Istotnym celem pracy społecznej księdza
jest utrzymanie mas szerokich w orbicie swoich wpływów, odgrodzenie od
wszystkiego, coby mogło masy te usamodzielnić, wyrwać z ręki kleru.
Istotnym celem pracy nauczyciela jest obudzenie i wyzwolenie sił
społecznych, jakie drzemią w masach, pchnięcie tych sił na drogę postępu i
zdobycie tą drogą dla ogółu lepszej przyszłości.
Ta różnica ideałów społecznych sprawia, że między świadomym swych celów
księdzem, a świadomym swych celów nauczycielem nie może być mowy o
istotnej, na długą metę obliczonej współpracy. Może istnieć współpraca od
wypadku do wypadku, może istnieć chwilowa współpraca dla osiągnięcia
jakiegoś ubocznego celu, tam jednak, gdzie w pracy idzie o głębsze
wychowawcze cele, drogi księdza i nauczyciela się rozchodzą.Istnieje zatem
zasadnicza różnica, która powoduje, że tak wiele jest tarć i konfliktów w
pracy społecznej nauczyciela i księdza. Jak w szeregu innych dziedzin, tak
i tu kler jest zazwyczaj stroną atakującą. Nastraja on organizacje sobie
podległe wrogo przeciw szkole i nauczycielowi, obniża jego powagę, niszczy
pracę organizacyjną i nieraz w wyrafinowany sposób ją zwalcza.
"Taki listonosz, taki nauczyciel chce nmie rozumu uczyć. Taki Piast, taki
Strzelec, P. W. to są towarzystwa bolszewickie. Niech to sobie panowie z
S... zapamiętają!" - woła patetycznie ksiądz J., a inny ksiądz T. umyślnie
przedłuża nabożeństwo, by uniemożliwić wzięcie udziału w ćwiczeniach P. W.
"Ja nie pozwolę na chacharzenie niedzieli. Co się za bandytyzm wyprawia" -
tak wyjaśnia swe stanowisko cnotliwy kapłan.
Formy, jakiemi zwalcza się i rozbija pracę nauczyciela, są często skrajnie
brutalne. "Ognisko Nauczycielskie" z maja l930 r. notuje taki wypadek:
W dniu 4 maja za zezwoleniem starostwa, przy obecności policji, oraz pod
opieką grona nauczycielskiego odbywała się w Ch. zabawa Koła Młodzieży
Wiejskiej. O godz. 23 do nauczyciela p. M. zgłasza się ks. proboszcz i
żąda rozpędzenia "bajzlu", a gdy p. M. zaczął księdzu tłumaczyć brak
podstaw do takiego kroku, wtedy ksiądz obrzucił nauczyciela stekiem
obelżywych wyrazów, jak "dureń, idjota, błazen", poczem wyjął rewolwer i
wycelował mu w oczy. Tylko dzięki nadzwyczajnemu taktowi i spokojowi p. M.
zajście skończyło się bezkrwawo. Po rozwiązaniu zabawy, młodzież
rozchodziła się do domu, a ksiądz oddał strzał w powietrze.W "Głosie
Nauczycielskim" z l927 r. str. 757, czytamy:
"W dniu l9 marca kilku nauczycieli z parafji C. razem z Kołem Młodzieży i
Strażą Ogniową z C. Z. wyjechało do S., aby tam wziąć udział w uroczystym
obchodzie, organizowanym przez czynniki obywatelskie miasta S., ku czci
Marszałka Józefa Piłsudskiego. Nie podobało się to księdzu Z.,
zdecydowanemu przeciwnikowi Marszałka, i dnia następnego, t. j. w
niedzielę l0 marca wypowiedział z ambony nauczycielstwu, które wzięło
udział w obchodzie, bezwzględną walkę.
Oto kilka szczegółów z tego kazania: "Kto zasiał w mej parafji
niejednomyślność i rozdwojenie? Oto, gdy jedni dążą do parafjalnego
kościoła, by tu swemu duszpasterzowi złożyć życzenia (księdzu Z. jest
także Józef), drudzy wyjeżdżają do S., na jakieś tam zjazdy polityczne. I
patrzcie dalej: jedna straż ogniowa składa mi życzenia, druga nie składa.
A szkoły? Zamiast przyjść w całości ze swem nauczycielstwem i powinszować
swojemu pasterzowi, to przychodzi zaledwie kilkoro dzieci (organisty), jak
na kpiny i urągowisko. Co to jest, ja tego nigdzie nie spotykałem, tak
dalej być nie może, w parafji jest jeden proboszcz i musi panować
jednomyślność, a ktoby mi się sprzeciwił, to wypowiadam mu walkę, w której
przy pomocy Bożej zwyciężę."
O zwycięstwie takiem i takiej jednomyślności w parafji marzy rónież ksiądz
P. w K. Urządza on akademję papieską pod hasłem "Pokój Chrystusowy w
Królestwie Chrystusowem", podczas której przemawia następująco:
"My, Górnoślązacy, jesteśmy dobrymi Polakami, a ci, co przybyli tu nie
mają monopolu na polskość. My żądamy, aby nauczycielstwo chodziło do
kościoła i przystępowało do Stołu Pańskiego. Wszyscy muszą słuchać
duszpasterza i tylko wtedy może być zgoda. Wtedy może być "Pokój
Chrystusowy", gdy go wszyscy słuchać będą".Ten sam ksiądz na innem
zebraniu komunikuje obecnym, że jeśli kierownik będzie pisał na niego
skargę, to się go ze wsi wyrzuci. Ciekawy także obrazek nadsyła jeden z
nauczycieli. W miejscowości X. na Śląsku odbywa się zebranie polityczne.
Przemawia zaproszony na wiec poseł. I oto urywek z protokółu:
Poseł mówi: "Rząd obsadza lepsze posady ludźmi obcymi nie ze Śląska, bo wy
na Śląsku nic nie potraficie". Ksiądz woła: "Po polsku mówić nie umiemy
dobrze".
Poseł: "Każdy wyższy urzędnik sprowadza sobie innych nie ze Śląska. Nawet
służącą sobie sprowadza, bo ona lepiej umie się przypodobać".
Ksiądz woła w stronę sali: "Moje uszanowanie! Całuję rączki!" (Śmiech na
sali. Spojrzenia w stronę obecnego nauczyciela).
Poseł: "My mamy szkoły katolickie. Nauczyciele, którzy tu przyszli chcą to
zmienić, chcą to zrobić tak, aby żydówka uczyła w naszej szkole".
Ksiądz woła na salę: "Nasz p. kierownik używa pieczątek dwojakich. Na
jednej jest napisane: "Siedmioklasowa katolicka szkoła powszechna", ale ma
też inną a tam jest tylko "Siedmioklasowa szkoła powszechna".
Poseł: "Widzicie? - Tak się to robi powoli. W roku l926, gdy się lud
zaczął niepokoić, to już byli tacy z przybyszów, co pakowali swoje kuferki
i służącym zostawiali, a sami uciekali. I teraz, gdy przyjdzie do czego,
każdy swój drewniany kuferek zapakuje i będzie uciekał".
Ksiądz krzyczy głośno zwrócony do sali, śmiejąc się: "Ha, ha, ha!" - bije
w ręce i woła bardzo głośno: "Brawo! brawo! brawo!" Śmiechy i klakania na
sali. Spojrzenia w stronę nauczyciela.
Przytoczone wyżej przykłady ilustrują, jak ciężko jest w takich warunkach
prowadzić pracę społeczną, jakiemi metodami kler paraliżuje wysiłki
nauczyciela.
"Nie przyjdę na wasze przedstawienie, bo tam będzie nauczycielstwo". -
"Usuńcie nauczyciela z towarzystwa, to ja wam wtedy pomogę". - "Przyszła
tu jakaś dziewczynka (nauczycielka) i wieś mi buntuje". - "Górnoślązacy
nie potrzebują, by im jakiś "gorol" mówił o wybitnych Górnoślązakach, bo
wiedzą, jakich mają ludzi (właśnie miejscowy nauczyciel miał wygłosić
odczyt o wybitnych Górnoślązakach) i t.d. i t.d.
Takiemi argumentami zwalcza kler nauczyciela w opinji ludu.
Naturalnie powszechnem jest zjawiskiem, że jeśli nauczyciel założy w
jakiejś miejscowości Koło Młodzieży Wiejskiej czy Strzelca, to ksiądz tam
zaraz zakłada konkurencyjne Stowarzyszenie Młodzieży Polskiej, a o
metodach, jakiemi ściąga członków do swej organizacji lub zwalcza niemiłą
sobie instytucję możnaby wiele powiedzieć.
W miejscowości K... np. założono hufiec szkolny P.W. i W.F. W krótki
czasie potem, ksiądz na kazaniu ogłosił, że są lekcje, na które uczniowie
muszą chodzić i lekcje, na które chodzić nie muszą. Rezultatem w ten
sposób zapoczątkowanej akcji było rozbicie hufca.
Nie zyskało również sympatji w oczach księdza miejscowe towarzystwo
śpiewu, a to podobno dlatego, że nie ćwiczyło pieśni kościelnych i że
prowadził je nauczyciel.
Kolenda - to znakomity środek do likwidowania wszelkich językiem kleru się
wyrażając "łajdackich", "bolszewickich", organizacyj. Idzie sobie taki
księżyna od chaty do chaty, od wioski do wioski, - tu słówko rzuci, tam
nastraszy, gdzieindziej łatkę nauczycielowi przypnie - i rezultat
gotowy.Bardzo nie lubi kler nauczyciela, pracującego społecznie - to też
ciekawe są niektóre wynurzenia księży na ten temat.
"Pan nie będzie maił tu powodzenia, - przestrzega "życzliwie" ks. B.
nauczyciela, który niedawno przybył do miejscowości - ja wszystkich
zorganizowałem w katolickich związkach, więc kogo pan będzie miał?"
"Chcecie założyć jakieś towarzystwo "oświata pozaszkolna" - przemawia ks.
D. - Napominam, aby przystępować bardzo ostrożnie do czegoś podobnego,
Uważam zresztą, że to jest nawet zbyteczne, gdyż ja zajmuję się tą pracą i
obejmuję nią całą miejscową ludność. - Słyszałem, że celem tej oświaty
jest zmienienie, a raczej wyrobienie światopoglądu,. Otóż uważam, że
światopoglądem człowieka jest Bóg. Przecież wszyscy się na to zgadzacie,
bo jesteście nauczycielami katolickimi. Zatem niema co tu zmieniać, ani
niszczyć."
W jednym tylko wypadku kler uznaje pracę nauczyciela i widzi ją chętnie, a
mianowicie wtedy, kiedy nauczyciel pracuje na rachunek i pod dyktando
księdza. Szczególnie młodzi nauczyciele, a częściej jeszcze nauczycielki
padają tu ofiarą.
Współpraca taka trwa czasem dłużej, czasem krócej, zależnie od
okoliczności, a przedewszystkiem od zmysłu spostrzegawczego i krytycznego
nauczyciela. Nauczycielowi, zdolnemu do samodzielnego myślenia, współpraca
taka wychodzi często na pożytek, jest bowiem zazwyczaj dla młodego
niedoświadczonego jeszcze człowieka doskonałą szkołą życia.Oto jak pisze
jeden z młodych nauczycieli:
"Jako początkujący nauczyciel wziąłem się gorliwie do pracy w istniejącym
tu Stowarzyszeniu Młodzieży Polskiej. Patronem był ks. K... Starałem się
pracować zupełnie apolitycznie. Ale nie mogąc znieść (a było to w okresie
przedwyborczym) bezczelnego narzucania młodzieży przekonań politycznych,
usunąłem się na ubocze.
To spowodowało księdza K... do rzucania na mnie różnych kalumnij wśród
parafjan.
Ten młody nauczyciel, któremu życie udzieliło tak pouczającej lekcji przy
wstępie do zawodu, nie zapomni zbyt łatwo nabytego doświadczenia.
W wielu miejscowościach poważnem utrudnieniem pracy społecznej jest
kwestja sal teatralnych O ile w ogóle istnieją, znalazły się one
przeważnie w rękach kleru, który wyzyskuje tę okoliczność dla swej
polityki. Jest wskutek tego poważny procent sal teatralnych, z których
szkoła i nauczyciel korzystać nie mogą, z innych korzysta szkoła, ale za
wysokiemi opłatami, z innych jeszcze korzystając, narażony jest nauczyciel
na różne szykany. Ilustruje to fakt następujący. ("Głos Nauczycielski"
l930, str. ll):
Kierownik szkoły w J. Z. (Poznańskie) przygotował z młodzieżą
przedstawienie amatorskie, które musiało odbyć się w sali Domu
Katolickiego za zgodą miejscowego proboszcza, jako gospodarza tej sali.
Jednak już w przeddzień przedstawienia rozeszła się pogłoska, że podobno
ks. wikary ma zamiar przedstawienie rozbić. I istotnie na drugi dzień w
czasie nabożeństwa ks. wikary ogłosił z ambony, że w sali Domu
Katolickiego zaraz po nabożeństwie (a więc w tym samym czasie, kiedy miało
odbyć się przedstawienie i w tej samej sali) odbędzie się zebranie
Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Żeńskiej. Oczywista, że wskutek tego
ogłoszenia wielu ludzi, którzy mieli pozostać na przedstawieniu, poszło do
domu, a tych, którzy weszli na salę, a do Stowarzyszenia nie należeli, ks.
wikary wyprosił z sali. Wobec tego kierownik szkoły zwrócił się do
proboszcza o interwencję, ale zanim zdążył mu opowiedzieć zajście, przybył
posłaniec z oznajmieniem, że sala jest wolna. Cóż jednak z tego, skoro
ludzie rozeszli się do domów i przedstawienie nie mogło się odbyć, a
koszta związane z organizacją przedstawienia, musiał ponieść nauczyciel.
Tak wyglądają warunki współpracy księdza z nauczycielem na terenie
organizacyjnym.
I nie tylko życie organizacyjne niszczy w ten sposób duchowieństwo. W
miejscowości K. żali się nauczyciel, że ludność chętnieby zbliżyła się do
szkoły, ale boi się księdza. W innej znów miejscowości sołtys tak mówi do
kierownika:
Panie kierowniku, gdybym ja panu zrobił dla szkoły, to gdzie potem pójdę
szukać rozgrzeszenia, jak mi go mój proboszcz nie da?Innym odcinkiem pracy
społecznej, na którym dochodzi często do tarć i nieporozumień między
nauczycielstwem, a klerem, jest sprawa świąt państwowych.
Do obchodów świąt państwowych przywiązuje nauczycielstwo dużą wagę. Uważa
je za dobrą sposobność do budzenia i gruntowania w masach poczucia
państwowości polskiej i uczuć obywatelskich. Dlatego też tak często,
zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, widzimy szkołę w rzędzie
inicjatorów i głównych wykonawców różnych uroczystości państwowych.
Ta akcja znajduje zazwyczaj w społeczeństwie należyty oddźwięk. Różne
sfery społeczne poczuwają się w chwilach uroczystych dla Państwa do
poparcia wysiłków szkoły. Ma to i tę dobrą stronę, że w ten sposób
rocznice państwowe zbliżają społeczeństwo do szkoły, zacieśniając węzły
wzajemnego zrozumienia się i współpracy.
Niestety dążność nauczycielstwa w kierunku upamiętnienia wielkich chwil
narodu znajduje zbyt często przeszkody ze strony duchowieństwa.
Duchowieństwo w poważnym procencie nie chce zrozumieć, że rocznice
państwowe, to nie są odpowiednie momenty do okazywania swej wielkości,
wyładowywania humorów, czy załatwiania porachunków osobistych lub
partyjnych. Stąd te częste tarcia i dysonanse.
Oto przykład: W mieście R. zawiązał się z inicjatywy burmistrza komitet
obchodowy 3-go Maja. W skład komitetu weszli przedstawiciele wszystkich
sfer społecznych. Ułożono program, rozdzielono pracę i zdawało się, że już
nic nie zamąci harmonji uroczystości. Ale było to tylko złudzenie, bo oto
miejscowy proboszcz ksiądz D... układa własny - nawiasem mówiąc gorszy i
skromniejszy - program i kategorycznie żąda od komitetu obywatelskiego
podporządkowania się. Ponieważ komitet nie chciał ustąpić, więc został za
to ukarany.W dniu 3-go maja, l5 minut przed sumą proboszcz "zachorował" i
cała uroczystość musiała się odbyć bez nabożeństwa. Ale na tem nie koniec.
Bo oto dwa dni później ksiądz D... wygłasza w kościele następujące
przemówienie:
3-go maja zaszedł w naszej parafji niemiły zgrzyt. Jak wam wiadomo,
kochani parafjanie, ja, jako głowa parafji, ogłosiłem w gazecie porządek
uroczystości. Nie podobało się to miejscowemu nauczycielowi - kierownikowi
szkoły, żeby ks. proboszcz rządził parafją, - onby chciał rządzić.
Podburzył kilka jednostek, które nazwały się komitetem i chciały, aby go
słuchać. Nie mogłem się na to zgodzić. Bo cóż dla mnie jest jakiś tam
nauczyciel. Aby mógł mi dorównać, musiałby się uczyć jeszcze przynajmniej
7 lat. Nauczyciel może sobie rządzić w szkole nad garstką dzieci, może tam
być wszystkiem i nauczycielem i proboszczem i nawet wojewodą, ale poza
szkołą jest niczem. I taki komitet bez proboszcza, bez Chrystusa, bez
Boga, chciał, abym ja, wasz proboszcz, przysłany tutaj przez prawowitą
władzę, ja, który zastępuje wam Chrystusa, abym jakiegoś tam nauczyciela
miał słuchać. Aby wam dać naukę, abyście więcej za głosem takich komitetów
nie poszli, umyślnie mszy świętej nie odprawiłem. I z góry wam zastrzegam,
że zawsze tak zrobię, ilekroć pójdziecie za takiemi komitetami. A jaki to
przykład daje nauczyciel waszym dzieciom, uczy ich nieposłuszeństwa
swojemu proboszczowi, a tem samem nieposłuszeństwa Bogu, nieposłuszeństwa
Chrystusowi. Ale ja znajdę radę na takiego nauczyciela.
Oto tak uświetnił święto państwowe ksiądz D... Wypadek to może jaskrawy,
jednak myliłby się ten, ktoby sądził, że takie i podobne wykolejenia się
kleru w dniach państwowych należą do zupełnie wyjątkowych rzadkości.
Zwłaszcza kazania, których zazwyczaj z okazji obchodu słucha się większą
ilość osób, nasuwają klerowi sposobność do różnych występów.Oto treść
niektóch kazań:
W miejscowości O... ksiądz głosi, że są takie osoby, które pomimo tego, że
chodzą do kościoła, starają się wyrwać i wykorzenić z duszy dziecięcej
miłość do Matki Boskiej, a religję usunąć ze szkół.
W miejscowości S., ksiądz naucza, że "oświata to ohyda, zakała, jest zgubą
tych, którzy starają się być oświeconymi, bo oświata prowadzi do piekła,
jeżeli jest podawana i stosowana bez serca". (Ognisko Nauczycielskie" l93l
Nr 6).
W miejscowości K... ksiądz twierdzi, że nauczycielstwo mebluje dzieciom
głowy różnemi wiadomościami, ale im nie wszczepia ducha pobożności.
W miejscowości G..., ksiądz uczy, że chcą nam szkołę pomalować na
czerwono, a nauczyciele nie są zdolni nauczyć dzieci kochać ojczyznę.
W miejscowości W., ksiądz wygłasza takie kazanie o nauczycielach i
urzędnikach, że obecni na kazaniu zastępca starosty i miejscowy nauczyciel
zmuszeni byli zażądać od księdza wyjaśnień. (Ognisko Nauczycielskie"
marzec l929).
Trzy pierwsze kazania odbyły się w dniu 3-go maja, dwa następne w Dniu
Niepodległości.
Że kazania takie nie są wynikiem przypadkowego wykolejenia się,
zdenerwowania i t.p., ale że są przemyślanym systemem, świadczy o tem wzór
egzorty dla uczniów, przeznaczonej na uroczystość 3-go Maja, a
wydrukowanej w Miesięczniku Katechetycznym" z kwietnia l93l r. Czytamy tam
na stronie l78-mej:
Lecz niestety nie wszyscy w narodzie podzielają to zdanie. Są bowiem, lubo
nieliczni i niesilni jeszcze tacy, co panowanie w narodzie oprzećby
chcieli nie na religji katolickiej, nie na wierze, lecz na ateiźmie, na
bezbożności, na jakiejś mglistej wierze... Ci przyjaciele szatana i słudzy
masonerji wołają - niby w imię postępu: -precz z Rzymem, precz z
Kościołem, precz z krzyżem, precz z religją, krępująca wole ludzką, usuńmy
religję ze szkół, wprowadźmy śluby cywilne, a w życie rozwody małżeńskie,
wolną miłość... Co więcej, ci niby wielcy dzisiejsi i niedzisiejsi
filozofowie chcieliby w Polsce widzieć stosunki podobne, jak do niedawna
we Francji, albo dziś w Mesksyku. Co gorsza - nie tak dawno - bo przed
rokiem, niektórzy panowie na konferencjach swych "oświatowych" wygłosili
antyreligijne hasła: "muszą się przepalić wszelkie rupiecie w nowym,
twórczym ogniu", bo "chrześcijaństwo jest religją niewolników rzymskich,
religja chrześcijańska stała się narzędziem wojny" (!?).
Na miłość boską, gdzie my żyjemy? w czyich rękach jest w Polsce oświata?"
Tak wygląda kwestja kazań.Rozpatrzmy teraz inne strony uroczystości:
Szkoła w K. wniosła do władz szkolnych pismo, z którego wyjątki brzmią:
W oznaczonym terminie stawiła się dziatwa szkolna pod opieką
nauczycielstwa na nabożeństwo. Po mszy św. i odśpiewaniu "Te Deum"
zatrzymało się nauczycielstwo i dziatwa szkolna, oczekując na rozpoczęcie
hymnu "Boże coś Polskę", jednak organista zamiast niego wygrywał przez
dłuższą chwilę różne melodje. Gdy tony organów umilkły, część dziatwy
skierował się ku wyjściu, część zaś samorzutnie zaczęła śpiewać "Boże coś
Polskę". Na głos pieśni organista rozpoczął grać jakieś akordy,
przeszkadzając w śpiewie, który wskutek tego się załamał. Dopiero gdy
organy ponownie umilkły, dziatwa dokończyła hymnu.
Równocześnie z rozpoczęciem śpiewu pogaszono w kościele wszystkie światło,
co robiło wrażenie celowej demonstracji.
Zajście to wywołało ogromne wzburzenie wśród nauczycielstwa, dziatwy i
obecnej publiczności. Jeden z nauczycieli spotkał przy wejściu schodzącego
z chóru organistę. Na zapytanie, dlaczego nie grał hymnu, organista
odpowiedział kiepską polszczyzną: "Ja mam rozkaz od proboszcz, nikt mnie
nie może rozkaz wydać:.
Podobny wypadek, z tą różnicą, że organista nie przeszkadzał w śpiewie
zaszedł w miejscowości R. w dniu l9 marca.
Konkordat wyróżnia dzień 3-go maja, o innych świętach państwowych nie
wspomina. To zdaje się powoduje, że klert w dniu innych uroczystości
pozwala sobie na różne wybryki.
Nie zliczyłby nikt tych mszy żałobnych, jakie demonstracyjnie odprawił
kler w dniu Święta Niepodległości czy l9 marca. Ksiądz Kr. aż dwie trumny
wystawił na środek kościoła, gdy przybyły szkoły i organizacje na
nabożeństwo w dniu ll listopada.
W niektórych parafjach trudno nawet o płatne nabożeństwo, bo wszystkie
msze są zgóry zamówione na intencje różnych kongregacyj.
Istnieje także specjalny typ choroby, prawdopodobnie zakaźnej, o
szczególnych właściwościach. Najważniejsze jej symptomy sa następujące:
podlegają jej wyłącznie księża, nawet czasami katecheci i wyłącznie w dniu
l9 marca lub ll listopada, wskutek czego nie mogą w tym dniu wogóle
nabożeństwa odprawić. Wartoby, by sfery lekarskie wyjaśniły kiedy naukowo
te dziwne zachorzenia...Dnia 3.I.l932 "Przegląd" informuje:
W związku z przypadającą rocznicą śmierci I Prezydenta Rzeczypospolitej ś.
p. Gabrjela Narutowicza dyrekcje miejscowych szkół średnich zwróciły się
za pośrednictwem swego przedstawiciela do Kurji Biskupiej z prośbą o
urządzenie żałobnego nabożeństwa za duszę ś. p. Prezydenta. W pisemnej
odpowiedzi Kurja Biskupia oświadczyła, że nie wyda żadnych zarządzeń w tej
sprawie, ponieważ dyrekcje miejscowych szkół już dwukrotnie zmieniły
zarządzenia Kurji w sprawie nabożeństw szkolnych.
Dnia l8.IX.l932, znajdujemy w "Przeglądzie Łomżyńskim" następującą
notatkę:
W ostatniej chwili dowiadujemy się, że nabożeństwo dla młodzieży szkolnej
za ś. p. Michalinę Mościcką, Małżonkę Prezydenta Rzeczypospolitej, nie
odbyło się w katedrze, ponieważ biskup wogóle zabronił księżom podwładnym
odprawienia powyższego nabożeństwa.
26.III.l933 "Przegląd Łomżyński" pisze:
W związku z tegorocznemi uroczystościami i obchodami imienin Pierwszego
Marszałka Polski i Wodza Narodu - Józefa Piłsudskiego, kierownictwa
poszczególnych szkół w Łomży zwróciły się do ks. ks. prefektów o
odprawienie nabożeństw szkolnych w dniu l8 marca b.r. na intencję
Dostojnego Solenizanta.
W odpowiedzi miejscowa Kurja Biskupia oświadczyła, że wobec niezałatwienia
konfliktu wywołanego przez Dyrekcje szkół łomżyńskich w sprawie
zarządzonych przez Kurję Biskupią nabożeństw, nie może zezwolić na
odprawienie projektowanych nabożeństw.
l9.IX.l933 "Przegląd Łomżyński" znów informuje:
Kurja Biskupia w Łomży zabroniła księżom prefektom odprawiania nabożeństw
szkolnych z okazji piętnastolecia odzyskania niepodległości.
Jak więc widać, bojkot świąt państwowych, upozorowany jakimś błahym
powodem, trwa już dwa lata zgórą, dotykając w pierwszym rzędzie młodzież
szkolną, która wzrasta w atmosferze bojkotu, stosowanego przez miejscowego
biskupa. Jakie spustoszenie moralne tego rodzaju taktyka ks. biskupa musi
wywoływać w duszy młodzieży, mówić zbyteczne.
To też nie dziwi nas notatka "Przeglądu Łomżyńskiego" z l7.VII.l933, gdy
pisze:
Zakaz odprawiania nabożeństw dla szkół w dniu ll listopada, l6 grudnia
oraz z racji imienin Pana Prezydenta Rzeczypospolitej wywołało zgorszenie
i niesmak, zwłaszcza, że nie zatarło się jeszcze w pamięci rozgłośnie
zwłaszcza, że nie zatarło się jeszcze w pamięci rozgłośne "Te Deum" za
pomyślność mocarzy Niemiec i Rosji.Nietylko w Łomży, ale wszędzie to
ignorowanie świąt państwowych budzi w społeczeństwie i nauczycielstwie
duże rozgoryczenie. Daje wyraz temu "Głos Nauczycielski" z l930 r. str.
ll, gdy przytacza następujące głosy prasy:
Pamiętamy dokładnie, z jaką uroczystością były odprawiane nabożeństwa w
świątyniach Pańskich z okazji tak zwanych galówek, czy imienin członków
rodzin panujących. Zdawałoby się, ze w wolnej niepodległej Polsce
nabożeństwa kościelne z okazji uroczystości państwowych będą tem bardziej
okazałe i uroczyście odprawiane.
Tymczasem dzieje się coś wręcz przeciwnego. Nauczyciel, chcąc wyzyskać
uroczystości państwowe, jakiemi są dni 3-go maja i ll-go listopada, w celu
wzbudzenia w sercu wychowanka uczuć patrjotycznych , odpowiednio już od
miesiąca przygotowuje swoich pupilów do obchodu wielkich rocznic naszego
kraju. Sam obchód uroczystości rozpoczyna z Bogiem i prowadzi dzieci do
świątyni Pańskiej, gdzie kapłan odprawia mszę świętą... żałobną.
(Skandal!).
Czyż trzeba tłumaczyć, że cały gmach misternej budowy uczuć
patrjotycznych, wznoszony przez nauczyciela, runąć musi na skutek braku
współpracy w tej sprawie kościoła ze szkołą? Przecież dziecko doskonale
rozumie, że czarny ornat niej est symbolem radości...Tego burzenia gmachów
uczuć patrjotycznych w masach szerokich i dziatwie szkolnej nie może
nauczycielstwo klerowi wybaczyć.W walce kleru ze szkołą i nauczycielem
uderza jeden rys charakterystyczny, a mianowicie ten, że główny punkt
ciężkości ataków przerzuca się chętnie na tłumy, podsycając ich fanatyzm i
podburzając przeciw szkole, oświacie lub wskazanym przez kler jednostkom.
Do podburzania tłumów używa kler tych samych środków, o jakich już
kilkakrotnie była mowa, a więc prasy, organizacyj, ambony i t.p. Dla
zilustrowania, jak takie podburzania wyglądają, przytoczę szereg
przykładów.
A więc przedwszystkiem prasa: materjał tu przebogaty. Im niższy poziom
umysłowy i kulturalny czytelnika, dla którego dana książka czy gazeta jest
przeznaczona, tem więcej w niej demagogji, fanatyzmu i fałszu.
Kanalja ta szykuje Polsce zastępy bandytów i złodziei, bo takie są
rezultaty szkół, wyzwolonych z pod supremacji kleru. ("Rozwój").
"Sekciarsko-masońskie władze szkolne pod rządami ministra kalwina nabrały
rozmach, z całym cynizmem prowokując uczucia katolików" - tak oświeca
swych niewybrednych czytelników "Rzowój" 30.IV.l930 r.
"Życie i Praca" z 23.XII.l928 r. zamieszcza na str. 3-ciej objaśnienie do
ewangelji z mottem: "Pokój ludziom dobrej woli", a tuż obok na tej samej
stronie pisze:
Rodzice katoliccy, na wasze święte prawa do dzieci jakiś zły duch związków
nauczycielskich gotuje zamach!
Jakieś wraże siły pragną obedrzeć wasze dzieci z praktyk religijnych, chcą
się rozporządzać duszą waszych dzieci bez was!
Gdyby się to stało, to stałaby się zbrodnia, to stałaby się zbrodnia! Nie
jakaś taka lub inna grupka nauczycieli ma decydować o wychowaniu dzieci
katolickich, ale rodzice katoliccy. A więc baczność, rodzice, nie
pozwólcie się obdzierać ze swych praw nikomu!Księża jezuici wydali w l930
r. broszurkę p. t. "Uświadomienie katolickie". Oto wyjątki z tego
"uświadomienia":
Gdzieinziej zebrał się znów na posiedzeniu komitet rodzicielski. Korzysta
z tej sposobności miejscowy nauczyciel i oświadcza rodzicom, że właśnie w
tych dniach otrzymał z "Ogniska" urzędową propozycję, by nietylko sam
złożył swój podpis w deklaracji o usunięcie religji ze szkół naszych, ale
też by pozyskał do tego możliwie najwięcej podpisów gospodarzy wioski.
Pewne wątpliwości nasuwa im wyraz "usunięcie religji ze szkoły". Zaczynają
się nad nim wspólnie zastanawiać, a rada w radę dochodzą ostatecznie do
wniosku, że zapewne chodzi tu o to, by nauczyciel i nauczycielki nasze nie
uczyły dzieci katechizmu na lekcjach religji, ale że powinien to robić sam
ks. Proboszcz lub Wikary, bo oni lepiej potrafią dzieci nauczyć, niż
zwykły nauczyciel. A no! jeśli tak, to czemu nie dać podpisów. Gospodarze
radują się, że dzieci będą lepsze i posłuszniejsze, bo ksiądz ich więcej
nauczy, gdy tymczasem chodzi tu o coś zupełnie przeciwnego, a mianowicie,
by nauki religji wcale nie można było uczyć dzieci polskich w szkołach
naszych! - Coś zupełnie podobnego, jak dawniej we Francji, a dziś w
Bolszewji!
I tak dalej, i tak dalej w tym samym tonie ciągnie się przez szereg kartek
opowiadanie. O nauczycielu czytamy tam takie informacje:
Biedaczysko zapomniał zupełnie, że kiedyś składał z religji specjalny
egzamin przed komisją kościelną.
Albo: Nie zdawał sobie sprawy z tego, że z braku księdza w wiosce lub gdy
tenże jest zbyt przeciążony pracą, przecież lepiej jest, by nauczycielstwo
ludowe choć coś niecoś nauczało dzieci o prawdach wiary i Bogu.
Istotnie, czytając te słowa, podziwiać należy trafność tytułu broszurki:
"Uświadomienie katolickie".Wychodzi na Śląsku gazetka p.t. "Gość
Niedzielny", który od szeregu miesięcy zajmuje się gorliwie sprawami
szkolnemi. "Przeszłość mówi...". - "Co będzie ze szkołą na Śląsku?" -
"Niezwykła sprawa sądowa w Łomży". - "Ankieta skończona - obowiązki
jeszcze nie!" - "Rozwój szaleństwa". - "Młoda dusza oskarża". "Czy walka z
nauczycielstwem?" - "Poco się ośmieszać?" - oto niektóre z tytułów.
Zawiódłby się jednak ten srodze, ktoby szukał w artykułach tych poważnego
potraktowania tematu. Istotnej treści tu bardzo mało, - ubóstwo myśli
zastępuje szereg frazesów, okraszonych olbrzymią porcją demagogji.
Wystarczy przytoczyć kilka wyjątków:
Domaganie się zmian w szkole - tem dziele Kościoła - w sprawach żywo i
głęboko obchodzących Kościół katolicki, bez porozumienia się z nim, a
raczej bez jego zgody - to już poprostu nieprzyzwoitość w wysokim stopniu;
całe szczęście, że popełnia ja tylko napuszona, bezbożna i mocno
"przemądrzała" klika "ogniskowa" (l2.II. l933)Każdy Polak ma prawo bronić
granice krwią ojców w sprawiedliwej walce zdobyte i słusznie się
sprzeciwiał będzie, skoro jakaś międzynarodowa instancja (bez racyj) dla
jakiejś jednolitości europejskiej chciałaby Polsce granice rewidować i
obciąć. Podobnie każdy Polak-katolik na Śląsku słusznie się bronić musi,
jeżeli ktoś dla jakiejś jednolitości chce obciąć to, co dotychczas
słusznie poświęcano nauczaniu i wychowaniu religijnemu! (5.II.l933)
Wszystko, co w szkole dotychczas było przeciw religji robione, trzeba
zapisać skrupulatnie na rachunek jednostek złośliwych i niepoczytalnych w
swem zaślepieniu antyreligijnem i bezbożnem - z pod znaku :Ogniska". Ich
to dziełem są te różne niechlubne poczynania w celu "ograniczenia" Boga w
szkołach i duszach młodzieży katolickiej...
Wierzymy jednak, że tej czarnej robocie rozzuchwalonej kliczki będzie
położony kres.
Ta religjoburcza robota garstki "ogniskowych" zaślepieńców wprawdzie nie
jest w stanie zaszkodzić ani trochę religji i Kościołowi, ale sprowadza
inne poważne szkody. (l2.III.l933)
Zdecydowana i jednolita opinja katolicka naszej dzielnicy ostudziła nieco
religjoburcze zapędy domorosłych "reformatorów" z "Ogniskowego"
podwórka...
Czy nie pisaliśmy, że za projektami ograniczenia nauki i życia religijnego
przyjdzie żądanie zupełnego usunięcia ich ze szkoły?
Szaleństwo, jak widać trwa i rozwiaj się! Szaleńcy - czciciele djabła -
zdają się nie rozumieć, że wychowanie i nauka bez Boga - to nie wychowanie
i nie nauka, lecz zwykła tresura. "Mądre" psy i konie cyrkowe także "chowa
się" i "uczy" bez Boga - czyli tresuje się je...
O wszystkich wystąpieniach bezbożników i wolnomyślicieli na Śląsku
donoście "Gościowi Niedzielnemu". (29.I.l933).Każdy Polak ma prawo bronić
granice krwią ojców w sprawiedliwej walce zdobyte i słusznie się
sprzeciwiał będzie, skoro jakaś międzynarodowa instancja (bez racyj) dla
jakiejś jednolitości europejskiej chciałaby Polsce granice rewidować i
obciąć. Podobnie każdy Polak-katolik na Śląsku słusznie się bronić musi,
jeżeli ktoś dla jakiejś jednolitości chce obciąć to, co dotychczas
słusznie poświęcano nauczaniu i wychowaniu religijnemu! (5.II.l933)
Wszystko, co w szkole dotychczas było przeciw religji robione, trzeba
zapisać skrupulatnie na rachunek jednostek złośliwych i niepoczytalnych w
swem zaślepieniu antyreligijnem i bezbożnem - z pod znaku :Ogniska". Ich
to dziełem są te różne niechlubne poczynania w celu "ograniczenia" Boga w
szkołach i duszach młodzieży katolickiej...
Wierzymy jednak, że tej czarnej robocie rozzuchwalonej kliczki będzie
położony kres.
Ta religjoburcza robota garstki "ogniskowych" zaślepieńców wprawdzie nie
jest w stanie zaszkodzić ani trochę religji i Kościołowi, ale sprowadza
inne poważne szkody. (l2.III.l933)
Zdecydowana i jednolita opinja katolicka naszej dzielnicy ostudziła nieco
religjoburcze zapędy domorosłych "reformatorów" z "Ogniskowego"
podwórka...
Czy nie pisaliśmy, że za projektami ograniczenia nauki i życia religijnego
przyjdzie żądanie zupełnego usunięcia ich ze szkoły?
Szaleństwo, jak widać trwa i rozwiaj się! Szaleńcy - czciciele djabła -
zdają się nie rozumieć, że wychowanie i nauka bez Boga - to nie wychowanie
i nie nauka, lecz zwykła tresura. "Mądre" psy i konie cyrkowe także "chowa
się" i "uczy" bez Boga - czyli tresuje się je...
O wszystkich wystąpieniach bezbożników i wolnomyślicieli na Śląsku
donoście "Gościowi Niedzielnemu". (29.I.l933).Z tęsknotą wpatruje się
"Gość Niedzielny" w przeszłość Śląska:
Patrzcie na druga stronę, tam, choć kraj protestancki, o ograniczeniu
religji nie słychać. Pamiętamy, jak to dawniej były każdego tygodnia dwie
"Schulmess" i dzieci i nauczyciele chodzili do kościoła: a teraz, gdzie to
się wszystko podziało? (l5.I.l933).
Uczeń, który zawsze dobrze odpowiedział na wszystkie pytanie, otrzymał pod
koniec roku książeczkę kościelną, niemiecki "Gesangbuch". Na pierwszej
stronie tej książeczki był włąsnoręczny podpis kierownika szkoły, oraz
trzy wyrazy "Für treuen Fleiss". - Czy nie jest to wspaniała nagroda?
Wzamian za ten kult dawnej szkoły pruskiej, nie lubi "Gość Niedzielny"
żadnych nowości. O "Straży Przedniej", organizacji, która, jak wiadomo
cieszy się specjalną opieką i poparciem Ministerstwa W.R. i O.P. wyraża
się następująco:
Wśród uczniów szkół działa organizacja, zwana "Strażą Przednią",
posiadająca trzy "stopnie wtajemniczenia", obejmujące wszystkie roczniki
młodzieży szkolnej... "Najlepszy" jest oczywiście stopień trzeci, który
wymaga od członków "Straży" jednostek już dorastających, bezwzględnego
posłuszeństwa tej organizacji...
Cóż to za cele ma ta "Straż Przednia"?
Nie poruszamy tu jej celów politycznych; jednym zaś z celów
ideowo-moralnych tej "Straży" jest bezwzględne zwalczanie wpływów Kościoła
i religji katolickiej - na wychowanie młodzieży.
Trudno powstrzymać się od postawienia pytania: gdzie to jesteśmy - w
bolszewji, czy katolickiej Polsce?... Więc to już zaczęło się u nas
bolszewizowanie młodzieży, która do niedawna jeszcze była znana jako
uosobienie cnót i zalet wynoszonych ze swych katolickich rodzin?...
Więc ta "Straż Przednia" jest strażą przednią "ideałów" bolszewickich w
Polsce i zaprzedaną służbą szatana?...
Ładnych doczekaliśmy się czasów - polski gimnazjalista naśladowcą i
konkurentem bolszewickich bezbożników!...
Brońmy młodzież - czuwajmy, by nie stała się ofiarą rozzuchwalonego
szatana!...
Rodzice katoliccy - katolicy - piekło zgorszenia i upadku wyciąga ręce po
młodzież naszą!
Czytając te kalumnje, wierzyć się nie chce, że to o Straży Przedniej mowa.
Źródłem ich jest jedynie zawiść, że na ziemi polskiej powstała bez
"pozwolenia" i "aprobaty" kleru niezależna od niego organizacja, która
zamieściła na naczelnem miejscu swego programu ideowego wierną służbę dla
Państwa.W osobistej polemice "Gość Niedzielny" nie przebiera w
argumentach: "Ten młody jeszcze i mało doświadczony pedagog udaje wielką
powagę". "Rozumowanie pana S. jest tak chaotyczne, że gdyby nie tytuł
naukowy autora, nikt nie przypuszczałby, że jest ono dziełem człowieka z
akademickiem wykształceniem". Dopiero na Śląsku młody i niedoświadczony
dr.S. zrobił to." - "Nie chcemy dociekać, czy jest to ze strony p. S.
młodzieńcza naiwność, czy może obłuda". i t. d.
A konkluzja tych wszystkich wynurzeń jest następująca:
Większość gorszących objawów w szkole pochodzi tylko stąd, że niema
odpowiedniej liczby rdzennych katolików nauczycieli. Złączmy wszystkie
siły, żeby ich posiąść.
Gazetą o tak niskim poziomie etycznym, jaką jest "Gość Niedzielny" nie
wartoby się wogóle zajmować, gdyby nie jedna okoliczność. Dociera ona do
dużej ilości rodzin katolickich na Śląsku, urabiając je w swym duchu. Że
gazetka ta w przeciwieństwie do pokrewnych jej t. zw. "pism rewolwerowych"
wywiera wpływ na opinję publiczną, przypisać to należy dużej opiece, jaką
darzą ją sfery duchowne. Wszak redaktorem jej naczelnym jest ksiądz
(redaktorem odpowiedzialnym oczywiście świecka osoba), protektorem zaś sam
ksiądz biskup.
Oto w N-rze 2-gim z 8 stycznia l933 r. czytamy w "Gościu Niedzielnym"
takie zdanie ks. biskupa Adamskiego:
Trzy pisma pod szczególniejszą opieką Biskupa Waszego sprawie Kościoła
naszego służą, odzywając się do wszystkich katolików bez różnicy wieku i
przekonań politycznych: "Gość Niedzielny", "Głos Misji Wewnętrznej", "Der
Sonntagsbote" z "Innere Mission". Oto kazalnice, które postawić winniście
w domach Waszych, kazalnice, z których co niedziela przez "Gościa
Niedzielnego" i "Sonntagsbote" odezwie się głos do rodziny i myśli Waszej.
Co niedziela przeczytacie szereg kazań i wykładów niezmiernie potrzebnych
do szkolenia myśli katolickiej, obrony przed zarzutami, rozwinięcia ducha
katolickiego. Kazania i wykłady, płynące ku Wam z domowej kazalnicy Waszej
każdego tygodnia stanowić będą podstawę Waszego wyrobienia się i Waszego
bezpieczeństwa katolickiego.
O miedzę od nas wre walka hitlerowców z polskością, w granice Śląska
wdziera się wroga propaganda, a w tymże samym czasie biskup kresowej
dzielnicy buduje z "Gościa Niedzielnego" "domowe kazalnice", które to
kazalnice zatruwają serca ludu śląskiego jadem nieufności i niechęci do
szkoły polskiej i nauczyciela polskiego.Poza prasą również na zebraniach i
wiecach chętnie kler wypowiada się na temat szkoły i nauczyciela.
"Przyszli tutaj - poucza ks. B... na zebraniu Ligi Katolickiej - dopiero
kończą nauki i podważają autorytet Kościoła i duchowieństwa", - a ks. Sz.
na innem zebraniu tak woła: "Największym wrogiem tu na Śląsku - to
przybysze, a przedewszystkiem nauczyciele-ogniskowcy". Ksiądz P. znów tak
poucza" "Bo to moi kochani parafjanie, ci nauczyciele wymawiają się od
wszystkiego, ale pracują cicho podstępnie. Chcą usunąć religję ze szkoły i
przenieść ją do Kościoła. Wiecie moi kochani, jabym nie śmiał wstąpić
potem do szkoły, aby uczyć religji".
Do podburzania wyzyskuje kler niekiedy różne uroczystości kościelne. Rada
Pedagogiczna w W. Mł. postanowiła, aby w dniu Bożego Ciała dzieci wzięły
udział w procesji pod opieką rodziców. Cóż robi miejscowy proboszcz? - Oto
po nabożeństwie gromadzi dzieci szkolne i pozaszkolne, ustawia je
czwórkami i oddaje - niby szkołę - pod opiekę naprędce utworzonego
komitetu. Potem od ołtarza rzuca gromy na nauczycielstwo za "niereligijne
wychowywanie dzieci", "łamanie tradycji" i t. d. - mało tego - w parę dni
zwołuje Opiekę Szkolną i tam znów burzy i buntuje. Ambona - to doskonały
teren do podburzania.
Wiele uwagi poświęca nauczycielstwu ksiądz J. w S..., jak świadczą o tem
wyjątki z kazań:
l6 lutego mówi: "Mamy złe szkoły powszechne, złe podręczniki, złą naukę. W
szkole powszechnej uczy Żyd i Niemiec. W Polsce jest źle, bo chłystek
rządzi szkołami. Wzywam was kochani parafjanie do przeciwdziałania".
4 kwietnia radzi: "Jeśli jesteście niezadowoleni z nauczyciela,
powinniście zebrać przeciwko niemu zbiorowe podpisy i wysłać je do władzy
szkolnej. Tu jest tak napisane."
Niemniej interesuje się sprawami nauczycielskimi ks. proboszcz z G...
Zarzuca nauczycielstwu, że nie chce z dziećmi przychodzić do kościoła, nie
chce, by dzieci przystępowały do spowiedzi, natomiast chce krzyże i
religję wyrzucić ze szkoły, a Związek Nauczycielski nic wspólnego niema z
ojczyzną naszą i wiarą katolicką.
Ks. B. woła: "Wyrywajcie swe dziatki z rąk takich wychowawców!"
Ksiądz w Sz... poucza: "Jeśli do waszej wsi przyjdzie nowy nauczyciel (a
właśnie przyszedł nowy kierownik szkoły) albo nowy urzędnik, albo nawet
nowy proboszcz, to macie go dokładnie śledzić, co to jest za człowiek,
ażeby wam jakiego zgorszenia nie dał."
Ten sam ksiądz na innem kazaniu powiada: "Jak w starym zakonie pisano, oko
za oko, ząb za ząb, tak każdy niech stanie do walki z nieprzyjacielem
waszym (nauczycielem), a wtedy pozbędziecie się go". (W kilka dni potem
wniesiono do władz i gazet szereg kalumnij na miejscowego nauczyciela).
Wyjątkowo smutno, bo wyrokiem 2-tygodniowego aresztu skończył się dla
księdza M... taki występ: "Dawniej to były dobre szkoły, ale teraz nic nie
wartają. Jeszcze szkoła mniejszościowa jest coś warta, w niej się coś
dzieci nauczą, ale w polskiej nie".
Wieleby miejsca zajęło streszczenie, bodaj najzwięźlejsze, wszystkich
wyczynów księdza Kr. z Mł... Wybieram tyko ważniejsze "złote myśli":
Poznać komunistę kierownika można po tem, że na otwarcie i zakończenie
roku szkolnego nie prosi księdza i gdyby ksiądz chciał przyjść, to go nie
wpuści.
Daliście 400 zł krwawo zapracowanych na sztandar, który nie ma wizerunku
świętego. Z takim sztandarem można pójść nawet do bóżnicy. Rodzice powinni
zażądać od Opieki, żeby zabrała ten sztandar i dała hafciarce wyhaftować
krzyż, św. Stanisława, Rodzinę św.
l6 tysięcy nauczycieli jest komunistów, l6 tysięcy socjalistów i jeszcze
innych, razem 40 tysięcy.
Na nauczycieli i na kierowników poszli tacy, którym się nie chciało gnoju
na wóz nakładać, kamieni na szosie tłuc.
Dawniej inaczej bywało, dawniej nauczyciel był prawą ręką księdza, nawet,
gdy ksiądz poprosił nauczyciela, ten pisał na "zaduszki", a teraz jest
inaczej, teraz między szkołą a plebanją jest przepaść nie do przebycia.W
miejscowości U... ks. R..., bojąc się widocznie zaatakować wprost
miejscową nauczycielkę, ponieważ ta cieszyła się dość dużą sympatją na
wsi, obrał drogę inną. Oto odczytał z ambony, oczywiście ze stosownemi
komentarzami, anonim następującej treści:
Przewielebny Konsystorzu Biskupi!
Bardzo źle się dzieje u nas. Jest u nas w U... panie nauczycielka Z...
socjalistka, która wcale do kościoła nie chodzi, Boga nie zna. Ona
zawiązała Koło Młodzieży. W tem Kole pełno zgorszenia z tego powodu, że
nasprowadzała pełno książek demoralizujących i daje czytać tej młodzieży.
Wielebni księża, ks. dziekan i wikary milczą na to i ona przez to zyskuje
coraz większe zaufanie do siebie. Najprzewielebniejszy Konsystorz Biskupi
prosimy zająć się tą sprawą, aby to złe usunąć.
Parafjanin,
Zdziwieni byli "parafjanie", gdy tego rodzaju pismo z ambony usłyszeli, a
najwięcej interesowała ich kwestja, kto mógł taki anonim w ich imieniu
napisać. Po długich debatach i roztrząsaniach doszli do wniosku: "Jeden
ksiądz napisał, a drugi przeczytał."Ks. proboszcz Szn. w L. wybrał sobie
znów za najodpowiedniejszy moment do zaatakowania nauczycielstwa
uroczystość poświęcenia kamienia węgielnego pod budowę szkoły. Oto treść
kazania:
U nas w Polsce w urzędach i szkołach jest pełno takich, zdawałoby się
gorliwie pracują, a są to ostatni szubrawcy, to wszy, a my to robactwo i
te zmory musimy kiedyś zrzucić z siebie. Może być nauczyciel ostatni
szubrawiec, a mimo to trzymają go, bo dobry szpieg i donosiciel. Kanalja
kanalję wspiera! Jak taki człowiek, który jest bydlęciem, co tylko żre i
gnoi, dostanie do rąk dzieci, to z tego dziecka będzie.
Dawniej śpiewały dzieci "Ojcze nasz" i "Zdrowaś" i Skład Apostolski", a
dziś słyszy się same frajerki. A te dzieci, które wychowuje ulica, rząd
ubierze w mundurki i będą z nich pierwsze kadry podpalaczy świata.
Budujcie szkołę, niech ona będzie własnością gminy! Nie dajcie sobie jej
wydrzeć! Nie pozwólcie, żeby wyrzucić z niej Boga, to Polska uchodzi za
papugę narodów, a są kraje, gdzie szkoły wyrzucają Chrystusa. U nas także
pokazują się takie próby. Ja was ostrzegam. Pilnujcie, żeby ta poświęcona
szkoła nie była mordownią, tancbudą i żeby nie rządził nią bolszewik.
Pilnujcie, żeby do tej szkoły nie wprowadzili świń, bo ci, co biorą
pieniądze za pilnowanie szkoły i jest to ich psim obowiązkiem, nie
spełniają tego!
Takie oto "podniosłe" kazanie wygłosił ksiądz proboszcz z okazji
rozpoczęcia budowy nowej szkoły.W podburzaniach z ambony nie krępuje
duchowieństwa bynajmniej obecność dziatwy. Nawet na mszach szkolnych
wygłasza się podobne nauki.
Wymieniony wyżej ks. Kr. z Mł. na nabożeństwie w dniu 22.VI.l930 informuje
dzieci, że toczy się śledztwo, a nauczyciele będą pociągnięci do
odpowiedzialności, a dzieci mają obowiązek słuchać nauczycieli tylko w
sprawach książki.
Pięknem kazaniem rozpoczął rok szkolny proboszcz w G... Pouczył dzieci, że
nauczyciele tyle głoszą o zasadach szkoły pracy, a nie wiedzą, co to jest
szkoła pracy; wątpił, czy nauczyciele potrafią wpajać dzieciom poczucie
moralności, zarzucał, że nauczyciele pracują tylko dla pieniędzy, apelował
do dzieci, by dały dobry przykład nauczycielom.
Ogromnie oburzał się wikarjusz i prefekt szkolny ks. N. w kościele na
egzorcie, że szkoła urządziła wycieczkę w piątek, co stało się okazją do
grzechu.
Jeden z nauczycieli, którego nazwiska oszczędzę, ale wy dzieci powiedzcie
w domu waszym rodzicom, odważył się wyrazić, że w drodze post nie
obowiązuje, a nawet sam jadł mięso. Jeżeli chce oświecać dzieci nasze,
niech czyni to mądrze. Jeżeli dzieci nie będą chowane w wierze, to i
oświata na nic się nie przyda i wyjdą na łotrów, złodziei, dla nich będzie
więzienie, będą bydlętami, a nie ludźmi.
Dlatego zwracam się do was, kochani rodzice, byście na moje ręce wnieśli
protest do inspektora szkolnego przeciw tutejszemu nauczycielstwu, a ja
przyjdę wam z pomocą i nie ulęknę się żadnego prawa, bo ono mnie nic
zrobić nie może, gdyż stoję jedynie przy prawie Bożem, oddając w każdej
chwili dla dobra jego swoją głowę."Wolnomyśliciel Polski" z grudnia l930
wspomina o kazaniu w S..., na którem głoszono takie nauki:
Profesor, nauczyciel stoi niżej od szewca, bo szewc robi ładne buciki, a
nauczyciel tego nie potrafi.
Dzieci nie potrzebujecie słuchać nauczycieli niekatolickich.
"Ognisko Nauczycielskie" z listopada l93l r. przytacza urywek z kazania do
młodzież następującej treści:
Składajcie na misje!... Ale i u nas mamy większych pogan, niż murzynów,
którzy mówią, że dla nich Bóg i Ojczyzna jest przeżytkiem, a co gorsza, są
to ci, którzy szerzą oświatę. Tych musimy się wystrzegać, a jednocześnie
modlić się za nich.
W atakowaniu nauczycielstwa i buntowaniu młodzieży celują niektórzy
misjonarze. Jeden z naocznych świadków tak opisuje dysputę, którą
przeprowadził z dziećmi w kościele pewien Oblat:
O. Oblat: "Dzieci, śpiewacie ładne pieśni, a kto was ich nauczycł?"
Dzieci: "Ksiądz".
O. Oblat: "A nauczyciele nie uczą was?"
Dzieci: "Uczą".
O. Oblat: "Tak, uczą, ale pewno świeckich".
Dzieci: "I takich też".
Następnie ubolewał ksiądz misjonarz, że dużo ludzi nie przychodzi na
nabożeństwa misyjne i metodą naprowadzającą, przeprowadza analogję do
nieobecnego nauczyciela w kościele następująco:
O. Oblat: "Kto chodzi do kościoła?"
Dzieci: "Ludzie dobrzy, poczciwi".
O. Oblat: "Tak, tak. Do kościoła widzicie nie chodzą tylko zwierzęta, np.
konie, krowy, świnie, a ludzie powinni być w kościele!... A gdzie
mieszkają świnie?"
Dzieci: "W chlewie".
O. Oblat: "A wasi nauczyciele są dziś w kościele?"
Dzieci: "Są".
O. Oblat: "A czy wszyscy?"
Dzieci: "Nie".
(Doskonałe naprowadzenie! Brakowało tylko pytania, gdzie oni są!...)
O. Oblat: "A dlaczego nie przyszli?"
To dzieci spoglądają ciekawie po nauczycielach, mają zagadkowe miny, jak
odpowiedzieć, a ludzie pod chórem uśmiechają się i wspinają na palce, by
ujrzeć nauczycieli stojących przed ołtarzem.Inni misjonarze też pilnie
pracują nad niszczeniem pracy i powagi nauczyciela.
W miejscowości L... opowiadał misjonarz w obecności dzieci szkolnych, że
gdy chłopcy raz zdejmowali czapki przed krzyżem, nauczyciel im powiedział:
"Wisielcowi się będziesz kłaniał?"/ A potem misjonarz dodał, że to było w
innej miejscowości.
W miejscowości K... jakiś misjonarz przedstawiał dzieciom nauczyciela,
jako niedowiarka, człowieka, dającego dzieciom zły przykład, jako pijaka i
t. d. Nawoływał do szanowania tylko takich nauczycieli, którzy chodzą z
dziećmi do kościoła, przedstawiał nauczyciela, jako bezbożnika, którego
dzieci powinny uczyć zasad wiary i wzywał dzieci do oddziaływania na
nauczycieli w tym kierunku.
Podobnie kreśli sylwetkę nauczyciela misjonarz w R... a równocześnie
opowiada wzruszającą historię o dziecku, co idąc z domu rodzicielskiego
było aniołem, a wychodząc ze szkoły dzięki nauczycielowi staje się
człowiekiem złym, niewierzącym, wrogiem Kościoła.
Wiele, bardzo wiele takich i podobnych kazań możnaby jeszcze wyliczyć.
Po całym kraju kręcą się różni kwestarze, braciszkowie, zbierający datki
to na kościół, to na misje, to na jakieś inne jeszcze cele. To także
doskonała sposobność do judzenia.
:Kto jest ta pani, co nas minęła?" - pytają przechodnia dwaj kwestarze.
"Nasza nauczycielka" - brzmi odpowiedź.
"Gęsi jej paść, a nie w szkole uczyć. Spotyka księży i Pana Boga nei
pozdrowi" - oburzają się cnotliwi ojcowie.Strajki szkolne - to także
specjalność kleru. Bo dziwna rzecz, nie znam ani jednego wypadku
szkolnego, by ksiądz w nim nie maczał ręki. Strajki wszystkie odbywają się
według jednego ceremonjału. Wygłasza się szereg płomiennych kazań, zbiera
podpisy pod jakimkolwiek pozorem, rzuca się hasło, rozstawia się po rogach
straże z tercjarek, sług kościelnych i t.p., zawraca się dzieci, idące z
książkami do domu, robi się wiele hałasu, huku, gra równocześnie rolę
uciśnionej niewinności - oto tak wygląda poprawny program strajku
szkolnego. Tak było w K., Tak w Ch., tak w M. i w szeregu innych
miejscowości.
W akcji podburzania tłumów bierze udział nietylko niżesz duchowieństwo,
ale niekiedy również biskupi. "Ognisko Nauczycielskie" z czerwca l930 r.
podaje fakt następujący:
W Janowie Podlaskim odbywała się 7 b. m. wizytacja ks. biskupa
Sokołowskiego. Jak zawsze i wszędzie, tak i w tej miejscowości
przedstawiciele władz państwowych, zawodów i wyznań, dziatwa szkolna i
tłumy wiernych zebrały się około bramy tryumfalnej, by oddać cześć
dostojnemu Pasterzowi Kościoła. Po udzieleniu błogosławieństwa p.
staroście, jego rodzinie, urzędnikom, gminie żydowskiej i t. d. wkońcu
oświadczył ks. biskup, że wita również i nauczycielstwo; przedstawiciela
władzy szkolnej nawet i w powitaniu pominął. Krok swój uzasadnił ks.
biskup w dalszej części przemówienia jako, że nie uczy się i nie wychowuje
w duchu katolickim, a jeżeli jakiś nauczyciel inaczej postępuje, to go
władze szkolne prześladują, przemówienie swe zakończył ks. biskup mniej
więcej w ten sposób: "Wiem, na pewno, że idzie silny prąd, który wszystko
zmiecie, usunie osoby z pośród władz szkolnych, które gnębią nauczycieli,
wiernych Kościołowi, a wtedy uciśnieni nauczyciele będą tryumfowali!" Jak
słowa ks. biskupa zostały zrozumiane i przyjęte, zbyteczne byłoby dodawać.
Inspektor szkolny zareagował w ten sposób, że w dalszych uroczystościach
nie brał udziału. - Ale nie koniec na tem, wieczorem w czasie kolacji na
plebanji ks. biskup powrócił do tematu, odgrażając się, iż usunie tych
nauczycieli, którzy walczą z Kościołem i tych wszystkich, którzy szykanują
nauczycieli, pracujących w organizacjach katolickich.Jak z przytoczonych
wyżej przykładów wynika, podburzanie przez kler ludności przeciwko szkole
i nauczycielowi jest powszechnem zjawiskiem. Jest to forma walki bardzo
przykra i dokuczliwa. Tłum ma swą własną psychologję, demagogja najłatwiej
żeruje na jego instynktach, zdrowy rozsądek i rozwaga nie znajduje łatwo
dostępu do sfanatyzowanych tłumów.
To też w ciężkiem położeniu znajduje się nauczyciel, któremu przecież
etyka nie pozwala walczyć równą demagogją, jeżeli na drodze jego planowej,
spokojnej pracy stanie nieprzytomny nieraz fanatyzm.
Ten tępy fanatyzm złamał już niejedną egzystencję, niejeden zapał
płomienny.
Kler urządził ofensywę - pisze pewien nauczyciel - na kolegę, który w l9l5
r. porzucił stanowisko nauczyciela i wstąpił do legjonów, tam przeszedł
całą kampanję, brał udział w kilkudziesięciu bitwach, a w jednej został
ranny. Po sławetnej przysiędze, przeszedł do P.O.W., w pamiętne dni
listopadowe wstąpił znów do armji, będąc stale na froncie, przeszedł
kampanję wileńską aż po Dźwińsk, skąd w l9l9 r. został zwolniony na skutek
reklamacji inspektora. W l920 r. wstąpił po raz trzeci do wojska i cały
czas swego pobytu spędził na froncie w 45 p. p. strzelców kresowych. W
innem społeczeństwie takiego obywatela otoczonoby opieką i szacunkiem,
tego przzecież wymaga dobro społeczeństwa - Państwa. U nas takiemu
człowiekowi bluzga się w oczy bezpodstawnemi oszczerstwami. (Patrz
"GTazeta Warszawska" z 2.III.l930 r. artykuł. "Antyreligijna agitacja
nauczyciela szkolnego").
Koledze K... - pise inny nauczyciel - ksiądz tak wlazł za skórę, że upadł
na duchu, stracił chęć do pracy, a nawet do życia.
Proszę bardzo - pisze inny, nadsyłając obfity materjał - o umieszczenie
tego, co może nie jest ani dziesiątą częścią tej krzywdy, jaka mi się od
kilku lat ze strony księdza dzieje. Możecie podpisać mię pełnem imieniem i
nazwiskiem. Za prawdziwość podanych faktów biorę całkowitą
odpoweidzialność. Nie zwracałem się nigdy o pomoc, lecz, gdy naprawdę
przebrała się miarka, proszę was, ratujcie mnie!Inny znów nauczyciel
zamiast materjałów przysłał mi swój pamiętnik. Dzień po dniu, - tydzień po
tygodniu, - latami całemi ciągną się drobne, a przecież tak dokuczliwe
szykany księdza. Póki jeszcze ksiądz był administratorem parafji, stosunki
były znośne. Z tą chwilą jednak, gdy został proboszczem, rozpoczęła się
także i wojna ze szkołą. I jak się miała nie rozpocząć, kiedy pewien
wpływowy ksiądz tak proboszcza do wojny zachęca: " X.Y. - to niebezpieczny
człowiek. Niech ksiądz uważa dobrze, a jak kierownik co zrobi, to potem tę
sprawę załatwimy." - To też z każdej kartki pamiętnika wyziera ta naga
prawda, że zbyt wielu nauczycieli musi cały swój czas, całą energję i
zapał do pracy obracać na paraliżowanie ataków kleru.
Te ciche tragedje, jakie rozgrywają się w dalekich miasteczkach i wioskach
naszych, a których dowodem jest ta długa litanja ponurych faktów, rzadko
tylko, bardzo rzadko dochodzą do świadomości ogółu. Od czasu do czasu
jakiś głośniejszy wypadek poruszy na chwilę opinję publiczną i znów
atmosfera się wypogadza, a tymczasem na samotnych placówkach oświatowych
zmagają się latami całemi z napierającą ofensywą "czwartej okupacji" ci,
którzy wywalczenie jaśniejszej doli ludzkiej i prawa do własnych myśli,
przyjęli za swój program życiowy.
Pedagogika kleru
Treść: Obowiązkowość kleru w udzielaniu
nauki religji. Kler, a kary cielesne. Metody umoralniania dzieci. Biskup
Łoziński o Żeromskim i Konopnickiej. Rekolekcje ks. biskupa sufragana
Sokołowskiego. Biskup Przeździecki o Kaden-Bandrowskim. Refleksje na temat
listów biskupich. Obniżanie powagi nauczyciela w oczach dzieci. Buntowanie
dzieci przeciw nauczycielowi. Szpiedzy w szkole. Pisemka klerykalne, a
poprawność języka. Szczepienie partyjnictwa wśród dzieci. Akcja misyjna na
terenie szkoły. Kolportowanie pism na terenie szkoły. Szerzenie w szkole
zamętu. Proces łomżyński.
Zajmuje się kler bardzo gorliwie oceą pracy nauczyciela. Zobaczmyż teraz
my zkolei, jak wygląda pedagogika kleru.
O obowiązkowości księży, uczących religji już pisałam. Bardzo wymownie
brzmią takie informacje, nadsyłane z różnych okolic kraju: "240 lekcyj, z
tego opuścił ksiądz 229". Albo: "Ksiądz nie pojawił się zupełnie w ciągu
kilku tygodni w szkole". Albo: "Ksiądz miał dwie lekcje religji w ciągu
drugiego półrocza". Albo: "Ksiądz odbył zamiast 60-ciu lekcyj
45-minutowych l8 lekcyj półgodzinnych, ll lekcyj 20-minutowych, l4 lekcyj
l5-minutowych i 3 lekcje l0-minutowe".Albo: "Ksiądz nie sklasyfikował
dzieci, wskutek czego świadectwa wydano bez noty z nauki religji" i t.d. i
t.d.Ale przejdźmy na teren właściwej pedagogiki i zapoznajmy się z opinją
kleru w sprawie stosowania kary cielesnej.
"Królowa Apostołów" w N-rze 3l. z l930 r. zamieszcza artykuł p. t.: "Dobry
sposób wychowania". Czytamy w nim:
Matak okazywała nam wielką miłość, ale gdy zasłużyłem, otrzymywałem cięgi
rzemieniem. Za każdym razem po takiej karze mówiliśmy z rozkazu matki:
"Dziękuję mamie za chłostę i proszę ją powtórzyć, kiedy zasłużę". - Bicie
zastosowane w razie potrzeby, wzmacnia ducha, jest zahartowaniem przeciw
przeciwnościom życia, gdzie rozpieszczony łatwiej upada.
W N-rze 3-cim l930 r. tego samego pisma czytamy:
Wcale nie lepiej się dzieje od czasu, gdy zaniechano rózgi. Radzę wam
rodzice, róbcie z niej użytek w razie potrzeby. NIe dozwólcie, aby dzieci
wasze nabrały złych zasad, chrońcie je od trucizny, która wkrada się pod
godłem oświaty i wolnomyślności.Zaglądnijmy do poważniejszej i z tytułu
przynajmniej sądząc, "więcej fachowej" książki, do cytowanego już
kilkakrotnie "Podręcznika Pedagogicznego" ks. Podoleńskiego. Oto, co za
zdanie tam znajdziemy:
Przesadne oburzanie się na każdą bezwzględnie karę cielesną ma swe źródło
w niezdrowym chrześcijańskim kulcie człowieka i dziecka i jest często
faryzeuszowskiem, gdyż wychodzi od ludzi, którzy lękają się ogromnie o
drobny ból fizyczny dziecka, ale nie wahają się wyrządzić mu ciężkiej
krzywdy przez podkopywanie chrześcijańskich zasad moralności i wychowania.
Zapytajmy więc o zapatrywania na karę cielesną któregokolwiek z księży,
chociażby tego księdza proboszcza z Mławy, który takie ciekawe rzeczy z
ambony umie o nauczycielstwie opowiadać. Otóż i on stwierdza oficjalnie na
posiedzeniu Rady Pedagogicznej, że "stojąc na gruncie katolickim, gdzie
Kościół uznaje i zachowuje szczyt kary cielesnej - śmierć, on uznaje karę
cielesną za potrzebną i skuteczną".
Tak brzmi teorja. A teraz praktyka. Oto dokument:
W dniu 3.II.l929 r. został mój syn Adam, uczeń II-giej klasy gimnazjum w
S... bez powodu pobity w bestjalski sposób przez księdza dyrektora tegoż
zakładu po twarzy. Gdy udałem się do księdza dyr. i zapytałem, co to ma
znaczyć, tenże powiedział: "Pierwszy raz mi się dopiero zdarza, że komuś
chodzi o taką rzecz".Oto inny dokument:
Do Pana Kierownika Szkoły Powszechnej w W.
Niejednokrotnie w rozmowie ze swoimi dziećmi dowiaduję się od nich, że są
karani uczniowie cieleśnie: np. grubym kijem, dużą linją i targane za
uszy, również chłopcy karzą jedni drugich na rozkaz księdza. Proszę P.
Kierownika o zwrócenie uwagi na nieodpowiednie postępowanie ks. proboszcza
Kr., gdyż na lekcji religji podobne fakty mają miejsce. Z poważaniem
(podpis).
Oto fakt inny:
"Robotnik" zamieszcza następujący list, otrzymany z Poznańskiego:
W państwowym seminarjum nauczycielskiem w W... w województwie Poznańskiem,
zaszły w czerwcu b.r. przykre wypadki. Uczniowie dwóch najwyższych kursów
czwartego i piątego zażądali od dyrekcji seminarjum wydania im świadectw
odejścia, przedkładając również na piśmie powód, dlaczego zmuszeni są to
uczynić. Żądanie uczniów poparli także ich rodzice.
Przyczyną tego niebywałego zdarzenia w szkolnictwie byli trzej nauczyciele
seminarjum, a mianowicie: ks. M..., K... i F... Pierwszy z nich bił po
twarzy uczniów ("Gazeta Robotnicza" Nr. 209, 7.IV.l926).
I znów fakt inny, zaczerpnięty z "Ogniska Nauczycielskiego" (czerwiec
l93l):
Ks. R... odkrył środek wychowawczy, dotąd w pedagogice nie stosowany,
który podajemy do wiadomości. Oto, jeżeli uczeń źle się zachowuje lub nie
umie lekcji, należy postępować tak: wiąże się sznurek do sufitu, robi się
pętlę i podstawia pod nią stołek razem z uczniem, wymawiając jednocześnie
takie mniej więcej słowa: "Oto patrz! - założę ci sznurek na szyję, kopnę
stołek nogą i zawiśniesz". Tym zabiegom przyglądają się koledzy
delikwenta. Skutek niezawodny.
A ponieważ Kościół idzie podobno z postępem, a teraz aktualne są
zagadnienia samorządu uczniowskiego, więc i ksiądz K... próbuje go po
swojemu stosować. Ustanawia mianowicie w klasie "policjantów" i "katów".
"Policjanci", stojąc podczas lekcji, pilnują porządku, a "kaci", zwykle
najgorszy element w klasie, wykonują przy pomocy kija wyroki.
Ten sam ksiądz odbiera na lekcji religji od dzieci "przysięgi", że nigdy
nie popełnią kradzieży.Bardzo czuły jest kler na punkcie umoralnienia
społeczeństwa, a zwłaszcza młodzieży. Różne urywki z kazań, przemówień,
wygłaszanych w obecności nieletniej dziatwy dają i w tym kierunku dość
materjału:
"Gdy mężczyzna patrzy pożądliwie na dziewczynę, to jakby już ją posiadał"
- mówi w kazaniu ksiądz w W...
"W Rosji - opowiada znów misjonarz - kobieta już od lat l6-tu jest do
użytku wszystkich i jest podobna do suki, samicy na drodze". - "Ksiądz
R... - jak donosi "Ognisko Nauczycielskie" (czerwiec l93l) - daje
uczennicom miejscowej szkoły takie zadanie: "Idźcie i zapytajcie się pań
nauczycielek, co to znaczy prostytutka". Ksiądz O... opowiada w szkole o
dziewczynie, "która miała jedno dziecko, a drugie było w drodze".
("Ognisko Nauczycielskie" styczeń l93l).
"Przegląd Łomżyński" z 28.II.l932 donosi, że kino "Zdrój" w Łomży,
mieszczące się w "Domu Katolickim", a cieszące się specjalną protekcją i
opieką kleru w następujący sposób zareklamowało sztukę p. t.: "Wesoły
pechowiec".
"W sobotę dnia l6 lutego" i t. d. "Wesoły pechowiec" "ll aktów.
Arcyciekawe i wesołe przygody uwodziciela kobiet, który po wielu
pikantnych i sensacyjnych wydarzeniach wraca do porzuconej narzeczonej" i
t.d. "Dla młodzieży dozwolony".O osobistym stosunku niektórych prefektów
do młodzieży krążą ponure wersje. Bardzo trudno przedostają się one na
światło dzienne i tylko niekiedy jakiś szczególny wypadek odsłoni rąbka,
skrywanej skrzętnie tajemnicy. "Głos Zagłębia Dąbrowskiego" z 3l.VIII.l930
r. przynosi rewelacyjne umotywowanie wyroku w tajnej sprawie sądowej
przeciwko księdzu W...
"Ksiądz Stefan W... - pisze "Głos Zagł. Dąbr." - winien jest, że:
l) w latach l927-l929 w W... i B..., jako duchowny i wychowawca w jednej
osobie, ze siedmioma swemi nieletniemi wychowańcami dopuszczał się czynów
nierządnych...
2) w tym samym czasie w W..., jako duchowny, nauczyciel i wychowawca
dopuścil się czynów nierządnych z chłopcem, mającym zaledwie ll lat...
Za to zasądzony zostaje na jeden rok więzienia.
Nielepsze też światło na postać księdza M..., jako katechety i wychowawcy
rzuca artykuł "Wolnomyśliciela Polskiego" z listopada l93l r. p.t.:
"Jeszcze jedna ofiara świętego celibatu". Jest tam historia dziewczyny,
która z VI klasy gimnazjalnej poszła na "gospodynię" do swego prefekta, a
po kilku latach karjerę swą skończyła oblaniem księdza kwasem siarczanym i
usiłowaniem samobójstwa.W głośnym na całą Polskę procesie łomżyńskim rolę
niefortunnego bohatera i pogromcy dziewczęcych strojów gimnastycznych
odegrał ksiądz Ł. O księdzu tym pisze jedna z matek:
"Od niejakiego czasu wprowadzono w Łomży nieprzystojny zwyczaj zapraszania
i przyjmowania uczennic szkolnych w prywatnych mieszkaniach nauczycieli
mężczyzn. Zwyczaj ten stosują zwłaszcza, nauczyciele religji, w czem
celuje ks. AL. Ł., nauczyciel Państw. Sem. Nauczycielskiego Żeńsk.
Nie chcę wnikać w to, w jakim celu przyjmowane są uczennice przez ks.
prefekta w jego prywatnem mieszkaniu, muszę jednak kategorycznie
zaprotestować przeciw tego rodzaju praktykom, niezgodnym z przyjętemi
zwyczajami w Polsce, by do mieszkania młodego mężczyzny mogły uczęszczać
uczennice państwowych czy publicznych szkół, którym w zaufaniu powierzają
rodzice swe dzieci.
Sądzę, że w proteście tym nie będę odosobniona i jest on wyrazem całego
szeregu rodziców, którym dobro swych córek leży na sercu". (Przegląd
Łomżyński" 2l.V.l93l).Jeszcze gorzej przedstawia się strona moralna
księdza Kł., który wprawdzie jako świadek w procesie łomżyńskim chwali
się, że naskutek jego nalegań dyrekcja seminarjum wydała zakaz spotykania
się dziewczynek z chłopcami na spacerach, ale sam popełnia czyny, o
których opinja publiczna tak się wyraża:
Brudy! - zbyt słabe to określenie dla zilustrowania tego, co na terenie
szkoły jeden z przyjaciół "Życia i Pracy" wyprawiał. Kodeks karny nazywa
to pospolicie zbrodnią, bo zbrodnią jest, gdy zwierzchnik, jakim jest
nauczyciel w stosunku do uczennic, wykorzystując swe stanowisko, używa ich
do zaspokojenia swych i swych przyjaciół chuci.
Już od kilku lat publiczna tajemnicą było, że jeden z księży prefektów
zdradza daleko idące skłonności erotyczne do swych uczennic, przejawiające
się w pisaniu do nich listów miłosnych, w przejażdżkach i wycieczkach z
poszczególnemi uczennicami sam na sam poza miasto. Wiele o tem mówili
szoferzy i właściciele taksówek, wiele opowiadała sobie młodzież i
zaniepokojeni o los swych córek rodzice. (Przegląd Łomżyński 2l.V.l933).
Czyny, które scharakteryzowaliśmy jako zbrodnie są tego rodzaju, że ze
względu na moralność publiczną opisywanie ich jest niedopuszczalne,
natomiast winny być przedmiotem rozprawy sądowej przy drzwiach
zamkniętych. Były one tem więcej demoralizujące, że popełniał je ksiądz
Kł. jako nauczyciel religji, jako moderator sodalicji i jako kapelan hufca
harcerskiego.
W sprawie omawianej posiadamy niezbite informacje, któremi w każdej chwili
możemy w interesie dobra publicznego służyć. (Przegląd Łomżyński).
Postępowanie księdza Kł. zwróciło wreszcie uwagę władz szkolnych, które
zawiesiły go w czynnościach jako nauczyciela religji i wszczęły
dochodzenia. Z faktu tego władze duchowne nie wyciągnęły należytych
konsekwencji. Pozwoliły np. księdzu Kł. już po zawieszeniu wygłaszać nadal
kazania do młodzieży szkolnej i zajmować się sodalicją. Sam ksiądz Kł.
zdobył się na tyle tupetu życiowego, że jak donosi "Przegląd Łomżyński" z
25.VI.l933 "na czele oddziałów męskiego i żeńskiego sodalicji Marjańskiej
z orkiestrą Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej demonstracyjnie maszerował
po ulicach miasta ŁOmży budząc nietaktem swoim zdumienie mieszkańców
miasta".Do działu swoistej pedagogji kleru zaliczyć należy walkę, jaką
toczy duchowieństwo z władzami szkolnemi i nauczycielstwem na tle kultu
wielkich ludzi.
"Ty jesteś gorszy, jak Piłsudski" - wymyśla uczniowi ks. katecheta T...
Nie cieszy się sympatją kleru cały szereg zasłużonych pisarzy polskich,
jak Żeromski, Konopnicka, Kaden - Bandrowski i wielu innych. W zwalczaniu
ich prozdują biskupi, jak świadczy o tem kilka poniżej zamieszczonych
dokumentów.
Oto pierwszy z nich:
Zygmunt Łoziński
z Bożej i Stolicy Apostolskiej łaski biskup piński.
Do Czcigodnych Ks. Ks. Katechetów.
W ubiegłych tygodniach prawie jednocześnie umarło dwóch głośnych pisarzy
naszych, Żeromski i Reymont. Obaj stoją przed stolicą Bożą i nie wypada
nam wyroków najświętszych, a ukrytych przesądzać. Ale tam, gdzie musimy
wypowiadać swe zdanie o umarłych, konieczne jest zrobienie różnicy między
nimi: jeden z nich żył po pogańsku i umarł nagle, drugi, acz nie bez
ułomności, bo któż z nas jest od nich wolny, nie negował, ani ukrywał swej
zależności od Pana i przygotował się na śmierć, jak przystało na pokornego
sługę bożego. Dzieła Reymonta można krytykować i niejedno im wytknąć. boć
to przecie dzieła ludzkie; ale nie jemu, lecz Żeromskiemu należy
sprawiedliwy zarzut postawić, że cokolwiek da się lub zechce ktoś
powiedzieć o jego spuściźnie literackiej, utwory jego stanowczo więcej
szkody niż pożytku przynieść mogą i przynoszą. Jest to pisarz, kochający
się w brudach i mówiąc ogólnie pesymista, nie karmi duszy czytelnika, lecz
ją zatruwa, a tam nawet, gdzie zdrową myśl chce rzekomo przeprowadzić,
zyskuje poklask jeno u bolszewików. ("Przedwiośnie")Zygmunt Łoziński
z Bożej i Stolicy Apostolskiej łaski biskup piński.
Pomimo to pospolity tłum czytających, a z nimi, niestety, ci z narodu,
którzy nie tylko krytycznie na rzeczy patrzeć powinni, lecz którzy ze
stanowiska swego mają obowiązek stać na straży ideałów narodowych i
moralności publicznej jak przedstawiciele władzy państwowej, kierownicy
oświaty i t. d., nie potrafili odróżnić "zasług" od zasług i obu zmarłym
pisarzom jednakowe piszą dytyramby i jednakowe oddają hołdy. Te hołdy i te
kadzidła nie przynoszą nic zmarłym, a o ile są niezasłużone, to wobec
powagi trumny stają się płaską komedją i świadczą o zupełnem wypaczeniu
pojęć i poczucia moralnego. Oddawać hołdy można tylko temu, co prawdziwie
wielkie.
Otóż wielkiem nie jest głośne imię, bo wówczas za największych należałoby
może poczytać najbezczelniejszych zbrodniarzy, wielkim nie jest sam
talent, który człowiek ma od Boga, bo on jest tylko narzędziem i jak każde
narzędzie może być użyte na dobro lub na zło, w szczególności nie można
nikogo za wielkiego poczytać za to, że umie pięknie słowa składać, bo
piękne słowa mogą nie tylko być pozbawione sensu, ale zawierać owszem i
treść złą bardzo, nie jest też wielkością być oklaskiwanym lub
dekorowanym, bo nikogo tak nie oklaskują, jak błaznów i baletnice, a
dekoracje honorowe codzień u nas tracą na wartości, będąc dawane nie jako
odznaczenie zasługi, lecz byle komu, jako zabawka, - wielkim jest tylko
ten, co czyni możliwie najlepszy użytek z daró bożych i stoi zawsze pełen
pokory wobec Przedwiecznego Prawodawcy i Króla swego.Zygmunt Łoziński
z Bożej i Stolicy Apostolskiej łaski biskup piński.
Po śmierci Żeromskiego zostały urządzone w niektórych zakładach odczyty o
nim. Nie można mieć nic przeciwko pogadankom lub odczytom informacyjnym,
młodzież nasza musi coś wiedzieć o głośnym autorze wielu książek. Ale
przegląd i charakterystyka utworów powinny być czynione rzeczowo, z punktu
widzenia chrześcijańskiego i w tonie ostrzeżenia przeciw temu, co w nich
jest złe lub szkodliwe, jako tez przeciw niewczesnemu wychwalaniu
człowieka, który zasługuje nie na pochwały, lecz, jako wielki grzesznik na
modlitwy o zmiłowanie boże.
Zwracam się z uwagami powyższemi do Was, moi Bracia Najmilsi, ponieważ
mając sobie powierzone duchowe kierownictwo naszej młodzieży szkolnej, a
poniekąd i ich najbliższych przewodników, obowiązani jesteście czuwać nad
tem, aby pod pokrywką patrjotycznych frazesów nie sączono do serc dziatwy
pojęć przewrotnych o dobru i złu, o zasłudze i grzechu, o pięknie
prawdziwem, o ideałach i ich parodji. Gdziebyście zauważyli wpływ idej
niewłaściwych, szerzonych lub szerzących się wśród młodzieży, tam
powinniście w sposób taktowny, oględny i wyrozumiały, modo suavi, sed
fortiter, z miłością dla tych, do kogo, o kim i przeciw komu mówicie, ale
odważnie stanowczo i z powaga pasterską zabierać głos i prostować zdania
fałszywe lub niebezpieczne.
Mówię w tej chwili z powodu zainicjowanych obchodów ku czci Żeromskiego,
ale dotyczy to wszelkich analogicznych wypadków. Tak np. niedawno w
rocznice śmierci Konopnickiej nawet katolickie niektóre wydawnictwa
umieszczały artykuły sławiące bez zastrzeżeń poetkę i zalecające młodzieży
przejąć się jej duchem, zapomniawszy snadź, że duch ten umiał nadymać się
głupią pychą i bluźnić Bogu. Czyż można przeciw temu nie protestować?
Pamiętajcie, że każdy z nas ma o sobie prawo i obowiązek powtarzać za
BOskim Zbawicielem: ego in hoc natus sum et ad hoc veni in mundum ut
testimonium perhibeam veritati (J. XVII.37). Pytającemu zaś z Piłątem:
Quid est veritas? (ibd. 38) niech odpowie sam Pan: omnis, qui est ex
veritate, audit vocem meam (ibd.37).
Z głębi serca udzielam Wam, Bracia Najmilsi, Waszym współpracownikom i
dziatwie przez Was prowadzonej, błogosławieństwa pasterskiego.
Dan w Pińsku l2 grudnia l925.
L. 982
(-) Zygmunt Bp.Ksiądz biskup sufragan Sokołowski przeprowadza walke o
Żeromskiego już nie za pośrednictwem katechetów, ale zwraca się z tą
sprawą i kilku podobnemi kwestjami bezpośrednio do młodzieży. W kwietniu
l930 r. cały szereg pism zamieścił bardzo znamienne "Oświadczenie", brzmi
ono następująco:
W dniach od 2 do 5 kwietnia br. podczas rekolekcyj, urządzonych dla
młodzieży siedleckich gimnazjów żeńskich, padły z ust ks. biskupa
sufragana Sokołowskiego z ambony słowa, skierowane przeciw państwowym
władzom oświatowym, szkołom polskim i nauczycielstwu polskiemu.
Była tam mowa o programach szkolnych, które nastawione są jakoby tak, by
budziły niewiarę w papieża, kościół i religję; o podręcznikach,
zawierających fałszywe wiadomości i pozornie naukowych wykładach szkolnych
opartych na fałszywych źródłach.
Były następnie ataki na poszczególne przedmioty nauki szkolnej, jak
historja, której młodzież musi się uczyć ze "sfałszowanych podręczników",
i jak przyroda i literatura.
Było wzywanie młodzieży do nieczytania obowiązujących i przewidzianych
przez programy szkolne dzieł Żeromskiego, którego ks. biskup określił jako
plugawca.
Były następnie wycieczki osobiste przeciw poszczególnym nauczycielom i
próby poderwania ich autorytetu w oczach młodzieży.
Wobec stwierdzenia wszystkich wyżej wymienionych faktów przez obecne na
rekolekcjach nauczycielki, niżej podpisani poczuwają się do publicznego
oświadczenia, że w zarzutach ks. biskupa sufragana Sokołowskiego widzą
niebezpieczną próbę podrywania wiary młodzieży w autorytet szkoły, jako
placówki naukowej i wychowawczej i w autorytet jej nadzorczych organów
państwowych z M. W. R. i O. P. na czele, jako najwyższą magistraturę
oświatową w Polsce; - kwalifikują owe wystąpienie ks. biskupa sufragana ze
względu na forum, przed którem przemaiwał, jako wysoce niepedagogiczne - i
dlatego też przeciw temu kategorycznie protestują.
Nauczycielstwo gimn. im. Królowej Jadwigi: ll podpisów.
Nauczycielstwo gimn. im. Hetmana Żółkiewskiego: 9 podpisów.
Nauczycielstwo gimn. im. B. Prusa: 8 podpisów.
Nauczycielstwo Seminarjum Nauczycielskiego: 9 podpisów.
Nauczycielstwo szkół powszechnych - Zarząd Oddziału Zw. N. P. S. P. w
Siedlcach: 6 podpisów.
Nauczycielstwo Szkoły Handlowej T.N.S.W.:2 podpisy.
Siedlce, dn. l3 kwietnia l930 r.Również bardzo charakterystyczne pismo
zamieściła "Gazeta Warszawska" z 23.I.l930 r. Oto treść:
"J.E. ks. dr. H. Przeździecki, biskup podlaski, wydał zarządzenie
następującej treści:
Do Księdza Dyrektora Gimnazjum Biskupa Podlaskiego w Siedlcach, do Księży
Prefektów i Duchowieństwa parafjalnego djecezji Siedleckiej czyli
Podlaskiej.
Otrzymaliśmy odpis następującego pisma:
"Kuratorium Okręgu Szkolnego Lubelskiego w Lublinie.
Dnia l0.I.l930 Nr.ll-63l/30. Sprawa: odczyty Juljusza Kaden-Bandrowskiego.
Do P.P. Inspektorów Szkolnych, Dyrekcyj Państwowych i prywatnych szkół
średnich ogólno-kształcących seminarjów nauczycielskich i ochroniarskich,
szkół zawodowych, państwowego pedagogjum i państwowego Wyższego Kursu
Nauczycielskiego w Lublinie.
W najbliższym czasie na teren Okręgu Szkolnego Lubelskiego przybywa znany
pisarz Juljusz Kaden-Bandrowski, aby wygłosić szereg odczytów, między
innymi i dla młodzieży. Zechcą Dyrekcje (P.P. Inspektorzy) przyjąć
powyższe do wiadomości i gdy będzie chodziło o odczyty dla młodzieży, nie
stawiać przeszkód, lecz poczynić wszelkie ułatwienia.
Za Kuratora Okręgu Szkolnego F. Wojciechowski, Nacz. Wydziału."
Wszyscy wiemy, że Juljusz Kaden-Bandrowski jest szerzycielem zasad
szprzecznych z nauką Chrystusa.
Wobec tego, jako głosiciel i stróż nauki Chrystusowej w djecezji
Siedleckiej czyli Podlaskiej, w imię otrzymanego nakazu od Zbawiciela:
"Idąc tedy, nauczajcie wszystkie narody, ucząc je chować wszystko,
cokolwiek wam przykazał", zobowiązujemy Ks. Dyrektora, Księży Prefektów i
Duchowieństwo parafjalne, aby pouczyli rodziców i młodzież kim jest
Juljusz Kaden-Bandrowski, aby wezwali rodziców do niepozwalania synom i
córkom swoim na uczestniczenie w odczytach Juljusza Kaden-Bandrtowskiego i
aby oświadczyli, że katolik wierzący nie może mieć nic wspólnego z
dążeniami Juljusza Kaden-Bandrowskiego.
Dan dnia l9 stycznia l930 r.
Henryk biskup.Te trzy dokumenty: pismo ks. biskupa Łozińskiego, ks.
biskupa Przeździeckiego i sprawozdanie z kazania ks. biskupa sufragana
Sokołowskiego budzą wiele refleksyj. Co się musi dziać w duszy dziecka,
które na lekcji języka polskiego zaznajomi się z wierszem "Jaś nie
doczekał" lub "Przed sadem", na lekcji śpiewu z pieśnią "Nie rzucim
ziemi", gdy nagle na lekcji religji dowiaduje się z ust katechety, że
autorka tych wierszy "umiała się nadymać głupią pychą i bluźnić Bogu". -
Jakie uczucia budzić się muszą w sercu młodzieńca, który na zalecenie
nauczyciela przeczytał "Syzyfowe prace", "Popioły", "Ludzi Bezdomnych",
gdy nagle uświadomi go katecheta, że Żeromski - "to plugawiec, - to
pisarz, "kochający się w brudach, zatruwający duszę czytelnika" - to
człowiek, "który zasługuje nie na pochwały, ale, jako wielki grzesznik, na
modlitwy o zmiłowanie boże". - Jak wybrnie z sytuacji uczeń, któremu z
historji walk niepodległościowych nie obce jest nazwisko
Kaden-Bandrowskiego, gdy niespodzianie spotka się z pouczeniem, że
"katolik wierzący nie może mieć nic wspólnego z dążeniami tego człowieka".
W związku z listami biskupów nasuwa się jeszcze jedna uwaga: pisma te
zwracają się do katechetów, a nawet do dyrektora gimnazjum, wzywając ich
do przeciwdziałania zarządzeniom władz szkolnych, a nawet do buntowania
młodzieży i rodziców. A przecież ci sami katecheci, jako funkcjonarjusze
państwowi, przysięgali ongiś, że będą spełniać swe obowiązki zawodowe, a
przecież ustawy szkolne wyraźnie powiadają, że każdy nauczyciel powinien
zarządzenie swej władzy przełożonej ściśle wykonać, nawet w tym wypadku,
gdyby to zarządzenie to nie odpowiadało jego zapatrywaniom osobistym.
Pytam, czyje zarządzenie spełnili interesowani tu katecheci i dyrektor
gimnazjum, czy zarządzenie swego biskupa, czy tez władz państwowych i jak
z duchem pedagogiki pogodzić tę dwoistość władzy w szkole? Niedawno temu
(9.VI.l933 r.) zamieścił "Gość Niedzielny" pełen patosu artykuł przeciw
szkole i nauczycielowi pod wiele mówiącym tytułem: "Targanie duszy
młodzieży". Wypda zapytać, kto to właściwie targa tę duszę młodzieży? Czy
to nie kler właśnie takiemi destrukcyjnemi występami?
Ale nie na tem jeszcze kończą się "wyczyny" pedagogiczne kleru. Z wielu
miejscowości dochodzą skargi, że księża, uczący w szkołach dość często
usiłują ośmieszyć na lekcjach religji nauczyiela i obniżyć jego powagę w
oczach dzieci.
Oto kilka przykładów:
Ksiądz Sz. podczas nauki religji przegląda zeszyty polskie, znajdujące się
w szafie i poucza dzieci, że zdanie, które im nauczycielka podyktowała,
jest błędne.
W miejscowości Ch... odbyło się pod kierunkiem nauczycielki przedstawienie
dizeci szkolnych. Na najbliższej godzinie religji ksiądz poświęcił
omówieniu przedstawienia znaczną część lekcji. Między innemi wyraził się
następująco:
Przedstawienie było głupie, a ten człowiek, czy ta człowieczka, co was
tego nauczyła, jest głupia.
Ksiądz P. poucza dzieci, że to, co im niektórzy nauczyciele na lekcjach
mówią, to są brednie i dzieci nie powinny ich słuchać. Urządza on na
lekcjach religji egzaminy z języka polskiego, daje dzieciom przy tej
sposobności noty jak najgorsze i ogłasza te noty z ambony.
Ksiądz H. mówi na lekcji religji do dzieci, że ich nauczycielki nic nie są
warte i że wobec tego należałoby je przepędzić. (Ognisko Nauczycielskie"
maj l929.
W miejscowości W... zdarzył się przykry wypadek. Podczas wycieczki
szkolnej łodziami kilkoro dzieci wskutek własnej nieuwagi wpadło do wody.
Skoczył im ratunek nauczyciel i wszystkie dzieci wyratował. Fakt ten
omawiał ksiądz P. na lekcji religji w klasie IV-tej, przypisując wypadek
brakowi należytej opieki. Gdy dizeci broniły grona nauczycielskiego,
przypominając, że przeciez byli tam nauczyciele i kierownik, ksiądz
odpowiedział: "oni sami potrzebują opieki". ("Ognisko Nauczycielskie"
marzec l929).W miejscowości K... na lekcji religji ksiądz M. upominał
ucznia takiemi słowami: "Tu nie siedzi zwyczajny nauczyciel, ale kapłan,
sługa Boży."
W miejscowości B. ksiądz odzywa się do spaźniającego się ucznia:
"Spaźniasz się, jak te profesory, co? Ja cię puszczę do komunji! Jak te
profesory się spaźniacie!?" (Polska Zachodnia 23 maja l930).Bardzo
pouczające kazanie wygłosił ksiądz dziekan B. w N. Między innemi tłumaczył
dzieciom szkolnym następująco: "Uczcie się tylko religji, a innego nie
musicie, bo jak nie będziesz umiał czytać, to pójdziesz do sąsiada, a on
ci przeczyta".
Podrywanie powagi nauczyciela przez księdza przybiera dość często postać
mniej lub więcej jawnego buntowania dzieci przeciw nauczycielowi, władzom
państwowym.
"Głos Prawdy" (Nr. 3-ci z l927) opowiada o prefekcie z B., który informuje
dzieci o swej antypatii do kierownika szkoły. Przywołuje je do siebie na
plebanję, każe podpisywać puste kartki, n aktórych potem sam wypisuje
protest przeciw nauczycielowi, sieje niezgodę między młodzieżą, doprowadza
do tego, że wyższe klasy dzielą się na dwie partje: partję nauczyciela i
partję księdza.
Podobną sytuację wytworzył w szkole ksiądz K. Namawia on dzieci, by nie
brały w niedzielę udziału w próbie śpiewu, zarządzonej przez inspektora,
całuje dziecko w głowę, gdy to zaproponowało napisanie pisma przeciw
władzom szkolnym i nauczycielstwu, ubolewa przed dziećmi, że nie może
zwołać do szkoły zebrania rodziców, "bo czy oni mi dadzą", w klasie VII
poucza, że nauczycieli nic nie obchodzi, co dzieci poza szkołą robią it.d.
it.d. A skutkiem tych nawoływań dzieci do nieposłuszeństwa, szerzenia
fałszywych wieści, tych poniewierań autorytetu nauczycieli i insynuacyj
było to, że w niektórych klasach potworzyły się obozy, co wysoce
utrudniało pracę, a nawet jeden z uczniów miał odwagę odnieść się do
nauczycielki w ten sposób: "A dlaczego p. kierownik i nauczyciele nie
chodzą do kościoła, bo ksiądz K. powiedział, że p kierownik i nauczyciele
powinni wszyscy do kościoła chodzić". Jeden z ojców, wezwany w sprawie
syna, mówi: "Ja swemu synowi mówię, żeby nie słuchał księdza, tylko
nauczycieli".
"Ognisko Nauczycielskie" ze stycznia l93l r. zamieszcza następujący
obrazek:
Ksiądz urządza rekolekcje, a po spowiedzi zwołuje do pokoju oddział VII i
VI, odczytuje skargę do biskupa na nauczyciela, że uczy bezbożnych reczy i
każe dzieciom podpisywać. Dzieci protestują, mówią, że pan im tego na
lekcji nie mówił i że nie podpiszą. Ale od czegóż są sztuczki jezuickie,
wiodące każdą drogą do celu? "Czy wam tak mówił, czy inaczej, to wszystko
jedno, ale mówił". - Groźna postawa księdza, drzwi zamknięte, twarda dłoń,
która potrafi do stolika zbliżyć opierającego się, zrobiły swoje. Dzieci
podpisały. Wróciły do domu, opowiadają rodzicom, na zapytanie ich dlaczego
podpisały, jeżeli to nieprawda, - krótka odpowiedź: - "Ksiądz krzyczał,
doskakiwał do nas, bałyśmy się". - "I o wszystkiem, co ja wam mówię,
nikomu nie mówcie, ani nauczycielom, ani rodzicom." - Tajemnica! - To są
ułamki tego, co się na lekcjach religji dzieje, małe błyski, które wydarły
się z pod nakazanej tajemnicy. Swą destrukcyjną pracę posuwają niektórzy
księża aż do organizowania wśród dzieci szpiegostwa.
Ksiądz N. wypytuje się dzieci podczas kolendy, czy to prawda, jakoby w
szkole uczono, że niema ani Boga, ani piekła, ani aniołów.
Ksiądz K. przyznaje, że istnieje wywiad wśród dzieci szkolnych.
Ksiądz Kz. ucieka się do ubliżającego szpiegostwa i wypytuje dzieci o
czynności ich wychowawców.
Ksiądz M. mówi do nauczyciela: "Ja mam w szkole między dziećmi szpiegów,
którzy donoszą mi, co pan robi i mówi".
Ten sam ksiądz publicznie oświadcza: "Tylko jedno dziecko na całą szkołę
powiedziało, co nauczyciel mówił, bo inne boją się i nie powiedzą ani
mnie, ani wam". Rodzice po takiem powiedzeniu proboszcza bili w domu
dzieci prawie do nieprzytomności, każąc im wyjawić, co nauczyciel w szkole
mówił".
Ksiądz T. ustanawia w każdej klasie zaufanych uczniów, zwanych przez
kolegów "skarżypytami", "szpiegami", "bolszewikami" i t.p., którzy w
tajemnicy przed wychowawcami notują nieobecnych na nabożeństwach
szkolnych". (Głos Nauczycielski, str. 67. l926).
Groza ogarnia, gdy się pomyśli, ile spustoszenia moralnego w sercach
dzieci takie "metody wychowawcze" kleru wyrządzają.
I nietylko w ten sposób deprawuje się dusze dziecięce: Z miejscowości M.
donoszą, że 22.IX.l929 r. odbyło się tam nabożeństwo szkolne, podczas
którego ksiądz K. nawoływał dzieci do zbierania składek na misje. Po
nabożeństwie wręczył niektórym dzieciom nieopieczętowane skarbonki i
polecił małym kwestarzom iść na wieś po datki. Równocześnie pouczył
dzieci: "Jeśli zobaczysz policjanta, to schowaj skarbonkę pod pachę, żeby
nie widział".
Takto współpracują niektórzy księża w wychowaniu lojalnych, uczciwych
obywateli państwa.Wobec takich faktów bledną inne grzechy pedagogiczne
kleru, jak np. fatalne błędy językowe, które spotykamy często w pisemkach
klerykalnych: "Mały Gość" cieszy się Tobie odpowiedzieć". - "Mały Gość nie
będzie mógł oglądać wasze jasełka". - "Wszystkie dzieci w Sierocińcu,
dziewcząt i chłopców serdecznie pozdrawia "Mały Gość". ("Mały Gość"
8.I.l933 i 5.II.
Uprawianie partyjniactwa wśród dzieci zajmuje w metodach kleru bardzo
poważne miejsce. Wspomniany przed chwilą "Mały Gość" (l9.II.l933) tak
pisze w artykule p. t. "Kochane dzieci"
"Słyszeliście lub czytaliście, jak niedawno jeszcze temu niektórzy w
Polsce chcieli usunąć Sakrament małżeństwa, wzorując się na bolszewikach.
Nie udał im się ten plan, gdyż przekonali się, że katolicy czuwają, że
katolicy nie dadzą się prowadzić na ich sznurku. Obecnie znowu rzucili się
na naukę religji w szkołach na Śląsku, chcąc ją umniejszyć o dwie godziny,
a następnie z pewnością usunąć Boga i Jego naukę ze szkół. Powyższe
przykłady to dopiero zaczątek jawnej walki podjazdowej ludzi wrogich
religji w Polsce" i t.d.
Osławiony "Gość Niedzielny" z 8.II.l933 zamieszcza list rzekomo dziecka
szkolnego następującej treści:
"Kochany Mały Gościu!" - Chodzę do 7 kl. szkoły powszechnej, chodzę do
niej z wielką przyjemnością. Z pośród wszystkich lekcyj najlepiej uczę się
religji. Mamy jej tylko cztery godziny w tygodniu. Jeszcze podobno chcą
nam ją skrócić, ale by nam bardzo dokuczyli, gdyby nam to najmilsze ze
serca wyrwali. Drogi "Mały Gościu", módl się za nami lub wstaw się za nas,
by nam tej krzywdy nie czynili, bo ja sądzę, że ten człowiek, który
przyszedł na taki pomysł dostał pomieszania zmysłów, inaczej tego sobie
przedstawić nie mogę, jak można coś tak okropnego uchwalić. K. H.
uczennica 7 kl. szkoły powszechnej". "Kurjer Lubelski" z 8.II.l932
przynosi następującą wiadomość:
"W szkole w Z. ksiądz rz.-kat. dokonywał w dniu 2l i 22 stycznia b. r.
niedozwolonego wymuszania od uczniów klasy V, VI i VII podpisów przeciw
projektowi Komisji Kodyfikacyjnej w sprawach małżeńskich. No! I zapewne
podpisy zdobył! Bo jakżeby inaczej! Przecież "niezależna opinja katolicka"
złożona z l0-cio i l2-latków bardzo chętnie stanie w obronie
nierozerwalności węzła małżeńskiego".
Z miejscowości Z. donoszą, że tamtejszy ksiądz uczy w gimnazjum na
lekcjach religji, że:
"l) polska obecnie nie ma błogosławieństwa, ponieważ u steru rządu stoją
masoni.
2) Ostatnie wybory do sejmu na Śląsku odbyły się pod presją, a on o tem
napisał już do kogo trzeba.
3) Więźniowie w Brześciu tak cierpieli jak św. Jan.
Występy takie katechety - kończy informator z Z. - wytwarzają niepożądany
ferment wśród młodzieży, czego objawem jest, że po skończonych takich
lekcjach tworzą się zawsze dwa obozy z uczni, którzy, politykując, skaczą
sobie wprost do oczu.
"Ognisko Nauczycielskie" z maja l930 podaje fakt następujący:
"W szkole powszechnej w S. naucza religji ksiądz O. Zabronił on dzieciom
śpiewania na lekcji "Pierwszej Brygady", oraz zaklinał dzieci, by
sprzeciwiły się nauczycielowi śpiewu, gdyby ten polecił im śpiewać tę
pieśń.
W dniu 2 kwietnia b. r. ksiądz O. słysząc, że dzieci klasy III śpiewają z
nauczycielem "Pierwszą Brygadę" wtargnął do klasy, nie usunął się z niej
na żądanie nauczyciela, lecz stanął za nim i mimiką, gestami zabronił
śpiewania pieśni. Nauczyciel wobec tego przerwał naukę, a zbożny kapłan
zaczął chwalić dzieci: "Zuchy jesteście, tak zawsze róbcie".
W dniu 4 kwietnia w klasie piątej ksiądz O. zaczął krytykę obecnego
systemu rządzenia, że w Polsce nie rządzi Pan Prezydent Mościcki, tylko
Piłsudski, że dawniej było lepiej, bo podatki były mniejsze, a dzisiaj
rząd nakłada podatki większe na gospodarzy, by wypłacać pensje takim
niedowiarkom, niemcom, którzy nas chcą zgermanizować. Dalej zalecał nie
śpiewać niemieckiej "Pierwszej Brygady" oraz zajął się analizą jej treści,
mówiąc, że słowa "na stos" to oznaczają, że oni chcieliby wszystkich
Polaków rzucić na stos". Dużo refleksyj budzi zestawienie pewnych faktów w
art. p.t. "Gdzie odpowiedzialność?" ("Przegląd Łomżyński" 22.XI.l93l).
Artykuł w wyjątkach brzmi:
Dnia ll listopada Społeczeństwo Łomżyńskie obchodziło uroczyście, jak
nigdy przedtem, l3-tą Rocznicę Odzyskania Niepodległości Polski, przyczem
udział młodzieży szkolnej był imponujący. patrząc na liczne i karne
szeregi młodych obywateli, doznawało się uczucia radości i ulgi duchowej,
że rozpoczęte dzieło odbudowy mocarstwowego stanowiska odrodzonego Państwa
ujmie po nas we właściwe ręce nowe pokolenie.
Dnia l2 listopada na skutek zarządzenia księży prefektów odbyła się
spowiedź młodzieży wszystkich szkół państwowych i prywatnych. Tego samego
dnia młodzież szkolna pod hasłem "Precz z żydami" demonstrowała na ulicach
miasta.
Dnia l3 listopada po odbytej komunji św. młodzież usiłowała realizować
hasła dnia poprzedniego. W demonstracji wieczorowej wzięły udział również
szumowiny miejscowe, a punktem kulminacyjnym była owacja przed Kurją
biskupią.
W dniu dzisiejszym ma się odbyć "Uroczysty Wieczór ku czci ks. biskupa
Stanisława Łukomskiego, oraz publiczne złożenie hołdu ks. biskupowi z
okazji jego imienin. Budzi się wśród odpowiedzialnych sfer społeczeństwa
uzasadniona obawa, by nie powtórzyły się smutne wypadki dni
poprzednich".Okresy wyborów - to zarazem okresy wzmożonej "akcji
politycznej" kleru w szkole. Dzieci szkolne bywają wówczas dość często
używane do rozdawania kartek wyborczych, broszur agitacyjnych i t.p.
(miejscowość Kb., Kl i inne).
I nic dziwnego, że katecheci tak zapamiętale "politykują" na terenie
szkoły. Leży przede mną odezwa przedwyborcza ze Śląska Cieszyńskiego,
zatytułowana: "Ludu Katolicki", pod która widnieje 29 podpisów księży, a
wśród nich: ksiądz K.K. profesor religji w Bielsku, ksiądz A.P. profesor w
Bielsku, ksiądz J.S. profesor religji w Cieszynie, ksiądz Radca E.B.
profesor religji w Cieszynie, ksiądz F.T. profesor religji w Bobrku,
ksiądz J.P. profesor w BIelsku, ksiądz E.R. profesor religji w Skoczowie,
ksiądz Dr. J.W. profesor religji w Cieszynie.
Jeśli tych wszystkich "profesorów" i "profesorów religji" nie rażą ich
własne nazwiska, zamieszczone wraz z tytułami pod "czysto katolicką" -
oczywiście opozycyjna listą wyborczą, to łatwo zrozumieć, że nie razi ich
również partyjnictwo, jakie oni, względnie ich koledzy uprawiają w szkole.
Rozwijanie na terenie szkoły akcji misyjnej, a zarazem tworzenie różnych
kółek religijnych wśród młodzieży stanowi jeden z poważniejszych działów
pracy pedagogicznej kleru. Do działalności tej kler przywiązuje ogromną
wagę.W Misjach Katolickich" ze stycznia l930 znajdujemy ustęp, poświęcony
jednemu tylko działowi tej akcji, a mianowicie: "Sekcjom Misyjnym
Sodalicyj Marjańskich Uczennic Szkół Średnich". Czytamy tam:
"Z bardzo wielu względów natury pedagogicznej zasługuje na szczere
poparcie ruch misyjny wśród szkolnej młodzieży. Jest to twierdzenie, które
już parokrotnie zostało udowodnione na różnych zebraniach nauczycielstwa
po katolicku myślącego. Nawet stojący zdala od Kościoła potwierdzają to
zapatrywanie. Dzięki zainteresowaniom misyjnym, wprowadzonym do szkoły,
umysł młodzieży wchodzi w znacznie poszerzony krąg wiadomości, dziwnie
barwny i pociągający młodzieńczą wyobraźnię i tak samo serce, dzięki tym
zainteresowaniom, urabia się w najlepszej szkole pracy i poświęcenia dla
szczytnej idei. Uwagi te nabierają szczególniejszego znaczenia w
zastosowaniu do młodzieży żeńskiej. Przecież praca misyjna to
najcudniejszy hymn miłości, owej miłości, która jest jakby duszą duszy
kobiecej. Zarówno więc młodzież żeńska, jak misje mogą dużo zyskać na
obopólnem zetknięciu. Kontakt ów musi być stały, jeśli ma być naprawdę
pożyteczny. Zapał dla pracy misyjnej musi w świątyni duszy kobiecej płonąć
stale, jak "wieczna lampka". W ogromnej większości wypadków możliwe to
tylko wówczas, gdy ów zapał ujęto w jakiś system, w jakąś organizację".
I istotnie "ujęty w system" i eksploatowany na rzecz misyj zapał młodzieży
żeńskiej wydał poważne rezultaty:
"Sekcje Misyjne Sodalicyj Marjańskich Uczennic Szkół Średnich w l929 r.
prenumerowały około l.500 różnych czasopism misyjnych, nie licząc
"Roczników Pap. Dzieła Rozk. Wiary". Z książek misyjnych ich bibljoteki
wykazały 744 dzieł i broszur. W l929 r. urządzono 8l nabożeństw misyjnych,
l58 wykładów i l7 wieczornic, względnie akademij misyjnych. Roboty ręczne
(hafty, szycie ornatów, bielizny kościelnej i t.d.) zorganizowało 25
sodalicyj. Jałmużn na misje przesłano w gotówce 6.392,05 zł. - Jakiż to
przebogaty plon! - " (Misje Katolickie" styczeń l930).Pokaźne zatem są -
jak widzimy - wyniki pracy "Sekcyj Misyjnych Sodalicyj Marjańskich
Żeńskich", a przecież jednak nie dorównują one wynikom innych kółek
religijnych. Oto "Mały GOść" z 22 stycznia l933 r. donosi, że w miesiącu
grudniu ub. r. dzieci, należące do "Dzieła Św. Dziecięctwa Jezus", na
terenie samej dziecezji katowickiej złożyły kwotę 2.928 zł. 56 gr.
Jeśli uprzytomnimy sobie te długie szeregi zabiedzonych, niedożywionych
dzieci śląskich, które, obałamucone wzruszającemi historyjkami o
pogańskich murzyniątkach, potrafiły w ciągu jednego miesiąca ostrego
kryzysu ekonomicznego, w dzielnicy najwięcej dotkniętej bezrobociem,
zgromadzić blisko 3000 zł. na cele obce, nie mające nic wspólnego ani z
ich nędzą, ani z licznemi potrzebami państwa i społeczeństwa, to ów
rezultat "pracy pedagogicznej" kleru wydaje się czemś potwornem.
A nic dziwnego, że takie wyniki są u nas możliwe. W jednym ze sprawozdań
misyjnych czytamy:
"Księża katecheci w swoich szkołach wygłaszali w roku sprawozdawczym
jedną, dwie konferencje na tematy misyjne, a w kółkach i na wieczornicach
urządzali referaty o misjach i dziełach misyjnych. Urządzono w jednej
dziecezji 842 nabożeństwa misyjne, 307 wieczornic po parafjach, 84
nabożeństwa i l44 wieczornic w uczelniach".
Inne sprawozdanie wspomina, że w wyświetlaniu filmu misyjnego
"gremjalny udział miały wszystkie szkoły, począwszy od Seminarjum
Duchownego, Seminarjum Nauczycielskiego i Gimnazjum, aż do szkół
zawodowych i powszechnych. Był również na wyświetlaniu, stojący garnizonem
w S. 4 pułk saperów".Dodajmy do tego masowe kolportowanie w szkołach
pisemek takich, jak "Rycerz Niepokalanej", "Mały Misjonarz", "Sodalis" i
wielu innych, referaty, wygłaszane w różnych kółkach, np. "Sekty i
sekciarze w Polsce", "Cud św. Januarego", "Sprawa Galileusza", "Udział
Polski w pracy misyjnej", "Jak pomagać misjom", "Działalność misyjna
zakonów św. Franciszka serafickiego", "Masonerja, a młodzież", "Czego nas
uczy prześladowanie Kościoła w Meksyku" i t.d. i t.d., a oczywistą stanie
się rzeczą, że młodzież, wychowywana w ten sposób jest nie tylko bezbronna
wobec zachłanności materjalnej kleru, ale również wobec głoszonych przez
niego poglądów politycznych i społecznych. Na tle takiego kierunku
wychowawczego, obejmującego niestety swym zasięgiem poważne zastępy
uczniów i uczennic, różne ekscesy młodzieży akademickiej stają się
zjawiskiem więcej zrozumiałem. Obecne projekty wprowadzenia akcji misyjnej
do programu nauki religji muszą wobec powyższego budzić poważne
zastrzeżenia.
Kolportowanie różnych pism klerykalnych na terenie szkoły usiłuje niekiedy
przybierać formy b. charakterystyczne. Kierownicy szkół w pewnej
miejscowości otrzymali od jakiejś bliżej nieznanej osoby p. Barbary K.
pismo następujące:
Do W. Pana Kierownika szkoły w K. H.
Będąc organizatorką na miasto K. H. mam od ks. Redaktora Czerneckiego
polecenia, wyznaczać m. in. w szkołach po jednym zelatorze, któryby starał
się o abonentów "Głosu Misji Wewnętrznej" wśród nauczycieli i nauczycielek
i doręczał im każdy miesiąc wymienione pisemko.
Proszę o łaskawe polecenie podległemu Panu Kierownikowi personelowi
nauczycielskiemu, by nie bronił swemu zelatorowi sprzedawania wymienionego
pisemka, oraz by Szanowne Nauczycielki i Nauczyciele zechcieli możliwie
najliczniej abonować "Głos Misji Wewnętrzenj".
Najprzewielebniejszy Ksiądz Biskup Stanisław Adamski każe Sobie przedłożyć
sprawozdania poszczególnych organizatorek w szkołach, przyczem poleca, by
przeczytane pisemka rozdawali między ubogą dziatwę szkolną.
Proszę przyjąć i t.d. Barbara K...Działalność pedagogiczna kleru wnosi
często w życie szkoły wiele chaosu i zamieszania.
Ksiądz D. np. przygotował z dziećmi szkolnemi na akademję papieską imprezę
w tajemnicy przed nauczycielami.
Ksiądz K. również bez porozumienia się ze szkołą organizuje
przedstawienie, a pociągnięty do wytłumaczenia się, tak między innemi
sprawę wyjaśnia:
"Jako proboszcz miałem prawo w kościele na ambonie i w kancelarji
parafjalnej informować młodzież szkolną jak najlepiej ochodzić
uroczystości świętych. Z tego prawa skorzystałem. Jako ks. prefekt w
szkole to samo robiłem. Sądzę się być niezależnym od sądów kierownika
szkoły w myśl rozporządzenia min. W.R. i O.P. z dn. 25.VI.l923. Sądzę, że
dzieci szkolne poza szkołą, pod opieką ogólną swych rodziców i nadzorem
Opieki Szkolnej mają możność obrócić się, gdzie uznają za słuszne, o pomoc
w zorganizowaniu obchodów. Tem bardziej w czasie, w którym szkoła urzędowo
uroczystości nie urządza".Ciekawie pojmuje swe stanowisko w szkole ksiądz
P. Pisze on list następujący:
K..., dnia 2.l2.l929 r.
Do Kierownictwa miejscowej szkoły kat. w K...
Nawiązując do naszej wczorajszej, tak długo trwającej rozmowy donoszę, iż
jako proboszcz tutejszej parafji, udzielając lekcji religji, nie podlegam
obowiązkom stałego, przez województwo ustalonego katechety, zatem nie
należę do grona nauczycielskiego i sensu stricto.
Z tytułu duszpasterstwa bowiem, jako proboszcz udzielam religji, które to
czynności zachodzą z punktu mego widzenia w zakres pracy duszpasterskiej,
a nie katechety państwowo opłacanego i do grona nauczycielskiego
inkardynowanego.
W myśl "Wiadomości Diecezjalnych" z dnia 20 września l929 r. "ma
duchowieństwo nietylko prawo udzielać religji w szkołach powszechnych, ale
nauka ta w pierwszym rzędzie do niego należy".
Za czasów pruskich byli proboszczowie inspektorami szkolnymi lokalnymi i
powiatowymi, zatem niezgodnem by było z godnością kapłańską, gdyby
autorytet proboszcza zależny był od autorytetu każdorazowego kierownika
szkoły.
Sprawy nasze osobiste, miłe czy przykre, będziemy załatwiać w kancelarji
parafjalnej.
Z okazji mych Imienin oczekują dzisiaj w południe gości, proszę zatem o
łaskawe zastąpienie mnie w moich godzinach.
Z góry już dziękując, pozostaję z pozdrowieniem. Wasz Ks. F... P...
Proboszcz.
A w cztery miesiące później ten sam ksiądz pisze do kierownika szkoły inny
list, który w wyjątkach brzmi:
"Powołując się na rozporządzenie Władzy Duchowej z dnia 26.IX.l929 r.
zapowiedziałem dzisiaj, iż od l kwietnia będą się odprawiały nabożeństwa
szkolne i to w środy i soboty o godz. 7 rano, na które to nabożeństwa mają
być prowadzone dzieci szkolne w szeregach i dozorowane przez pp.
nauczycielów, wzgl. pań.
Ze względu, że na Górnym Śląsku mamy szkoły wyznaniowe, zachodzi
zarządzenie to pod zakres duszpasterstwa parafjalnego. Zresztą w kwietniu,
w czasie wiosennym, żadnej poważnej zimy już niema, tak, że dzieci na
nabożeństwa przyjść mogą wzgl. muszą.
Ks. F... P... Proboszcz
Widocznie dla nadania niektórym swym słowom specjalnej wagi, podkreślił
ks. P. w liście czerowym atramentem zwroty następujące: "mają być
prowadzone dzieci szkolne w szeregach i dozorowane przez pp. nauczycielów,
wzgl. pań", "na Górnym Śląsku mamy szkoły wyznaniowe", oraz "przyjść mogą
wzgl. muszą".Zapowiadanie dzieciom różnych spraw z ambony z pominięciem
szkoły jest zjawiskiem dość powszechnem.
Ksiądz Kp. np. mówi w kościele: "Oni (nauczyciele) kazali wam zebrać się w
szkole, aby stamtąd razem z wami przyjść do kościoła, lecz wy ich nie
słuchajcie, przychodźcie prosto do kościoła, sami sobie damy radę".
Ksiądz Kw. zapowiada z ambony spowiedź dzieci szkolnych bez porozumienia
się z kierownikiem. Na zwróconą mu z tego powodu uwagę, twierdzi, że
rozporządzenia władz szkolnych nic go nie obchodzą, on stosuje się jedynie
do zarządzeń biskupa, a rozmowę swą kończy potokiem epitetów pod adresem
nauczycielstwa: "Łajdaki, bolszewiki, komuniści, ja was wszystkich
porozpędzam!"
Ksiądz M. urządza spowiedź szkolną w czasie feryj Bożego Narodzenia.
Ksiądz w L. radzi dzieciom nie iść po pierwszej komunji przez dwa dni do
szkoły, "by nie zgrzeszyły".
Ksiądz P. sprzedaje dzieciom kartki do spowiedzi po 20 groszy ("Ognisko
Nauczycielskie" czerwiec l932).
Ksiądz D. zajmuje chłopców szkolnych jako ministrantów. Chłopcy ci
opuszczają często dla asystowania w uroczystościach kościelnych naukę
szkolną.
Takich i podobnych kwiatków z "niwy pedagogicznej kleru" możnaby jeszcze
wiele, wiele wyliczyć. Możnaby tu np. zebrać dość interesujące głosy na
temat wychowania fizycznego i przysposobienia wojskowego młodzieży,
zwłaszcza żeńskiej:
"Sport obecny, przystosowany głównie do natury męskiej, wpływa ujemnie na
sposób myślenia, czucia, na zamiłowania i dążenia oddających mu się
kobiet, przyczynia się do zacierania różnicy płci" i t.d. - "Ponieważ
chodzi o przysposobienie wojskowe, wypada ze względu na naturę dziewczęcą,
okazać wielką powściągliwość w wychwalaniu tego pomysłu." ("Podręcznik
Pedagogiczny" ks. Podoleńskiego, str. 97 i l06).
Możnaby tu także podjąć próbę szukania odpowiedzi na ciekawe zjawisko,
dlaczego "Podręcznik Pedagogiczny" ks. Podoleńskiego o 392 stronach druku
znalazł niespełna aż cztery strony na rozwinięcie takiego zagadnienia jak:
"Wychowanie obywatelskie", dlaczego tenże "Podręcznik" ryzykuje
twierdzenie, że "poezja romantyczna przeczuliła niektórych pod względem
miłości Ojczyzny" (str. 227) - że, "dobry katolik na mocy katolickiej
nauki, jest tem samem dobrym obywatelem", (str. 280) - że, "praktykujący
katolicy, znający dobrze zasady wiary, posiadają już najważniejszą część
przygotowania pedagogicznego" (str. 24) i t.d.
Możnaby tu również zastanowić się na "głębokiemi" myślami ks. Langiera,
który w swej broszurce "O wiejskich ochronkach" tak pisze:
"Wiadomo, że każda rzecz im tańsza tem dostępniejsza, a więc łatweijsza i
popularniejsza. Każdy przyzna, że ochroniarka wykształcona i uzdolniona ma
większe wymagania. A znów zwyczajna, pobożna szwaczka na mniejszem
poprzestanie. W mieście potrzeba uzdolnienia większego, na wsi i mniejsze
wystarczy. Nie tyle uczoności, ile serca, serca i jeszcze raz serca chcemy
od ochroniarki".
Jak więc widzimy, na jakikolwiek pedagogiczny temat kler głos zabierze,
czy opinję swą czynem udokumentuje, to opinja ta jest nawskroś
"oryginalną".Dekanat w Pacanowie, prawdopodobnie celem spopularyzowania
metod pedagogicznych kleru, oraz przedłużenia sławy swego grodu, gdzie,
jak wieść niesie ongiś kozy kuli i kowala zamiast ślusarza wieszali,
podjął następującą uchwałę:
"Dla poprawienia braków wychowawczych w szkolnictwie uchwala dekanat
zwrócić się do Akcji Katolickiej, aby zechciała objąć referaty z dziedziny
wychowawczej na zebraniach rejonowych nauczycielstwa, głosząc je
przynajmniej dwa razy do roku w każdym rejonie"
(Kielecki Przegląd Diecezjalny" luty l932).
Z pomiędzy różnych wyczynów "pracy pedagogicznej" kleru wyróżnia się
działalność księdza prefekta Ł. z Łomży. Wprawdzie działalność ta nie jest
tak bardzo różna od działalności innych prefektów, ale zyskała sobie
rozgłos dzięki procesowi, jaki wytoczył ksiądz Ł. ośmnastu nauczycielom
oraz redaktorowi "Przeglądu Łomżyńskiego".
Sławny proces zakończył się niesławną porażką księdza Ł. Wszyscy oskarżeni
zostali uniewinnieni we wszystkich instancjach sądowych, oskarżyciel
ksiądz Ł. został skazany na poniesienie kosztów procesu, sam proces rzucił
snop światła na rolę, jaką kler w polskiej szkole usiłuje odegrać.
Tłem procesu było "Święto Sportowe", na którem miały wystąpić w zawodach
również uczennice Żeńskiego Seminarjum Nauczycielskiego. Do zawodów tych
przygotowywały się uczennice na stadjonie pod kierunkiem i opieką
nauczycielki wychowania fizycznego. Oczywiście ćwiczenia odbywały się w
kostjumach gimnastycznych i ta okoliczność właśnie stała się punktem
zaczepnym do ataków na szkołę.
Ksiądz prefekt Ł. - rzekomo w imię moralności - zapowiedział nauczycielce
wychowania fizycznego, że nie dopuści do tego, by uczennice brały udział w
"Święcie Sportowem". Istotnie, wkrótce potem kilka uczennic sodalisek
odmówiło udziału w ćwiczeniach, a dyrektor seminarjum odwołał wobec tego
zawody. Zdawałoby się, że na tem powinna być sprawa zakończona, a ksiądz
Ł. - syt tryumfu - winien uspokoić się na czas jakiś.
Ale nie. W dniu Bożego Ciała odczytano w kościołach diecezji łomżyńskiej
orędzie biskupie, ganiące Święto W.F. i P.W., a specjalnie piętnujące
Seminarjum Nauczycielskie Żeńskie. O orędziu tym jedna z nauczycielek p.
G. zeznaje w procesie następująco:
Byłam z uczennicami w kościele w dzień Bożego Ciała. Podczas nabożeństwa
było odczytane "orędzie" ks. biskupa Łukomskiego. Miałam uczucie, że spada
od ołtarza na nauczycieli niesprawiedliwość, a w oczach uczennic widziałam
zdziwienie i wzrok pełen zapytania...Oczywiście orędzie oburzyło w wysokim
stopniu grono nauczycielskie, które wystosowało do księdza prefekta Ł.
pismo następujące:
Łomża, 26.V.l932 r.
Do Księdza Aleksandra Ł..., Nauczyciela religji w Państwowem Seminarjum
Nauczycielskiem Żeńskiem w Łomży.
Na skutek orędzia biskupiego, odczytanego w kościołach tutejszej diecezji
w dniu 26.V.l932 zebrali się niżej podpisani i stwierdzili, że orędzie to
zostało wywołane niekoleżeńskiem postępowaniem Księdza w stosunku do nas i
fałszywą interpretacją faktów.
Wobec tego uważamy, że Ksiądz ponosi odpowiedzialność za : l) wprowadzanie
destrukcji w pracy wychowawczej na terenie szkoły, 2) rozdźwięku między
nauczycielstwem a młodzieżą, 3) kopanie przepaści między społeczeństwem.
W wyniku powyższego przestajemy uważać Księdza za kolegę i nie podajemy mu
ręki.
Podpisy grona nauczycielskiego).
Witczak, Zarośliński, Gulbińska, Grzymknowska, Zdziarski,
Korynkiewiczówna, Kronenberg, Kronenbergowa, Piotrowska, Gawarecka,
Jaworowski, Żarnoch, Filipczuk, Muszyna, Kochański, Cywińska, Folwarczna,
Kozłówna.
List powyższy przedrukował w parę dni później "Przegląd Łomżyński".
Dotknięty bojkotem ksiądz Ł. zaskarżył wszystkich podpisanych pod listem
oraz redaktora "Przeglądu Łomżyńskiego" p. Piotrowskiego do sądu o
zniesławienie i w ten sposób sprawa cała znalazła się przed forum
sądowem.Proces sam był niezwykły w swoim rodzaju. Na ławie oskarżonych
zasiadło omal że całe grono nauczycielskie, oskarżał ksiądz prefekt, który
na świadków wezwał pięciu innych księży i kilkanaście uczennic, przeważnie
sodalisek. - Grono nauczycielskie w szukaniu świadków było w gorszem
położeniu. Nie mogło przecież wezwać do sądu, śladem księdza, innej grupy
uczennic, bo jakkolwiek wiele z nich mogłoby wnieść dużo potępiających
księdza momentów na rozprawę, to ten wzgląd nie mógł przeważyć względów
wychowawczych. Nauczycielom etyka i poczucie moralności nie pozwoliło
bronić się kosztem paczenia dusz młodzieży szkolnej. Nie miał tych
skrupułów zawodowy umoralniacz ksiądz prefekt Ł. - Ze strony
nauczycielstwa stanęli zatem, jako świadkowie, wyłącznie ludzie dorośli,
zajmujący poważne stanowiska w społeczeństwie, ludzie, którzy mieli
sposobność poznać kierunek wychowawczy szkoły i odpowiednio go ocenić.
I to był jedna cecha charakterystyczna procesu, która każdemu bezstronnemu
obserwatorowi nasuwała szereg refleksyj.Brak miejsca nie pozwala mi na
przytoczenie wszystkich tych istotnie ciekawych momentów, w jakie proces
obfitował. Ograniczę się tylko do niektórych.
A więc przedewszystkiem w zeznaniach księdza Ł. uderzała płytkość i
kruchość oskarżenia. Wie wprawdzie ksiądz Ł., że uczennice ćwiczyły na
stadjonie, że ujemnie się o tem wyrażały kobiety wiejskie, wracające z
targu, słyszał również, że podobno uczennice biegały na stadjonie z
żołnierzami, ale on sam nawet tego stadjonu nie widział, ani też nikt z
rodziców nie zwracał się do niego ze skargami. Jedynym zarzutem, który
ksiądz stwierdził naocznie, jest to, że kostjumy goimnastyczne uczennic
były - zdaniem jego - nieprzepisowe i nieskromne.
Księdzu Ł. przychodzą z pomocą jego koledzy w sutannach. Niestety oni sami
również wiele nie widzieli z wyjątkiem może księdza Kł., tego samego
prefekta, kapelana harcerstwa i moderatora sodalicji, który słynie w Łomży
z listów miłosnych do uczennic i z przejażdżek samochodowych sam na sam ze
swemi wychowankami. Otóż ten ksiądz Kł. widział wprawdzie raz dziewczynki,
ćwiczące w strojach gimnastycznych, ale widok ten - jak twierdzi - tak go
zdenerwował, że nie jest w stanie opisać, jak stroje sportowe dziewcząt
wyglądały.
Inni księża nawet tego nie widzieli, natomiast słyszeli dużo, bo, jeśli
wierzyć księdzu Ż.: "masa osób przychodziła do księży, jako miarodajnych
czynników, którzy dbają o moralność i prosiła, by interwenjować w tej
sprawie".
Najskrupulatniejszym z księży okazał się ksiądz infułat Szcz. Zaprosił on
- jak sam zeznaje - czterech gospodarzy, którzy wersje zbadali i spisał z
nich odpowiednie zeznania. Zeznania istotnie ciężkie: "żołnierze trzymali
linki, przez które uczennice skakały", "uczennice z żołnierzami brykały i
piły lemoniadę", "uczennice bawiły się z żołnierzami w siatkówkę",
"uczennice były nieskromnie ubrane" i t.d.
Zeznania te jednak prysły rychło w świetle faktów. O trzymaniu linki przez
żołnierzy nie mogło być mowy, bo od tego są specjalne stojaki (zeznanie p.
K.); nauczycielka dbała o to, by w pobliżu ćwiczących się uczennic nie
było osób postronnych (zeznania p. K., p. L., p. Ł., p. L., p. J.) więc i
wspólne gry uczennic z żołnierzami miały miejsce tylko w fantazji tego,
który zapewne, chcąc zrobić przyjemność swemu proboszczowi, takich
informacyj mu udzielił, nieskromne zaś stroje według twierdzeń b.
dyrektora Seminarjum p. L., komendanta P.W. kapitana Ł., instruktorki P.W.
p. L. oraz samej nauczycielki wychowania fizycznego p. K. były niczem
innem, jak tylko przez M.W.R. i O.P. kostjumami gimnastycznemi.
Zarzut zatem podstawowy, na którym ks. biskup Łukomski oparł swoje
orędzie, okazał się nieuzasadniony. Natomiast okazały się uzasadnione te
zarzuty, któremi grono nauczycielskie umotywowało bojkot towarzyski
księdza Ł.Bo oto istotnie ksiądz Ł. wprowadzał destrukcję na teren szkoły,
istotnie szerzył rozdźwięk między nauczycielstwem, a młodzieżą, istotnie
kopał przepaść między społeczeństwem, a nauczycielstwem. Udowodniły to
następujące fakty:
l) Ksiądz Ł. namawiał komitet rodzicielski, by ten zażądał od władz
szkolnych usunięcia nauczyciela p. Z. (zeznania p. Z, p. K., p. H.).
2) Ksiądz Ł. mieszał się do nauczania innych przedmiotów i to w ten
sposób, że fakta naświetlone przez nauczycieli, naświetlał po raz drugi
uczennicom inaczej, podkopując w ten sposób zaufanie do nauczycieli
(zeznania p. Zd., ks. Ł.).
3) Ksiądz Ł. był przeczulony na tle religijnem, wszędzie widział zło. Tej
właściwości ks. Ł. przypisać należy jego opinję: "Zakład (mowa o
seminarjum), w którym szerzy się rozpusta, należy zamknąć. (zeznania p.
F., p. L., p. D.).
4) Ksiądz Ł. namawiał uczennice do nierespektowania zarządzeń władz
szkolnych i niećwiczenia na boisku (zeznania p. K., p. M., p. L.).
5) Ksiądz Ł. przyjmował w swem mieszkaniu kawalerskiem wizyty uczennic
(ks. L., ks. G., p. L., p. D.).
6) Ksiądz Ł. niesympatyczne sobie uczennice prześladował (ks. Ł., p. S.,
p. B.).
7) Ksiądz Ł. wciągał niepotrzebnie do spraw osobistych grona młodzież
szkolną i rodziców (p. D., p. S., p. Sz.).
8) Ksiądz Ł. był moralnym sprawcą prowokacyjnego okrzyku, jaki wzniosła
jedna z uczennic podczas akademji, urządzonej ku czci Marszałka
Piłsudskiego (p. S.).
9) Ksiądz Ł. usposabiał niechętnie uczennice do Marszałka Piłsudskiego (p.
CH.).
l0) Ksiądz Ł. wyrażał się nieprzychylnie o Przysposobieniu Wojskowem
Kobiet i Związku Nauczycielskim (p. W., p. G., p. Ch.).
ll) Ksiądz Ł. spowodował, że między uczennicami był rozłam. Jedne szły za
głosem księdza, inne przeciw księdzu (p. W., p. G.).
l2) Ksiądz Ł. tolerował, że w seminarjum była sieć szpiegowska która
zajmowała się śledzeniem swych koleżanek oraz tego, co się robi w szkole i
donosiła o wszystkiem księdzu (p. W., p. Ch.).Tak wygląda według zeznań
sądowych, składanych przeważnie pod przysięgą "działalność pedagogiczna"
księdza Ł. na terenie Seminarjum Nauczycielskiego Żeńskiego w łomży.
Lista "wyczynów" obejmowałaby niewątpliwie dużo jeszcze ciekawszych
punktów, gdyby wszystkie uczennice, a nie tylko zaufane księdza Ł.,
składały zeznania. Wystarczy jednak i ta lista, by odtworzyć sobie to tło
moralne, jakie pedagodzy tacy, jak ks. Łada czy ks. Kłoskowski wokół
siebie stwarzają.
I dlatego dodatnim punktem procesu łomżyńskiego jest przedewszystkiem ta
okoliczność, że w czasie przewodu sądowego pod druzgocącym naporem faktów
ława oskarżycielska, z zasiadającym na niej księdzem Ł., stała się w
sensie moralnym ławą oskarżonych. Równocześnie moralnie współoskarżonymi
byli ci wszyscy księża, którzy, pracując w szkolnictwie, wnoszą tam z całą
świadomością destrukcję, a niekiedy i demoralizację.
Proces łomżyński, jak rzadko który inny, podkreślił silnie te prawdę, że
pedagodzy w sutannach, to często źródło zamętu i destrukcji w szkole.
Przed takiemi pedagogami należałoby szkołę bronić energicznie.
Kler a organizacje nauczycielskie
Treść: Dwie różne organizacje
nauczycielskie. Wstecznicy nauczyciele, a pisma klerykalne. Ideologja
Stowarzyszenia a ideologja kleru. Kler w roli organizatorów i opiekunów
Stowarzyszenia. Związek Nauczycielstwa Polskiego. Dlaczego kler zwalcza
Związek. Metody zwlaczania związku. Odezwa episkopatu w przeróbce "Gazety
Świątecznej". Odpowiedź Senatora Prezesa Nowaka. Odpowiedź nauczycielstwa
związkowego.
Ustosunkowanie się kleru do istniejących organizacyj nauczycielskich
stanowi dość charakterystyczny rys szkolnej polityki duchowieństwa.
Jak wiadomo, nauczycielstwo posiada własne organizacje zawodowe.
Nauczyciele szkół powszechnych, szkół średnich ogólnokształcących, szkół
dokształcających zawodowych oraz wychowawczyie przedszkoli należą do
Związku Nauczycielstwa Polskiego, organizacji liczącej 45.000 członków.
Poza tą organizacją nauczycielską drobna część nauczycielstwa szkół
powszechnych skupia się w Stowarzyszeniu Chrześcijańsko-Narodowego
Nauczycielstwa Szkół Powszechnych, a część nauczycielstwa szkół średnich -
w T. N. S. W. Poza tem istnieje pewna ilość nauczycieli
niezorganizowanych, czyli t. zw. "dzikich".Otóż znamienną jest rzeczą, że
czułą, wprost ojcowską opieką otacza kler stale Stowarzyszenie
Chrześcijańskie, - dość dużemi względami kleru cieszą się nauczyciele
"dzicy", natomiast nie znajduje zupełnie łaski w oczach duchowieństwa
Związek Nauczycielstwa Polskiego. Z przytoczonych poprzednio faktów, jeśli
w nich o atakach na nauczycieli była mowa, przynajmniej 95%, o ile nie
99l/2% odnosi się do nauczycielstwa związkowego.
Dlaczego tak dziwnie układają się te stosunki? Odpowiedzi na to szukać
należy w ideologji Związku i w ideologji Stowarzyszenia. Podczas gdy
Stowarzyszenie trzyma się kurczowo tej linji, jaką wytycza mu stale
polityka kleru, Związek Nauczycielstwa kieruje się własną ideologją,
zdążającą do postawienia szkoły i oświaty w Polsce na odpowiedniej,
należnej jej wyżynie. Podczas gdy inicjatorom i pionierom Związku
przyświecała stale myśl wyzwolenia szkoły z wszelkich krępujących jej
rozwój więzów i stworzenia przez to silnych podwalin państwowości
polskiej, - to ideą, która powołała do życia Stowarzyszenie, było hasło
obrony wyznaniowej szkoły i hasło utrzymania oraz wzmocnienia w szkole
wpływów wyznaniowych.Że istotnie oblicze duchowe Stowarzyszenia
Chrześcijańskiego dziwnie harmonizuje z poglądami, głoszonemi przez
duchowieństwo, i że wskutek tego te dwie grupy społeczne wykazują dość
daleko posuniętą i uzgodnioną współpracę, niech o tem świadczą poniższe
materjały:
W klerykalnem "Słowie" z 3 czerwca l930 r. wypowiada swe poglądy jakaś
"Nauczycielka z tajnej oświaty". Boi się ona panicznie nauczycieli z
innych dzielnic i twierdzi, że -
"przyszłość tutejszego kraju w złe, niegodne, a przede wszystkiem obce i
nieświadome złożono ręce", - że, pragniemy tylko sami, ale to zupełnie
sami, życie swoje, a przedewszstkiem szkolnictwo, budować i z ludem
tutejszym sami (bez tłumaczów) się porozumiewać", - że, "łączyć i kojarzyć
może tylko człowiek naszej ziemi, znający, rozumiejący, a nadewszystko
kochający ją i w niej ideę Wielkiej Polski", - a kończy swe wywody
znamiennem oświadczeniem: "Nie potrzeba nam polityki, ani związków
zawodowych nauczycielskich, trzeba ludzi naszych, którzy rozdźwięków i
różnic pogłębiać nie będą".Toż samo klerykalne "Słowo" dnia l7.VI.l930 r.
umieszcza inny artykuł, podpisany pseudonimem "Dzika nauczycielka".
Owa dzika nauczycielka tak pisze o Związku Nauczycielstwa Polskiego::
Pracujecie na szkodę kraju i Pastwa, z którego soków żyjecie... dlatego my
"dzikie nauczycielstwo" do was należeć nie chcemy. W szkolnictwo nasze
skonsolidowane i zcementowane wspólnemi walkami i przeżyciami i
nadewszystko umiłowanemi ideałami, wnieśliście materjalistyczną
bezideowość najeźdżców, a przedewszystkiem ignorancję. Wybaczcie
porównanie, ale najazd wasz przypomina najazd carskich czynowników, bo i
oni walczyli z Kościołem, ziemiaństwem i organizacjami narodowemi.
Bardzo charakterystyczna jest ta współpraca klerykalnej gazety z
nauczycielstwem "dzikiem" o tego rodzaju "dzikich" poglądach.Nie tylko
"Słowo" wileńskie udziela tak gościnnie miejsca na łamach swojego pisma.
Również klerykalny "Głos Narodu" z l8.VII. l930 r. drukuje ciekawy artykuł
pana H.W., kierownika szkoły, który między innemi tak pisze:
W tej walce o piękny charakter - w walce o godność ludzką Bóg dopomógł
człowiekowi, tworząc organizację osobną, Kościół, a jego sługi i ministrów
czyniąc pośrednikami między ludem a Sobą. Nauczyciel więc musi być dobrym
członkiem kościelnej organizacji i wq tym podporządkować się autorytetowi
duchowieństwa.
Ponieważ ksiądz wychowuje rodziców, wychowawców dziecka i współpracowników
nauczyciela, nie wolno nauczycielowi tej pracy paraliżować, ale raczej
współpracować; w przeciwnym razie praca jego napotka na trudności nie do
zwalczenia.
Nauczycielowi najlepiej byłoby wczuć się w filozofję Wielkiego Biedaczyny
z Asyżu, który w łachmanach, o głodzi i chłodzie odrodził świat.Oczywiście
nauczyciel, zalecający swym kolegom podporządkowanie się autorytetowi
kleru i wczuwanie się w filozofję Wielkiego Biedaczyny, co w łachmanach, o
głodzie i chłodzie odrodził świat, - to typ, który jest ideałem kleru i
który daltego ze strony tego kleru może liczyć na pełne poparcie i
uznanie. Dla takich typów łamy "Głosy Narodu" i innych pism klerykalnych
są i zawsze będą otwarte.
Takie typy skupiają się w znacznej części w Stowarzyszeniu
Chrześcijańsko-Narodowego Nauczyciela Szkół Powszechnych. Między jego
ideologją, a ideologją kleru istnieje ścisła zależność i podobieństwo.
I tak: sukcesem wielkim kleru było zdobycie w l925 r. niekorzystnego dla
Państwa konkordatu. Pochwala ten moment członek Stowarzyszenia p.
Kornecki, który dnia 28.I.l927 r. tak się w Sejmie wypowiada:
Dumni jesteśmy, że nasz człowiek, p. Grabski, doprowadził do zawarcia
konkordatu, który wzmocnił nasze stanowisko na terenie międzynarodowym.
("Nauczyciel Polski" Nr. 3, str. 4, rok l927).Kler stawia zawsze na
pierwszem miejscu Rzym, a na drugim Polskę, więc też i Zarząd Oddziału
Wołyńskiego z prezesami kół Stowarzyszenia składa 8.VI.l930 r. hołd ks.
biskupowi Szelążkowi i zapewnia go o swej wierności najpierw Kościołowi a
potem Ojczyźnie ("Nauczyciel Polski" Nr l4, str. 9, l930 r.).
Szkoła wyznaniowa jest postulatem, do zrealizowania którego dąży
konsekwentnie kler w Polsce. Pomaga mu w tem gorliwie Stowarzyszenie
Chrześcijańsko-Narodowego Nauczycielstwa. W spawozdaniu Zarządu Okręgu
Śląskiego z l2.II.l928 r. czytamy:
Tu podkreślił p. prezes znaczenie szkoły wyznaniowej, ważność czynnika
religijnego w wychowaniu i nauczaniu, domagając się, by w szkołach uczyło
nauczycielstwo katolickie, naprawdę religijnych przekonań. Kwestja
religijnego nauczania powinna być ze strony Stowarzyszenia tem silniej
akcentowana, że coraz częściej zdarzają się zwyrodnienia młodzieży,
wychowywanej w antyreligijnym duchu.W "Memorjale" Śląskiego Zarządu
Okręgowego Stowarzyszenia znajdujemy znów następujące postulaty:
punkt 3-ci: "by Władze szkolne nie dopuszczały do zmiany nazwy "Katolicka
Szkoła Ludowa;
punkt l2-ty: "by członkami Komisji egzaminacyjnej były osoby tego samego
wyznania, co składający egzamin kwalifikacyjny".
"Nauka religji w szkole - zdaniem kleru - winna dominować do tego stopnia,
by inne wiadomości udzielane w szkołach młodzieży, wyglądały na jej
pomocnice (Ks. Guerry "Kodeks Akcji Katolickiej" str. 30), a
Stowarzyszenie Chrześcijańskie obawia się znów, by wprowadzeniem do szkół
"nauki obywatelstwa" nie stworzyć konkurencji nauce religji. W zeszycie
III-cim z l03l r. "Szkoły" czytamy na ten temat następujące uwagi:
Projekt programu nauki o Polsce współczesnej ma właściwie dwa tytuły, bo w
nawiasie nazwany jest "nauką o obywatelstwie". Jest to błąd, w założeniu
nie można bowiem identyfikować pojęć różnych. Wydaje się, że autorowi czy
autorom projektu chodziło głównie o rozwinięcie tytułu zawartego w
nawiasie, a przedewszystkiem o wprowadzenie do szkoły nauki o moralności
publicznej, zastępującej, jak np. we Francji, naukę religji. Takie
postawienie sprawy przy rónoczesnem nauczaniu religji jest niepotrzebne i
niebezpieczne, stwarzać może bowiem w życiu szkolnem szereg konfliktów,
wynikających z róznego ujmowania zjawisk.
Zawarty w nawiasie tytuł projektu należałoby skreślić, a treść nauki o
Polsce współczesnej zmienić gruntownie, dostosowując ją do właściwej
nazwy. Nie wzorujmy się na naszym sąsiedzie wschodnim i pozostawmy
socjologję umysłom bardziej dojrzałym, a etykę 0 nauce religji; nie
usiłujmy na podstawie teoretycznych ogólnoludzkich rozważań formować
"państwowo" wychowanego obywatela, lecz na podstawie znajomości kraju,
jego piękna, nawiązań do wielkiej przeszłości, tradycyj i kultury
kształtujmy poczucie narodowe i miłość ojczyzny wśród młodzieży.Zupełnie
zgodne jest również stanowisko kleru i nauczycielstwa stowarzyszeniowego w
sprawie okólnika Bartla.
Obecny okólnik jest tylko wykonywaniem konkordatu, a ma znaczenie nie
tylko z punktu widzenia formalnego, ale i dlatego, że coraz więcej wrogów
wewnętrznych czyha na zdrowie moralne młodzieży i dlatego należy wzmocnić
walor religijny w wychowaniu narodowem. Opozycja zwraca się głównie
przeciwko praktykom religijnym, a wszak religja bez praktyk jest martwa.
Mamy pełne zaufanie do naszego duchowieństwa. (Przemówienie w Sejmie
28.I.l927 r. p. Korneckiego).
Uważa się kler z racji swego stanowiska za powołanego do rządzenie szkołą
i nauczycielstwem, a utwierdzają go w tem przeświadczeniu różne
serwilistyczne mamorjały w guście poniższego, jaki został wręczony
biskupowi z okazji jego wizyty kanonicznej:
Nauczycielstwo szkół powszechnych w W.P..., pomnąc za świetne tradycje
narodowe i katolickie ludu śląskiego, gromadzącego się u stóp Matki
Boskiej Piekarskiej, przyrzeka J.E. ks. Arcypasterzowi i oświadcza, że
stać będzie na straży tej, co z ołtarza miejscowego kościoła dzieli
mnogiemi łaskami wierny lud śląski i zawsze będzie nieugiętym zwolennikiem
szkoły wyznaniowej, którą dziś cały szereg ludzi stara się wstrząść w
posadach, nadto, równocześnie z wychowankami, wykonywać będzie praktyki
religijne.
Korzystając z pobytu J.E. Najprzew. ks. Biskupa pozwalamy sobie wysunąć
poniższe dezyderaty i żywimy nadzieję, że zostaną życzliwie przyjęte i
rozpatrzone.
Tu następuje wymienienie następujących próśb:
l) o wydanie przy współudziale nauczycielstwa podręczników szkolnych z
zakresu religji,
2) o wydanie śpiewnika kościelnego,
3) o wydanie do użytku szkół powszechnych żywotów świętych,
4) o nadesłanie nauczycielstwu misyj kanonicznych.Lubi kler wtrącać się do
spraw prywatnych nauczyciela, zwłaszcza lubi kontrolować spełnianie przez
nauczyciela praktyk religijnych. Pojętnymi naśladowcami kleru w tym
kierunku jest pan K..., kierownik szkoły, który do nauczyciela odzywa się
w te słowa:
Będę alarmował do wszystkich wyższych władz kościelnych, jak również i
świeckich, porozumiewał się osobiście z panem inspektorem i.t.p., słowem w
ten czy w jakikolwiek inny sposób przyczynie się do tego, iż pan będziesz
musiał chodzić do kościoła.
Nawet w sprawach ściśle pedagogicznych wykazuje nauczycielstwo wiele
wspólnych poglądów z klerem.
"Nauczyciel Pomorski" z marca l930 r. tak się np. wypowiada na temat kar
cielesnych:
Niejednym nauczycielom, przybyłym na posadę, sprawia dużo trudności
opanowanie klasy. Ekscesom dziecięcym niema końca. Upływa sporo czasu,
zanim pozna się nazwiska, zanim klasa się ułoży i zanim wychowawca może
rozpocząć normalną pracę. Dużo drogocennego czasu idzie na marne, a ile
zdrowia i energji zmarnował nauczyciel w tym czasie. Bez spokoju pracować
ne można. I walczy ten biedak wychowawca z klasą, tłumaczy, prosi i grozi,
aż powoli, powoli nastaje spokój i "klasa jest opanowana". Inny natomiast
obiera krótszą drogę, - zagrozi raz i drugi, a gdy to nie poskutkuje,
ukarze; - i od razu cisza jak makiem siał. Bez utraty sił i czasu,
niestargawszy nerwów swych - rozpoczyna normalną pracę natychmiast, gdy
tymczasem ten drugi jeszcze o normalnej pracy pomyśleć nie może, bo dzieci
starają się wykorzystać swobodę i przygotowują biedakowi liczne
niespodzianki. Któryż z nich wybrał drogę lepszą? - Nie wierzę, aby kij
wychowywał - ale stworzy on atmosferę spokoju i ładu i umożliwi pracę
wychowawczą.
W dalszym ciągu artykułu, jako uzasadnienie wygłoszonej tezy następują
liczne przykłady, w których zjawiają się takie zwroty: "W gębeby mu pani
dała", lub "Niech mu pan da w pysk".
Jakże te poglądy na karę cielesną harmonizują pięknie z wywodami ks.
Podoleńśkiego i "Królowej Apostołów", omówionemi w dziale o pedagogice
kleru.Nieszczególne są zazwyczaj pomysły kleru, gdy usiłuje coś nowego w
szkole zaprowadzić, - dość, przytoczyć instytucję "katów" u księdza K...
Stowarzyszenie także niezawsze ma zbyt szczęśliwe w tym kierunku pomysły.
Oryginalnym dokumentem może się pochlubić jedno z kół stowarzyszeniowych.
Oto rozesłało ono ankietę do dzieci szkolnych o następujących pytaniach:
l) Czy modliłeś się (rzekałeś) wczoraj wieczorem?
2) Jakie pacierze odmówiłeś (pacierz rzekałeś)?
3) Za kogo modliłeś się (rzekałeś)?
4) Czy modliłeś się głośno czy pocichu?
5) Czy modliłeś się stojąc czy klęcząc?
6) Gdzie modliłeś się (kajeś rzekał)? - w którym pokoju, przed łóżkiem, na
łóżku albo gdzieindziej?
7) O której godzinie modliłeś się?
8) Kto ci wczoraj wieczorem przypomniał, że się masz modlić?
l0) Czy modliłeś się pobożnie? Jeżeli nie, to dlaczego?
ll) Czy modliłeś się dziś rano? i.t.d. dziewięć dalszych pytań
podobnych.Analogja między klerem a nauczycielstwem stowarzyszeniowem
zaznacza się jeszcze w jednym kierunku: w niewybrednem atakowaniu
nauczycielstwa związkowego i to nietylko na łamach prasy zawodowej, ale
rónież i w pismach brukowych. Oto jakiś "Nauczyciel-Stowarzyszenioweiec"
pisze w "Haśle Podwawelskiem" (2.XI.l930 r.) napastliwy artykuł o długim,
kilkuzdaniowym tytule:
Nauczyciele pojmujący godność narodową potępiają dążenia odłamu Zw. Pol.
Nauczycielstwa Szkół Powszechnych. - Stowarzyszenie
Chrześcijańsko-Narodowe Nauczycielstwa Szkół Powszechnych nie chce wolnej
szkoły. Potępienie działalności władz szkolnych. - Stowarzyszenie nie
przyjmuje żydów na członków.
"Piętnastogroszowa "Gazeta Śląska" z czerwca l924 r. zamieściła artykuł
p.t. "zdemaskowali się". Wstęp do artykułu brzmi następująco:
Zarzą Okręgowy Stow. Chrześc. Nar. Nauczycielstwa szkół powszechnych
Województwa Śląskiego przesyła nam następujący artykuł z prośbą o
zamieszczenie.
A treść artykułu w wyjątkach brzmi tak:
Na zjeździe Ogniskowcy zdarli zasłonę z własnej twarzy, uchylili przyłbicę
, sami się zdemaskowali.
Z wrzaskiem żydowskim zdarli maskę z twarzy - zatykając na szańcu swych
haseł sztandar "międzynarodówki" z dewizą "precz kościołem i religją".
Nie wystarczył Ogniskowcom atak na religję, rzucili się również z pianą
wściekłości na ustach na Władzę. Jako zwolennicy eksperymentów wywrotowych
nie mogą znieść stosunków uregulowanych, dla nich potrzebny jest jak
największy rozstrój i niezadowolenie, by mogli na tem podłożu zaszczepiać
swe idee przewrotu i urządzać świat wedle swoich pomysłów.
Czemże dla Związkowców Polska, czemże nasze święte tradycje, które
przyświecały naszym przodkom pod Cecorą, Chocimiem, w obronie Częstochowy,
czemże męczeństwo Krożan, i dzieci Wrześni, czemże ofiary Lignicy i Warny,
czemże bestjalskie mordowanie księży Budkiewiczów i bydlęce znęcanie się
na Arcypasterzach Cieplakach? To dla nich dziś nie istnieje - na mogiłach
bohaterów, ginących za Wiarę i Ojczyznę przez szereg wieków zatykają
płachtę międzynarodówki tej, która w Rosji rozpoczęła od kpin z wiary i
kościoła, profanacji świętości, a skończyła na zdeptaniu wszystkiego, co
wzniosłe, szlachetne i nurzaniu się w bagnie wszeteczeństwa, sprośności,
morderstwa, krwi i pożogi, zdeptaniu sumienia i zatraceniu zasad ludzkich,
wreszcie zaszczepieniu instynktów zwierzęcych.
Ale to, co udało się w Rosji, nie będzie miało miejsca w Polsce, mimo
wasze wysiłki, panowie Ogniskowcy, popierane we wszeteczeństwie przez
wszechświatowe żydostwo. A już Śląsk, Wielkopolska i Pomorze, na które
idziecie koncentrycznym atakiem, da sobie radę z wami.
Artykuły podobnej treści, zamieszczane w piśmidłach brukowych i
rozpowszechniane na kresowych ziemiach polskich, oto miara etyki i
ideologji Stowarzyszenia Chrześcijańsko-Narodowego Nauczycielstwa.Etyka ta
i ideologja odpowiada widocznie w zupełności planom kleru, skro
Stowarzyszenie cieszy się tak wielkiem poparciem i opieką ze strony
duchowieństwa. A że istotnie poparcie to jest duże, stwierdzić to można
całem mnóstwem dokumentów. I tak:
Ksiądz arcybiskup metropolita Jabłrzykowski na Zjeździe Stowarzyszenia w
Wilnie życzy członkom "śmiałości w wyznawaniu swych chrześcijańskich i
narodowych przekonań, bowiem przez zbytnią skromność i nieśmiałość
katolicy często pozwalają przewodzić ludziom z przeciwnego obozu, co
ostatecznie ujemnie odbija się na własnej organizacji". ("Nauczyciel
Polski" Nr. 3-ci z l927).
Ksiądz biskup Szelążek na Zjeździe w Łucku zapewnia, że "nigdzie tak miło
i dobrze nie czujemy się, jak w Stowarzyszeniu Nauczycieli". ("Nauczyciel
Polski" Nr. l4 r l930).
Ksiądz biskup Łoziński wydaje w l930 r. specjalny list pasterski do
nauczycielstwa, w którym to liście potępia Związek Nauczycielstwa
Polskiego, a następnie tak pisze:
Natomiast z całą energją trzeba się zwrócić do formowania i rozwijania
katolickich związków nauczycielskich.Ksiądz biskup Łoziński wydaje w l930
r. specjalny list pasterski do nauczycielstwa, w którym to liście potępia
Związek Nauczycielstwa Polskiego, a następnie tak pisze:
Natomiast z całą energją trzeba się zwrócić do formowania i rozwijania
katolickich związków nauczycielskich.
Jeżeli ks. biskup Łoziński nie wymienia w swym liście, które to związki
nauczycielskie ma na myśli, to Liga Katolicka Archidiecezji Wileńskiej nie
pozostawia już pod tym względem żadnych wątpliwości. Oto odpis dokumentu:
Liga Katolicka
Archidiecezji Wileńskiej.
Dania l2.XII.l928.
Nr. 49l. Wilno
Czcigodny Księże Proboszczu!
Wkrótce w Grodnie odbędzie się zebranie organizacyjne Koła Powiatowego
Stowarzyszenia Chreścijańsko-Narodowego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych,
a ponieważ koniecznem jest dzisiaj skupienie nauczycielstwa o ieologji
katolickiej i ponieważ znam dobre stosunki, łączące Księdza Proboszcza z
nauczycielstwem Jego parafji, pozwalam sobie więc przesłać ... deklaracyj,
w celu rozdania powyższych wśród nauczycielstwa.
Proszę o poparcie tej akcji. Sprawa wązna.
Z głębokim szacunkiem.
X. J. Ingielewicz, Sekretarz Jeneralny.
P.S. Gdyby zabrakło deklaracyj, proszę po nie zwrócić się pod adresem:
Warszawa, ul. Senatorska l9.
Pieczęć: Liga Katolicka Archid. WIleńskiej.Dokumentów podobnej treści
istnieje więcej, Przytaczam jeden z nich:
Poufne.
Do Przewielebnego Księdza Proboszcza w .....
Komunikuję, że w Brasławiu utworzył się Komitet Stowarzyszenia
Chrześcijańsko-Narodowego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych. Po
porozumieniu się z ks. dziekanem zwracam się z uprzejmą prośbą, aby
wielebny ksiądz proboszcz zechciał nawiązać kontakt z nauczycielstwem, na
terenie jego parafji pracującem i po chrześcijańsku myślącem, celem
poparcia akcji Stowarzyszenia Chrześcijańsko - Narodowego Nauczycielstwa,
którato akcja może być wielce pomocna w pracy nad młodzieżą katolicką i
polską oraz w Lidze Katolickiej. Powodem tej prośby jest ta okoliczność,
iż w powiecie brasławskim już się zorganizował i rozpoczął swą pracę
Związek Nauczycielstwa Szkół Powszechnych, którego stosunek do Kościoła
katolickiego jest już powszechnie znany jako nieprzychylny i wrogi. W
Sejmie i Senacie przedstawiciele Związku już wysuwali wnioski o usunięcie
religji ze szkół. Te tedy okoliczności zmuszają do wytężenia wszystkich
sił, aby wychowawców naszej dziatwy, którzy nie wyzbyli się resztek wiary,
zjednoczyć pod sztandarem Chrystusa.
Oczywiście w pierwszym rzędzie powołani są do tego księża, którzy przy
dobrych chęciach mogą współpracować na terenie swej parafji z
nauczycielstwem katolickiem.
Z najgłębszym szacunkiem ks. (podpis nieczytelny) Delegat Dekanalny do
Spraw w S.M.
Brasław, 22.X.l928 r.A wykonanie tego rodzaju poleceń wygląda mniej więcej
z małymi odchyleniami tak: zebranie na plebanji, herbatka, wymyślanie na
Związek, zachwalanie Stowarzyszenia, wreszcie zawiązanie Koła. Według tej
recepty zawiązało się również Koło Stowarzyszenia w miejscowości D...:
Ksiądz Gr. zaprosił do siebie osiem "upatrzonych" ofiar, ksiądz Z...
przywiózł mu niektórych na własnym wózku, a po załatwieniu wstępnych
ceremonij przystąpiono do wyboru Zarządu. W skład Zarządu weszli: ksiądz
Gr. - prezes, ksiądz Z. - wiceprezes, nauczyciel p. M. - sekretarz,
nauczyciel p. R. - skarbnik.
Charakterystyczne to dokumenty. Kler występuje tu oficjalnie z polecenia
władz kościelnych, w roli organizatora nauczycielstwa, nauczyciel zaś
Stowarzyszeniowiec w roli biernego narzędzia, niezdolnego nawet
samodzielnie zadecydować o swem przystąpieniu do organizacji zawodowej.
Czy, rozważając sprawę z tego punktu widzenia, Stowarzyszenie
Chrześcijańsko-Narodowe Nauczycielstwa Szkół Powszechnych zasługuje
istotnie na nazwę organizacji zawodowej, wątpić wypada.
A wątpliwości te zwiększają się jeszcze, gdy się policzy te szeregi
księży, należących do Stowarzyszenia, wygłaszających na zjazdach
stowarzyszeniowych programowe referaty, zamieszczających artykuły w prasie
ściśle stowarzyszeniowej i t.d.
Wysiłkom kleru, zorganizowania pod swym patronatem nauczycielstwa i
zawładnięcie tą droga szkolnictwem polskiem, nie odpowiadają rezultaty.
Stowarzyszenie, mimo opieki duchowieństwa, rozwija się słabo, wiedzie
żywot suchotniczy, podtrzymywany jedynie sztucznemi zastrzykami. I nic
dziwnego. Wszak ideologja Stowarzyszena na czas dłuższy może pozyskać
jedynie jednostkę bierną, niezorjentowaną w podstawowych zagadnieniach
społecznych, lub też jednostkę, szukającą świadomie karjery życiowej w
cieniu sutanny księdza. Takich jednostek nauczycielstwo na szczęście wiele
nie liczy i dlatego Stowarzyszenie nie znajduje w szeregach
nauczycielskich podatnego gruntu dla swego rozwoju.Ogół nauczycielstwa -
czterdzieści pięć tysięcy - skupia się w Związku Nauczycielstwa Polskiego,
organizacji, która statutowo cel swój określiła następująco:
Celem Związku jest:
a) zjednoczenie polskiego nauczycielstwa szkół wszelkich stopni i typów w
Państwie celem podniesienia godności stanu nauczycielskiego i obrona jego
intelektualnych i ekonomicznych interesów;
b) obrona zawodowych, obywatelskich i służbowych praw członków;
c) podniesienie szkolnictwa i ogólnej oświaty;
d) dążenie do ekonomicznego podniesienia Państwa.
W drodze do realizowania tego celu Związek Nauczycielski atakowany jest
ustawicznie przez kler polski, który nie może się pogodzić z myślą, że
gruntownie przemyślana i na szeroką skalę zakrojona akcja organizacyjna
Związku dźwiga powoli, ale coraz wyżej, oświatę w Państwie. Akcji tej
związkowej ma słuszne powody obawiać się kler w Polsce. Oświata w kraju -
to ukrócenie wszechwładzy kleru - to ukrócenie jego dochodów - dwie
klęski, które kler w przyszłości przewiduje, ale których radby uniknąć za
wszelką cenę.Zresztą już obecnie ma kler porachunki ze Związkiem
Nauczycielstwa Polskiego. To, że w Sejmie Ustawodawczym upadł w trzeciem
czytaniu wniosek o wprowadzenie w Polsce szkoły wyznaniowej, jest
niewątpliwie w lwiej części zasługą Związku. Świadectwo tej prawdzie daje
człowiek niepodejrzany o sympatje do Związku, bo sam ks. biskup Stanisław
Adamski w swej broszurce p. t. "Szkoła wyznaniowa czy mieszana". Pisze on
(str. l4):
W dniu głosowania przybyła do Sejmu delegacja lewicowego Związku
Nauczycieli Polskich. Delegacja ta odwiedziła w ostatnich godzinach przed
głosowaniem wszystkie kluby poselskie w Sejmie, błagając niemal ze łzami
wszystkich, ażeby, broń Boże, nie głosowali za szkołą wyznaniową, lecz
jedynie za szkoła mieszaną, która, według oświadczenia członków delegacji,
sama jedna mogła uchronić mniejszości narodowe polskie od wynarodowienia.
Niektóre stronnictwa, które stale sympatyzują z lewicą i chciały sobie
zapewnić poparcie socjalistów i żydów w innych kwestjach, czekały tylko na
tę sposobność, ażeby narodowym względem móc uzasadnić i uniewinnić
stanowisko wrogie szkole wyznaniowej.
Inni znów posłowie, niewątpliwie narodowo uświadomieni i pełni dobrej
woli, nie zrozumieli podstępnych i na błędnem rozumowaniu opartych wywodów
delegacji nauczycielskiej. Poszli na lep złudnych wywodów i albo głosowali
przeciw szkole wyznaniowej, albo też usunęli się od głosowania.
Stronnictwa prawicowe w decydującej chwili przed głosowaniem w trzeciem
czytaniu uwiedzione argumentacją delegacji nauczycielskiej zwolniły swoich
posłów z obowiązku solidarnego głosowania za szkołą wyznaniową.
Tym sposobem przeszła w konstytucji szkoła mieszana z obowiązkową nauką
religji do l8 roku życia.
Oczywiście to uratowanie Polski od niebezpieczeństwa szkoły wyznaniowej
było poważnym sukcesem Związku Nauczycielskiego, a zarazem poważną porażką
kleru. Kler tej klęski swojej nie może związkowi do dnia dzisiejszego
wybaczyć.Również nie może kler wybaczyć i tego, że Związek Nauczycielstwa
Polskiego udziela często i to skutecznie prześladowanym przez kler swym
członkom opieki prawnej. W omówionym poprzednio, słynnym procesie
łomżyńskim, który stał się moralną klęską nie tylko księdza Ł., ale i
całego kleru w Polsce, bronił atakowanego nauczycielstwa z ramienia
Związku we wszystkich instancjach, do Sądy Najwyższego włącznie, adwokat
dr. Graliński. Także i wiele innych procesów nauczycielstwa z klerem
dzięki poparciu materjalnemu ze strony Zarządy Głównego Związku skończyło
się dla nauczycielstwa pomyślnie. Bez tej pomocy nauczyciel, nie mając
często środków finansowych na szukanie sprawiedliwości, musiałby zeń z
góry zrezygnować.
Wie o tem kler dobrze, że wiele porażek swoich w sądzie i na innych
terenach Związkowi zawdzięcza, a obawiając się - i słusznie - klęsk
dalszych, dąży do zniszczenia Związku wszelkiemi siłami.
Niepodobna z braku miejsca nawet w najogólniejszym skrócie zobrazować
całokształtu tej walki. Grube już tomy możnaby zebrać całokształtu tej
walki. Grube już tomy możnaby zebrać z samych tylko artykułów
polemicznych, wymierzonych w Związek."Masonerja a nauczycielstwo". Czyżby
partja nawet w szkole", "Decyduje przynależność partyjna", "Związek
Nauczycielstwa Szkół Powszechnych pod flagą sanacji", "Lewicowy Związek
Nauczycieli Szkół Pow. a encyklika Ojca św.", "Walka o duszę dziecka", "O
supremacji duchowieństwa w szkole", "Z.N.S.P. nie może przeciwstawiać się
społeczeństwu", "Oczy i uszy sanacji wśród nauczycielstwa", "Znowu
Z.N.S.P. przeciwko religji i Kościołowi". "Nauczyciel katolik nie może być
członkiem bezbożnej organizacji", "Walka z Kościołem w szkolnictwie",
"Organizacje nauczycielskie wobec wychowania religijnego w szkole", "Z
walki o charakter naszej szkoły" i t.d. i t.d. - oto zaledwie drobna
cząstka spisu napastliwych artykułów.
A treść ich wewnętrzna - to przeważnie ubóstwo faktów i argumentów
rzeczowych, pokryte powodzią frazesów, patosu, często demagogji i
kłamstwa.
Nie dopuśćmy, aby jakiś nauczyciel w szkołach naszych psuł nam dziatki,
wszczepiając w ich serca trujące nauki czasów teraźniejszych (Ks. dr.
Jelito).
Jeżeli chodzi o szkołę, zwłaszcza powszechną, to ksiądz zawsze miał i nie
może zrzec się supremacji nad nauczycielstwem w dziedzinie religijnej i ta
supremacja nie czyni żadnego uszczerbku stanowisku nauczyciela (Ks.
Dembczyk).
Kiedyż wreszcie olbrzymi zastęp nauczycieli polskich przejrzy na oczy i
zerwie wszelką łączność z organizacją, opanowaną całkowicie przez
międzynarodówkę masońską? ("Polak Katolik").
Do zarządu w Związku dorwali się czerwoni radykali i raz poraz narzucają
nauczycielstwu takie uchwały, które sromotą okrywają każdego uczciwego
nauczyciela związkowca ("Życie i Praca").A polemice tej gazeciarskiej nie
ustępują bynajmniej miejsca niektóre przemówienia księży, kazania, a nawet
listy pasterskie:
Między wybranymi jest naprzykład przywódca związku nauczycieli, który
domaga się wyrzucenia nauki religji ze szkoły polskiej. (List pasterski
ks. biskupa łomzyńskiego z l928 r. - "Wiadomości Kościelne diecezji
łomżyńskiej").
Słynne jest kazanie księdza J..., wygłoszone dnia 5.X.l930 r. w Wilnie i
transmitowane przez Polskie Radjo na całe Państwo.
Jak wygląda treść przeciętnego kazania na temat Związku, pewne pojęcie
daje poniższy dokument. Ksiądz F... pociągnięty do wytłumaczenia się z
wygłosoznego kazania, tak sprawę wyjaśnia:
Dnia l4 maja b. r. na nabożeństwie majowem w trzeciej części mego
przemówienia świadomie i celowo napiętnowałem organizację nauczycielską
Związek, jako organizację o charakterze antyreligijnym.
W czasie przemówienia zaznaczyłem, że i na terenie mazowieckim są tacy
pośród nauczycieli, którzy popierają dążności Związku, albowiem należą do
tej organizacji. Powiedziałem, że rodzice chrześcijańscy mają wielki
obowiązek czuwać nad tem, komu powierzają swoje dzieci i że pod
odpowiedzialnością sumienia nie wolno im powierzać swoich dzieci
nauczycielstwu antyreligijnemu - takiemu, które chce usuwać religję i
praktyki religijne ze szkoły, lecz przeciwnie z całą stanowczością winni
domagać się u odpowiednich władz, aby nauczycielstwo związkowe, które chce
wychowywać dzieci katolików, wyparło się swoich błędów, albo ustąpiło z
placówek nauczycielskich.
W dalszej części swojego oświadczenia wypiera się ksiądz F..., jakoby użył
w kazaniu przypisywanego mu wyrażenia: "działalność bolszewicka".Z
pomiędzy wszelkich ataków kleru na Związek najszerszy rozgłos zdobyła
sobie: "Odezwa episkopatu Polski w sprawie antyreligijnych wystąpień na
zjeździe Związku Nauczycieli Szkół Powszechnych w Krakowie w lipcu l930 r.
Ze względu na ten rozgłos przytaczam odezwę w całości:
Pomyślna przyszłość narodu opiera się przedewszystkiem na jego wartościach
duchowych i moralnych. Największy dobrobyt materjalny, najsprawniejsze
rządy, najsilniejsza potęga militarna, jakkolwiek wielką w życiu pokoleń
odgrywają rolę, nie dają istotnej i trwałej podstawy pomyślności i
prawidłowego rozwoju społeczeństwom.
Natomiast oświata, oparta na zasadach religijnych, wszczepianie cnót
religijno-moralnych we wszystkie społeczne warstwy stanowią niewzruszalne
warunki zdrowych i do dalszego rozwoju zdolnych społeczeństw.
Zrozumienie owych cnót, a równocześnie zachętę do ich zdobywania czerpią
społeczeństwa z depozytu wiary, złożonej w Kościele Bożym, w Kościele z
woli swego Założyciela Jezusa Chrystusa, nieomylnym i niezniszczalnym.
Zadaniem Kościoła jest stawianie przed oczy jednostek i społeczeństwa tych
kryterjów, z wiary wypływających, które jednostkom i społeczeństwom mają
nadawać ich prawdziwą wartość i wskazywać im niezawodne środki do
pomyślności doczesnej, a w ostatnim stopniu do Boga wiodące.
Bez prawd wiar, bez stałych zasad moralnych, bez silnego oparcia się o
Stwórcę i Jego objawioną wolę traci człowiek, a tem więcej tracą
społeczeństwa kierunek swego postępowania, gubią się w działaniu,
sprzeniewierzają się swoim obowiązkom i zadaniom.
Z pokoleń składa się naród, który jest takim, jakim go uczyniło wychowanie
młodzieży. Wychowanie bezreligijne, a więc pozbawione wskazań Bożych,
tworzy narody bez jasnej i prostej drogi życiowej, czyni je igraszką
zmiennych, dorywczych losów i daje do nich przystęp prądom niebezpiecznym,
szkodliwym i zatruwającym życie.
"Odezwa episkopatu Polski w sprawie antyreligijnych wystąpień na zjeździe
Związku Nauczycieli Szkół Powszechnych w Krakowie w lipcu l930 r."
Pragnąc przyczynić się do wykrzesania w narodzie naszym jak najwyższych
wartości moralnych, a tem samem podnieść go na jak najwyższy stopień
prawdziwej kultury, Kościół katolicki nie ustawał w spełnianiu swego od
Boga danego mu posłannictwa. Tak w czasie niewoli, jak i po odzyskaniu
niepodległości państwowej szedł Kościół w Polsce przez swe duchowieństwo i
wiernych na czele tych, którzy dla dobra ogólnego pracują, wśród których
szkoła zajmuje wybitniejsze miejsce.
Niestety, Kościół, w tej swojej, tak doniosłej pracy, doznaje
niejednokrotnie przeszkody. Co gorsza, wpływ jego na życie społeczne stara
się podrywać pewna organizacja nauczycielska, która się nazywa Związkiem
nauczycielstwa szkół powszechnych.
W pierwszych dniach lipca b. r. odbył się w Krakowie Zjazd tego związku.
Zdawaćby się powinno, że Zjazd członków tak licznego związku wychowawców
naszej polskiej młodzieży, cieszącej się poparciem i opieką władz
szkolnych, poświęci wszystkie chwile i narady swoje rozważaniu, jakiemi
środkami należałoby pogłębić oddziaływanie wychowawcze na dusze młodzieży,
czemby można rozbudzić w młodych tych duszach, nauczycielowi przez
rodziców powierzonych, miłość do Stwórcy i do życia nadprzyrodzonego, jak
nastroić piękne struny pobożności dziecka, aby przez całe dalsze życie
grały hymny wdzięczności dla Boga za Jego niezliczone dary na duszę
nieśmiertelną zlewane.
Tymczasem, jak ze sprawozdań ze Zjazdu tego wynika, wygłaszano na nim
postulaty tak sprzeczne z wymaganiami zdrowego wychowania, tak nienawistne
w stosunku do Kościół i sług Jego, że wzbudziły w społeczeństwie
powszechne uczcie zgrozy i lęku o dusze naszej młodzieży szkolnej.
Już niejednokrotnie miał Episkopat Polski smutną sposobność słyszeć z kół
tego Związku nauczycielskiego głosy, zmierzające do osłabienia, a nawet do
usuwania wpływu religijnego na wychowanie szkolne. Jednakże pocieszaliśmy
się tem, że oderwane głosy nie znają posłuchu w szerokich kołach całego
nauczycielstwa i że przycichną, skoro o szkodliwości swych postulatów na
wychowanie młodych pokoleń się przekonają,
Tymczasem złowrogie te głosy powtarzają się coraz częściej i odzywają się
coraz silniej, bez ogólnego sprzeciwu tych tysięcy nauczycieli, do związku
wpisanych.
Wobec tego dłużej milczeć nie możemy. Walka ta bowiem jest walką o Boga, o
Jego panowanie w duszach młodzieży, o Jego rządy w szkołach polskich, a
nawet w Polsce całej. Walka ta z religijnością w nauczaniu i wychowaniu
szkolnem prowadzi do znieprawienia duszy młodego pokolenia tak, jak
znieprawiła dusze w sąsiednim kraju rosyjskim.
Tej walce, przez odpowiednie czynniki Związki nauczycieli szkół
powszechnych tak niedwuznacznie wypowiedzianej religijności w szkole, jest
naszym pasterskim obowiązkiem się przeciwstawić.
Przeto w imieniu całego Episkopatu Polski my, Komisja, przez tenże
Episkopat wybrana, postulaty, jakie na wzmiankowanym zjeździe krakowskim
wypowiedziano, piętnujemy jako bezbożne i wrogie wierze, Kościołowi
katolickiemu, a zgubne dla Narodu i Państwa. Protestujemy przeciwko temu,
aby w takim duchu wpływano na nasze nauczycielstwo i aby usiłowano w takim
duchu prowadzić młodzież szkolną. Młodzież nasz należy naprzód do
rodziców, potem do Kościoła, a wreszcie do Państwa. Ponieważ rodzice,
Kościół i Państwo zgodnie wymagają, by nauczycielstwo młode pokolenie
wychowywało w duchu religijnym, nauczycielstwo całe do tego zastosować się
jest zobowiązane.
Wiemy, że wielka ilość nauczycieli, nawet należących do Związku, nie
podziela tych wyżej napiętnowanych dążeń, dlatego zwracamy się do nich z
wezwaniem o jasne zajęcie stanowiska w stosunku do tych dążeń, z sumieniem
katolickiego i Państwu oddanego wychowawcy niezgodnych. A jeśliby ich głos
i żądanie zaprzestanie tej walki z religją w szkole nie doznały w tym
Związku nauczycieli uwzględnienia, nie pozostaje katolickiemu
nauczycielowi inna droga, jak Związek taki opuścić, a poprzeć taką
organizację nauczycielską, która religijnemu oddziaływaniu na duszę
dziecka poświęca odpowiednie zrozumienie i poparcie.
Rodzicom zaś katolickim zwracamy uwagę na to wielkie niebezpieczeństwo ich
dzieciom ze strony takich nauczycieli niereligijnych grożące, z tem, aby
pilnie badali, jakim nauczycielom powierzają swe dzieci. Dla nauczyciela,
uczącego według zasad Kościoła i przyświecającego dziecku pobożnością
niech chowają wdzięczność. Jeśliby atoli spostrzegli, że nauczyciel
przepisy wiary lekceważy i swych obowiązków, jako katolicki wychowawca,
wobec dzieci nie spełnia, powinni rodzice, wespół ze swymi duszpasterzami
zażądać przez Rady i Opieki szkolne od Władz zmiany wychowawcy.
Warszawa, dnia 9 sierpnia l930 r.
(-) Aleksander Kardynał Kakowski, August Kardynał Hlond, Adam Sapieha,
Arcybiskup Krakowski, Bolesław Twardowski, Arcybiskup Lwowski, Romuald
Jałbrzykowski, Arcybiskup Wileński, Henryk Przeździecki, Biskup Podlaski,
Stanisław Łukomski, Biskup Łomżyński, Ad. Szelążek, Biskup Łucki.Rzucenie
na szalę walki ze Związkiem odezwy z podpisami kardynałów, arcybiskupów i
biskupów, nie mogło nie odbić się głośnem echem w całym kraju. Prawie
wszystkie pisma bez różnicy kierunków i zabarwień poświęciły odezwie wiele
uwagi. Zwłaszcza pisma klerykalne omawiały ją w najrozmaitszy sposób, a
oczywiście wrogi dla nauczycielstwa sposób.
"Gazeta Świąteczna" np. z 24.VIII.l930, uważając widocznie, że odezwa w
formie zredagowanej przez episkopat jest dla tłumów za mało zrozumiała,
uprzystępniła ja swoim czytelnikom następująco:
Biskupi polscy przeciw gorszycielom dzieci.
Wiadomo, że oddawna już uwijają się wśród nauczycielstwa polskiego najmici
Moskwy, którzy starają się wzorem bolszewickich "bezbożników" wyrugować
Boga ze szkoły. Pozakładali oni i w Polsce swe kółka, jakby gniazda,
"jaczejki", z których się trucizna duchowa do szkół sączy. Nasi
Kardynałowie, Arcybiskupi, Biskupi, dbali o los młodego pokolenia i całego
narodu, z obowiązku pasterskiego byli zmuszeni ostrzec nauczycieli i
rodziców i zwrócić im uwagę na burzycielską działalność wrogów Kościoła.
Odezwę w tej sprawie podpisało ośmiu Najwyższych Dostojników Kościoła z
Kardynałem Kakowskim na czele. Wyjaśniwszy na początku, że wiara jest
niezbędna do pomyślnego istnienia narodu i Państwa, odezwa stwierdza, iż
na zjeździe "Związku nauczycielstwa szkół powszechnych" w Krakowie na
początku lipca tego roku wypowiedziano zasady i żądania, sprzeczne z
potrzebami zdrowego wychowania, pełne nienawiści do Wiary naszej świętej,
Kościoła i duchowieństwa. - Już niejednokrotnie słyszeliśmy takie głosy z
kół owego Związku nauczycielskiego, - mówi odezwa.
Pocieszaliśmy się, że głosy te nie znajdą posłuchu... Tymczasem te
złowrogie głosy odzywają się coraz silniej... Wobec tego dłużej milczeć
nie możemy. Walka ta jest walką o Boga, o Jego rządy. Wkońcu odezwa wzywa
nauczycieli-katolików, których przecie w Związku są tysiące, aby stanowczo
żądali zaprzestania tej walki z religją w szkole, a jeśli związek tego ich
wezwania nie usłucha i walki z Bogiem nie zaprzestanie, to każdy
nauczyciel-katolik powinien taki związek bez wahania opuścić. Rodzicom zaś
katolickim Pasterze nasi zwracają uwagę, aby pilnie badali, jakim
nauczycielom powierzają swe dzieci. Dla nauczyciela, uczącego wedle zasad
Kościoła i przyświecającego dziecku pobożnością, niech chowają swą
wdzięczność. Jeśliby atoli spostrzegli, że nauczyciel przepisy wiary
lekceważy i swych obowiązków wobec dzieci nie spełnia, powinni rodzice
wespół ze swymi duszpasterzami zażądać przez rady i opieki szkolne od
władz szkolnych zmiany wychowawcy. Czuwajcie, aby zło niepostrzeżenie nie
zepsuło wam dzieci, a przez nie całego narodu.Z atmosferą, jaką wytworzyła
odezwa episkopatu dziwnie kontrastuje spokojna, zrównoważona odpowiedź
Prezesa Związku, Senatora Nowaka p.t.: "List otwarty Senatora Stanisława
Nowaka, Prezesa Związku Polskiego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych do
Episkopatu Polski".
List ten brzmi następująco:
Najprzewielebniejsi Arcypasterze!
W niektórych pismach pojawiła się odezwa, podpisana przez Was, Dostojników
Kościoła, skierowana przeciwko organizacji, której jestem prezesem od lat
25, mianowicie Związkowi Polskiego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych.
Odezwę tę spowodowało rzekomo antyreligijne stanowisko Związku w
ogólności, a w szczególności przebieg ostatniego Zjazdu Delegatów Związku,
który odbył się w dniach od 3-6 lipca b.r. w Krakowie.
W odezwie tej czytamy między innemi:
Tu Senator Nowak przytacza szereg wyjątków z odezwy, a następnie pisze:
Przeczytawszy tę odezwę, zdziwiłem się niepomiernie, a to ze względu na
ogólnikowość zarzutów, jak i ze względu na ich bezpodstawność, oraz
zupełny brak oparcia o jakiekolwiek istniejące fakty i dokumenty w postaci
jedynego sprawdzianu, stosowanego do Zjazdó, t.j. uchwał i rezolucyj przez
Zjazd przyjętych lub odrzuconych.Odpowiedź Prezesa Związku, Senatora
Nowaka p.t.: "List otwarty Senatora Stanisława Nowaka, Prezesa Związku
Polskiego Nauczycielstwa Szkół Powszechnych do Episkopatu Polski".
Stwierdzam kategorycznie, iż Najprzewielebniejsi Arcypasterze ulegli
jakiejś niesłychanie perfidnej mistyfikacji wskutek zbyt pochopnego
uwierzenia tym organom prasy, które z motywów politycznych i koteryjnych
zgoła tendencyjnie i wręcz kłamliwie informowały o Zjeździe, zapewne w
interesie drugiej organizacji nauczycielksiej o wyraźnie zakreślonej linii
politycznej.
Nie przeczę, że entuzjastyczny hołd, jaki Zjazd wyraził Prezydentowi
Rzeczypospolitej i Marszałkowi Józefowi Piłsudskiemu, zarysował wyraźnie
kierunek państwowy i narodowy Zjazdu, ale też dzięki temu również
nieprzychylnie nastroił pewien odłą prasy.
Jestem atoli w posiadaniu skrupulatnie zestawionego protokółu Zjazdu (przy
pomocy zapisków stenograficznych), dysponuję oryginalnemi tekstami uchwał
- osobiście uczestniczyłem od początku do końca w obradach przez wszystkie
dni Zjazdu i z całym spokojem i odpowiedzialnością stwierdzić mogę, że
zarzuty, które Najprzewielebniejsi Arcypasterze czynicie Związkowi i
obradom Zjazdu, są wielkiem nieporozumieniem i najzupełniejszą pomyłką.
Nieuczciwość Waszych źródeł informacyjnych stwierdzić może wraz ze mną 483
delegatów, reprezentujących przeszło 40 tysięcy członków z terenu całej
Rzeczypospolitej.
Odpowiedź Prezesa Związku, Senatora Nowaka p.t.: "List otwarty Senatora
Stanisława Nowaka, Prezesa Związku Polskiego Nauczycielstwa Szkół
Powszechnych do Episkopatu Polski".
Tym źródłom zapewne przypisać należy, że odezwa Wasza, mająca wstrząsnąć
sumieniem katolickiego nauczycielstwa i całego społeczeństwa, nie
przytacza i nie byłaby w stanie przytoczyć ani jednego faktu, ani żadnej
uchwały, a szafuje jedynie gołosłownemi zarzutami, które generalizuje i
rozciąga na całą działalność Związku.
Czytając Waszą odezwę, Najdostojniejsi Pasterze - przecierałem oczy ze
zdumienia - i zadawałem sobie pytanie: jestże to dzieło Komisji Episkopatu
Polski, czy też odezwa agitacyjna drugiej organizacji nauczycielskiej?
Zaprzeczając kategorycznie zarzutom czynionym Związkowi i Zjazdowi na tle
walki z religją i Kościołem, muszę lojalnie stwierdzić, że w dyskusji
podkreślano momenty, odzwierciedlające częste konflikty na terenie pracy
szkolnej i obywatelskiej na tle zatargów między poszczególnymi duchownymi,
a nauczycielstwem. Zatargi te w szkole wynikają z tendencji narzucenia
supremacji władz duchownych nad państwowemi, przed czem nauczyciele bronią
się słusznie, nietylko jako funkcjonariusze państwowi, ale jako
praworządni obywatele. Pozwolę sobie przy tej okazji wyrazić
powątpiewanie, czy pogląd, wypowiedziany w odezwie przez
Najprzewielebniejszych Arcypasterzy, iż "młodzież należy naprzód do
rodziców potem do Kościoła - a wreszcie do Państwa" stępi ostrze tej
walki, a przeciwnie, czy w powyższych słowach nie znajdą pewne jednostki z
pośród duchownych uzasadnienia, a nawet zachęty do przejawiania w szkole
drugiej władzy, wznoszącej się ponad tą, którą konstytucja i ustawy
państwowe ustaliły. Jest to tem niebezpieczniejsze, że takiemu poglądowi
wtóruje błędna interpretacja t. zw. okólnik Bartla, którego zniesienia
domagają się nietylko Zjazdy związkowe, lecz i uchwały do Sejmu i Senatu.
Tymczasem z odezwy Waszej, Najprzewielebniejsi Arcypasterze, wynikałoby,
że dla nas "maluczkich" w społeczeństwie, są pewne tematy, dotyczące
naszych funkcyj zawodowych, wzbronione i niedostępne, jakkolwiek wnikają
one w najgłębszą istotę celów i zadań szkoły; że musimy przyjmować gotowe
już formuły wychowawcze bez osobistego współdziałania w tworzeniu nowych
wartości pedagogicznych. Uwaga powyższa łączy się z następującą sprawą,
poruszoną na ostatnim Zjeździe: Jeden z delegatów zgłosił dwa wnioski:
pierwszy dotyczący szkoły świeckiej, drugi - nominacji księdza
Żongołłowicza na wiceministra W.R. i O.P.
Pierwsze zagadnienie, rozważane dzis powszechnie w całym świecie,
motywował wnioskodawca rzeczowo, mimo negatywnego stanowiska względem jego
wywodów olbrzymiej większości Zjazdu. Imieniem "czynników odpowiedzialnych
Związku" jeden z wiceprezesów wystąpił przeciw temu wnioskowi,
podkreślając z naciskiem, że Zarząd główny Związku stoi na stanowisku
ustawy konstytucyjnej, wprowadzającej obowiązkowe nauczanie religji w
szkole.
Wniosek w sprawie szkoły świeckiej odrzucono świeckiej odrzucono
dziewięćdziesięciu kilku procentami głosów. Wniosek drugi w sprawie
nominacji ks. Żongołłowicza usunął z porządku dziennego drugi wiceprezes
Związku, nie poddając go pod głosowanie (jako przekraczający kompetencję
Zjazdu).
Czyż ten fakt nie należałoby raczej podkreślić z uznaniem pod adresem
organizacji i "czynników odpowiedzialnych Związku"? Czy słuszne prawo
delegata na Zjeździe tak wielkiej organizacji w zgłaszaniu wniosków wedle
swego sposobu myślenia może być podstawą do generalizowania zarzutów w
stosunku do całej organizacji jako takiej? Jakże niesumiennie postępowałby
ów, któryby z powodu niewłaściwych lub niewłaściwych lub samodzielnych i
samowolnych wystąpień z pośród duchowieństwa generalizował zarzuty w
stosunku do Kościoła jako takiego! Pomijam w tej chwili rozważanie
wartości takiego wystąpienia, które dziesiątki tysięcy nauczycieli,
poinformowanych ściśle i dokładnie przez swych delegatów i przez związkowy
organ prasowy o przebiegu Zjazdu - wprowadzi w stan rozgoryczenia do
autorów odezwy. Osobiście niezmiernie boleję nad tą taktyką i jej
skutkami, obserwując niesłychane wzburzenie mych kolegów i koleżanek,
praktykujących i żarliwych katolików, którzy przede mną, jako prezesem
Związku, bezpośrednio swe żale wypowiadają.
Wzburzeniu się nie dziwię, gdyż odezwa ta podkopuje autorytet nauczycieli
i jest jakoby zapowiedzią walki z nauczycielem ze strony rodziców, którzy
w odezwie tej znajdują poważną zachętę do zakłócania spokojnej pracy
wychowawczej.
Odpowiedzialność za ten stan rzeczy nie spadnie na barki organizacji
nauczycielskiej, która w programie swej działalności nie przewiduje walki
z religją, z Kościołem i duchowieństwem. Tej walki organizacja nie
prowadziła dotąd i nie prowadzi jej w tej chwili. Nowo wybrany Główny
Zarząd Związku P.N.S.P. na posiedzeniu w dniu 29 lipca b.r., a więc przed
pojawieniem się odezwy Episkopatu, powziął uchwałę, aprobującą
dotychczasową taktykę Związku w tej sprawie. Niemniej organizacja potrafi
skupić swe siły do obrony przeciwko zakusom, godzącym w niezależność
szkoły, tudzież dążnościom podrywającym autorytet Państwa i poniżającym
stanowisko nauczyciela. Wierzę, że każdy członek Związku znajdzie w razie
potrzeby ochronę władz szkolnych, i że może liczyć na poparcie solidnych,
zwartych kadr organizacyjnych i ich przedstawicielstwa.
Mogę Was, Najprzewielebniejsi Arcypasterze zapewnić, że nauczycielstwo
związkowe i jego reprezentanci, tak niesłusznie i niesprawiedliwie
zaatakowani, znajda w sobie dość hartu i siły i nie dadzą się wciągnąć na
teren walki religijnej, co byłoby rzeczą niepożądaną pod każdym względem i
szkodliwą dla celów wychowawczych.
Kończąc moja odpowiedź na Waszą odezwę, Najprzewielebniejsi Arcypasterze,
podkreślam raz jeszcze z naciskiem, że Związek P.N.S.P. jako organizacja
zawodowa i apolityczna przez 25 lat swego istnienia szedł drogą jasną i
prostą, w szczytnej idei wychowania obywatelskiego i mimo nieuzasadnionych
ataków rośnie i potężnieje z dniem każdym na pożytek Najjaśniejszej
Rzeczypospolitej. Ten fakt jest dla mnie, człowieka liczącego 70 lat
wieku, największą dumą i radością, opromieniającą moje życie.
Krynica, 20 sierpnia l930 r.
Stanisław Nowak, prezes Związku P.N.S.P. i senator Rzeczypospolitej
Taką to spokojną odpowiedź dał klerowi Prezes Związku Nauczycielstwa
Polskiego. Odpowiedź ta - to równocześnie wyjaśnienie, dlaczego Związek w
przeciwieństwie do Stowarzyszenia Chrześciajńsko-Narodowego Nauczycielstwa
jest stale przez kler atakowany.
Niezależnie od wypowiedzi Prezesa, Senatora Nowaka, otrzymał również
episkopat odpowiedź od ogółu nauczycieli związkowców. Kadry związkowe
wzrosły liczebnie i wzmocniły się wewnętrznie, odezwa episkopatu
utwierdziła w nauczycielstwie wiarę w słuszność idei, reprezentowanej
przez Związek. Do Warszawy popłynęły setki listów i rezolucyj,
wyrażających uznanie i podziękowanie Prezesowi Nowakowi za zajęte
stanowisko.
Nadeszły również i głosy krytyki. Wielu członkom taktyka Zarądu Głównego
wydała się zbyt łagodna i ci domagali się ostrzejszego traktowania sprawy.
"Czy pozwolą na to Władze, by ksiądz, płatny w myśl konkordatu przez Skarb
Państwa i suto uposażony przez społeczeństwo, rozpalał nienawiść pomiędzy
nauczycielem-urzędnikiem państwowym, a rodzicami powierzonych mu dzieci?"
Tak pisze jeden, a drugi proponuje skierowanie sprawy na drogę sądową, "bo
przecież w demokratycznej Polsce musi być jednaka sprawiedliwość dla
wszystkich".
Dużo podobno miał Zarząd Główny Związku kłopotu, nim uspokoił jako tako
wzburzone umysły.
Niestety, w tej pokojowej działalności nie może Zarząd Główny znaleźć
zrozumienia i współdziałania ze strony kleru. Dziś znów idzie przez kraj
pożoga podburzań - na Śląsku zwłaszcza. "Będziemy łupic aż do skutku" -
zapowiada na zjeździe Stowarzyszenie ks. biskup Adamski.
My, nauczycielstwo, czekamy spokojnie, ale odpowiedzialności za skutki
tego "łupienia" na siebie nie bierzemy.
Zakończenie
Treść: Cel książki. Czy kler scala
Państwo i społeczeństwo. Państwo czy Kościół. Walka księdza z
nauczycielem. Tani antyklerykalizm, a konsekwencja w walce. List
nauczyciela do księdza. Konieczność reakcji.
Książka dobiega końca. Nie ma ona pretensyj do walorów literackich czy
naukowych.
Jest ona jedynie zbiorem faktów jakie nagromadzić mogłam. Sam zbiór
pozostawia wiele do życzenia: nie jest ani kompletny ani też nie obejmuje
faktów najważniejszych. W archiwach i kancelarjach państwowych czy innych
znajdują się liczne i bardziej ważkie dokumenty.
Jeśli jednak, zdając sobie sprawę z tych niedociągnięć, decyduję się mimo
tego książkę tę w świat puścić, to czynię to głównie dlatego, że trzeba,
koniecznie trzeba budować w społeczeństwie tamy przeciwko zalewającemu
kraj nasz klerykalizmowi. Tego wymaga nasza przyszłość państwowa.
Książka spełni swój cel, gdy stanie się drobną cząstką w ogólnej sumie
tych wysiłków, jakie wyrwą kiedyś Polskę z duszących ją dziś objęć
klerykalizmu.Bo zdecydowana akcja przeciw klerykalizmowi musi być u nas
wcześniej czy później podjęta. Niemożliwe jest pogodzenie istotnych celów
państwowych i dzisiejszą władzą i zamierzeniami kleru. W przyszłości albo
interes Państwa albo interes kleru realizowany będzie.
Jeśli zaś świadomość tej prawdy nie przeniknęła jeszcze zbyt głęboko do
wszystkich warstw społeczeństwa, to tylko dlatego, że prawda ta jest
skrzętnie skrywana wśród obłoków rożnych metafizycznych i
niemetafizycznych osłonek, a poczucie państwowe w masach szerokich nie
jest jeszcze w dostatecznym stopniu ugruntowane.
Prócz tego pokutują w jeszcze społeczeństwie różne doktryny, które
przypisują klerowi rolę państwowo-twórczą, a zdarzają się - i to dość
licznie jednostki, które w klerze dopatrują się czynnika scalającego
państwo i społeczeństwo.
Że zapatrywania te są mylne i na fałszywych pozorach oparte, dowodem tego
dziesiątki przytoczonych poprzednio faktów. Kler nie tylko nie spaja, ale
co gorsza dzieli i jątrzy społeczeństwo. W stosunku do poczynań
państwowo-twórczych kieruje się kler własnym i tylko własnym interesem, a
jeśli interes tego wymaga, nie waha się kler rozdmuchiwać w masach niechęć
i nieufność do Państwa i jego urządzeń. Eksploatowanie materjalne Państwa
- niczem jakiejś kolonji afrykańskiej - posuwa kler do ostatecznych
granic. Prawo jednostki do własnych myśli i przekonań jest przedmiotem
szczególnej zaborczości kleru, a nietolerancja, jaką kler ujawnia w
stosunku do niektórych zagadnień społecznych, godną jest często epoki
głębokiego średniowiecza.
Dotychczas świadomość tych faktów nie dotarła jeszcze do głębin ogółu dusz
ludzkich. Z chwilą, gdy to się stanie, przed każdym rozumnym człowiekiem
zjawią się prędzej czy później natarczywe pytania: Państwo czy Kościół,
interes Państwa czy interes kleru, budowa kościołów i plebanij czy budowa
szkół, opieka nad bezrobotnymi czy opiek nad murzynkami, ucisk wyznaniowy
czy tolerancja.
Od odpowiedzi na te pytania, od drogi, jaką wcześniej społeczeństwo
obierze, zależy przyszłość państwa.Osobliwa rola w tym procesie
wyodrębnienia pojęć "Państwo" i "Kościół" przypada nauczycielowi.
Nauczyciel zmuszony jest warunkami życiowemi wcześniej niż ktokolwiek inny
przystąpić do rozwiązywania tego problemu i to nietylko dlatego, że jako
wychowawca młodzieży winien myślą wybiegać w przyszłość dalej niż ogół
społeczeństwa, ale przedewszystkiem dlatego, że w życiu codziennem kler
sam ostrem zwalczaniem szkoły i nauczyciela ustawicznie mu ten problem
narzuca.
Walka między księdzem i nauczycielem jest zjawiskiem codziennem.
Rozpatrując charakter tej walki, stwierdzić trzeba, że przeciwnicy nie
stają do niej jednakowo uzbrojeni.
Z jednej strony widzimy księdza, który wspomagany wiekową tradycją,
znakomicie zmontowanym aparatem organizacyjnym, bezwładnością tłumów i
silnemi argumentami materjalnemi idzie na podbój szkoły i niszczenie pracy
nauczyciela.
Z drugiej strony staje nauczyciel. Nie wspomaga go tradycja, bo
nauczycielstwo to zawód młody, który krzepnie dopiero, wyrabia sobie
metody pracy i należną pozycję w społeczeństwie. Nie pomagają mu tłumy, bo
drogi, które nauczyciel społeczeństwu wskazuje, to zazwyczaj drogi nowe,
drogi postępu, a tłumy nie lubią niemi chodzić. Stosunek zasobów
materjalnych księdza i nauczyciela symbolizują trafnie spotykane na każdym
kroku pałace-plebanje i lepianki-szkoły.A i nastawienie bojowe nauczyciela
i księdza jest różne. Ksiądz - to przeważnie typ agresywny, napastliwy.
Nauczyciel - to zazwyczaj cichy, skromny pracownik oświaatowy, który radby
uniknąć walki, bo w celowej, spokojnej pracy upatruje najpewniejszą
rękojmię realizacji swych ideałów życiowych. Ale walki tej uniknąć nie
może. Wszak i ogrodnik nie będzie spokojnie pielęgnował swoich roślin, w
chwili gdy złośliwy sąsiad płoty mu burzy i nierogaciznę do ogrodu wpędza.
Więc i nauczyciel od walki narzuconej uchylać się nie ma prawa, inaczej
sprzeciwiłby się swemu posłannictwu.
I dlatego walka między księdzem i nauczycielem jest tak częsta. Ogół
nauczycielstwa broni się uparcie przeciwko hegemonji księdza,
przeciwstawiając jej własne programy społeczne. Fakt to pocieszający,
dobrze świadczy o nauczycielu polskim i z otuchą pozwala patrzeć w
przyszłość. Niewątpliwie w bliższej czy dalszej przyszłości nauczyciel
zwycięzcą będzie. Traktując z całem uznaniem i szacunkiem tę odwagę, z
jaką ogół nauczycielstwa do walki z klerem przystępuje, nie można zamykać
oczu na błędy, jakie tu i ówdzie niektórzy nauczyciele popełniają. Trudno
np. pochwalić spotykany niekiedy tam antyklerykalizm. Przejawia się ona
zazwyczaj w nietaktach ze strony nauczyciela, często w bezpłodnych, na
osobistem podłożu opartych wymyślaniach pod adresem księdza, czy księży,
nie dotyka natomiast istoty rzeczy, pozwala, a czsem pomaga panoszyć się
księdzu w szkole i w. społeczeństwie, niekiedy godzi dziwnie niechęć
przeciw księdzu X czy Y z petycjami do kuryj biskupich, czy zapewnieniami
o swej bezwzględnej lojalności. Ten tani antyklerykalizm nie prowadzi do
celu i nie jest właściwą formą walki o wyzwolenie szkoły.Nauczyciel
walczący z księdzem powinien to rozumieć, że jeżeli dany proboszcz czy
wikary podkopuje powagę szkoły, utrudnia i niszczy pracę nauczyciela, to
nie dlatego tak robi, że jest człowiek złym, mściwym, małostkowym czy
zazdrosnym, ale przedewszystkiem dlatego, że jest księdzem i jego rola
społeczna tej taktyki od niego wymaga.
Krótkowzroczne i złudne są marzenia nauczyciela, który wyobraża sobie, że
zamiana księdza X na księdza Y przyniesie pożądaną harmonję między szkołą
a plebanją. Mogą się zmienić formy walki, istota rzeczy pozostanie ta
sama.
Oczywiście mam na myśli nauczyciela o skrystalizowanym światopoglądzie i
ustalonej ideologji, oraz księdza przystosowanego do wytyczonych mu zadań
życiowych. Bez względu na to, jaką formę wzajemny ich stosunek przybierze,
takie dwie jednostki nie pójdą w pracy równolegle, bo cele ich na
przeciwległych leżą biegunach.
Dlatego nie jaskrawość walki i złośliwe czy małostkowe szukanie punktów
zaczepnych, ale konsekwencja postępowania, mocne wytyczenie linji
kierunkowej, oraz głęboko pojęta godność człowieka i zawodu największe
posiadają tu walory.Z przyjemnością stwierdzić trzeba, że wśród
nauczycielstwa prawda ta coraz więcej znajduje zrozumienia. Na dowód
przytaczam list, jaki pewien nauczyciel wystosował do proboszcza w swej
wiosce.
B..., dnia 22 grudnia l927 r.
Przewielebny Księże Kanoniku!
Pismo z dnia l8.XII. l927 r. zmusza mię do odpowiedzi nietylko na sprawę w
niem poruszoną, ale także i to przedewszystkiem do odpowiedzi na pytanie,
dlaczego współdziałanie szkoły z tutejszą plebanją nie istnieje i istnieć
nie może.
List Księdza Kanonika daje mi sposobność do wyjaśnienia części
niedomówień, jakie między nami nagromadziły się w ciągu lat przeszło
pięciu. Trzeba te sprawy raz wyświetlić, bo przecież trzeba dać świadectwo
prawdzie.
Otóż w chwili przybycia mego na Śląsk i objęcia kierownictwa szkoły i
kierownictwa duchowego w B. jestem ciągle narażony na ataki, prowokacje,
nędzne intrygi, skargi i.t.p., a pewne czynniki mieszają się do mego życia
prywatnego, jak też do życia mojej rodziny.
Wielokrotnie stwierdziłem, że źródłem wyżej wymienionego jest właśnie
Ksiądz Kanonik.
W ciężkiem położeniu jest człowiek, mający tak jak ja - w nowem środowisku
do przeprowadzenia ważne zadania skutecznego przeciwstawienia się atakom
niemieckim na polską szkołę. W realizowaniu tego zadania - nieraz
przechodzącego siły człowieka - gotów jestem do współpracy z każdym
czynnikiem, któryby nie budził we mnie wątpliwości, czy współpraca moja
nie zostanie nadużyta do czynów nieetycznych lub niemających nic wspólnego
z interesem państwowym.
Do współpracy między mną, a plebanją nie przyszło.
Zamiast pomocy i zrozumienia spotkałem się z podburzaniem ludności, z
obniżaniem mej powagi wśród ludu, z sianiem niezgody i intryg wśród
nauczycielstwa, ze skargami w Katowicach. A stwierdzić muszę, że ataki te
były przeważnie skryte, przysłonięte zazwyczaj maską obłudnej uprzejmości
i że ujawniały się one najczęściej w okresach wpisów do szkoły, a więc w
momentach, kiedy i obóz niemiecki na mnie ze zdwojoną zajadłością uderzał.
Skądże taka zawzięta walka z polskim nauczycielem na kresach ze strony
Duchowego i Senatora Rzeczypospolitej?
Oto to wszystko działo się dlatego, że nie podporządkowałem się Księdzu i
nie zatknąłem Jego wzorem sztandaru partyjnego na szkole mej pieczy
powierzonej, że zamiast partyjnictwa szerzyłem wśród ludności
uświadomienie obywatelskie i państwowe, że przeciwstawiałem się
wszystkiemu, co sprzeciwiało się idei państwowości. Oto działo się to
dlatego, że w chwil i nędzy ogólnej i bezrobocia nie wyłudzałem od ludu
pieniędzy na murzynów afrykańskich i inne podobne cele, ale w miarę sił i
możności starałem się służyć temu ludowi radą i pomocą, by tem ulżyć jego
ciężkiej doli.
Oto działo się tak dlatego, że w pracy mojej nie zawierałem kompromisów z
etyką i nie paczyłem pojęć etycznych wśród ludności, jak to czynił Ksiądz
Kanonik, a zarazem Senator Rzeczypospolitej, gdy wygłaszał dwujęzyczne
hymny pochwalne nad grobem hakatysty i byłego dostawcy żywego towaru.
Tak - między nami współpracy nie było, bo być w takich warunkach nie
mogło. - I cele nasze - i metody - i pojęcia nasze są różne...
W sprawie pisma samego proszę przyjąć do wiadomości, że jakkolwiek
ostatnie wieki przyniosły nam wiele zdobyczy naukowych i wiele wynalazków,
to jednak bezsprzecznie największą zdobyczą lat ostatnich są "Prawa
Człowieka" i gwarancja jego wolności i przekonań osobistych. Wprawdzie
koszmary średniowiecznej nietolerancji tułają się jeszcze po rozmaitych
zaułkach kuli ziemskiej, jednak oddech ich stracił już moc dawną i nie
jest już niebezpieczny.
Wypraszam sobie stanowczo zajmowanie się moją osobą i memi stosunkami
rodzinnemi. Niechaj Ksiądz Kanonik zrozumie, że w żadnym wypadku nie
pozwolę osobom postronnym do mieszania się w sprawy, których
rozstrzygnięcie do mnie wyłącznie należy.
List nie wyczerpał jeszcze sprawy - jeślibym został znowu kiedy zaczepiony
- powrócę do tematu, a o ile zajdzie potrzeba tego, odpowiem publicznie.
Kreślę się z należnem poważaniem.
(Podpis).
Tak wygląda szczery list nauczyciela do księdza po pięciu latach ich pracy
an wspólnym terenie. Mam wrażenie, że gdyby wśród nauczycielstwa rozpisać
ankietę na temat braku współpracy między szkołą a plebanją, argumenty
przytoczone w liście powtórzyłyby się wielokrotnie w różnych
odmianach.Jeżeli tak jest, jeżeli przy dzisiejszym układzie stosunków
społecznych istotna, celowa współpraca nauczyciela i księdza nie ma
podstaw życiowych, koniecznem jest, by z faktu tego i przyczyn jego zdała
sobie sprawę państwowo uświadomiona część społeczeństwa i wysnuła z tego
odpowiednie wnioski.
Nie jest normalnym stan taki, że Polska posiada jeden z najgorszych
konkordatów w świecie, że kler ma w Polsce wszelkie uprawnienia, a
obowiązki wobec Państwa minimalne, że kler gromadzi w swych rękach
olbrzymie kapitały, które winny być użyte na potrzeby państwowe, że siły
społeczne narodu wyzyskuje ze szkodą dla Państwa do swych egoistycznych
celów, że utrudnia wszelki postęp społeczny.
Nie jest obojętną sprawą, że kler ogarnął swemi wpływami szkołę polską,
która przecież inne przed sobą ma zadania, niż wysługiwać się klerowi.
Dlatego koniecznem jest zajęcie wobec tych spraw przez społeczeństwo
jasnego, zdecydowanego stanowiska, które byłoby zgodne z istotnemi
interesami Państwa.
Posłowie
Wydawnictwo "Toporzeł" oddaje w Państwa ręce niepublikowane jeszcze po
wojnie materiały, zebrane przez członków Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Po blisko sześćdziesięciu latach odzyskały swoją aktualność. Instrukcja
dotycząca wprowadzenia religii do szkół, senacki projekt ustawy
antyaborcyjnej, zagrożenie legalności rozwodów, pielgrzymki wojska i
policji... to już współczesne akty ingerencji Kościoła Rzymskokatolickiego
w życie Państwa.
Czytając tę książkę, może razić prymitywny charakter wypowiedzi księży,
mogą też nasuwać się podejrzenia o tendencyjną złośliwość piszących. Nie
zapomnijmy jednak, że są to materiały archiwalne i że kler w latach
międzywojennych takimi metodami swój cel osiągnął. Nawet dzisiaj, w
niewielkich parafiach, kazania proboszczów jeszcze przypominają te, które
uwieczniła Janina Barycka.
Minął zaledwie rok od czasu, gdy władzę w Polsce objęli ludzie wylansowani
w głównej mierze przez Kościół, by już szacunek dla prawa ustąpił miejsca
politycznej brutalności tych, którzy czują się silni. Kilka miesięcy temu
biskup Alojzy Orszulik zarzucił publicznie rzecznikowi praw obywatelskich
prof. Ewie Łętowskiej, że nie powinna się troszczyć o "prawidłowość
abstrakcyjnych konstrukcji prawotwórczych". Tą abstrakcją była oczywiście
jawna sprzeczność instrukcji o wprowadzeniu religii do szkoły z
Konstytucją Rzeczypospolitej. Dlaczego Kościół tak bezkompromisowo
wtargnął do szkół? Odpowiedzi udzielają strony tej książki.
Dzisiaj na naszych oczach kler znowu zdobywa coraz większe wpływy. Zdobywa
je, bo po czterdziestoletniej przerwie społeczeństwo nie pamięta o
konsekwencjach jego "zwycięstw". Nie zapomnijmy, że Kościół to nie tylko
niewinne miejsce religijnego kultu i urokliwa bogactwem, niewinna
tradycja, lecz przede wszystkim wpływowa siła polityczna. Siła, która chce
nas sobie podporządkować.
Idąc w ślady Janiny Baryckiej chcielibyśmy, przy Państwa Pomocy, wzbogacić
jej książkę o kilka współczesnych rozdziałów. Wiele istotnych dla
społeczeństwa zdarzeń nie jest dokumentowanych i rozpływa się w
codzienności życia. Warto je utrwalić, by uzupełnić wiedzę następnych
pokoleń o fakty często zmieniające oficjalny obraz naszej historii.
Robert Fraj - Wrocław, styczeń l99l (
W publikacji zostały zachowane oryginalna pisownia i interpunkcja ).
|